Rozdział 16
Są takie dni, w które melancholia osacza cię jak nagła zmiana pogody. Ten rodzaj smutku, który jest nienamacalny. Jak obecność bólu, którego miejsca nie jesteś w stanie wskazać, ale po prostu wiesz, że boli.
-Lang Leav
══════════════════════
Czas teraźniejszy: Kwiecień 2002 / Czas Draco: teraźniejszy
══════════════════════
Hermiona Granger
— Powiesz jej? — Hermiona usłyszała jak Harry pyta Draco, gdy spieszyła do stolika w Archiwach Ministerstwa, przy którym pracowali.
— Co komu? Co się stało? — spytała. Oboje podskoczyli i zauważyła, jak blondyn posłał brunetowi proszące spojrzenie. Ten kiwnął głową i odszedł dość nagle.
— Przepraszam za spóźnienie. Nienawidzę się spóźniać. — Zaczęła się tłumaczyć. — Ale dzisiaj to nie była moja wina. Co się działo? — przerwała, gdy zobaczyła, że Draco siedział sztywno, wyglądając jakby duch przez niego przeleciał. — Złamałeś zasadę trzecią? — Pokręcił głową. — Co się dzieje? — powtórzyła.
Próbował na nią machnąć.
— Rozmawialiśmy o moim skoku. Wczoraj zobaczył się z przyszłym mną.
— Oh, naprawdę? Zapisałeś datę na ten skok?
Rozejrzała się za jego notatnikiem i dojrzała, że jeszcze się nie rozpakował.
— Oh, racja — powiedział, zdając sobie sprawę, czego szuka i sięgnął do swojej torby. — Właściwie to wróciłem godzinę temu, więc dalej jestem trochę zdezorientowany.
Gdy rzucił notatnik na stół, zauważyła obrączkę na jego lewej dłoni i zamarła. Nie pierwszy raz ją widziała. Nosił ją, gdy pierwszy raz ją pocałował. Wtedy jej uwaga była odwrócona jego pijanym wykorzystaniem, że kompletnie zapomniała o pierścieniu.
Ale teraz, gdy wiedziała o skokach w czasie, to miało sens. Draco miał żonę w przyszłości. Zastanawiała się czy ona również miała męża.
I gdy ta myśl pojawiła się w jej głowie, wiele części zaczęło się układać. Draco szukał jej, gdy cofał się w czasie. Nazywał ją oszałamiającą i komplementował jej sukienkę na balu. Zawsze zważał na jej humor i wiedział jak ją pocieszyć. W przyszłości, powiedziałaby mu o jej najgorszych wspomnieniach z wojny. I najbardziej oczywisty dowód: pocałował ją, mając tę obrączkę na palcu.
— O mój Boże.
— Co? — Wzrok Draco podążył za jej oczami na jego dłoń. Gdy zauważył obrączkę, kolory zniknęły z jego twarzy. Pospieszył, by ją zdjąć i włożyć do kieszeni, ale było już za późno.
— Masz żonę — powiedziała prosto, zaskoczona jak równo brzmiał jej głos.
— Tak, w przyszłości.
— Kto to?
Westchnął i schował głowę w dłoniach.
— Wiesz, że nie mogę powiedzieć ci nic o rzeczach z przyszłości.
— Technicznie, nie na to się umawialiśmy.
— Co? — Spojrzał na nią zdezorientowany.
— Powiedziałam, byś obiecał mi, że nie powiesz mi nic o mojej przyszłości. Więc powiedz mi, kto jest twoją żoną, Draco? — Teraz jej głos piszczał i mogła poczuć jak panika rośnie w jej piersi.
— Mam wrażenie, że już to wiesz — powiedział ostrożnie.
Hermiona odepchnęła się od stołu i wstała, ale był to błąd. Kręciło jej się w głowie i czuła, że zaraz zemdleje. Złapała mocno za krzesło i poczuła dłoń na ramieniu. Skupiała się na tym pocieszającym cieple zanim strzepnęła ją z siebie, przypominając sobie, do kogo należy.
— Wiedziałeś przez cały ten czas?
Kiwnął głową, utrzymując wzrok na nią. Wyglądał jakby był gotowy ją złapać, gdyby upadła. Hermiona odwróciła się od niego i podeszła do najbliższej półki na książki. Usadowiła się na podłodze, przyciągając kolana do klatki.
— Więc gdy zjawiałeś się w przyszłości, byłeś ze mną? — Draco dalej stał, patrząc na nią zmartwiony, przygryzając wargę. Dlaczego nic nie mówił? Dlaczego nie próbował się wytłumaczyć? — Gadaj, Malfoy! Mów, dlaczego to przede mną ukrywałeś!
Kucnął i oparł dłoń na regale za jej głową.
— Hermiono, wiem, że to dużo. Uwierz mi, mi zajęło cały rok, by się z tym pogodzić. Ale wychodzi na to, że, uh, jesteśmy małżeństwem, kiedyś w przyszłości.
— Wiesz kiedy? — zapytała ostro. Drgnął i kiwnął głową. Zaczęła brutalnie kręcić głową. — Zatrzymajmy to, wiemy jak. Mówiłeś, że twój ojciec ma część, której potrzebujemy do Eliksiru Wydobywającego. Po prostu to zrób. Wtedy nigdy nie skończymy razem.
Wyglądał jakby go spoliczkowała.
— Tego właśnie chcesz? To nie powstrzyma tylko naszego małżeństwa, nie zostaniemy nawet przyjaciółmi. Znikniemy kompletnie ze swoich żyć.
— Ja- — zawahała się. Lubiła go wystarczająco jako przyjaciela, ale jako męża?! I o czym on w ogóle gadał? Czy on chciał być jej mężem?
— Wiem, że to popieprzone. Ale- — przerwał i westchnął, ale ona ledwo zwracała na niego uwagę. Analizowała każdą ich interakcję z nowej perspektywy.
Przeprosił ją z głębi serca. I przeczytał wszystkie jej ulubione książki, chętnie o nich rozmawiał. Przekonał ją, by rozmawiała z nim o swojej pracy i aktywnie słuchał wszystkiego, co mówiła. I popchnął ją do ponownego przemyślenia jej związku z Ronem.
Ten Ślizgon całkowicie i kompletnie zmanipulował ją, by coś do niego poczuła. A ona była na tyle głupia, by wpaść w jego pułapkę.
— Hermiono. — Objęła swoje kolana ciaśniej. Powtórzył jej imię po raz drugi, gdy nie odpowiedziała. — Hermiono, spójrz na mnie. — Spojrzała w te jego niezgłębione, szare oczy i wzięła głęboki oddech. — Znam to uczucie braku wyboru, ale - pamiętasz, co prosiłem, byś mi obiecała?
Kiwnęła głową, przypominając sobie jego słowa. Obiecaj mi, że od teraz podczas naszych interakcji, nie zrobisz czegoś tylko dlatego, że wiesz, że zdarzy się to w przyszłości. Masz wybór. Oboje go mamy.
— Za każdym razem, gdy musiałem podjąć decyzję w tej pętli — kontynuował. — Robiłem dokładnie to, czego chciałem. I każdy krok, który robię, wydaje się mnie do ciebie zbliżać.
Wyglądał na przestraszonego i delikatnego. Mogła stwierdzić, że wiele kosztowało go to wyznanie. Część niej chciała go pocieszyć, ale ból i poczucie zdrady, które czuła w stronę przyszłego Draco, przeważyła zrozumienie, które czuła do obecnego.
— Nie mogę. To za dużo. — Wstała i zaczęła zbierać swoją torbę.
— Hermiono, poczekaj. Polubisz mężczyznę, którym się stanę, daj mi szansę.
— Nie podoba mi się to, kim się staniesz. Jest manipulatorem, jest podstępny i wykorzystał to, co o mnie wiedział z przyszłości, by zmusić mnie do lubienia go teraz. Myślałam, że lubię go i myślałam, że lubię ciebie, ale oboje mnie okłamaliście! Nie chcę już z tobą pracować. Już wiesz jak to zatrzymać. Więc zrób to bądź nie. Nie obchodzi mnie to. Wychodzę. — Odwróciła się i wybiegła z biblioteki.
— Hermiono! — Przyspieszyła tempa, aż dotarła do windy. Gdy drzwi się zamknęły, opadła na ścianę i zaczęła płakać.
ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ
Draco Malfoy
Gdy tylko usłyszał, jak drzwi windy się zamykają, Draco uderzył dłonią w regał, warcząc z bólu, gdy jego kostki spotkały się z drewnianą strukturą. Uderzył jeszcze raz, próbując pozbyć się jej obrzydzonej twarzy z głowy.
Czy wiesz, jak to boli widzieć osobę, którą kochasz najbardziej na świecie patrzącą na ciebie w ten sposób?
— Tak, Hermiono — wyszeptał do siebie. — Chyba zaczynam rozumieć jak się czułaś.
Oparł czoło o półkę i starał się uspokoić oddech. Powinien wyjść zanim ktoś go zobaczy, ale nie sądził, że będzie w stanie zrobić coś tak prostego jak wstanie i wyjście stąd.
Zmienił pozycję i teraz jego plecy opierały się o regał, a on użył Oklumencji, by oczyścić umysł. Próbował skupić się na lataniu albo ogrodzie we Dworze Malfoyów, czymkolwiek innym niż Hermiona.
Kurwa mać, dlaczego nie zdjął tej obrączki? Był tak rozbity po emocjonującym dniu w Hogwarcie, że nie myślał trzeźwo. Gdy wrócił do teraźniejszości i zdał sobie sprawę, że miał wystarczająco czasu, by zdążyć na ich spotkanie, ruszył tu od razu, nie chcąc go przegapić. Bo gdyby tak się stało, musiałby czekać cały tydzień, by znów zobaczyć Hermionę.
I potem Potter odwrócił jego uwagę. Pierdolony Potter.
Skupił się ponownie na Hermionie. Chciała, by zakończył tę pętlę. Oczywiście, że tak. Czego on oczekiwał? Draco poczuł łzy w oczach i szybko je wytarł. Dalej jesteś w miejscu publicznym, ogarnij się.
Wciąż używał Oklumencji i pracował nad nią, póki jego umysł nie był kompletnie pusty. Ale żadna jej ilość nie może pozbyć się tego uczucia z jego serca.
Samotny... nieprzynależący... przerażony, że nikt na tym świecie nigdy tak naprawdę cię nie zrozumie, że nie będzie nawet tego chcieć.
══════════════════════
Czas teraźniejszy: Maj 2002 / Czas Draco: teraźniejszy
══════════════════════
Hermiona Granger
Hermiona była sama w mieszkaniu, czytając legalizację z 1800. Wpadła na lukę w prawie dziedziczenia, która przypomniała jej o historii Draco o portrecie, który odziedziczył posiadłość Malfoyów.
Opowiadał ją tak szczegółowo tylko po to, by później przyznać, że to wszystko zmyślił. Był takim Ślizgonem. Uśmiechnęła się do siebie i od razu napięła się.
Nie powinnaś o nim myśleć.
Minął miesiąc, odkąd ostatni raz go widziała. Nie od momentu jej odkrycia o ich przyszłym małżeństwie w przyszłości w Archiwach. I przez cały miesiąc próbowała być zajęta jak tylko mogła, by nie myśleć o Draco.
Musisz wrócić do nazywania go Malfoyem. I przestać o nim myśleć!
Ale niemożliwym było nie robić tego o pewnych rzeczach. Hermiona była myślicielem. Dlatego zawsze była słaba w medytacji i wydawało jej się, że byłoby tak samo z Oklumencją. Nigdy nie była w stanie oczyścić umysłu. Zastanawiała się jak Draco to robił, skoro on też nim był-
Znowu zaczynasz. Przestań! I powtarzam, to nie Draco, a Malfoy.
Westchnęła i odepchnęła się od biurka. Płomienie w jej kominku przybrały zielony kolor, sygnalizując, że ktoś chciał się z nią skomunikować przez sieć Fiuu. Podeszła, by lepiej się przyjrzeć i zobaczyła twarz Harry'ego pojawiającą się w ogniu.
— Hej, Hermiona. Mogę wpaść?
— Tak — powiedziała chętnie. Potrzebowała skupić się na czymś, co nie było Draconem Malfoyem.
No i znowu...
Przykleiła uśmiech do twarzy i czekała, aż Harry się zjawi. Desperacko potrzebowała towarzystwa. Harry'emu i Ginny zaczynało się układać, z czego Hermiona się cieszyła, ale to oznaczało też, że rudowłosa rzadko spędzała czas w mieszkaniu. A Ron trochę poważniej spotykał się z Parvati, więc mało co go widywała. Nie wiedzieli też jak zachowywać się w swoim towarzystwie, gdy byli sami, ale miała nadzieję, że z czasem to się poprawi.
Więc Hermiona ostatni miesiąc spędziła głównie sama. Co tylko utrudniało nie myślenie o pewnym blondwłosym czarodzieju, który mógł (bądź nie) stać się jej mężem pewnego dnia.
— Hej. — Harry wyszedł z płomieni, a ona pospieszyła w jego ramiona, zaskakując ich oboje intensywnością jej przytulasa. Okej, może rzeczywiście czuła się bardziej samotna niż na początku zakładała. — Oh, er, Hermiono? Wszystko okej? — Objął ją mocniej, gdy ona kiwnęła głową przy jego klatce. — Chodzi o Malfoya?
Odsunęła się i skrzywiła się na niego.
— Proszę, nie mów o nim. To jest strefa wolna od Dra- uh- Malfoya.
— Okej... — Harry patrzył na nią ostrożnie i usiadł na jej kanapie. — Cóż, nie wiem jak to wpasowuje się w twoją strefę wolną od Malfoya. ale chciałem cię o to wszystko zapytać.
— Co? Dlaczego?
— To duża sprawa. I myślę, że musisz z kimś o tym pogadać? Tak trochę zniknęłaś na ostatni miesiąc. Nie wychodzisz z nami, przestałaś odwiedzać mnie czy przychodzić do Nory i-
— To nie ma żadnego związku z Malfoyem. Chodzi o Rona. Dalej staram się wpaść na to jak się przy nim zachowywać, gdy umawia się z Parvati. Znaczy, nie przeszkadza mi to. Jest po prostu - dziwnie.
— To z nim porozmawiaj. Powiedz, by nie zapraszał wszędzie Parvati za każdym razem, jeśli ci to przeszkadza. Zrozumie. A może powinniśmy zrobić coś tylko we trójkę. Ginny może być trochę zła, ale mogę spróbować jej wytłumaczyć-
— Nie, Harry, jest okej. — Hermiona westchnęła i usiadła obok niego. — Muszę po prostu wpaść na to jak zachowywać się przy Ronie i Parvati, to- — przerwała, nie chcąc przyznać Harry'emu prawdziwego powodu, dla którego nie chciała teraz być w towarzystwie Rona.
W momencie ich zerwania, była całkowicie pewna, że to dobra decyzja. Argumenty rozstania miały sens i nawet Ron w końcu się zgodził. Ale teraz, wiedząc to, co wie o Draco i myśląc o każdym jego małym komentarzu, który popchnął ją do tej decyzji...
Hermiona nie była pewna jak się z tym wszystkim czuła. Czy to naprawdę były jej myśli i uczucia? Czy Draco miał wpływ na jej decyzję dla własnych celów? Czuła się całkowicie zdradzona. Co, jeśli myliła się co do Rona? Ostatnią rzeczą jaką chciała, to odkryć, że popełniła błąd i powinna była z nim zostać, zwłaszcza, że on już ruszył dalej.
— Możesz ze mną porozmawiać — powiedział Harry, obserwując ją ze zmartwieniem.
— Wiem — westchnęła, ale milczała, nie wiedząc jak ująć w słowa jej myśli i uczucia.
— Czy naprawdę chodzi o Rona? — Spuściła głowę i pokręciła nią powoli. Harry objął ją ramieniem. — Widziałaś się z nim, odkąd to odkryłaś? — Ponownie pokręciła głową. — Ile minęło?
— Miesiąc. Napisał mi kilka sów, prosząc o spotkanie, ale - nie wiem.
— Tęsknisz za nim?
— Nie! — Hermiona odsunęła się od Harry'ego i usiadła na piętach. — Ledwo się przyjaźniliśmy.
— Wydawaliście się być czymś więcej.
— Nie bądź śmieszny, Harry. Kompletnie mnie zmanipulował i zdradził moje zaufanie. To koniec.
Wzruszył ramionami.
— Cóż, jakoś wyszliście za siebie...
— Może nie. Jeśli będę trzymać się z dala od niego, to się nie wydarzy.
— I nie chcesz, by się wydarzyło?
— Oczywiście, że nie! Mówimy o Draconie Malfoyu!
— Gdy próbowałem dać ten sam argument kilka miesięcy temu, bardzo szybko wytknęłaś mi, jak bardzo się zmienił od czasów szkoły.
— Co tu się dzieje? — zapytała wyczerpana. — Bronisz go?
— Nie, uh, nie wiem. Ja tylko - cóż, poznałem go z przyszłości. I Merlinie, był inny. Nawet od tego trochę miłego Malfoy'a z naszych czasów. I dniami próbowałem zrozumieć, co mogło wywołać taką drastyczną zmianę. I wtedy mnie to uderzyło - to ty. — Hermiona już sama doszła do tej konkluzji. To było najlepsze wytłumaczenie, patrząc na wszystkie dowody. — Więc, nie wiem — kontynuował. — Teraz nie za bardzo go lubię, ale tak jakby polubiłem przyszłą wersję jego. I jeśli ci się podoba, chyba chcę po prostu powiedzieć, że rozumiem to i będę cię wspierać. — Hermiona westchnęła i położyła się na kanapie. — Uh, podoba ci się? — Harry zapytał ostrożnie, tak jakby tak naprawdę nie chciał wiedzieć, ale próbował być dobrym przyjacielem.
— Nie wiem — odpowiedziała szczerze.
— Cóż, tęsknisz za spędzaniem z nim czasu?
Rozważyła to pytanie i odpowiedziała w końcu.
— Tak. Ale nie sądzę, że chodzi konkretnie o niego. Był po prostu bardzo interesującą osobą do rozmowy.
Uniosła wzrok i zobaczyła, że Harry patrzy na nią ironicznie.
— Więc wybierasz zaprzeczanie? — droczył się.
Przewróciła oczami i rzuciła w niego poduszką, którą łatwo złapał.
— Możemy zmienić temat?
Zgodził się i pozwolił jej gadać o prawach, które wcześniej analizowała. Był nawet w stanie ograniczyć ziewanie do minimum. Była zadowolona, że przyszedł. Jego niezachwiane wsparcie było dokładnie tym, czego teraz potrzebowała.
ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ
Draco Malfoy
— Co jest z tobą kurwa nie tak?
Draco nawet nie uniósł wzroku znad swoich wykresów gwiazdowych.
— Idź sobie, Blaise.
— Jestem tu, by uratować się z twojej pełnej depresji, narzuconej na siebie izolacji.
— Nie izoluję się — odpowiedział Draco znudzonym tonem, gdy jeździł po konstelacji i porównywał ją z podręcznikiem.
Blaise zamknął mu książkę zaklęciem. Uniósł wzrok, by spotkać ciemne oczy przyjaciela, która błyszczały rozbawieniem, gdy ustawił się w pozycji do pojedynku.
— No weź, Draco. Minęły wieki od naszego ostatniego pojedynku. Szczerze, minęły wieki odkąd razem robiliśmy cokolwiek. Dlatego tu jestem, by cię wyciągnąć.
Draco wziął różdżkę ze stołu i wycelował w Blaise'a.
— Jeśli wygrasz, wyjdę z tobą.
— Doskonale. — Zanim Draco mógł stanąć za stołem, ten rzucił się na ziemię i podhaczył mu nogi. Gdy upadł, Blaise uniósł się na kolanach i zabrał mu różdżkę z ręki, skoczył z powrotem na nogi i spojrzał w dół na Draco z dwiema różdżkami w ręce. — Wygrałem. — Promieniał.
— Co do kurwy? Myślałem, że będziemy pojedynkować się jak czarodzieje.
— Nigdy nie uzgodniliśmy warunków. — Blaise pochylił się i zaoferował Draco dłoń, ale ten odepchnął ją od siebie, biorąc swoją różdżkę i rzucając Klątwę Żądlącą na przyjaciela, co on z łatwością odbił. — Czy powiesz mi, dlaczego masz takiego doła?
Gdzie powinienem zacząć? Najpierw, zjebałem sprawę z czarownicą, która mi się podoba, zapominając zdjąć z palca obrączkę, o której noszenie poprosiła mnie ona sama cztery lata w przyszłość. Dowiedziała się, że za mnie wyjdzie i pękła, zachowując się, jakby to były najgorsze wieści, jakie usłyszała (i to jest ktoś, kto żył w trakcie jebanej wojny).
Wtedy uciekła i teraz odmawia rozmowy ze mną i zwróciła każdą sowę, którą jej wysłałem. Oh i by sprawy stały się bardziej skomplikowane, ta czarwonica jest Mugolaczką i nie to byle jaką; to Hermiona Granger.
— Nie. — Draco powiedział tylko tyle.
Blaise wzruszył ramionami, jakby nie był zaskoczony.
— Zielony Smok*, ósma. — Zniknął przez sieć Fiuu zanim Draco miał szansę zaprotestować.
ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ
Theo Nott
— Draco ma doła z jakiegoś powodu. Myślę, że potrzebuje bzykanka. — Blaise zaczął mówić, gdy tylko przeszedł przez kominek. Theo zastanawiał się czy przyjaciel poświęcił choć sekundę, by ocenić czy był w ogóle w pokoju.
— Wypada pokazać głowę w ogniu zanim przejdziesz przez Fiuu — wymamrotał Theo.
— Wiem. — Blaise stwierdził prosto. — Tak czy inaczej, wychodzimy wieczorem, by pocieszyć Draco.
— Nie każdy jest jak ty, Blaise. Bzykanko nie jest rozwiązaniem ich problemów.
— Też go potrzebujesz. Spotykamy się w Zielonym Smoku o ósmej.
— Czy powinienem w ogóle protestować? — zapytał, ale Blaise'a już nie było. — Uznam to za nie — mruknął do siebie.
I tak właśnie Theo znalazł się w barze, siedząc obok bardzo ponurego Draco, w czasie, gdy Blaise flirtował z czerwonowłosą czarownicą, która wyglądała jakby dopiero skończyła Hogwart. Spojrzał na przyjaciela obok i zauważył, że ten wyglądał zupełnie jak on: samotny, smutny i beznadziejny.
— Co się z tobą dzieje? — zapytał Theo, nagle ciekawy co mogło spowodować, że Draco był taki przygnębiony. Nie widział go takiego od Siódmego Roku.
— Nie twój pieprzony interes. — Draco odburknął zanim wyzerował resztę swojej whiskey, wskazując, by barman nalał mu kolejną kolejkę.
— Cóż, jeśli Blaise ma rację i bzykanko to rozwiązanie wszystkich twoich życiowych problemów, to na drugim końcu baru przygląda ci się ładna czarownica.
Draco ledwo uniósł wzrok i wzruszył ramionami, wracając do patrzenia w przestrzeń. Co było z nim do cholery nie tak? Theo wiedział, że nie chodziło o Astorię, skoro zerwali wieki temu. I sposób w jaki się zachowywał, będąc otwarcie smutnym, był bardzo nie-jak-Draco. Zawsze szybko chował swoje emocje. Coś, co podebrał od ojca.
Czuł się zażenowany, widząc go w takim stanie. Czuł, że powinien coś zrobić, ale nie wiedział, co. Jeśli miałby antidotum na melancholię, już dawno by je zażył.
— Wnioskując po twoim oczywistym entuzjazmie, nie jesteś nią zainteresowany?
— Nie jest w moim typie. Możesz ją sobie wziąć.
Theo ponownie spojrzał na czarownicę i prawie wytknął, że była bardzo podobna do Astorii, ale domyślił się, że nie był to raczej dobry pomysł. Wrócił wzrokiem, by odkryć, że Draco go studiuje.
— Wyglądasz jak gówno, co jest z tobą?
— Nie twój pieprzony interes — powiedział Theo, powtarzając wcześniejszą odpowiedź blondyna, a ten posłał mu uśmieszek. Wrócili do popijania w ciszy swoich drinków.
Znów spojrzał na podobną do Astorii czarownicę, by później ukradkiem spojrzeć na faceta o włosach w kolorze piasku po jej prawie. Theo szybko odwrócił wzrok, gdy zobaczył, że czarodziej na niego patrzy. Spoglądali na siebie przez ostatnią godzinę, ale odnosił wrażenie, że tylko on starał się zachować w tajemnicy ich ciche spojrzenia.
Gdy zebrał odwagę, by ponownie spojrzeć na faceta, ten kiwnął głową w stronę tyłu baru. Potem wstał i odszedł w tamtą stronę. Theo wyostrzył wzrok, by go wypatrzeć, ale stracił go z oczu w tłumie czarownic. Jego serce zaczęło mu walić w piersi.
Czy chciał, by Theo za nim poszedł? Czy źle zrozumiał sytuację? Spojrzał ponownie na Draco, który dalej był zatopiony we własnych myślach. Potem dokończył drinka i przeprosił, mówiąc, że idzie do łazienki.
Nawet jeśli źle to odebrał, mógł zawsze udawać, że idzie do kibla. Theo dotarł do drzwi toalety i nigdzie mógł dostrzec faceta, Westchnął. To nic. Czarodziej pewnie wstawał, by wyjść. Kurwa, był takim idiotą.
Odwrócił się, ale ktoś złapał go i pociągnął do bocznego korytarza. Wtedy dostrzegł, że czarodziej ukrywał się pod zaklęciem Kamuflującym. Poczuł znajome zimno zaklęcia, gdy zostało rzucone także na niego. Spojrzał w dół i zobaczył, że różdżka czarodzieja jest w niego wycelowana.
Theo doceniał, że nieznajomy był tak oddany dyskrecji. Ale zanim mógł to powiedzieć, facet zderzył się swoimi ustami to te jego. Przyciągnął czarodzieja bliżej i warknął lekko, gdy został popchnięty na ścianę za nim. Ale nie obchodziło go to. Oboje pożerali siebie nawzajem desperacko, tak jakby rozumieli, że moment ulatywał i chcieli z niego wyciągnąć jak najwięcej.
Facet (Theo naprawdę powinien wyłapać jego imię) odsunął się i wyszeptał.
— Porzuć tego depresującego blondyna i pozwól mi Aportować nas do mnie. — Theo zastanowił się, ale wtedy zamarł i odsunął się. Co on wyprawiał? Nie mógł tego robić. Nie tutaj.
— Przepraszam — wymamrotał zanim pospieszył z powrotem do baru. Spanikował, gdy zobaczył, że Draco zniknął. Poszedł do kibla? Widział go? Czy Theo to obchodziło? Blaise już wiedział, że był gejem, ale Draco był inny.
Był z tradycyjnej rodziny Czystokrwistych, jak Theo. I jeśli by się dowiedział, mógł sprawić mu kłopoty. Blaise podszedł do niego od tyłu.
— Nie mów mi, że ty też idziesz.
Theo podskoczył, po chwili odzyskując równowagę i zapytał tak swobodnie jak tylko mógł.
— Draco poszedł?
— Ta. Powiedział, że nie chce dzisiaj wyrywać żadnej czarownicy i Aportował się. I oboje wiemy, że ty również nie chcesz żadnej czarownicy.
— Zatrzymaj to, kurwa, dla siebie! — Theo wybuchł.
— Trzymam, jesteśmy tylko my. — Blaise wskazał na pustkę wokół nich. — Co, sądzisz, że ktoś nas śledzi? — Zaczął się rozglądać, robiąc podkoloryzowany gest, by poczuć powietrze wokół nich.
Theo przewrócił oczami.
— Też się zmywam.
— No weź, co się stało?
— Nic. — Zniknął z trzaskiem zanim Blaise mógł zadać mu więcej pytań.
Gdy tylko pojawił się w salonie Dworu Nottów, wziął wazę ze stolika i uderzył nią o ścianę. Wtedy wziął lampę i nią też rzucił. Rozejrzał się, ale nie miał już nic, czym mógłby rzucić, więc wyciągnął różdżkę z szaty i przywołał brzydką, ceramiczną misę z pokoju obok i nią cisnął.
Patrzył na bałagan, który narobił przez jakiś czas, zanim opadł na kanapę i trzymał głowę w dłoniach. Czuł się tak jak te połamane odłamki ceramiki i szkła.
Co on wyprawiał? Jaki miał plan? Już przeszedł wcześniej przez ten cykl. Udawał, że nie jest gejem przez miesiące. Wtedy napięcie się kumulowało i kończył, robiąc to co dzisiaj. Po tym, czuł się zawstydzony i zażenowany, zaczynając udawać od nowa.
Ale wiedział, że wkrótce znów będzie w tej pozycji. Nie było to stałe, ale alternatywa bycia gejem w społeczności Czystokrwistych, zwłaszcza jako dziedzic jednego z najbardziej prestiżowych dworów, była nie do pomyślenia.
— Fawcett!
Stary skrzat domowy pojawił się kilka kroków od niego.
— Tak, paniczu Nott? — Skrzat przyjrzał się zniszczeniom, ale nie wydawał się być tym zdenerwowany. — Panicz chce, bym to dla niego posprzątał?
— Nie. — Theo zaczął chodzić po pomieszczeniu i próbował skupić się na stopach dotykających ziemi. Cokolwiek, co trzymałoby go z dala od uczucia jakby spadał w niekończącą się pustkę.
— Panicz chciałby, bym opowiedział mu o swoim dniu?
— Tak — syknął, dalej chodząc po wielkim pomieszczeniu.
— Dobrze, panie. — Skrzat zaczął mówić o tym co robił tego dnia. Na początku był zaalarmowany tym, że Theo go o to poprosił. Ale już przywykł do tego i mówił sumiennie o pracy, którą wykonał. Spotkania z innymi skrzatami, planowanie posiłków, ścieranie kurzy z portretów we Wschodnim Skrzydle, podcinanie żywopłotów w ogrodzie...
Theo skupił się na jego skrzeczącym głosie i przypomniał sobie, że nie jest sam. Jeśli odejdzie, Fawcett by to zauważył. Blaise też, po około tygodniu. Nie wiedział, ile by jego zniknięcie obchodziło tę dwójkę, ale zauważyliby, a to było lepsze niż nic.
══════════════════════
Czas teraźniejszy: Sierpień 2000 / Czas Draco: Maj 2002
══════════════════════
Draco Malfoy
Następny skok Draco nie zabrał go do przyszłej Hermiony, choć miał na to nadzieję, ale do przeszłości. Chodził po mieszkaniu przez kilka chwil, myśląc, co robić i przypomniał sobie o kawiarnii, do której zabrała go Hermiona, a także co mówiła o przyszłym nim przychodzącym, by ją tam spotkać.
Wieki zajęło mu znalezienie jej i prawie się poddał, gdy w końcu zauważył znajomą zieloną markizę. Zajrzał przez okno, a jego serce podskoczyło, gdy zobaczył ją pochyloną nad książką. Draco nie mógł wejść wystarczająco szybko, ale zawahał się kilka kroków od stolika, nagle martwiąc się o to, co może zastać.
Czy już się tu wcześniej spotkali? Jeśli tak, czy zacznie temat z poprzedniej rozmowy? Co by powiedział? Zauważyła go, a on zamknął dystans między nim, a jej stolikiem i usiadł na przeciwko niej, próbując wyglądać na pewnego siebie.
— Kto powiedział Bellatrix o naszej tożsamości, gdy pojawiliśmy się we Dworze?
Wzdrygnął się, ale odpowiedział poprawnie.
Draco zadrżał.
— Moja matka.
— Co zamówiłam, gdy poszliśmy się napić kilka tygodni temu?
Draco uniósł brwi zaskoczony. Cholera, wiedziała, że coś jest nie tak. Próbował przybrać minę braku przejęcia.
— Nie pamiętam.
— Jaką książkę omawialiśmy pierwszego dnia, gdy się tu pojawiłeś?
Westchnął.
— Tego też nie pamiętam. To ja, po prostu czasami mam problemy z pamięcią.
Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana.
— Nie pamiętam tego z czasów szkolnych.
— To przez- uh- wypadek podczas wojny — powiedział niejasno, chcąc mieć przygotowaną lepszą historię.
— Czy wydarzył się też incydent z Eliksirem Postarzającym*?
— Co?
— Za każdym razem, gdy cię widzę, wyglądasz inaczej. Czasami starzej, czasami młodziej, jak teraz. To subtelne zmiany, ale zdecydowanie są.
Posłał jej uśmieszek.
— Nie wiedziałem, że tak dokładnie mi się przyglądasz, Granger. Podoba ci się to, co widzisz?
Przewróciła oczami.
— Nie.
Draco uśmiechnął się do niej. Był tak szczęśliwy, że tu był. Wolałby być z nią w teraźniejszości (cóż, jeśli miał być szczery, wolałby być z przyszłą Hermioną), ale stwierdził, że ta była lepsza niż żadna. Przeszukiwał umysł w poszukiwaniu czegoś, co mógł powiedzieć, by utrzymać rozmowę.
— Mam pytanie dotyczące Mugoli. Gdzie trzymają złoto?
Gdy Hermiona mówiła, on notował różnice między tą, a tą z jego czasów. Ta była zbyt uprzejma i czujna. Nie zdawał sobie sprawy jak komfortowo zaczęła się przy nim czuć przez te kilka miesięcy szukania razem informacji, aż do teraz.
Próbował być zrelaksowany i uśmiechał się częściej niż by to robił, bo jasnym było jak bardzo to lubiła, ale cała interakcja wydawała się strasznie dziwna. Czuł się jakby stał nad przepaścią i każdy zły ruch sprawiłby, że spadnie. Tyle w jego relacji z Hermioną w przyszłości opierało się na dobrym przebiegu tych spotkań. Jeśli zrobiłby coś źle, mogłaby stwierdzić, że nie był warty jej czasu.
Zawsze myślał, że łatwiej będzie, gdy dotrze do miejsca swojej pętli, gdy większość jego skoków będzie w przeszłość, skoro się ich spodziewał. Ale teraz musiał to znów przemyśleć. Presja utrzymania wszystkiego na dobrych torach to było prawie zbyt wiele.
I oczywiście zakładając, że nie zjebał wszystkiego w swoich czasach. Hermiona odmawiała rozmowy z nim i oczywistym było, że chciała, by przerwał tę pętlę, by więcej nie musiała go oglądać. Jak mieli się zejść, jeśli ona nie odpowiadała na jego sowy?
Starał się przestać martwić i cieszyć się rozmową z nią, ale gdy się rozstali, wrócił do swojego pochmurnego humoru i pałętał się po ulicach Londynu. Nie wiedział, co miał zrobić. I ten miesiąc z dala od niej potwierdził tylko to, co już wiedział, ale zaprzeczał temu przez miesiące.
Chciał dotrwać do przyszłości z Hermioną. Ale nie chciał tam po prostu wskoczyć, a przeżyć każdy moment, który ich tam doprowadził. Chciał stworzyć z nią historię, ale nie miał zielonego pojęcia jak zacząć.
ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ ᔓᔕ
*Pub w Wielkiej Brytanii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro