Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~2~

Kiedgy Raphael obudził się po walce,natychmiast zacząć nerwowo się rozglądać po popomieszczeniu.Zauważył że leży na łóżku,w pokoju,którego w żaden sposób nie rozpoznawał a jego noga i ręką,które jeszcze przed chwilą nieziemsko go bolały, były zabandażowane.

Rozejżał się po pokoju szukają żywej duszy na choryzoncie,jednak nikogo nie było.

W pokoju natomiast znajdowały się same stare meble w kolorach bieli i zieleni za wyjątkiem szafy i łóżka na którym leżał.

Jego uwagę skupiły jednak rysunki na ścianie.Większość z nich wyglądała dość strasznie a nawet przerażająco oprucz jednego,w samym centrum.

Był to portret pewnej kobiety,łudząco podobnej do tamtej dziewczyny z dachu,ale o wiele starszej,na rękach trzymała jakieś niemowlę,które bawiło się jej włosami.

Ten widok trochę złapał go za serce,ale szybko się ogarnąć.

Wstał z łóżka i gwałtownie chwycił się za głowę wydając cichy jęg z bólu.

W miejscu uderzenia czarnowłosej był ogromny siniak,którego za bandaną nie było widać.

Żółw zignorował ból i wstał,przez nieówage podkną się o sztalugę stojącą w rogu,której nie zauważył i wylądował na ścianie pokoju.Przez to zerwał parę rysunków,w tym portret starszej kobiety.

Podnosząc się,wzią do ręki rysunek i przeczytał jego tył:

„Dla mojej kochanej Larotki,Mama"

W pewnym momencie usłyszał czyjś głos dochodzący zza drzwi,był on bardzo cichy i przez to  też niewyraźny.

Zaciekawiony,postanowił sprawdźic kto lub co wydaj ten dźwięk

Gdy tylko otworzył drzwi, zobaczył wielki salon z bardzo eleganckimi meblami i kryształowym żyrandolem u góry.

Dźwięk dochodził z kuchni połączonej z dużym pokojem.

Zaczął się ostrożnie zbliżać,a kiedy był już wystarczająco blisko,schował się za ścianą i ukradkiem zajrzał do środka.

Okazało się że w kuchni była ta sama dziewczyna z którą wcześniej walczył,nadal w rozpuszczonych włosach.Miała na szyji srebrny wisiorek w kształcie serca z napisem„Mement mori"którego wcześniej u niej nie zaóważył.

Stała w kuchni i wlewała do kubków gorącą czekolade,śpiewając przy tym piosenkę„The hanging three"

Mutant szybko zapomniał o nieporozumienie na dach i oddał się wsłuchiwaniu w jej śpiew.

Jej głos był czysty i łagodny jakby śpiewała tylko dla niego.

Przez jakiś czas przyglądał się uważnie nieznajomej,śledząc jej każdy ruch

Po dodaniu,przez dziewczynę paru pianek do kubków,wzięła oba naczynia do rąk i zaczęła kierować się w stronę wyjścia z kuchni,przy którym stał Raphael.

Kiedy tylko go zobaczyła,w jednym momencie znieruchomiała,a jeden z kubków wyślizgnął jej się z ręki,na szczęście żółw szybko go złapał i staną na przeciwko nastolatki,patrząc jej się prosto w oczy.

Przez chwilę trwała totalna cisza i żadne z dwojga nie wiedziało jak ją zakończyć.

Oboje ani drgneli,dopuki Raph przysunął kubek gorącej czekolady do ręki dziewczyny,który wcześniej upuściła,na znak żeby go wzięła.

-Prosze,weź...to dla ciebie-odezwała się łagodnym głosem 

-D-dzięki-odpowiedział mutant,po czym znowu zapadła niezręczna cisza.

Gdy oboje byli już znudzeni tą ciszą,nastolatka zaczęła rozmowe...

-Dobrze że się obudziłeś...myślałam że sama będę musiała to zrobić

-W sumie,to ty mnie jednak obudziłaś,a raczej twój głos

-No to wszystko jasne...obudziły cię moje fałsze-powiedziała,odwracając wzrok z lekkim,prawie niewidocznym smutkiem w oczach,który Raphael w niej wyczół.

Na początku,kiedy się obudził,chciał się jej odpłacić za obrażenia które mu zadała i kiedy miał już szansę żeby pocisnąć ją jakimś tekstem na większe zdołowanie,Rapha'elowi zrobiło jej się żal Nie wyglądała na osobę którą rozpieszczano albo jagkolwiek chwalono,a przynajmniej takie wrażenie odczuł.

-Wcale nie fałszowałać!...tylko śpiewałaś...i to bardzo dobrze

-Tiaa,brdzo śmieszne...wiem że ściemniasz-odparła lekceważąco

-Nie!..naprawdę ładnie śpiewałaś,mówię na serio-przekonywał ją mutant

-No dobra,przestań bo jeszcze pomyślę że się we mnie zakochałaś albo masz wstrząśnienie mózgu-dodała z lekkim rumieńcem na twarzy,który szybko znikną-może lepiej powiedz jak się czujesz-żekła z powagą i oboje przeszli do salonu,gdzie usiedli na kanapie,odkładając kubki na stoliczek.

-Nie tak źle,bywało gorzej...tak wogle to dzięki że mnie opatrzyłaś...mogłaś mnie tam zostawić

-To ja ci to zrobiłam,nie mogłabym cię tam zostawić w takim stanie,czułabym się nie fair wobec ciebie...chciałabym cię przeprośić-powiedziała cichutko-...to przezemnie masz teraz złamaną noge i ręke....miałam dziśaj totalnie zły dzień...jeden z takich w których czujesz się jakby

-Cały świat był przeciwko tobie!-oboje powiedzieli w tym samym momencie kierując swój wzrok za sobie 

(Mój pierwszy rysunek z Larotą)

-Czyli że nie tylko ja miałem dziś zły dzień?-spytał humorystycznie Raphael

-Na to wychodzi-odpowiedziała szczeże-ale i tak to mnie nie usprawiedliwia

-Spoko,to nie tylko twoja wina,ja też ponoszę za to część odpowiedzialność...gdyby nie moja złość do niczego by nie doszło-zapewnił ją żółw-tak wogle nazywam się Raphael,dla przyjaciół Raph

-A ja Larota i gdybym miała przyjaciół mówili by na mnie Lara-przedstawiła się tajemniczo

-Ładne imie-uśmiechną się delikatnie 

-D-dzięki-dodała onieśmielona-twoje też jest niezłe,kojaży mi się ze znanym malarzem renesansu„Raphaelem Santi"

-Od niego wzięło się moje imie 

-Twój ojciec musi bardzo lubić tą epokę skoro tak cię nazwał

-Bardziej mistrz niżeli ojciec-odparł łagodnie a jednocześnie niemrawo

-A co z twoimi rodzicami?-spytała Larota

-Urodziłem się jako żółw,dopiero potem zostałem zmutowany,a mój mistrz mnie tak jakby adoptował...nie łączą mnie z nim żadne więźi krwi

-Rozumiem-odrzekła ze współczuciem

-No i jeszcze moich trzech braci którzy non stop mnie wnerwiają i nie dają ani chwili spokoju,zwłaszcza najmłodszy„Majkelangelo",zanim jeszcze się spotkaliśmy na dachu on wyciąg taki numer że szkoda gadać...czasem myślę że nikt mnie nie rozumiał

-Znam ten ból kiedy inni cię nie rozumieją i nawet nie próbują tego zrobić-rzekła smutno

-Domyślam się...pewnie twoi rodzice dużo pracują i nie mają dla ciebie czasu-palną idjotycznie

-Ja nie mam rodziców!-odrzekła gwałtownie-a to jest apartament mojej stryjenki i jej męża

-Przykro mi,nie chciałem cię uraźić-powiedział zawstydzony swoim zachowaniem

-Nie się nie stało-dodała łagodnie-i tak niewiele się pomyliłeś...ciotka cały czas siedzi w swojej firmie a jej mąż ściga przestępców

-Jest policjantem?

-Gorzej,pracuje w FBI...sorki że tak przynudzam o sobie,pewnie masz mnie już dość

-Nie,skąd,czasami szczera rozmowa naprawde pomaga-odrzekł łagodnie-przynajmniej już wiem kto cię nauczył tak świetnie walczyć i tak swoją drogą masz całkiem niezłe przyłożenie

Odruchowo dotkną się w miejsce uderzenia na twarzy,wydając cichy jęk

-Coś cię boli?-spytała z przejęciem 

-To nic-zapewniał mutant,ale Larota podwinęła odrobinę jego bandanę odsłaniając tym samym ogromny śiniak na jego oku

-I mama ci uwierzyć że to cię nie boli?-odparła ironicznie-zaczekaj,pójdę po lud

Wstała z kanapy i szybkim tempem weszła do kuchni.

                                                                                              ******

Wychodząc z niej po chwili trzymała w rękach wilgotną szmatkę,którą przyłożyła Rapha'elowi do napuchniętego oka.

-Bardzo dziękuje,ale sobie poradzę,drugą rękę mam zdrową-ostrożnie wziąć wilgotny kawałek materiału,przykładając go sobie do miejsca bólu

-Wracają do tematu,sztuk walki nauczyłam się w swoim rodzinnym kraju w Europie

-Jesteś Europejką?!-zdziwił się zielonooki

-Dokładniej to Polką-zdefiniowała

-Trudno mi troche w to uwierzyć,zwłaszcza że świetnie posługujesz się językiem angielskim

-Przed wyjazdem dużo ćwiczyłam

-Musiałaś uczyć się dniami i nocami,bo ja bym się w życiu nie nauczył innego języka tak dobrze jak ty 

-Malarką się już zna najtrudniejszy język świata to reszta idzie jak po maśle

-Znasz chiński?

-Jeszcze nie,ale pracuje nad tym

-Więc co to za język?

-To polski...z tamtąd pochodzę,nie pamiętasz?

-Pewnie mają tam świetnych wojowników sądząc po tobie-powiedział zalotnie,na co dziewczyna tylko tajemniczo się do niego uśmiechnęła-twój mistrz może być z ciebie dumny

-Był że mnie dumny do czasu aż się nie wyprowadziłam i nie przestałam trenować-odpowiedziała smutno

-Dlaczego?

-Czyja wiem...może po prostu straciłam zapał

-Jeśli chcesz możemy kiedyś razem potrenować...jeśli będziesz chciała,oczywiście-zaproponiważ Raphael

-Może kiedyś,jak ci się kości zrosną

-W sumie to dlaczego wyjechałaś z Europy aż na drugi koniec świata?..nie to żebym był wścibski

-Nie chcę o tym rozmawiać

-Przepraszam

-To nie twoja wina

-Twoja pewnie też nie?-delikatnie się do niej uśmiechną a ona to odwzajemniła z lekkim rumieńcem

                                                                                                ******

Przez następną godzinę,rozmawiali o wszystkim a jednocześnie o niczym,jakoś kompletnie bez stresu.Oboje byli po prostu sobą,bez cwaniakowania i udawania.

Okazało się że mają masę wspólnych tematów do rozmowy i zainteresowań

Czas upływał dwujce tak szybko że stracili jego poczucie,do momentu aż w mieszkaniu dziewczyny nie zjawili się bracia Raphaela.

Zielonooki wiedział że musi już iść ale zanim to zrobi chciał tylko pożegnać się z Larotą

-Niestety muszę już iść...moi bracia na mnie czekają...no i ten...

-Wiem,sama po nich zadzwoniłam z twojego telefonu-wyjaśniła-myślałam tylko że będą trochę szybciej

-Najwidoczniej im się nie śpieszyło-dodał żartobliwie-zanim odejdę chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć

-Ja ciebie też-uśmiechneła się do niego promiennie

-Obiecuje że jeszcze kiedyś się zobaczymy-powiedział odchodząc w kierunku swoich braci 

I oboje się rozeszli

                                                                                            ♥♥♥♥♥♥

Sorki że tak długo czekaliście,ale mam nadzieję że ten rozdział wynagrodzi wam waszą cierpliwość😊

Napiszcie w komentarzach jak się wam podoba i zostawcie gwiazdkę,bo bardzo mnie to motywuje🌟

A następny rozdział pojawi się w tym tygodniu...(chyba^_^)














Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro