Wyznanie
Pisane podczas nieprzespanej nocy. Mój pierwszy shot, więc proszę się nie zrażać, myślę o napisaniu kolejnej części w dalekiej przyszłości.
Życzę miłej lektury.
~*~
Po pracy miałem spotkać się z terapeutką. Dostałem nocny dyżur w szpitalu, więc stwierdziłem, że przełożę wizytę na inny dzień. Sherlock mówi, że już ich nie potrzebuję. Podświadomie o tym wiem, ale przyzwyczaiłem się już do regularnych spotkań. Mam wtedy komu zwierzyć się z poczynań Holmesa, których nie wypada opisywać na blogu. Mówię jej o dziwnym, nadwrażliwym zachowaniu mężczyzny podczas obecności w mieszkaniu moich dziewczyn, oraz o tym jak zabiega o moją uwagę. Gdyby Sherlock nie był aseksualnym, socjopatą poślubionym swojej pracy pomyślałbym, że jest zazdrosny.
-To absurdalne, John! - zganiłem się w myślach.- Jak w ogóle mogło przyjść mi to do głowy?!
~*~
Dyżur dłużył się niemiłosiernie, a SMS-y Holmesa pytające kiedy wrócę, bo mu się nudzi (nudzi o 4 nad ranem!) doprowadzały mnie do szału. Odpisywałem mu tylko żeby położył się spać, bo jestem zajęty. Oczywiście natychmiastowo dostawałem odpowiedź (gdzie on nauczył się tak szybko pisać?) pisał, że gdy jest sam w mieszkaniu to nie potrafi zasnąć. Nie udzielałem odpowiedzi, bo i po co? Zapewne jakiś eksperyment społeczny badający poziom mojej empatii...
Niech się wypcha.
~*~
-Jestem!- powiedziałem wchodząc po schodach Baker Street
-Zauważyłem John, nie musisz się drzeć- sapnął z irytacją.
Ta mi ciebie też miło widzieć.
Ale chociaż nie zapomniałem kupić mleka... tyle dobrego.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu mężczyzny, zamiast tego zobaczyłem niebieski kokon w jedwabnym szlafroku ulokowany na kanapie przy ścianie.
-Wszystko dobrze? -zapytałem niepewnie.
Szatyn na te słowa tylko podniósł głowę i przewrócił się na bok, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
- Herbaty - wychrypiał.
Na co tylko głośno odetchnąłem,
bez słowa poszedłem do kuchni nastawić wodę na napój dla Sherlocka, przy okazji odkładając zakupy. Jak zwykle zastałem tam niewyobrażalny bałagan.
-Sherlocku, co robią martwe żaby w zlewie? - zapytałem nadzwyczaj spokojnie w stosunku do zaistniałej sytuacji. Gdyby coś takiego zdarzyło się jeszcze kilka lat temu, przed zamieszaniem z szarookim pewnie dostałbym ataku serca.
-Ehh John, sprawdzałem jaka ilość arsz...
-Dobra skończ! Zmieniłem zdanie, już nie chce wiedzieć, ale masz to później posprzątać... - wtrąciłem żwawo gestykulując.
W odpowiedzi dostałem tylko ciche parsknięcie, które mogło oznaczać dosłownie wszystko. Od " i tak wiem że zrobisz to za mnie" do "nie gadaj tyle, tylko pośpiesz się z zaparzaniem herbaty".
Czasami takie zachowanie strasznie mnie irytowało, miałem wtedy ochotę wyjść i już nie wracać, jednak coś strasznie mnie tu przyciągało. (Może nie coś, a ktoś?)
Widocznie jakiekolwiek resztki instynktu samozachowawczego, które odziedziczyłem po przodkach Watson, którzy przed kilkoma milionami lat temu unikali groźnych, niebezpiecznych drapieżników, wyparowało...
Z moich przemyśleń o tym, jakich dźid używali prehistorycznyczni Państwo Watson, wyrwał mnie dźwięk gotujacej wody. Po przygotowaniu napoju dla Pana jestem-leniwy-i-nie-chcę-mi-się-ruszyć-dupy-żeby-zrobić-sobie-herbaty Holmes (taaa, trochę mnie poniosło), zaniosłem mu napar po czym przysiadłem na krańcu kanapy i wyciągnąłem rękę w jego kierunku dotykając czoła, chcąc sprawdzić czy ma gorączkę. Jego ciało wprost płoneło z gorąca.
-Sherl, jesteś chory, przyniosę Ci jakieś leki. Poczekaj.
-Pff i tak się nigdzie nie wybieram, w przeciwieństwie do ciebie...
Poszedłem do łazienki, po chwili wróciłem z lekarstwami.- Przeszkadza ci, że spotykam się z ludźmi i wychodzę na randki?- Spytałem podając mu kilka tabletek.
Przez chwilę twarz Sherlocka wyrażała zastanowienie.- Tak, przeszkadza mi to- stwierdził po chwili myślenia, połykając kapsułki.
Jęknąłem z niedowierzania.- Błagam cię, nie mogę zrezygnować z życia towarzyskiego tylko dlatego, że nie ma kto zrobić ci herbaty.
-John tu nie chodzi tylko o głupią herbatę, chociaż przyznaję zrobiona przez ciebie smakuje najlepiej.
-W takim razie o co chodzi? Wytłumacz mi to- zażądałem, siadając na brzegu kanapy, gdzie mężczyzna zajmował trochę mniej miejsca.
Jego szaro-niebieskie oczy studiowały mnie z niezwykłą dokładnością. Po chwili podnosząc się do siadu odezwał się, jego twarz była bardzo blisko mojej, przez co czułem na policzku jego miarowy oddech. Po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Wreszcie mogłem przyjrzeć się jego twarzy z bliska. - Nie mogę patrzeć jak jakaś obca kobieta się do ciebie przystawia, jak pokazuje mi, że jesteś tylko jej. Czuję wtedy niewyobrażalny ból w sercu i skurcz żołądka, nie mogę tego porównać do niczego innego.-mówił delikatnie głaszcząc mój policzek, przez co odległość między nami jeszcze bardziej się zmniejszyła. -Nie mogę spać że świadomością, że w twojej sypialni jest intruz. Najbardziej na świecie chce mieć ciebie tylko dla siebie. Chcę móc budzić się i zasypiać u twojego boku. Chcę być jedyną osobą, która wie o tobie wszystko, zna wszystkie twoje rytuały, zna każdy skrawek twojego ciała.
-Masz gorączkę, bre...-nie zdążyłem dokończyć, poczułem nieśmiałe muśnięcie Holmesowskich warg na swoich. Wiele razy wyobrażałam sobie ten moment, ale przez myśl mi nie oprzeszło, że ten pierwszy pocałunek będzie tak subtelny i ociekający delikatnością.
Gdy otworzyłem oczy i spojrzałem w jego kierunku ujrzałem najpiękniejszy rumieniec jaki tylko mogłem sobie wyobrazić. -Sherlocku powiedz to...
-Co? -Zapytał gładząc mnie po policzku.
-Powidz co do mnie czujesz. Chcę to usłyszeć.
Patrzył prosto w moje oczy przez dłuższy czas.-Kocham cię John, tak bardzo cię kocham. Nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia bez ciebie. Gdyby teraz cię zabrakło załamałbym się.
Po tych słowach złączyłem nasze usta w długim i pełnym namiętności pocałunku. Teraz już nie było odwrotu. Gdyby okazało się to tylko eksperymentem nie mógłbym powiedzieć, że o wszystkim wiedziałem. Jednak wierzę, że wszytko co dzisiaj mi wyznał jest szczerą prawdą.- Ja ciebie też kocham, Sherl.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro