Rozdział 6
W jego oczach było coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Zajęło mi chwilę zanim rozpoznałam co to było. Skrucha.
Nie zasługuję na ciebie, rzekł zawiedziony, ale pełen nadziei. Była to najszczersza rzecz, jaką kiedykolwiek od niego usłyszałam. I miał rację. Nie zasługiwał na mnie. Nie na dłuższą metę. Lecz i tak mnie miał.
-Lang Leav
══════════════════════
Czas teraźniejszy: Październik 2000 / Czas Draco: Teraźniejszy
══════════════════════
Draco Malfoy
Draco prostował swój krawat przed lustrem, gdy usłyszał, jak Astoria pojawia się w jego mieszkaniu. Ostatni raz przejrzał się w odbiciu i poszedł ją przywitać.
— Wyglądasz przepięknie — powiedział, przyglądając się jej ciemno czerwonej szacie balowej i wyszukanej fryzurze.
Nie kłamał, wyglądała cudownie, ale chciał, by nie malowała się tak mocno. Wolał ją bez makijażu, ale wiedział lepiej niż powiedzieć to na głos.
— Ty również nie wyglądasz najgorzej. — Podeszła do niego i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach, powstrzymując się, by nie rozmazać szminki. — Bal Halloweenowy twojej mamy był jednym z moich ulubionych przyjęć, gdy byłam dzieckiem. Czekałam na niego miesiącami. I na pewno nie jestem jedyna; to jeden z najbardziej uczęszczanych przyjęć roku.
Draco kiwnął głową nieobecnie, a słowa Granger odbijały się w jego umyśle, ''...trzymając się nazwiska, którym każdy w czarodziejskim świecie gardzi''.
— Chodźmy. — Draco wziął Astorię pod ramię i aportował ich do Dworu Malfoyów. Jego rodzice czekali w salonie, by powitać przybywających gości. Matka podeszła do Astorii i zaczęły zachwycać się swoimi sukienkami, w czasie gdy ojciec kiwnął głową na powitanie i dokładnie przyjrzał się Draco.
Był prawie pewien, że jego ojciec wiedział o skokach w czasie. Zawsze poświęcał czas obserwowaniu Draco gdy go widział, co sprawiło, że chłopak miał wrażenie, że jego ojciec starał się upewnić czy nie był z innych czasów. Im więcej o tym myślał od pierwszego dnia, tym bardziej dochodził do wniosku, że mężczyzna musiał patrzeć, jak jego syn zamienia się w starszą wersję siebie podczas walki z czarnomagicznymi artefaktami.
Może przyszły Draco wyjaśnił całą sytuację ojcu. Nie mógł być pewny, ale wiedział, że nieprzypadkowo wszystkie książki dotyczące podróży w czasie nagle zniknęły z rodzinnej biblioteki. Nie był jednak gotowy na odbycie tej rozmowy z ojcem i cieszył się, że on także nie zaczynał tego tematu.
— Dobrze wyglądasz, Draco.
— Dziękuję, ojcze.
— W następnym tygodniu odbędzie się spotkanie zarządu w Korporacji Hendricksa. Pamiętasz Harolda Hendricksa, to ten, który-
— Jest zainteresowany utworzeniem banku prowadzonego przez czarodziejów. Pamiętam, ojcze.
Wahanie przed powiedzeniem Tacie, że wolałbyś śledzić inwestycje niż zasiadać w radach nadzorczych. Kurwa. Wiedział, że nigdy nie powinien był czytać tego cholernego listu.
— Wyślij mi szczegóły sową i stawię się. — Draco zakończył krótkim kiwnięciem głowy i odszedł przywitać się z matką.
ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ
— Słyszeliście o Pansy?
Draco odwrócił swoją uwagę od nietoperza latającego po sali balowej.
— Wychodzi za jakiegoś bułgarskiego typa — kontynuowała Daphne.
— Oh, dobrze dla niej — wtrąciła się Astoria.
Blaise posłał jej wredny uśmieszek.
— Słyszałem, że ten ślub jest szykowany w strasznym pośpiechu przez ciążę Pansy. Nie sądzę, że w ogóle lubi tego faceta, ale jej matka zmuszą ją, by w końcu za niego wyszła.
— Skąd ty zawsze wiesz takie randomowe bzdury? — zapytał Theo.
Blaise wzruszył ramionami.
— Jestem na bieżąco z życiem starej przyjaciółki. Co w tym złego?
— Jasne — przerwał Draco. — Bo ty i Pansy byliście tak strasznie blisko. — Ta dwójka zawsze rzucała się sobie do gardeł w czasach szkolnych. Draco prawie przez to oszalał.
— Nie, masz rację. Najbliższą osobą dla Pansy tutaj jesteś ty, Draco. Szkoda, że już nie utrzymujecie kontaktu. — Chłopak zmrużył oczy na Blaise'a, ale nie dał się podpuścić.
Draco i Pansy umawiali się przez większość piątego i szóstego roku, z okazjonalnymi przerwami, jednak w siódmym roku całkowicie to zakończył. Byli w związku ponownie pod koniec wojny, ale źle się to skończyło już po trzech miesiącach. Ciągle narzekała na jego depresję, a go obrzydzał fakt, że wojna jakoś mocno na nią nie wpłynęła.
Ostatecznie zdradziła go, co zabolało go bardziej niż by się spodziewał.
Draco był tak zraniony, że poprosił Blaise'a i Daphne o wsparcie, co było do niego niepodobne. Wtedy byli naprawdę wyrozumiali, ale powinien był wiedzieć lepiej. Bo oto Blaise dla śmiechu wykorzystywał to, co wiedział o zerwaniu Draco. Dlatego właśnie starał się trzymać dystans.
Dystans między tobą i twoimi przyjaciółmi, któremu nie wiesz, jak zaradzić.
Draco odwrócił się do Astorii i wyciągnął ją na parkiet. Odstawiła swój kieliszek na przelatującą tacę i zwróciła się do niego z uśmiechem.
— Ignoruj Blaise'a, to dupek — wyszeptała i pocałowała go w policzek.
Draco kiwnął głową z dyskomfortem. Super, więc Astoria również wiedziała o sprawie z Pansy. Daphne musiała jej powiedzieć. Nie wiedział czy był z tego powodu zły, czy nie. Sądził, że to on powinien być tym, który powie o tym Astorii, ale rozmowa z nią o czymś znaczącym wydawała się dla niego niemożliwa.
Jaki był jego problem? Astoria była życzliwa, piękna i mądra. Była dla niego odpowiednią partią, a rodzice ją akceptowali. Przyznał, że było to spowodowane tym, że jej rodzina była częścią Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Nie sądził, by jego rodzice wiedzieli dużo o Astorii oprócz tego, że była dobrze wychowana i kochała ich syna.
Ale czy on ją kochał? Czy to miało znaczenie? Planował oświadczyć się pod koniec roku, ale dzieliły go od tego już tylko kilka miesięcy.
To nieznane źródło lęku towarzyszące ci za każdym razem, gdy rozważasz oświadczenie się Astorii.
— Chodźmy stąd. — Pochylił się do niej i wyszeptał jej do ucha.
— Draco, nie jesteśmy tu nawet godzinę.
— Więc zostań. — Zbliżył się i pocałował ją w czoło. — Wpadnę jutro do twojego domu.
Mógł zauważyć, że była zawiedziona, ale zanim mogła zaprotestować, ruszył do korytarza. Musiał stąd zniknąć. Gdy tylko wyszedł z sali balowej, usłyszał, jak ojciec go woła.
Draco odwrócił się i zobaczył Lucjusza, który znów mu się przyglądał.
— Ojcze?
— Coś nie tak?
— Źle się czuję. Powiedz mamie, że bal był spektakularny, jak zawsze. Widzimy się za tydzień.
Draco ruszył do salonu i zawahał się przed kominkiem, zanim ruszył do swojej sypialni. Zapalił kilka świec na komodzie i przeszukiwał górną szufladę zanim znalazł małe pudełeczko. Otworzył je i obserwował pierścionek w świetle świecy. Pamiętał, co powiedział Granger o tym pierścionku.
Planuję oświadczyć się pierścionkiem rodu Malfoyów. I fakt, że ci go nie dałem udowadnia, że coś między nami jest nie tak.
To była prawda, zaskoczyło go to, że nosiła inny pierścionek. Dlaczego go jej nie dał? Był przeznaczony dla jego przyszłej żony. Był jakiś powód użycia innego, był tego pewien, ale nie mógł zrozumieć, co to było.
To moje życie. To moje życie. To moje życie, powtarzał do siebie. Gdyby chciał, mógłby wziąć ten pierścionek i dać go Astorii. Wiedział, że by go przyjęła. Nie skończyłby żeniąc się z Granger w przyszłości. Ale coś go powstrzymywało i po raz pierwszy znalazł słowa, by móc to opisać.
Strach, że nikt na tym świecie nigdy tak naprawdę cię nie zrozumie, że nie będzie nawet tego chcieć...samotny...nieprzynależący.
══════════════════════
Czas teraźniejszy: Maj 2004 / Czas Draco: Listopad 2000
══════════════════════
Draco Malfoy
Tydzień później uczucie zawrotu głowy spadło na Draco, gdy czytał Proroka Codziennego w kuchni swojego mieszkania. Gdy zorientował się, co następowało, nie wiedział czy ma być zły, czy czuć ulgę. Niekoniecznie chciał widzieć Granger, ale chciał też uciec od teraźniejszości jak najdalej to możliwe.
Pojawił się w nieznajomym pokoju. Zajęło mu chwilę zanim spostrzegł, że był w małym, przestronnym domku na plaży. Wziął głęboki oddech i zajrzał do sąsiedniego pomieszczenia. Zamarł na widok przed nim.
Granger stała na drugim końcu pokoju, oglądając zachodzące słońce przez szeroko otwarte okno. Miała na sobie długą, prześwitującą i jedwabną sukienkę założoną na strój kąpielowy, a jej loki opadały wzdłuż pleców.
Promienie słońca wpadające przez okno, oświetlały ją i obejmowały jak bóstwo. Było tylko jedno słowo jakim można było opisać, to jak teraz wyglądała: zachwycająco.
Gdy na niego spojrzała z uśmiechem, jasnym było, że się go spodziewała, a serce Draco zaczęło szybko bić mu w piersi. Nigdy nie widział jej tak zrelaksowanej i spełnionej. Zajęło mu chwilę, zanim odzyskał głos.
— Jesteśmy na wakacjach?
Kiwnęła głową, a w jej oczach błysnął smutek.
— Tak, więc tym razem nie możesz uciec.
— Racja, uh, już to zrobiłem? Jaki mamy dzień? — Gdy na niego spojrzała, rozpoznał jej ekspresję z ostatniego czasu, gdy ją widział. Niewinna, zraniona, zdezorientowana.
— Maj 2004. Nasz miesiąc miodowy. — Żołądek Draco ścisnął się, a on przeklął pod nosem. Może nie chciał żenić się z tą kobietą, ale nie chciał też niszczyć jej miesiąca miodowego. Nie zrobiła nic, by na to zasłużyć. To nie była ta Granger, która była dla niego okrutna. Cóż, a przynajmniej jeszcze nie.
— Jak długo jesteśmy na wyjeździe?
— Zjawiliśmy się tego popołudnia. To nasza pierwsza noc. — Draco zabrakło tchu, a Hermiona posłała mu wredny uśmieszek. — Znaczy, to nie jest nasza noc poślubna czy coś. A nawet jeśli by była - już uprawialiśmy seks...
Odwrócił wzrok od jej rozbawionej twarzy, nagle czując się bardzo niekomfortowo.
— Zazwyczaj nie umiesz zamknąć się na temat seksu — wymamrotała pod nosem. Draco dalej na nią nie patrzył i skupił się na palmie za oknem. Mógł poczuć jak się do niego zbliża. Nagle jej dłoń dotknęła jego twarzy i odwróciła w jej stronę, by na nią spojrzał.
Spojrzała mu w oczy.
— Nie kochasz mnie — przyznała. — Nawet mnie nie lubisz. — Jej duże, brązowe oczy dalej wbijały się w jego, wtedy cofnęła się o krok i opuściła dłoń. — Dlaczego?
Draco westchnął.
— Nie znam cię.
— Ile razy, jak dotąd, się spotkaliśmy?
Draco zaczął liczyć w głowie.
— Pięć razy w przyszłości. W moich czasach, uh...z dwa. Wydajesz się miła, Granger, ale nie chcę być do tego zmuszanym. Nie znoszę uczucia bycia zmuszanym do czegokolwiek.
— Czy to przez wojnę?
— Kurwa, daj mi spokój — warknął i odwrócił się od niej. Zaczął przemierzać pokój. — Więc, jak sądzę twój Draco powiedział ci kilka rzeczy. Ale to - jeśli o mnie chodzi, to nie ja.
— Więc czemu ty mi nie powiesz?
Draco zatrzymał się i spojrzał na nią.
— O wojnie?
Granger wzruszyła ramionami.
— Jasne, czemu nie.
— Jestem pewien, że już wiesz.
— Tak właściwie to nie. Znam szczątki, ale bez szczegółów. Zazwyczaj unikamy tego tematu. Dowiedziałam się, że w trakcie pijackiej gry o tym rozmawialiśmy, ale to się jeszcze dla mnie nie wydarzyło.
Draco podszedł do niej i przyjrzał jej się, by stwierdzić czy kłamie, ale wyglądała na szczerą.
— Wyszłaś za mnie bez świadomości wszystkiego, co zrobiłem na wojnie? — To w sumie wiele wyjaśniało.
Ponownie wzruszyła ramionami i posłała mu uśmieszek.
— W tej samej grze dowiedziałam się, że nikogo nie zabiłeś, ale torturowałeś pierwszorocznych.
— Co to była, kurwa, za pijacka gra?
— Niezapomniana. — Westchnęła. — Mogę opowiedzieć ci o wojnie z mojej perspektywy, jeśli jesteś zainteresowany.
— Jak to się stało, że nie mieliśmy tej rozmowy?
Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę drzwi.
— Nie jesteśmy normalną parą, Draco.
— Nie pierdol — wymamrotał pod nosem. Wtedy zmrużył na nią oczy. — Dlaczego chcesz wiedzieć?
— Szczerze, Draco, to nie chcę. Wolałabym zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się podczas wojny, ale nie są to realistyczne oczekiwania. — Ponownie westchnęła i oparła czoło o ramę drzwi. — Ale nie chcę też byś siedział tu i na mnie krzyczał, a wiem, że część ciebie chce o tym pogadać. — Odwróciła do niego głowę i posłała mu piękny uśmiech. — Kiedyś powiedziałeś mi, że wierzyłeś w to, że przyszłość ze mną, którą widziałeś, była alternatywną rzeczywistością, która nigdy się nie wydarzy. Skoro w to wierzysz, co ci szkodzi pogadać ze mną?
Draco pokręcił głową i skierował oczy na świetliste niebo za oknem.
— Co, jeśli zmienisz swoje zdanie o wyjściu za mnie?
— To problem przyszłego Draco, nie twój. Z nikim o tym nie rozmawiałeś, prawda?
— A jak sądzisz? — wybuchł.
Ponownie się uśmiechnęła.
— Jest taki wiersz. Lubię poezję, nie wiem, czy już to o mnie wiesz. Tak czy inaczej, brzmi on tak: ''Wyobraź sobie, że poznajesz kogoś, kto chce poznać twoją przeszłość nie po to, by cię ukarać, ale by zrozumieć jak bardzo potrzebowałeś być kochany''. To ci oferuję, Draco, jeśli tego chcesz. — Odwróciła się, by wyjść na zewnątrz i powiedziała nad ramieniem. — Możesz zrobić co chcesz, nie obchodzi mnie to. Jeśli chcesz pogadać, jestem tu dla ciebie. Jeśli nie, też spoko. Ale proszę, żadnych krzyków czy pojedynków.
Zniknęła z zasięgu wzroku, a Draco podszedł do okna i patrzył, jak usiadła na ławce przed domem w stronę słońca, które już praktycznie zaszło. Obserwował, jak całkowicie opuściło niebo i poczekał aż w jego ślad pójdzie resztka światła zanim do niej dołączył.
Granger miała rację. Nic mu nie szkodziło, by z nią porozmawiać. Nie sądził, że ta przyszłość kiedykolwiek się wydarzy. I może zdecyduje się go zostawić, gdy do wszystkiego się przyzna. Tego właśnie chciał, prawda?
Zawsze ciekawiło go to ''poleganie na ludziach''. Astoria ciągle mu jęczała o wyrzucenie tego wszystkiego z jego piersi. Nawet Potter udał się do uzdrowiciela umysłu, raz przyznał to w wywiadzie. To był pozbawiony ryzyka sposób, by przetestować tę teorię i zobaczyć czy rozmowa rzeczywiście jakoś pomagała; choć wątpił, że to cokolwiek zmieni.
Draco usiadł obok Granger na ławce i przez kilka chwil obserwowali ocean w milczeniu, zanim zaczęła mówić.
— Pięć sytuacji z wojny zostało ze mną i nadal mam o nich koszmary. W większości reszta wojny jest jakby zamglona. Pierwsza to ta, gdy rzuciłam zaklęcie Obliviate* na moich rodziców. — Spojrzała na niego, a jej oczy były ogromnie smutne i błyszczały łzami. — Chciałam ich schować, ale nie chcieli odejść; nie do końca zdawali sobie sprawę z zagrożenia. Więc usunęłam wszystkie wspomnienia ze mną i namówiłam ich na zmianę imion i przeprowadzkę do Australii.
Draco nie miał pojęcia, że dokonała takiego poświęcenia.
— Dałaś radę ich odczarować?
Kiwnęła głową patrząc w dół, a on dostrzegł łzę spadającą na ziemię.
— Wrócili do normy. Ale zdecydowali się zostać w Australii. Ten czyn - on zniszczył naszą relację. Lecz zrobiłabym to ponownie. — Wzięła głęboki oddech i kontynuowała. — Drugą sytuacją był moment, gdy Ron zostawił mnie i Harry'ego podczas naszego poszukiwania Horkruksów. Nie wiem jak dużo o tym wiesz... — Spojrzała na niego, a on wzruszył ramionami.
— Tylko to, co zeznali dla gazet.
— Prasa sprawiła, że brzmiało to wspaniale, jakbyśmy dokładnie wiedzieli, co robimy, ale wcale tak nie było. Mieliśmy ograniczone wskazówki i spędziliśmy miesiące przymierając głodem i nie wiedząc, co mamy robić. Ron miał dość i odszedł...na jakiś czas. Złamało to serce mi jak i Harry'emu. Trzecią rzeczą, cóż, jest dzień w Dworze Malfoyów. Nie muszę wchodzić w szczegóły, byłeś tam.
Draco przełknął i zachował milczenie.
— Czwartą było, gdy weszłam do Wielkiej Sali i zobaczyłam ją wypełnioną ciałami. Lupin, Tonks- — Głos jej się załamał, a łzy płynęły w dół jej policzków. — Fred, Lavender, Colin, każde z nich. Wiedziałam, że na wojnie ludzie umierają i widziałam ich polegających, ale gdy tak tam leżeli- — Ponownie przerwała i pochyliła głowę. Zaczęła cicho łkać.
Dokładnie wiedział, co czuła. Również pamiętał tę scenę. Płakała przez kilka minut i Draco nie wiedział, co zrobić. Zastanawiał się kilka razy czy ją dotknąć, ale nie wiedział czy to cokolwiek polepszy bądź pogorszy. W końcu, wyprostowała się i kontynuowała, co jakiś czas wycierając łzy rąbkiem swojej sukienki.
— Ostatnia to, gdy Hagrid niósł rzekomo martwego Harry'ego z lasu. Byłam pewna, że przegraliśmy i ta rozpacz - była wszechogarniająca. Gdy o tym myślę, nawet teraz, to wszystko ponownie do mnie powraca. — Obróciła się i spojrzała na Draco, który mógł dostrzec jej oczy były mokre od łez, ale dalej wyglądała pięknie. — To zabawne, żadne z tych nie zawiera w sobie Voldemorta. Znaczy, oczywiście to wszystko stało się przez niego... — Odwróciła wzrok na ocean. — Harry na pewno ma z nim więcej wspomnień i podejrzewam, że ty też. Ale - cóż, to są moje duchy przeszłości.
Minęła chwila zanim Draco zaczął mówić. I gdy to się stało, był wdzięczny, że patrzyła na ocean zamiast na niego.
— Ja mam więcej niż pięć. Mój mózg odtwarza piętnaście, może dwadzieścia scen, gdy chodzi o koszmary - nigdy nie liczyłem. — Wtedy przypomniał sobie jak w przyszłości pomogła mu z jego koszmarem. Czy, na ten moment, już to dla niego zrobiła?
Kontynuował opowiadanie swoich wspomnień. Przyjęcie Znaku. Pierwszy raz, gdy był torturowany na lato przed szóstym rokiem. Trening z Bellatrix. Bycie zmuszonym do brania udziału w najazdach.
Powiedział jej o więźniach, którzy zostali zabrani do Dworu i jak próbował im pomóc. Jak, okazjonalnie, usuwał wspomnienia tych, którzy byli zmuszeni patrzeć na śmierć swoich bliskich, by nie musieli ich ciągle odtwarzać w umyśle.
Ale każdy, któremu próbował pomóc, w końcu zostawał zabijany. Mówił o siódmym roku w Hogwarcie, który był takim piekłem, jakim wyobrażał sobie ten, który przeżywali Mugole. Gdy doszedł do części, w której był zmuszony do torturowania innych, w końcu na niego spojrzała.
Spodziewał się zobaczyć obrzydzenie, ale wydawała się zmartwiona i położyła pocieszająco dłoń na jego udo. Przypomniał sobie wiersz, który wcześniej zacytowała.
Wyobraź sobie, że poznajesz kogoś kto chce poznać twoją przeszłość nie po to, by cię ukarać, ale by zrozumieć jak bardzo potrzebowałeś być kochany.
Ta wiedźma go kochała. Był tego pewien. Nie wiedział jak się z tym czuł, ale wiedział, że to prawda.
Wreszcie, po dotarciu do Finałowej Bitwy i jego ulgi, gdy widział umierającego Czarnego Pana, zamilkł. Zabrała dłoń z jego nogi i przez jakiś czas patrzyli na księżyc. Zastanawiał się czy dziewczyna coś powie, czy po prostu sobie pójdzie, w końcu dostając od niego informację, którą chciała.
Rozważał różnice w ich doświadczeniach. Przydarzyły jej się okropne rzeczy, ale ona sama nie zrobiła nic złego. On, z drugiej strony - jego niezdolność do działania była godna pożałowania. Jak mogłaby chcieć być z kimś takim jak on?
— Stwierdziłeś fakty, Draco. Ale nie zawarłeś żadnych emocji.
Potrząsnął głową.
— Nie jestem Gryfonem, Granger. Nie siedzę sobie i nie mówię o moich uczuciach.
— Wiem. Po prostu - gdybyś miał podsumować całą wojnę jedną emocją. Jaka by to była?
Draco spojrzał na nią, ale pozostał milczący. Gdy nie odpowiedział, naciskała.
— Strach? Niepokój? Obrzydzenie?
Patrzenie w jej oczy była jak wzięcie dawki Veritaserum**. W końcu Draco odpowiedział.
— Skrucha.
Odwrócił od niej wzrok i poczuł jak pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Czuł się jak wrak. Myślał, że rozmowa o tym wszystkim sprawi, że poczuje się lepiej, ale nie umiał przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz czuł się tak źle.
Ciepła dłoń dotknęła jego policzka. Zamknął oczy, gdy ta odwróciła jego twarz w swoją stronę. Jeździła kciukiem po jego policzku, wycierając łzę i wyszeptała.
— Wiem, że myślałeś, że zmienię zdanie o byciu z tobą. Ale, cóż, chyba cię zatrzymam. Nawet z tym wszystkim.
Draco nie zdawał sobie sprawy jak bardzo potrzebował jej akceptacji, póki jej nie dostał. Otworzył oczy i zobaczył, że — ku jego niedowierzaniu — uśmiechała się do niego. Nie mógł powstrzymać się przed odwzajemnieniem tego. Siedzieli tak i patrzyli na siebie, póki nie zatrzęsła się i zabrała dłoni, by objąć się w ramionach, pocierając je.
— Mogę wyczarować koc. — Sięgnął do kieszeni, by wyjąć różdżkę, ale ona potrząsnęła głową i oparła się o niego. Draco wiedział, że powinien ją odepchnąć, ale to była absolutnie ostatnia rzecz jaką jego ciało chciało zrobić. Zamiast tego, uniósł rękę i objął ją, a ta wtuliła się bardziej.
Masz dziewczynę, przypominał sam sobie. Ale nieważne jak się starał, nie mógł myśleć o Astorii. Nie tej nocy. Gdy znów spojrzał na księżyc, cały jego umysł pochłaniała Granger.
Odtworzył ich rozmowę i zaczął przypominać sobie także te inne podczas jego skoków w czasie.
''Wiem na co się pisałam, ale czasami myślę, że to za trudne''.
''Nienawidzę każdego ciebie, niezależnie od czasów. Nienawidzę tego''.
''Myślisz, że to pokrywa się z planem, który miałam na siebie? Mąż, który ciągle znika, by pojawić się w innej formie i mnie obrażać?''
''Cały czas mówimy o tym jak Draco Malfoy mógł skończyć z Hermioną Granger. Ale prawdziwym pytaniem jest jak do cholery ja skończyłam z tobą?''
Był tak zajęty nienawidzeniem jej, ze nie zatrzymał się na chwilę, by wysłuchać tego, co mówiła. Miała zacząć żałować bycia z nim i miało to całkowity sens. Był dla niej okropny.
Trochę współczuł tej Granger w jego ramionach. I czuł także żal w stosunku do przyszłego siebie. Ale przyszły Draco i tak postanowił cofać się w czasie i sprawić, by Granger go pokochała, nawet jeśli wiedział jak będzie się czuła.
Czy udało im się przejść przez to wszystko? Nagle Draco zaczął się martwić o ich związek, chociaż nigdy nie pozwalał sobie o nich tak myśleć. Przypomniał sobie pierwszy skok w czasie, ale nigdy nie sprawdził daty, więc nie wiedział czy to było przed czy po tym, jak Granger była na niego wściekła.
Draco spędzał większość swojego czasu, by zapomieć o tym skoku i gdy teraz próbował go odtworzyć, szczegóły były mgliste. Ale pamiętał, że zdecydowanie go kochała i mówiła coś o tym, że było warto.
Przyłapał się, że nieobecnie głaskał jej ramię. Przestał i skupił się na jej oddechu przy jego klatce. Zerknął w dół i zobaczył, że spała. Powinien zanieść ją do środka, ale nie ruszył się, czerpiąc przyjemność z czucia jej przy sobie.
Przypomniał sobie kolejną rozmowę, którą odbyli, gdy wypunktował, że gdy skakał w przyszłość, nigdy nie próbowała go uwodzić. Musiał teraz wnieść na to poprawkę. Tej nocy wykonała świetną robotę w próbowaniu zmiany jego zdania na jej temat, choć była w tym nieźle subtelna. Może w innym życiu mogłaby być Ślizgonką.
══════════════════════
Czas teraźniejszy: Listopad 2000 / Czas Draco: Teraźniejszy
══════════════════════
Draco Malfoy
Gdy Draco wrócił do swoich czasów, ruszył od razu do Dworu Malfoyów. Sprawdził, czy w biurze jego ojca nie ma żadnych domowników i odetchnął z ulgą gdy zaklęcie pokazało, że nikogo nie było. Podszedł do Myślodsiewni i ostrożnie ściągnął ją z szafki. Obserwował ją chwilę i rozważał swój plan.
Draco usiadł na krześle, dotknął różdżką skroni i upuścił wspomnienie z jego pierwszego skoku do naczynia. Patrzył jak wiruje przez chwilę zanim nabrał odwagi, by wejść do środka.
W następnym momencie, był w domu w Londynie, a Granger płakała w korytarzu. Obserwował jak uwiesiła się na nim i kucnął przy Draco ze wspomnień, by dokładnie zobaczyć jej twarz. Była starsza niż wszystkie inne Granger, tego był pewny. A może po prostu chciał w to wierzyć.
Zawsze zakładał, że te wspomnienie było tylko sześć lat w przód, co pasowałoby z ilością obrotów, które wykonał na zmieniaczu czasu zanim ten się zepsuł. I zgadzałoby się. Byłby to najdalszy skok w przyszłość jaki wykonał.
— Kocham cię, Draco. Wiem, że nie masz pojęcia, co się dzieje, ale kocham cię, kocham cię, kocham cię.
— Co wiesz? Co się dzieje? — zapytał on ze wspomnienia.
— Było warto — kontynuowała. — Każde łzy, każde kłótnie, ta niepewność. Wszystko. Zrobiłabym to wszystko ponownie.
Wyglądała na niesamowicie smutną, ale wydawała się zdeterminowana, by skończyć swoją wypowiedź. Draco zastanawiał się dlaczego. Na pewno wiedziała, że nie miał zielonego pojęcia o tym, co się działo.
— Do kogo ty gadasz, Granger?
— Pytałeś mnie kiedyś, którego kocham bardziej. Każdego. Kocham cię niezależnie od czasów, twoich wspomnień czy czegokolwiek, co się wokół nas dzieje. — Położyła dłoń na klatce Draco ze wspomnienia. — Kocham twoją duszę, Draco. Nawet teraz. Wiem, że mnie nienawidzisz. I pewnie sądzisz, że to trochę odrażające. Ale i tak cię kocham i obiecuję, że nigdy nie przestanę. — Spojrzał w jej oczy i czysta miłość w nich była odurzająca.
On ze wspomnienia wstał i wyszedł, a Draco wynurzył się z Myślodsiewni. Opierał dłonie o biurko przez długi czas i analizował wszystko, co zobaczył, dodając to, co teraz wiedział.
Przeszli przez to. Na pewno przeszli przez jakiś trudny okres, prawdopodobnie spowodwany przez przeszłego jego skaczącego w czasie i obrażającego Granger, ale w końcu by mu wybaczyła.
Było warto. Każde łzy, każde kłótnie, ta niepewność. Wszystko. Zrobiłabym to wszystko ponownie.
Nie obchodzą cię ci ludzie, próbował przypominać sam sobie. Nie są prawdziwi.
Hermiona jest odpowiedzą na wszystkie dręczące cię teraz pytania. Ona naprawi to wszystko jeśli jej pozwolisz. Nie będziesz czuć się samotny czy nieprzynależący. Ale musisz dać jej jebaną szansę.
Draco nie wiedział, jak długo tam był, walcząc z samym sobą. Ostatecznie niczego nie rozwiązał oprócz tego, że coś się zmieniło. Podskoczył, gdy usłyszał dźwięk zza drzwi i lewitował Myślodsiewnię z powrotem na szafkę.
Zaskoczyło go to, że jego oczy były mokre i wytarł je szybko, po czym sprawdził korytarz. Był pusty. Może to tylko skrzat domowy. Szybko udał się do swojego mieszkania i starał się zająć głowę inwestycjami i wykresami gwiezdnymi, ale nie potrafił pozbyć się z głowy pełnego miłości wyrazu na twarzy Hermiony.
Granger, poprawił się. Nazywa się Granger.
══════════════════════
Czas teraźniejszy: Listopad 2000 / Czas Draco: Maj 2004
══════════════════════
Hermiona Granger
Miesiąc później, Malfoy ponownie pojawił się w kawiarni. Podszedł ostrożnie, zdając się zauważyć jej zdystansowanie.
— Mogę się dosiąść?
— Dlaczego sądzisz, że moje myśli zmieniły się, odkąd ostatni raz cię widziałam?
— Racja, gdy powiedziałaś mi, że - uh - byłaś na mnie zła.
Hermiona nastroszyła się. Na pewno jego dziury w pamięci nie mogły być tak złe. Musiał pamiętać ten zimny wzrok, który jej posłał na Ulicy Pokątnej i ich późniejszą rozmowę, gdy prosiła go, by zostawił ją w spokoju.
— Nie przeszkadzam ci, gdy jesteśmy sami, ale gdy ktoś inny jest w pobliżu, zachowujesz się jakbym była śmieciem. Nie wartą bycia w towarzystwie wspaniałego, Czystokrwistego Dracona Malfoya.
— To nie tak, naprawdę. Ja jestem po prostu- — przerwał, szukając dobrego słowa. — -humorzasty. To dziedziczne — dodał z szorstkim uśmiechem, który próbowała zignorować.
Hermiona zmrużyła na niego oczy, ale nie protestowała, gdy usiadł naprzeciwko niej. Siedzieli w ciszy, gdy kończyła swój lunch. Gdy wreszcie odłożyła widelec, zapytał.
— Skończyłaś jeść?
Opuściła wzrok na swój pusty talerz, który powinien być odpowiedzią samą w sobie.
— Okej, chodźmy. — Malfoy wstał i zaczął ubierać swoją kurtkę.
— Gdzie? — zapytała, zostając na swoim miejscu.
— Na lody.
— Jest zima.
— Technicznie jeszcze jesień, poza tym jesteśmy czarodziejami. Po to istnieją Zaklęcia Ogrzewające. — Wziął jej kurtkę z oparcia krzesła i zaoferował go jej. — Wyglądasz mi na osobę, która lubi lody niezależnie od pogody.
Rzuciła mu spojrzenie, zastanawiając się, jak mógł to odgadnąć. Zdecydowała się z nim iść, bardziej z ciekawości niż z innego powodu. Włożyła ręce w rękawy kurtki, którą dla niej trzymał.
Hermiona podążyła za nim do ciemnej alejki i gdy zobaczyła, że wyciąga różdżkę, zatrzymała go.
— Lodziarnia jest tuż na końcu ulicy.
Wzruszył ramionami.
— Wolę te Floriana Fortescue***. Widzimy się tam. — Deportował się zanim mogła zaprotestować. Westchnęła, wyciągnęła swoją różdżkę i pojawiła się na Ulicy Pokątnej kilka sekund później.
Malfoy stał kilka stóp od niej i opierał się nonszalancko o ścianę. Zauważyła, że już transformował swoje ubrania z powrotem w szaty.
— Co robisz? — spytała.
— Udowadniam ci, że nie wstydzę się z tobą pokazywać, a teraz chodź. — Otworzył drzwi lodziarni i przytrzymał je dla niej, gdy ta wahała się, stojąc na ulicy.
Nie wiedziała, czy chce, by ta dziwna przyjaźń była publiczna. Nie wstydziła się go, ale spotykać się razem na Ulicy Pokątnej, patrząc na to jak oboje są rozpoznawalni, był tak złe jak branie ogłoszenia z Proroka Codziennego.
— Hermiono? — Malfoy dalej trzymał dla niej drzwi z irytująco zadowoloną z siebie miną.
W końcu weszła do środka, złożyła zamówienie i pozwoliła mu zapłacić. Zauważyła, że dał 200% napiwek i zastanawiała się czy czuł się winny temu, co stało się Florianowi podczas wojny, czy dał ogromną kwotę jako napiwek, bo mógł.
Zamiast podać jej jej rożek, wziął oba i udał się do stolika pod oknem. Poszła za nim i zawahała się zanim usiadła.
— Naprawdę, będziemy siedzieć tu? W czasie pory lunchu?
Posłał jej uśmieszek odsuwając jej krzesło.
— Proszę, proszę, Hermiono. Czy wstydzisz się być widzianą z byłym Śmierciożercą? Martwisz się, że zszarga to twoją nieskazitelną reputację? — Jego ton był lekki, a jego szare oczy błyszczały radośnie.
— Dobra — warknęła, biorąc swój rożek z jego dłoni i siadając na krześle.
Jedli w czasie, gdy Hermiona robiła wszystko, by nie patrzeć przez okno. Zastanawiała się, co powiedziałby Ron, gdyby się dowiedział. Powiedziała mu o przeprosinach Malfoya w nocy gry Quidditcha, ale nie przyznała mu się, że spotykała się z Malfoyem w kawiarni przez kilka miesięcy od tamtego wydarzenia. W końcu blondyn zapytał ją o to, co aktualnie czytała i była tak zajęta rozmową, że zapomniała martwić się ludźmi przechodzącymi obok.
Gdy kończyła swoje lody, pukanie w szybę wyrwało ją z jej kłótni z Malfoyem o zasługi Szekspira. Hermiona zauważyła Neville'a machającego do niej zza okna. Pokazał jej, by wyszła na zewnątrz, a ona zerknęła na Malfoya rumieniąc się i wyszła dowiedzieć się czego chciał Neville.
— Uh, Hermiono? Wszystko gra?
— Jasne, Neville. Dlaczego pytasz?
Wskazał głową na okno, za którym siedział Malfoy, prawdopodobnie posyłając im uśmieszek i westchnęła.
— Tak, ja - uh, koleguję się z Draco Malfoyem.
— Wow - er. Okej...
— Ja, cóż, powinnam wrócić do środka.
— Jasne, chciałem się upewnić.
— Rozumiem, dziękuję.
Gdy wróciła do stolika, Malfoy uśmiechał się szeroko. Przewróciła oczami. Stracili wątek poprzedniej rozmowy i siedzieli w ciszy. Teraz Ron na pewno się dowie. I będzie musiała wyjaśnić, dlaczego nie pomyślała, by wspomnieć mu wcześniej o jej nowej przyjaźni z Malfoyem.
— Coś nie tak, Hermiono? Martwisz się, że to dotrze do twojego chłopaka?
— Oczywiście, że nie. — Machnęła na niego.
Wyglądał, jakby coś rozważał. W końcu zdawał się podjąć decyzję i zapytał.
— Dlaczego Weasley, ze wszystkich facetów?
— Co?
— Wydaje się...łatwy. Proszę, powiedz, że nie wybrałaś go, bo był pod ręką i był bezpieczną opcją. Jesteś lepsza niż to.
— To nie twój interes. Ledwo znasz mnie i jeszcze mniej wiesz o nim. Ron jest niesamowity. Nie jest tylko ''pod ręką''. Jest lojalny, życzliwy i zabawny. I - I kocham go. Dobrze nam razem.
Kiwnął głową, tak jakby nie do końca jej wierzył i pokręcił głową.
— Sądzę, że stać cię na więcej.
Przeszyła go wzrokiem.
— Nie interesuje mnie twoja opinia, Malfoy.
Wzruszył ramionami i zostawił ją niedługo potem. Rozważała jego osąd, gdy patrzyła jak szedł wzdłuż ulicy w stronę Gringotts. Kim on był, by oceniać jej związek z Ronem? Tak jakby on nie wybrał kogoś łatwego. Spójrzcie tylko na jego dziewczynę, perfekcyjną, Czystokrwistą księżniczkę.
ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ
*Obliviate — zaklęcie usuwające pamięć danej osoby. Obliviate znane było również pod nazwą ''zaklęcie zapomnienia".
**Veritaserum — potężny eliksir prawdy. Po jego wypiciu człowiek odpowiadał na wszystkie zadane mu pytania całkowicie szczerze oraz wyczerpująco.
***Florian Fortescue — czarodziej nieznanego statusu krwi; właściciel lodziarni, która mieściła się na ulicy Pokątnej.
Notka od Autorki:
Kocham tą część w każdym fanfiction Dramione, gdzie zimne serce Draco zaczyna się topić. Nie mogłam znaleźć oryginalnego autora wiersza, który zacytowała Hermiona w tamtej scenie. Wydaje się, że cytat lata po internecie bez konkretnych źródeł.
Notka od Tłumacza:
Damn. Scena z roku 2004 między Hermioną i Draco? Łzy, łzy, łzy. Zastanawiam się tylko jak będzie traktował Hermionę ze swoich czasów. A wy?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro