~30~
Raphael
Przysnąłem zaledwie na pare minut kiedy obudziły mnie ciche krzyki zza moich pleców
Szybko się odwróciłem.Zobaczyłem śpiącą Larote,która lekko kopała nogami i coś majaczyła przez sen,lecz nie dało się z tego nic zrozumieć. Wyglądała na bardzo przestraszoną
-Lara,obudź się!-szturchnołem ją po ramieniu
-RAPH?!!!-obudziła się przerażona-MÓJ BOŻE,TY ŻYJESZ!!!-rzuciła mi się w ramiona z płaczem
-T-tak,żyje-oznajmiłem lekko zakłopotany
-Śniło mi się że cię straciłam-powiedziała ze łzami w oczach
-Ćśśś...jestem przy tobie,nie musisz się już bać-czule pogłaskałen ją po głowie szepcząc do ucha
-Ś-śniło mi się że zginołeś-rzekła smutno.W jej głosie można było wyczuć cierpienie i rozpacz jaką okazywała jej twarz-Podczas tej walki.O-on odepchną cię na ścianę i wbił nóż w twoje s-ser...-wtulona w mój tors zaczeła gożko płakać
-No już,już...to był tylko zły sen i się nigdy nie powtórzy jestem tego pewien-starałem się ją pocieszyć jednocześnie ociersjąc jej łzy
-Wtedy...byłam całkowicie bezsilna...nic nie mogłam zrobić...t-teraz też tak jest-wyszeptała
-Mylisz się! Możesz więcej niż myślisz i ja to wiem-mówiłem-Nie pozwól aby cokolwiek albo ktokolwiek ci wmówił że jest inaczej!
-Dzięki Raph-dodała spokojnie ocierając resztki wody z twarzy-Nie jesteś na mnie zły?
-Niby za co?-uśmiechnąłem się do niej promiennie
-Z-za to że cię obudziłam?
-Wiesz że możesz mnie budzić kiedy tylko zechcesz-oznajmiłem kładąc swoją ręke na jej dłoni-Budzenie się obok ciebie jest jeszcze lepsze niż spanie
Zapadła cisza
-Raph?-odezwała się lekko zaczerwieniona
-Tak?
-Chcę cię o coś spytać...
-Myślałem że zakończyliśmy serie pytań-zaśmiałem się pod nosem
-T-to troche inne pytanie-jej słowa mnie zaciekawiły
-Pytaj śmiało.Nie mam przed tobą żadnych tajemnic!
-Czy mnie kochasz?-spytała
Tego się nie spodziewałem
-J-ja...-zatkało mnie
-Raph,zadałam ci pytanie...czy mnie kochasz?-powtórzyła z powagą
-Lara,nie chciałem tego robić w taki sposób,ale niestety nie mam innego wyboru-no dobra teraz albo nigdy.Niech się dzieje co ma się dziać.Wziąłem głęboki wdech,wydech i zaczołem mówić-Lara...j-ja...ja cię kocham!
Zapadła niezręczna cisza.Serce waliło mi jak oszalałem,a moje czoło zmieniało się w wodospad Niagara z potem
-Naprawde?-zdziwoła się Larota
-Tak naprawde!-potwierdziłem-Kocham cię już od bardzo dawna,może nawet od pierwszego wejrzenia,ale uświadomiłem to sobie dopiero niedawno,ale teraz jestem pewienale tego co do ciebie czuje!
Znowu zapadła cisza
-R-Raph,dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?
-Nie miałem odwagi wyznać ci tego w prost.Zwyczajnie się bałem że odtrącisz moje uczucia-powiedziałem z błagalnym wzrokiem
-Ale z ciebie strachajło-skomentowała półżartobliwie
-T-to znaczy że t-ty też mnie kochasz???-z niecierpliwością czekałem na jej odpowiedź
-Jeśli miłość oznacza motyle w brzuchu,troskę o drugą osobę i szybsze bicie serca,to tak! Kocham ciebie najmocniej jak tylko potrafię-jej oczy aż zabłysnęły z zachwytu,podobnie jak moje
-L-lara...j-ja nie wiem co powiedzieć-w środku cieszyłem się jak dziecko
-Więc nic nie mów-dotknęła wskazującym palcem moich ust-Zamknij oczy-bez wachania zrobiłem co mi kazała
Poczułem na swoich ramionach jej ciepły dotyk wędrujący do szyji.Jej ręce zatrzymały się na moich zarumienionych policzkach.Jej twarz zaczeła się do mnie powoli zbliżać,wiedziałem co zaraz nastąpi
Zanim się obejrzałem nasze usta były złączone w namiętny pocałunek
To było coś niesamowitego! Jej usta były takie delikatne,a jednocześnie gorące.Mógłbym tak trwać trwać w nieskończoność.
Jeśli jakimś cudem Mikey albo co gorsza Cejsi(nawet nie wiem jak miałby się tu znaleźć)mi przeskodził to nawet tortury w piekle były by niczym w porównaniu z tym co bym zrobił temu idjocie!
-Podoba ci się?-spytała między pocałunkami Lara
-Łał-odpowiedziałem zachwycony
-A to jeszcze nie koniec-oznajmiła uwodzicielsko
Chwyciła za końcówmi bandany przyciągając mnie do siebie.Wylądowałem na niej w pozycji czworakującej jak pare godzin temu,ale zamiast się opierać pocałowała mnie jeszcze raz tylko namiętniej niż ostatnim razem,w tym czasie oplotła swoje nogi wokół moich bioder,a ręce wokół szyji.
"Umarłem i trafiłem do nieba"-tak sobie pomyślałem
Czułem jak jej język ociera się o mój,a jej nogi szmerły mnie po udach i piodrach.
Byłem tak rozpalony że kolor mojej skóry musiał się już dawno zlać z kolorem maski.
W pewnym momencie Lara przestała się ruszać,nawet oddychać.Spojrzałem na moją ręke ubrudzoną jąkać cieczą.
Tą cieczą była krew...krew Lart,a w dłoni trzymałem jedno z moich Sai całe we krwi wbite w serce Laroty.
-O NIE,CO JA ZROBIŁEM?!?!!!-sputałem z krzykiem sam siebie
Wyjąłem z klatki piersiowej ostrze i starałem zachować krwawienie,ale nie przynosiło to żadnych efektów.Krew lała się z każdej strony i nie chciała przestać.
-LARA,OBUDŹ SIĘ,NIE RÓB MJ TEGO,NIE TERAZ!!!-krzyczałem do niej w nadzieji że mnie usłyszy...ale...było już za późno
Sprawdziłem jej puls.Brak
-NIEEEEEEEEE!!!!!-wrzasnołem rozpaczliwie na całe gardło ze łzami w oczach
-...Raph...Raph...OBUDŹ SIĘ!-usłuszałem znajomy głos
-AAAAAAJEZUSMARIA!!!-ze strachu krzyknąłem jak mała dziewczynka,albo Cejsu,jakoś nie słyszę różnicy.
Otworzyłem oczy z przerażeniem.Cały czas byłem w tym samym pokoju.
Odruchowo złapałem moje Sai,które leżało na szafce nocnej i wymierzyłem nim energicznie w osobe leżącą obok.
Tą osobą była Lara
-RAPH?!!!-krzyknęła przerażona dziewczyna na widok ostrza kierującego się w jej twarz
W ostatniej chwilo broś zatrzyłała się tuż nad jej czołem,a raczej to ona ją zatrzymała,rękami złożonymi jak do modlitwy.
-Co ja wyprawiam?-spojrzałem z przerażeniem na moją broń która lada moment miała uśmiercić osobe którą kocham
Larota chyciła za moją dygocącą ręke i wyrwała z niej ostrze odrzucając je na bok.
Objęła mnie czule swojimi rękami
-Więcej mnie tak nie strzasz...BO NA ZAWAŁ WYKITUJĘ!!!-rzekła poddenerwowana
-Nie pozwole ci umrzeć już nigdy więcej!-postanowiłem
-Ale jak to "już nigdy więcej"przecież ciągle żyje,a zmartwychwstać nie umiem-popatrzyła się na mnie zdumiona
-Może kiedyś ci to wyjaśnie-ziewnołem-Teraz śpijmy
Czarnowłosa przytaknęła i położyła się na swoim miejscu.Ja natomiast przysunąłem się do niej bliżej obejmująj ją czule.
-E-echem...przestrzeń osobista...minimum czterdzieści centymetrów...-zasugerowała krytycznie
-Chrzanić to!-odparłem wtulając się w jej włosy
-Niech ci będzie...ale tylko jeden raz!
Przez reszte nocy leżeliśmy wtuleni w siebie jak dwie łyżeczki.
♥♥♥♥♥
Kto jest zadowolony z rozdziału niech obowiązkowo zostawi gwiazdkę🌟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro