XIV
Gdy tylko dotarliśmy na umówione miejsce spotkania, w moje nozdrza uderzyła mocna woń alkoholu wymieszana z obłędnie słodkim zapachem. Nie miałam pojęcie co to było, lecz pachniało wspaniałe.
- Czujesz? - zapytał nagle Astar. Kiwęłam głową. - To owoce Retonu. Na tej planecie jest ich pełno, a w smaku są przepyszne. - Uśmiechnął się do mnie i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę sporego stołu, na którym rozłożone było jedzenie i picie.
Chłopak wziął kawałek owocu do ręki. Był żółto - różowy, okrągły, pokrojony w plasterki. Przybliżył się do mnie i wsadził mi owoc do ust. Nie spodobało mi się to więc zmarszczyłam brwi. Zaśmiał się cicho i przejechał dłonią po moim policzku. Rozgryzłam jedzenie i wręcz utonęłam we wspaniałym smaku. Smakował obłędnie, był delikatny i słodki, dawał przyjemny kwaśny posmak. Przymknęłam na chwilę oczy, aby je później otworzyć.
- Miałeś racje... to jest zajebiste. - Przyznałam, a na moje usta wkradł się głupi uśmiech. -Teraz czas na coś mocniejszego!
***
Zabawa trwała w najlepsze. Spróbowałam już chyba każdego rodzaju alkoholu. Byłam nieźle wstawiona, ale jeszcze nie pijana. Miałam mocną głowę. Zachowałam zdrowy rozsądek i postanowiłam nie dotykać więcej alkoholu, żeby nie mieć jutro na treningu kaca.
- Zatańczysz? - zapytał mnie Astar i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Chętnie. - uśmiechnęłam się. Muzyka która leciała w tym momencie mylą idealna do rytmicznego podskakiwania i wymachiwania w górę rękami. Byli tu chyba wszyscy uczniowie zakonu, ponieważ było dość tłoczno. Parę razy otarłam się lekko biodrami o przyjaciela, zanim w dalszym imprezowaniu nie przerwał nam krzyk.
- A co tu się dzieje?!
***
Hej! Co u was?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro