V
Po rozmowie z mistrzem udałem się do mojego statku, drugim poleciał jeden z generałów i oddział szturmowców. Planeta o nazwie Ziemia znajduje się w zupełnie innym układzie planetarnym, leci się do niego kilka dni. Nie dziwię się, że nigdy nie słyszałem o tej planecie, podobno tam nikt nie ma pojęcia o Mocy.
W nadprzestrzeni mogłem lecieć tylko trzy dni, przez resztę czasu musiałem siedzieć za sterami. Komputer nie mógł obliczyć trasy, ponieważ nikt z Najwyższego Porządku nigdy tam nie był. Najbardziej jednak zdziwiła mnie atmosfera Ziemi, która była o wiele mocniejsza niż na jakiejkolwiek innej planecie. Wylądować musiałem w lesie, żeby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Wraz z oddziałem szturmowców ruszyłem przed siebie, prowadzony przez Moc.
***
Gdy zobaczyłem uciekającą blondynkę, wiedziałem, że to ona. Biła od niej tak ogromna Moc, że ledwo byłem w stanie się skupić. Na początku próbowałem wedrzeć się do jej umysłu, jednak po drodze napotkałem tak mocną barierę, że nie byłem w stanie się przez nią przebić. Użyłem więc Mocy i zatrzymałem dziewczynę w powietrzu. Starałem się ją uśpić, jednak opierała mi się. Długo, za długo. Nawet moi najlepsi uczniowie nigdy tyle nie wytrzymali. W końcu jednak uległa i przestała się miotać, straciła przytomność. Odstawiłem ją na ziemię, i sam zatoczyłem się. Musiałem użyć dużo siły żeby ją obezwładnić. To nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy.
Machnąłem ręką na dwóch pierwszych szturmowców, żeby zabrali ją na mój statek, zmieniłem jednak zdanie, gdy zobaczyłem, że upuszczają dziewczynę na spory kamień, przez co z jej łuku brwiowego zaczyna sączyć się krew. Już wcześniej jeden z żołnierzy postrzelił ją, a przecież nie chcę żeby się wykrwawiła. Wyciągam więc mój miecz świetlny i zabijam ich. Sam biorę ją na ręce i zanoszę do mojego statku. Coś nie pozwala mi jej skrzywdzić, każe o nią dbać i opiekować się nią. Tylko co to jest? No tak, coś co kieruje całym moim życiem. Moc.
***
Powoli otworzyłam oczy, przypominając sobie jednocześnie dlaczego spałam. No tak, porwanie. Leżałam przykuta do jakiegoś dziwnego fotela, w połowie leżałam. Niestety nie miałam szansy na dalsze zastanawianie się co tu robię, ponieważ do pomieszczenia w którym się znajdowałam weszła postać, ubrana na czarno.
- Jesteś silniejsza niż myślałem. - mruknęła cicho, lecz ja usłyszałam zniekształcony przez, również czarną, maskę głos.
- Dziękuję za koplement, ale czy mogłabym dowiedzieć się co tu robię? Dlaczego jestem związana? I czemu tak okropnie boli mnie noga? - dopytywałam.
- Nie masz prawa się do mnie odzywać, czy ty w ogóle wiesz kim ja jestem?! - podniósł głos, na co lekko się wzdrygnęłam.
- Pedofilem który uciekł z psychiatryka? - chciałam się z nim trochę podrażnić, ale chyba nie spodobało mu się, ponieważ poczułam nagły ból głowy. Przyłożył mi rękę w rękawicy do głowy i próbował dostać się do myśli. Właśnie, próbował, ponieważ mu na to nie pozwoliłam i odparłam jego atak. Szybko oderwał dłoń i stanął w miejscu , jakby nie wiedząc co zrobić.
- Niech zgadnę, jesteś tak brzydki ze musisz nosić maskę, a jak ją zdejmiesz to zwymiotuję, mam rację? - zapytałam z zadziornym uśmiechem. Ku mojemu zdziwieniu, postać dotknęła maski, i zaczęła zdejmować. Moim oczom ukazała się twarz młodego chłopaka o kruczoczrnych lokach do ramion, sporym nosie, oraz granatowych oczach. Ze zdziwieniem patrzyłam na niego dobre kilka minut.
- I co? Zdziwiona? - muszę przyznać, jego głos jest obłędny.
***
Mam do was pytanie. Wolicie dłuższe rozdziały rzadziej czy krótsze częściej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro