XII
Nigdy nie sądziłam, że na innych planetach istnieje życie. Że dzieje się tam tyle, ba, że w innych galaktyka istnieją stworzenia inteligentniejsze od ludzi. Zdziwiłam się bardzo również gdy wylądowaliśmy na rzekomej Naboo. Planeta ta była piękna. Gdy wysiedliśmy ze statku, chłopak pociągnął mnie w stronę miasta. Wszystko tu było ogromne i bogato zdobione, jak dla królów.
- Jako uczennica zakonu dostajesz pieniądze na wydatki własne, co tydzień. Odebrałem pierwszą twoją wypłatę. - Astar podał mi białą kopertę, w której znalazłam kilka dość specyficznie wyglądających banknotów. - Powiedz mi co chcesz kupić, a ja cię zaprowadzę w odpowiednie miejsce. - Kiwnęłam potwierdzająco głową i pomyślałam przez chwilę.
- Ubrania mam, ale nie mam żadnych kosmetyków. I potrzebuję jeszcze pastę do butów. - powiedziałam i zostałam pociągnięta przed siebie. Weszliśmy do prawdopodobnie sklepu i stanęliśmy przed regałem z prawdopodobnie kosmetykami.
- Co dokładnie potrzebujesz? - zapytał mnie przyjaciel.
- Podkład, tusz do rzęs, cienie do powiek, eyeliner, jakiś błyszczyk, krem do twarzy, tonik... - wymieniałam, a chłopak wrzucał po kolei rzeczy do koszyka.
- Przez kilka lat jeździłem ze straszą siostrą na zakupy. Jednak mi się to przydało. - wyjaśnił gdy spojrzałam na niego niezrozumiale. W drodze do kasy wzięłam jeszcze coś co przypominało pastę do butów i czarną szminkę. Zapłaciłam i wyszliśmy ze sklepu. Astar zaproponował lody, więc chętnie się zgodziłam. Szliśmy rozmawiając i śmiejąc się, aż w pewnym momencie zobaczyłam lokal do którego weszliśmy.
***
- Nie wierzę, że przekółaś sobie wagę. - Zaśmiał się Astar lądując w hangarze na Zakalo.
- Czemu? Od dawna to planowałam. - odwzajemniłam uśmiech przygryzając lekko metalowe kółeczko zdobiące od teraz prawą stronę mojej dolnej wargi.
- To mi tak trochę do ciebie nie pasuje. Powiedz lepiej, po co ci czerwona farba do włosów.
- Blond nie jest moim naturalnym kolorem, tylko czerwień. Nie chcę ich dłużej farbować, robiłam to przez całe życie. - odpowiedziałam i wyszliśmy z maszyny. Szliśmy w kierunku mojego pokoju, gdy podbiegł do nas ten sam chłopak, co wczoraj wskazał mi drogę. Dowiedziałam się, że nazywa się Ashton.
- Hej Astar! Cześć Astrid. Wpadniecie na dzisiejszą imprezę? - zapytał.
- No pewnie! Gdzie i o której? - odpowiedziałam. Zdaje mi się, czy Ash się zarumienił?
- Za dwie godziny, największa sala treningowa. Muszę już lecieć, pa! - krzyknął chłopak i odbiegł. Po krótkim spacerze przez korytarze zakonu dotarliśmy do mojego mieszkania. Wiedziałam, że Astar albo tu zostanie aż do imprezy, albo pójdzie się przebrać i wróci. Zapowiada się ciekawy wieczór.
***
Rozdział nie sprawdzony! Proszę o wytykanie jakichkolwiek błędów. Jak wam się podoba?
10 ⭐ - next
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro