-4-
— Wracamy do domu, Azazello — mruknęłam, zerkając na demona, który stał obok auta i spokojnie palił swoje cygaro.
— Tak szybko? Pani, nawet nie zdążyłem wypalić cygara! — powiedział z oburzeniem mężczyzna, wskazując wolną ręką na tytoniowy wyrób.
— Dokończysz w piekle. Muszę się szybko zobaczyć z Amym.
Demon, pod naporem mojego wzroku, westchnął głośno i zaciągnął się cygarem.
— W takim wypadku nie traćmy czasu — mruknął cicho i wystawił swoją rękę.
Szybko złapałam go za kończynę i przeniosłam nas do domu. W jednej chwili znajdowaliśmy się już dokładnie przed czerwonym blokiem, w którym mieszkał Azazello.
— Dzięki za dzisiaj. W razie czego będę cię informować o ewentualnych wyskokach — zaśmiałam się cicho i uśmiechnęłam się smutno do demona.
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i położył mi dłoń na ramieniu.
— Jeśli mogę ci coś poradzić, Lisunti, to uważaj, bo częste wizyty na ziemi mogą się skończyć ogromnymi problemami. I nie mówię tu o konsekwencjach, które wystosuje rada. To będą problemy, które będą rozrywać cię wewnętrznie i ostatecznie sprawią, że nie będziesz już tą samą osobą, którą jesteś. Jeśli moje słowo cokolwiek dla ciebie znaczy, podejmij decyzję najszybciej, jak się da, aby nie ranić ich obu.
Demon zabrał swoją rękę, uśmiechnął się jeszcze raz, odwrócił się na pięcie i podszedł do wejścia do budynku.
— Masz rację, Azazello... Masz cholerną rację. Tylko co zrobić, gdy serce nie chce iść w zgodzie z rozumem? — zapytałam, patrząc za odchodzącym demonem.
— Może trzeba dać sercu działać? — powiedział spokojnie, wchodząc do bloku.
Westchnęłam głośno, poprawiłam torebkę na ramieniu i zerknęłam na zegarek. Właśnie dochodziła dwudziesta pierwsza. Przetarłam zmęczone oczy, rozwinęłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze.
Kilka sekund później stałam już na balkonie mojego biura. Wciąż świeciło się tam światło, więc istniała możliwość, że Amy był w środku. Wyobraziłam sobie, że siedzę właśnie na swoim tronie i chwilę później wygodnie układałam się na siedzisku, spoglądając spokojnie na Amiego, który siedząc przy swoim biurku, przecierał zmęczone oczy.
Demon nie zauważył chyba mojej obecności, dlatego najciszej, jak mogłam, wstałam i podeszłam do niego, przytulając go od tyłu.
— Już wróciłaś? — zapytał zmęczonym głosem, łapiąc mnie za rękę.
— Wróciłam — powiedziałam, stając przed nim. Czemu jeszcze tu siedzisz? Już późno, a ty jesteś dawno po godzinach pracy. — Położyłam dłonie na biurku i nachyliłam się nad mężczyzną, zasłaniając mu papiery.
— Kumuluje nadgodziny, moja droga — zaśmiał się Amy, ponownie przecierając oczy.
— Myślisz, że zostaną ci one doliczone do miesięcznej pensji? — zapytałam z uśmiechem, unosząc lewą brew.
— Sądzę, że gdybyś mnie nie przyłapała, to nie wiedziałbyś, że cokolwiek takiego miało tu dzisiaj miejsce.
Demon westchnął głośno i ponownie nachylił się nad swoją pracą. Wyprostowałam się i popatrzyłam na jego szybkie ruchy.
— Mogę ci jakoś pomóc? Co właściwie uzupełniasz? — zapytałam, zabierając pierwszą kartkę ze stosu.
— Raporty z kontroli. Jak wróciłem, to na biurku już czekały na mnie blankieciki z nowymi duszami, dlatego wpierw zająłem się nimi, a teraz nadrabiam swoją dodatkową pracę — odpowiedział demon, maczając pióro w atramencie stojącym na biurku.
— Amy, nie powinieneś się tak forsować. Praca ponad siły nie jest produktywna. Rozumiem, że podobnie jak ja jesteś wielkim pracoholikiem, ale dzisiaj zrób sobie wolne. Dokończymy ten raport jutro z samego rana. Dopóki ja go nie zatwierdzę i tak nie przedstawimy go przed radą, a jej nic do tego, ile będę sprawdzać dokumenty. Dzień zwłoki nic tu nie zmieni — mruknęłam, zabierając demonowi leżącą przed nim kartkę.
— Li, ale... — zaczął mężczyzna.
— Amy, proszę cię.
Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, na co demon westchnął tylko cicho i opadł na oparcie swojego czarnego, biurowego fotela.
— No dobrze. Co dzisiaj robiłaś?
— Rano byliśmy z Azazello w galerii handlowej. Kupiłam ci garnitur, tak jak obiecałam. Potem poszliśmy do szpitala, byłam na swoim grobie, a na końcu odwiedziłam Lux — powiedziałam, siadając na jego biurku.
— Lux? Pewnie widziałaś się z Lucyferem... Co u niego?
— Chyba wszystko w porządku. Nie rozmawialiśmy, więc nie wiem dokładnie, czy cokolwiek w jego życiu się zmieniło, ale był z moją siostrą i wyglądał na szczęśliwego, więc wydaje mi się, że wszystko w tym wypadku po staremu.
— On wie?
— Nie wie, podobnie jak każdy ziemianin. Amy, nie mogę mu powiedzieć, że odkąd zniknął, piekło zdążyło znaleźć sobie już nowego władcę i jestem nim ja, wysłannik Boga, Camilla Decker. Nie jestem pewna, jaka byłaby jego reakcja na to wszystko. Sam wiesz, że jest bardzo porywczy, więc mogłoby mieć to opłakane skutki.
— A mi się wydaje, że tu nie chodzi o jego reakcję, tylko fakt, że mając tę wiedzę w ręku, chciałby tobą rządzić, a prócz tego ta informacja mogłaby trafić do kogoś, na kim ci bardzo zależy, i nie chcesz, aby tu przybył z twojego powodu.
— Czytasz ze mnie jak z otwartej książki, kochany.
— Nic na to nie poradzę, moja droga... Za dużo czasu spędzamy chyba razem — mruknął demon, wstając z krzesła.
— Nie uważam, żeby był to minus. Uwielbiam każdy moment, który okupowany jest twoim towarzystwem.
Patrzyłam uważnie na każdy ruch mężczyzny, który obszedł biurko dookoła, aby teraz stanąć tuż przede mną.
— Ale bardziej utkwiły ci w pamięci momenty związane z Michałem, prawda? — zapytał smutno, patrząc mi prosto w oczy.
— Amy, doskonale wiesz, że to wszystko nie jest takie proste. Nawet ta szrama, którą ukrywam przed całym światem, ciągle mi o nim przypomina... Czas spędzony z nim był na swój sposób cudowny, ale oboje wiemy, że takie momenty nie muszą ograniczać się tylko do jednej osoby. Codziennie zdobywam nowe wspomnienia, w których wcale go nie ma, a mimo to potrafię w każdym z nich pojawić się z uśmiechem na twarzy. Morningstar nie jest niezbędnym elementem mojego tutejszego życia... Ba! Nawet nie chciałabym, żeby tu stacjonował! Piekło nie jest miejscem dla takich jak on...
— Czy ty coś sugerujesz?
— Nie! Amy, absolutnie nie! Chodzi mi o to, że jako wysoko postawiony anioł nie byłby w stanie zstąpić do piekła na całe życie... Mamy szkołę dla aniołów i demonów, ale przecież nie stacjonują tu przez cały czas... To wszystko jest bardzo trudne i mi samej bardzo ciężko o tym mówić, mój drogi... — Złapałam go delikatnie za rękę i popatrzyłam prosto w czerwone tęczówki.
— Li, już spokojnie. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem — powiedział szybko. Usiadł tuż obok mnie na biurku, złapał za rękę i zaczął delikatnie gładzić jej wierzch.
— Daj spokój, nic się przecież nie stało. Nie powinnam się tu mazać, jestem w końcu władczynią piekła i nie przystoi mi takie zachowanie. Jaki ja przykład daje demonom?
— Li, demony też mają uczucia i kto jak kto, ale ty powinnaś o tym doskonale wiedzieć.
Amy uśmiechnął się miło i delikatnie się nade mną pochylił. Do moich nozdrzy uderzył wyraźny zapach jego perfum, który bardzo kontrastował z zapachem perfum mężczyzny, którego już dzisiaj widziałam.
— Amy...
— Tak, Li? — zapytał czerwonooki, spoglądając mi prosto w oczy.
Po chwili jego twarz zaczęła się niebezpiecznie szybko zbliżać do mojej, a ja, wciąż oczarowana zapachem perfum, nie byłam w stanie się temu jakkolwiek przeciwstawić. Mój mózg zupełnie zignorował ten fakt, dlatego nim się zorientowałam, co się dzieje, usta Amiego spoczywały już na moich.
Demon, czując moje zdezorientowanie, szybko się odsunął i popatrzył na mnie przestraszonym wzrokiem. Wstał z biurka, wyszeptał mi ciche „przepraszam" i podszedł do okna.
W ślad za nim również wstałam z biurka, podeszłam do niego i przytuliłam mocno od tyłu.
— Zostaniesz na noc?
— Nie wiem, czy powinienem...
— Daj już spokój. Nikt ci głowy nie urwie, a już późno. Zanim dojedziesz do domu i się położysz, będziesz musiał wstawać.
— Być może masz rację.
— Więc?
— Więc się zgadzam.
Demon odwrócił się do mnie twarzą i pozwolił poprowadzić się do sypialni.
— Widziałaś się z nim dzisiaj, prawda? — zapytał, patrząc uważnie, jak wyciągam z szafy jego ubrania.
— Skąd takie pytanie, Amy?
— Jak zaczęliśmy o nim rozmawiać, miałaś w oczach taką dziwną iskierkę. Co ci powiedział?
— To mało istotne... Ostatnio dużo nad tym wszystkim myślałam...
— Nad czym dokładnie? — zapytał, opierając się o framugę drzwi
— Jak umarłam, odbyłam bardzo poważną rozmowę z Bogiem... Być może trzeba to powtórzyć?
— Myślę, że jeśli tego potrzebujesz, to bardzo dobry pomysł. Skoro tak, to życzę ci, żeby nie wyglądała ona tak, jak moja dzisiejsza rozmowa z wyjątkowo uciążliwym policjantem z Los Angeles.
— Dzięki... Chwila! Jak się nazywał ten policjant z Los Angeles!?
— Czy to takie ważne? Przecież to tylko kolejna dusza do kompletu — mruknął leniwie demon, spoglądając w moim kierunku.
— Amy, proszę cię.
— Daniel, Daniel Espenoza.
Gdy tylko dotarły do mnie jego słowa, wypuściłam trzymane w rękach dresy i popatrzyłam na niego wielkimi oczami, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.
— Wszystko w porządku? — zapytał czule czerwonooki, podchodząc do mnie szybko. Złapał mnie za rękę, jednocześnie wyrywając z transu, w jaki wpadłam.
— Cholera jasna! Amy, gdzie on jest!?
Witajcie!
Mam nadzieję, że macie się dobrze, a jeśli nie, to przynajmniej lepiej niż ja.
W każdym razie, prezentuje wam dzisiaj kolejny rozdział naszej historii. Akcja powoli się rozwija, a ja już mam pomysł na dalsze przygody naszej drogiej władczyni piekła.
Jak zwykle serdecznie dziękuję mojej niezastąpionej becie @wolfagata_ i serdecznie zapraszam do niej.
Trzymajcie się ciepło kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro