4. histeryczka
Przez chwilę poczuła, jakby zasługiwała na tę całą uwagę. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Wieczorem, oglądając nagranie z Parady Trybutów, czuła, jakby faktycznie mogła coś ugrać na tych igrzyskach. Wyglądała jak porcelanowa laleczka, jakby nie pasowała do tej rzeczywistości, jakby jej miejsce było w świecie przedrewolucyjnych obrazów, które czasami znajdowała w starych, zakurzonych książkach. Nie przebiła co prawda seksownej trybutki z Jedynki, której suknia wysadzana kamieniami szlachetnymi lśniła wszystkimi kolorami tęczy czy umięśnionego, przystojnego chłopaka z Czwórki, ale na pewno robiła wrażenie. Na nagraniach nie było widać jej chudości - na arenie to oznaczało zwinność i lekkość, co podkreślili komentatorzy.
Ale co z tego, jak pięknie się prezentowała, skoro na arenie nie miała zachwycić wyglądem, a umiejętnościami.
— Obronię cię. Będę wartował w nocy, rzucę się do walki, bylebyś przeżyła — powiedział jej w nocy Pleat, gdy składał chłodne pocałunki na jej nagim dekolcie, a ona jedynie mruknęła przytakująco. On przecież też nie był zbyt silny. Podczas gdy ona była szczupła, bo po prostu tak zdecydowała genetyka, on był niedożywiony przez większość życia. Przy osiłkach-karierowiczach prezentował się marnie. Poza tym nie chciała, żeby się dla niej poświęcał. Potrafiła sobie wyobrazić, jak zostałoby to potraktowane w jej dystrykcie. Nikt by jej tego nie powiedział wprost, ludzie cieszyliby się, że przez rok będą dostawać dodatkowe porcje żywnościowe, traktowaliby ją z szacunkiem, ale gdy emocje opadną, na pewno przypomnieliby sobie o tym sympatycznym chłopaku, którego widywali przy pracy, w szkole.
To Pleat był ich reprezentantem, z nim mogli się identyfikować, jemu teraz kibicowali. Ona nigdy nie należała do społeczności Ósemki, już wcześniej była uprzywilejowana, wygrana nie była jej do niczego potrzebna. Poza tym już teraz miała wrażenie, jakby go wykorzystywała. Pleat nie był do końca świadomy, jego zachowanie wynikało z szoku, jaki przeżył. Lacy była jego ostoją, a fizyczność - rozładowaniem napięcia, które w nim narastało. Zdystansowana i chłodna, niemająca z nim wcześniej nic wspólnego, stała się jego obsesją.
Rano po śniadaniu dotarli windą do podziemnych kondygnacji Ośrodka Szkoleniowego. Sala treningowa była ogromnym pomieszczeniem wyposażonym w przeróżne stanowiska - od broni, przez techniki przetrwania, po sprawdzanie refleksu. Gdy stali w rzędzie, słuchając objaśnień prowadzącej, Lacy przyglądała się reszcie trybutów i gorzko zauważyła, jaka przepaść dzieliła dzieciaki z dystryktów od Karierowiczów. Oficjalnie zakazane było, żeby trenować dzieci przed Igrzyskami, ale w praktyce w Jedynce i Dwójce tworzono małe maszyny do zabijania, a ci z Czwórki po prostu byli lepiej odżywieni i wysportowani ze względu na charakterystykę swojego dystryktu.
Przez kolejne trzy dni zaliczali kolejne stanowiska, ucząc się jak wiązać węzły, rozpalać ognisko czy posługiwać się bronią. Lacy przy okazji nigdy nie była tak świadoma swojego ciała. Nagle dokładnie czuła, jak działa każdy pojedynczy mięsień. Na indywidualnych treningach z Levim uczyła się, jak rzucać nożem, gdyż okazało się, że potrafiła robić to dosyć precyzyjnie.
— Nie garb się tak — zwrócił jej uwagę mentor, gdy stała w pozycji do rzutu. Podszedł do niej i delikatnie, jakby miała się rozpaść pod wpływem jego dotyku, skorygował jej postawę. — Jutro popołudniem będziecie się prezentować przed organizatorami. Jakie masz obserwacje? Jesteś dosyć bystra, szybko łapiesz, z tego co widzę, na pewno analizowałaś w głowie konkurentów.
Miał rację, ostatnie dwa dni minęły jej na rozmyślaniach między kolejnymi stanowiskami, kto będzie dobry do zawarcia sojuszu, a kto najpewniej ją zabije. Zauważyła, że zawodowi trybuci lekceważyli resztę, nie traktując ich nawet jak konkurencję. Było jej to na rękę, łatwiej było jej się zlać z tłumem i odwrócić uwagę od siebie. Przypomniała sobie rozmowę, którą udało jej się podsłuchać.
— Robimy zakład: kto zabije ciężarówę, dostaje fanty od reszty — rzucił beztrosko wysoki blondyn o regularnych rysach twarzy z Jedynki.
— Double kill! — Śmiech jego towarzyszki był piskliwy i ta krótka chwila słuchania go przyprawiła Lacy o ból głowy.
Na to wspomnienie się wzdrygnęła i szybko przejrzała w głowie obrazy innych trybutów. Na pewno nie otrzyma wysokiej noty, ale raczej powinna sobie poradzić.
— Raczej będzie okej — powiedziała, celując w środek tarczy.
Popołudniem stawiła się na indywidualnych ocenach. Omiotła wzrokiem resztę trybutów. Panikara z Trójki miała tak opuchnięte oczy, że ledwo mogła je otworzyć. Przyjrzała się też dzieciakom. Z Piątki wylosowano wątłego czternastolatka w okularach o grubościach szkieł porównywalnych do wieczka słoika, najmłodszy trybut wywodził się z Dziesiątki - dwunastolatka z silnym, południowym akcentem, natomiast z Jedenastki wylosowano trzynastoletniego chłopca o skórze w kolorze hebanu. Ta trójka trzymała się razem, porzuceni przez trybutów ze swoich dystryktów. Racja, każdy dbał o swój interes.
Pleat złapał ją za rękę, co ją uspokajało. Ścisnęła go mocniej i nie puszczała, dopóki go nie wywołano. Wtedy została sama, ale o dziwo nie napadła ją burza myśli, tylko raczej się wyciszyła. Piętnaście minut dzieliło ją od wejścia tam na halę. Od tego zależało, jakie szanse będzie mieć u sponsorów. Na razie, oprócz udawania słodkiej idiotki na Paradzie Trybutów, nie zrobiła za dużo, by się im podlizać. Myślała, jak ma im zaimponować. A może lepiej się nie wyróżniać?
Drzwi otworzyły się i Strażnik Pokoju zaprowadził ją na salę treningową. Spojrzała na znudzonych organizatorów, którzy patrzyli na nią takim wzrokiem, że momentalnie ją sparaliżowało.
Co robić? Co robić? Co potrafisz? Pokaż się. Rób coś. Rusz się.
Nieśmiało podeszła do stanowiska z nożami, wzięła pas z bronią, chwyciła jednego z manekinów i pociągnęła go na środek hali, by mieć pewność, że będzie dobrze widziana. Oddała trzy rzuty, z czego tylko jeden z nich był idealny. Nagle poczuła, jakby znalazła się w innej rzeczywistości. Po co było to wszystko? Po co była ta szopka? Tańczyła, jak jej zagrano. I tak zginie.
Twarz manekina przybrała postać potwora. Diabła w ludzkiej skórze. Prezydenta Snowa. Lacy poczuła, jakby nie ona kierowała swoim ciałem. Jakby tylko stała z boku i obserwowała. Ruszyła z krzykiem w jego stronę, zrywając przy okazji ze stelaża. Usiadła okrakiem na nim i zaczęła zanurzać ostrze raz po raz w jego tułowiu, nie zważając na wysypujący się wokół piasek. Czy to był właśnie instynkt, jaki nią kierował? Czy tak zachowa się na arenie? Jej krzyk odbijał się echem w sali, a gdy skończyła, poczuła, jak w jej gardle tworzy się gula. Oparła się na dłoniach i spojrzała spod roztrzepanych włosów na organizatorów.
Wezmą ją za obłąkana, na pewno. Dostanie niską notę, bo uznają, że jest niespełna umysłu. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Wstała, chwiejąc się lekko, odpięła pas, który z brzękiem opadł na ziemię i spojrzała niewinnym, nieświadomym wzrokiem na organizatorów, po czym odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do windy, czując, jak jej warga drży.
W windzie jej emocje puściły. Ten nagły wybuch agresji na prezentacji był zapewne spowodowany tym, co kumulowało się w niej przez ostatnie dni. Była tylko dzieckiem, a teraz musiała się zmusić do walki na śmierć i życie. Łzy płynęły po jej policzkach, usta wykrzywiły się w brzydkim grymasie. Chciała zostać teraz sama, jednak gdy dotarła na swoje piętro, a drzwi windy się otworzyły, wszyscy już na nią czekali. Poczuła, jak czyjeś silne ramiona ją łapią, gdy prawie upadła.
— Przestań się mazać. Kapitol nie lubi słabeuszy — usłyszała od Levi'a, co tylko bardziej ją zdenerwowało.
— W dupie mam to, czego oczekuje Kapitol! Dajcie mi wszyscy spokój! — krzyknęła i udała się do swojego pokoju. Zamknęła drzwi z hukiem i padła na łóżko. Czemu aż tak przeżywała to emocjonalnie? Przecież przez całe życie była zblazowana, oschła i skryta. Nic w jej charakterze nie wskazywało na to, żeby miała się tak zachowywać, a jednak cała ta sytuacja ją przytłaczała. Levi jednak miał rację, nie mogła się tak zachowywać. Musiała wydobyć z siebie uroczą laleczkę, którą pokazała na Paradzie. To wszystko było dla niej takie nienaturalne. Przez cały pobyt w Kapitolu obcowała więcej z ludźmi niż wcześniej przez całe swoje życie. Nie była przyzwyczajona do funkcjonowania w społeczeństwie.
— Lacy, mogę? — Męski, zachrypnięty głos rozniósł się po jej pokoju. — Masz całą opuchniętą buzię, chodź tutaj. — Lysander usiadł obok niej i otarł jej łzy. Miał na sobie chustę luźno owiniętą wokół głowy, marynarkę z mocno podkreślonymi ramionami i luźne spodnie w odcieniu krwistej czerwieni. W Kapitolu wszystkie barwy były nienaturalnie nasycone. — Co tam się stało, skarbie?
Poczuła ulgę, że to akurat on przyszedł po nią. Pleat był sam w takiej samej rozsypce jak ona, po prostu to ukrywał. Levi nie rozumiał jej, chłód od niego bijący ją przenikał, a Gaia była głupiutka. W tym wszystkim Lysander wydawał się jedyną osobą, która mogła jej w tamtym momencie pomóc.
Lacy opowiedziała mu o tym, co wydarzyło się podczas jej prezentacji, ale zamiast ze zrozumieniem, spotkała się ze śmiechem.
— Tylko tyle? Myśleliśmy, że nie wiem, przewróciłaś się w zabawny sposób albo chybiłaś wszystkie strzały, a tak? Przecież oni to kochają! Póki nie ześwirujesz do reszty, że nie będą w stanie cię opanować, to takie zachowanie jest nawet pożądane. Przynajmniej pokazałaś, że urządzisz im show, a to, że uznają, że jesteś trochę stuknięta? Trudno, każdy trochę jest. — Ukazał jej rząd białych zębów, a Lacy poczuła się trochę lepiej. — A teraz chodź, przebierzemy cię z tego ohydnego kostiumu. Nie przystoi tak chodzić damie.
Lysander wybrał jej z garderoby wygodny komplet sweterkowy i włochate kapcie, po czym zostawił ją samą, by się ogarnęła przed podwieczorkiem. Wraz z wodą, w odpływie zniknęły też wszystkie negatywne emocje, które uzewnętrzniła. Znowu była spokojną, wręcz posągową Lacy, którą można uformować tak, jak się chce.
— No, jest i nasza histeryczka! — Gaia klasnęła w dłonie, gdy blondynka zasiadła z nimi przy stole. Ich posiłek składał się z lekkiej zupy krem z pora, pikantnej wieprzowiny z ananasem i ryżu oraz deseru w postaci szarlotki z lodami. Po posiłku najedzeni usiedli na kanapie, czekając na ogłoszenie wyników i popijając drinki. Lacy nigdy nie piła alkoholu, ale tamtego dnia skusiła się na trzy pinã colady, które sprawiły, że gdy rozbrzmiał hymn Panem, szumiało jej w głowie. Zaczęło się poważnie, bo trybut z Jedynki rozpoczął z liczbą punktów 10, co zostało entuzjastycznie skomentowane przez komentatorów. Reszta Zawodowców miała punkty od 7 do 9. Później panikara z Trójki pokazała się z liczbą 5, a jej partner z dystryktu 6. Trybuci przelatywali, nie przebijając chłopaka z Jedynki. Dopiero chłopak z Siódemki również pokazał się z liczbą 10.
— Trybut z dystryktu Ósmego, Pleat Raynott, z wynikiem 9! — Głos Claudiusa Templesmitha rozniósł się po pomieszczeniu, a wokół rozległy się gratulacje. Wtedy na ekranie pojawiła się twarz Lacy.
— Lacy Barlow z Ósemki z wynikiem 10!
Lacy poczuła, jak odcina jej powietrze. Czyli jednak jej popis nie był taki zły, skoro była uznawana, za równie niebezpieczną co osiłek z Jedynki czy groźny chłopak z Siódemki.
— Widzisz, mówiłem, że oni lubią wariatów! — Usłyszała obok głos Lysandra, który ją uściskał.
— Teraz tylko ładnie się zaprezentujesz u Caesara, a sponsorów masz w garści — pisnęła Gaia, a Lacy poczuła, jak oblewa ją zimny pot.
Kolejny krok bliżej do areny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro