~2~
Kiedgy Raphael obudził się po walce,natychmiast zacząć nerwowo się rozglądać po popomieszczeniu.Zauważył że leży na łóżku,w pokoju,którego w żaden sposób nie rozpoznawał a jego noga i ręką,które jeszcze przed chwilą nieziemsko go bolały, były zabandażowane.
Rozejżał się po pokoju szukają żywej duszy na choryzoncie,jednak nikogo nie było.
W pokoju natomiast znajdowały się same stare meble w kolorach bieli i zieleni za wyjątkiem szafy i łóżka na którym leżał.
Jego uwagę skupiły jednak rysunki na ścianie.Większość z nich wyglądała dość strasznie a nawet przerażająco oprucz jednego,w samym centrum.
Był to portret pewnej kobiety,łudząco podobnej do tamtej dziewczyny z dachu,ale o wiele starszej,na rękach trzymała jakieś niemowlę,które bawiło się jej włosami.
Ten widok trochę złapał go za serce,ale szybko się ogarnąć.
Wstał z łóżka i gwałtownie chwycił się za głowę wydając cichy jęg z bólu.
W miejscu uderzenia czarnowłosej był ogromny siniak,którego za bandaną nie było widać.
Żółw zignorował ból i wstał,przez nieówage podkną się o sztalugę stojącą w rogu,której nie zauważył i wylądował na ścianie pokoju.Przez to zerwał parę rysunków,w tym portret starszej kobiety.
Podnosząc się,wzią do ręki rysunek i przeczytał jego tył:
„Dla mojej kochanej Larotki,Mama"
W pewnym momencie usłyszał czyjś głos dochodzący zza drzwi,był on bardzo cichy i przez to też niewyraźny.
Zaciekawiony,postanowił sprawdźic kto lub co wydaj ten dźwięk
Gdy tylko otworzył drzwi, zobaczył wielki salon z bardzo eleganckimi meblami i kryształowym żyrandolem u góry.
Dźwięk dochodził z kuchni połączonej z dużym pokojem.
Zaczął się ostrożnie zbliżać,a kiedy był już wystarczająco blisko,schował się za ścianą i ukradkiem zajrzał do środka.
Okazało się że w kuchni była ta sama dziewczyna z którą wcześniej walczył,nadal w rozpuszczonych włosach.Miała na szyji srebrny wisiorek w kształcie serca z napisem„Mement mori"którego wcześniej u niej nie zaóważył.
Stała w kuchni i wlewała do kubków gorącą czekolade,śpiewając przy tym piosenkę„The hanging three"
Mutant szybko zapomniał o nieporozumienie na dach i oddał się wsłuchiwaniu w jej śpiew.
Jej głos był czysty i łagodny jakby śpiewała tylko dla niego.
Przez jakiś czas przyglądał się uważnie nieznajomej,śledząc jej każdy ruch
Po dodaniu,przez dziewczynę paru pianek do kubków,wzięła oba naczynia do rąk i zaczęła kierować się w stronę wyjścia z kuchni,przy którym stał Raphael.
Kiedy tylko go zobaczyła,w jednym momencie znieruchomiała,a jeden z kubków wyślizgnął jej się z ręki,na szczęście żółw szybko go złapał i staną na przeciwko nastolatki,patrząc jej się prosto w oczy.
Przez chwilę trwała totalna cisza i żadne z dwojga nie wiedziało jak ją zakończyć.
Oboje ani drgneli,dopuki Raph przysunął kubek gorącej czekolady do ręki dziewczyny,który wcześniej upuściła,na znak żeby go wzięła.
-Prosze,weź...to dla ciebie-odezwała się łagodnym głosem
-D-dzięki-odpowiedział mutant,po czym znowu zapadła niezręczna cisza.
Gdy oboje byli już znudzeni tą ciszą,nastolatka zaczęła rozmowe...
-Dobrze że się obudziłeś...myślałam że sama będę musiała to zrobić
-W sumie,to ty mnie jednak obudziłaś,a raczej twój głos
-No to wszystko jasne...obudziły cię moje fałsze-powiedziała,odwracając wzrok z lekkim,prawie niewidocznym smutkiem w oczach,który Raphael w niej wyczół.
Na początku,kiedy się obudził,chciał się jej odpłacić za obrażenia które mu zadała i kiedy miał już szansę żeby pocisnąć ją jakimś tekstem na większe zdołowanie,Rapha'elowi zrobiło jej się żal Nie wyglądała na osobę którą rozpieszczano albo jagkolwiek chwalono,a przynajmniej takie wrażenie odczuł.
-Wcale nie fałszowałać!...tylko śpiewałaś...i to bardzo dobrze
-Tiaa,brdzo śmieszne...wiem że ściemniasz-odparła lekceważąco
-Nie!..naprawdę ładnie śpiewałaś,mówię na serio-przekonywał ją mutant
-No dobra,przestań bo jeszcze pomyślę że się we mnie zakochałaś albo masz wstrząśnienie mózgu-dodała z lekkim rumieńcem na twarzy,który szybko znikną-może lepiej powiedz jak się czujesz-żekła z powagą i oboje przeszli do salonu,gdzie usiedli na kanapie,odkładając kubki na stoliczek.
-Nie tak źle,bywało gorzej...tak wogle to dzięki że mnie opatrzyłaś...mogłaś mnie tam zostawić
-To ja ci to zrobiłam,nie mogłabym cię tam zostawić w takim stanie,czułabym się nie fair wobec ciebie...chciałabym cię przeprośić-powiedziała cichutko-...to przezemnie masz teraz złamaną noge i ręke....miałam dziśaj totalnie zły dzień...jeden z takich w których czujesz się jakby
-Cały świat był przeciwko tobie!-oboje powiedzieli w tym samym momencie kierując swój wzrok za sobie
(Mój pierwszy rysunek z Larotą)
-Czyli że nie tylko ja miałem dziś zły dzień?-spytał humorystycznie Raphael
-Na to wychodzi-odpowiedziała szczeże-ale i tak to mnie nie usprawiedliwia
-Spoko,to nie tylko twoja wina,ja też ponoszę za to część odpowiedzialność...gdyby nie moja złość do niczego by nie doszło-zapewnił ją żółw-tak wogle nazywam się Raphael,dla przyjaciół Raph
-A ja Larota i gdybym miała przyjaciół mówili by na mnie Lara-przedstawiła się tajemniczo
-Ładne imie-uśmiechną się delikatnie
-D-dzięki-dodała onieśmielona-twoje też jest niezłe,kojaży mi się ze znanym malarzem renesansu„Raphaelem Santi"
-Od niego wzięło się moje imie
-Twój ojciec musi bardzo lubić tą epokę skoro tak cię nazwał
-Bardziej mistrz niżeli ojciec-odparł łagodnie a jednocześnie niemrawo
-A co z twoimi rodzicami?-spytała Larota
-Urodziłem się jako żółw,dopiero potem zostałem zmutowany,a mój mistrz mnie tak jakby adoptował...nie łączą mnie z nim żadne więźi krwi
-Rozumiem-odrzekła ze współczuciem
-No i jeszcze moich trzech braci którzy non stop mnie wnerwiają i nie dają ani chwili spokoju,zwłaszcza najmłodszy„Majkelangelo",zanim jeszcze się spotkaliśmy na dachu on wyciąg taki numer że szkoda gadać...czasem myślę że nikt mnie nie rozumiał
-Znam ten ból kiedy inni cię nie rozumieją i nawet nie próbują tego zrobić-rzekła smutno
-Domyślam się...pewnie twoi rodzice dużo pracują i nie mają dla ciebie czasu-palną idjotycznie
-Ja nie mam rodziców!-odrzekła gwałtownie-a to jest apartament mojej stryjenki i jej męża
-Przykro mi,nie chciałem cię uraźić-powiedział zawstydzony swoim zachowaniem
-Nie się nie stało-dodała łagodnie-i tak niewiele się pomyliłeś...ciotka cały czas siedzi w swojej firmie a jej mąż ściga przestępców
-Jest policjantem?
-Gorzej,pracuje w FBI...sorki że tak przynudzam o sobie,pewnie masz mnie już dość
-Nie,skąd,czasami szczera rozmowa naprawde pomaga-odrzekł łagodnie-przynajmniej już wiem kto cię nauczył tak świetnie walczyć i tak swoją drogą masz całkiem niezłe przyłożenie
Odruchowo dotkną się w miejsce uderzenia na twarzy,wydając cichy jęk
-Coś cię boli?-spytała z przejęciem
-To nic-zapewniał mutant,ale Larota podwinęła odrobinę jego bandanę odsłaniając tym samym ogromny śiniak na jego oku
-I mama ci uwierzyć że to cię nie boli?-odparła ironicznie-zaczekaj,pójdę po lud
Wstała z kanapy i szybkim tempem weszła do kuchni.
******
Wychodząc z niej po chwili trzymała w rękach wilgotną szmatkę,którą przyłożyła Rapha'elowi do napuchniętego oka.
-Bardzo dziękuje,ale sobie poradzę,drugą rękę mam zdrową-ostrożnie wziąć wilgotny kawałek materiału,przykładając go sobie do miejsca bólu
-Wracają do tematu,sztuk walki nauczyłam się w swoim rodzinnym kraju w Europie
-Jesteś Europejką?!-zdziwił się zielonooki
-Dokładniej to Polką-zdefiniowała
-Trudno mi troche w to uwierzyć,zwłaszcza że świetnie posługujesz się językiem angielskim
-Przed wyjazdem dużo ćwiczyłam
-Musiałaś uczyć się dniami i nocami,bo ja bym się w życiu nie nauczył innego języka tak dobrze jak ty
-Malarką się już zna najtrudniejszy język świata to reszta idzie jak po maśle
-Znasz chiński?
-Jeszcze nie,ale pracuje nad tym
-Więc co to za język?
-To polski...z tamtąd pochodzę,nie pamiętasz?
-Pewnie mają tam świetnych wojowników sądząc po tobie-powiedział zalotnie,na co dziewczyna tylko tajemniczo się do niego uśmiechnęła-twój mistrz może być z ciebie dumny
-Był że mnie dumny do czasu aż się nie wyprowadziłam i nie przestałam trenować-odpowiedziała smutno
-Dlaczego?
-Czyja wiem...może po prostu straciłam zapał
-Jeśli chcesz możemy kiedyś razem potrenować...jeśli będziesz chciała,oczywiście-zaproponiważ Raphael
-Może kiedyś,jak ci się kości zrosną
-W sumie to dlaczego wyjechałaś z Europy aż na drugi koniec świata?..nie to żebym był wścibski
-Nie chcę o tym rozmawiać
-Przepraszam
-To nie twoja wina
-Twoja pewnie też nie?-delikatnie się do niej uśmiechną a ona to odwzajemniła z lekkim rumieńcem
******
Przez następną godzinę,rozmawiali o wszystkim a jednocześnie o niczym,jakoś kompletnie bez stresu.Oboje byli po prostu sobą,bez cwaniakowania i udawania.
Okazało się że mają masę wspólnych tematów do rozmowy i zainteresowań
Czas upływał dwujce tak szybko że stracili jego poczucie,do momentu aż w mieszkaniu dziewczyny nie zjawili się bracia Raphaela.
Zielonooki wiedział że musi już iść ale zanim to zrobi chciał tylko pożegnać się z Larotą
-Niestety muszę już iść...moi bracia na mnie czekają...no i ten...
-Wiem,sama po nich zadzwoniłam z twojego telefonu-wyjaśniła-myślałam tylko że będą trochę szybciej
-Najwidoczniej im się nie śpieszyło-dodał żartobliwie-zanim odejdę chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć
-Ja ciebie też-uśmiechneła się do niego promiennie
-Obiecuje że jeszcze kiedyś się zobaczymy-powiedział odchodząc w kierunku swoich braci
I oboje się rozeszli
♥♥♥♥♥♥
Sorki że tak długo czekaliście,ale mam nadzieję że ten rozdział wynagrodzi wam waszą cierpliwość😊
Napiszcie w komentarzach jak się wam podoba i zostawcie gwiazdkę,bo bardzo mnie to motywuje🌟
A następny rozdział pojawi się w tym tygodniu...(chyba^_^)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro