Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-3-

Mój plan wcale nie zakładał spotkania tutaj Michała, dlatego najciszej, jak mogłam, wycofałam się za bar, przykucnęłam przy nim, tak aby być jak najmniej zauważalną, i wyobraziłam sobie plac tuż przed wyjściem z klubu.

Chwilę później stałam już dokładnie w tym miejscu, o którym pomyślałam. Odwróciłam się szybko, chcąc upewnić się, że nikt mnie nie śledzi, i podeszłam do zaparkowanego na parkingu czarnego Mustanga. Sprawnym ruchem wsiadłam do środka, odpaliłam pojazd i odjechałam z miejsca wydarzeń.

- Jasna cholera, jak mogłam tak głupio wpaść. Przecież miałam prosty plan! - mruknęłam niepocieszona, szybko zmieniając biegi.

- Czy nie o to ci chodziło, Lisunti? Chciałaś przecież zobaczyć Morningstara - powiedział męski głos z tylnego siedzenia.

- Przypomnij mi, dlaczego Amy kazał mi cię zabrać, drogi Azazello - burknęłam zdenerwowana, wjeżdżając na autostradę.

- Bo jestem wyjątkowo przydatnym demonem, dawno nie byłem na Ziemi, a książę był dzisiaj wyjątkowo zajęty - odparł spokojnie starszy mężczyzna, poprawiając czarny melonik.

Westchnęłam głośno i policzyłam do dziesięciu w myślach.

- Chciałam go zobaczyć, ale nie chciałam, żeby on wiedział o moim istnieniu - rzekłam spokojnie, nerwowo dodając gazu.

- Skoro tak bardzo go kochasz, to dlaczego nie chcesz pokazać mu, że żyjesz? Jeśli cię będzie chciał, to jesteśmy w domu, a jeśli nie, to też mamy dach nad głową! Morningstar albo nasz książę to bardzo dobra partia.

Demon rozsiadł się wygodnie na tylnej kanapie, założył nogę na nogę i uśmiechnął się, jeszcze bardziej odsłaniając sterczący z ust kieł.

- Azazello, gdyby wszystko było takie proste...

- Co w tym wypadku jest tak wielce skomplikowane? - dopytał, układając w szybie rude włosy.

- Jak zdążyłeś już na pewno zauważyć, Morningstar jest aniołem. Na dodatek wysoko ustawionym aniołem. Amy jest w ścisłej czołówce naszej demonicznej hierarchii, a ja w tej chwili jestem władczynią piekła. Nie mogłabym sobie wybaczyć, gdyby okazało się, że Morningstar z mojego powodu chciałby zrobić coś głupiego, a potem tego żałować przez resztę życia.

- Skąd masz pewność, że właśnie czegoś takiego nie planuje? Być może zrozpaczony chłopak szukał cię już wszędzie i dalej nie znalazł? Albo inaczej. Czy jesteś pewna, że zamierza zrobić cokolwiek?

Słowa demona docierały do mnie z ogromnym opóźnieniem, ale gdy w pełni pojęłam ich sens, zdjęłam nogę z gazu i jakby porażona brakiem odpowiedzi na tak banalne, pytanie zamarłam na dłuższą chwilę.

- Zadajesz zbyt trudne pytania, Azazello.

- Taka już moja natura, pani. Musisz jednak pamiętać, że im dłużej zwlekasz, tym bardziej historia się plącze.

Westchnęłam głośno i zjechałam z autostrady. Jeszcze przez chwilę jechałam asfaltową drogą, aż wreszcie dotarłam do dużego parkingu zlokalizowanego tuż przed małym sklepikiem. Odpięłam pasy, założyłam ciemne okulary i odwróciłam się do demona.

- Siedź tu, nigdzie się nie wychylaj i czekaj, aż wrócę.

- Jak zwykle, pani. Do usług.

Uśmiechnęłam się lekko, wysiadłam z pojazdu, stanęłam przed nim i wyobraziłam sobie Michała. Momentalnie moje serce zabiło szybciej, a ja sama przeniosłam się tuż przed drzwi... swojego domu.

Zamrugałam szybko kilka razy, nie dowierzając, że to właśnie tu przebywa Michał. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam delikatnie w drewniane, masywne drzwi, wykonane z ciemnego dębu. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie dobrze znany mi dźwięk, a następnie ręką sięgnęłam do klamki. Niestety nie mogłam jej nacisnąć, ponieważ szybszy okazał się brunet, który właśnie stanął w otwartych drzwiach.

- Dobry wieczór - powiedziałam cicho, spoglądając w jego smutne oczy.


Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam go w takim stanie.

- Dobry wieczór. W czym mogę pani pomóc? - zapytał lekko zdziwiony, mierząc mnie przenikliwym spojrzeniem od góry do dołu.

- Nazywam się Bloom Wine i szukam Camilli Decker. Gdy byłam tu dwa lata temu, mieszkała właśnie tutaj... - rzekłam spokojnie, patrząc na mężczyznę. - Czy wie pan może, gdzie może teraz przebywać?

- Niestety wiem... Camilla przebywa teraz na tutejszym cmentarzu... - powiedział cicho, przecierając obrączkę.

Była to jedna z tych, które dostałam od Thomasa w Niemczech. Drugą zabrałam ze sobą.

- Czy... czy ona...

- Niestety. Camilla została zabita w Sylwestra rok temu. - Anioł westchnął głośno i przetarł ręką zmęczone oczy.

- Bardzo mi przykro... Nie wiem, co mogę powiedzieć... - Popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem, udając ogromne przejęcie.

Michał podciągnął nosem i jeszcze raz zmierzył mnie wzrokiem.

- Może pani wejdzie? Opowie mi pani ciupkę o sobie, a może i o samej Camilli?

- Nie jestem pewna, czy powinnam - zaczęłam powoli.

- Najważniejsze, że ja jestem. Zapraszam. - Mężczyzna gestem ręki zaprosił mnie do środka, a następnie zamknął za mną drzwi, odebrał ode mnie kurtkę, którą zawiesił na białym wieszaku i poprowadził do salonu.

Momentalnie przed oczami stanęła mi scena gry z Trixe i Lucyferem...

- Jeśli mogę wiedzieć, był pan jej mężem? - zapytałam ostrożnie, siadając na skórzanym fotelu.

- M... mężem? Niestety nie zdążyliśmy dotrzeć do tego punktu naszej wspólnej przygody... Byłem jej chłopakiem, ale znaliśmy się bardzo długo - opowiedział smutno Morningstar, opadając na wypoczynek tuż obok mnie.


Rozejrzałam się spokojnie po całym pomieszczeniu. Nic się tu nie zmieniło.

- Rozumiem... Musiał ją pan bardzo kochać, skoro minął już rok, a jej zdjęcia dalej tu wiszą - powiedziałam i skinęłam na ramki, które dalej wiernie zajmowały miejsce na ścianie.

- To był jej dom, a co za tym idzie jej zasady. Nie jestem w stanie zrobić porządku w jej szafie, a co dopiero zdjąć tych zdjęć.

- Tęskni pan, co? - zapytałam, spoglądając na anioła.

Michał cały czas przecierał pierścionek na palcu, tak jakby chciał przypomnieć sobie wszystkie wspólnie spędzone chwile.

- Aż tak bardzo to widać? Gdybym tylko miał możliwość ją odzyskać, zstąpiłbym do piekieł i walczyłbym z samym diabłem.

Gdy tylko to usłyszałam, coś we mnie stanęło i ruszyło ponownie.

- Fakt, że bardzo często przeciera pan obrączkę, dużo mi tłumaczy. Mówią, że w Los Angeles stacjonuje już diabeł... Lucyfer Morningstar?

- Dostałem ją od Camilli, kilka dni przed jej śmiercią... Lucyfer to mój brat bliźniak i zapewniam, panno Bloom, że gdyby zaszła taka potrzeba, byłbym w stanie i z nim walczyć.


- Czy jednak kobieta jest tego warta? Jeżeli mówimy o wierze chrześcijańskiej i z góry przepraszam, jeśli pana obrażę, odwołując się do niej, każda dusza trafia do jasno określonego miejsca w niebie, piekle albo czyśćcu. Czy nie ma ona wówczas prawa wyboru, aby od nowa związać się z kimś, kogo kochała?

- Ludzie na Ziemi zawierają śluby, panno Bloom, co zapewne zobowiązuje ich do dochowania wierności swojej drugiej połówce.

- Składają sobie przysięgę, na „dopóki śmierć ich nie rozłączy". Ale w sytuacji pana i Camilli nie ma mowy o żadnym ślubie. Co w takim wypadku?

- To, co łączyło mnie i Camillę, jest bardzo skomplikowane.

- Proszę wytłumaczyć! Uwielbiam zagwozdki.


Anioł zaśmiał się cicho.

- Bardzo pani ją przypomina. Jeśli już ktoś zacznie temat, nie pozwoli zostawić go niedokończonym.

- To głównie dlatego się zaprzyjaźniłyśmy. Mamy podobne priorytety, a co za tym idzie, podobne zapatrywanie na świat... A więc, panie...

- Gdzie moja kultura. Najmocniej przepraszam! Nazywam się Michał Morningstar.

- Bardzo mi miło. Więc proszę maestro o wytłumaczenie zwykłemu śmiertelnikowi tej ogromnej, niemal mistycznej tajemnicy waszej relacji.

- Mój ojciec... to znaczy nasz ojciec, Bóg, ma plan dla każdego z nas i życie na ścieżce, jaką obrałem, pozwoliło mi się dowiedzieć, kto jest mi pisany. To tak jak z tymi połówkami jabłek, o których ludzie mówili już w starożytności. Bogowie przedzielili jabłko na dwie połówki i rozrzucili je, aby przez całe życie się szukały i ostatecznie ponownie utworzyły razem jedność.

- To faktycznie bardzo ciekawe, jednak co w przypadku osób samotnych?

- Czyżby była pani samotna?

- Być może nie znalazłam jeszcze tej drugiej połówki jabłka. Co jednak, jeśli już za swojego życia go nie znajdę?

- Myślę, że Bóg pozwoli pani jeszcze kiedyś ją znaleźć. Widzę w pani dużo dobra, determinacji i życzliwości... No i jeszcze ten błysk w oku! Czuję, że wszystko się pani ułoży.

- Chyba wiem już, co widziała w panu Camilla... - Uśmiechnęłam się lekko.

- Oj, początkowo niczego we mnie nie widziała, potem stopniowo zaczęła się do mnie przekonywać, ale ostateczny przełom nastąpił w święta. - Zaśmiał się smutno, ogarnięty przez nostalgię.

Położyłam mu rękę na ramieniu, nie mogąc dalej spokojnie patrzeć na jego cierpienie. Mężczyzna delikatnie podniósł głowę i popatrzył mi prosto w oczy.

- Ma pani piękne oczy. Dokładnie takie jak Camilla...

Uśmiechnęłam się smutno i jeszcze przez chwilę próbowałam zagubić się w jego czekoladowych tęczówkach. Chciałam jak najdokładniej od nowa zapisać sobie jego wygląd, który przez ostatni rok minimalnie się zmienił. Wszystko właściwie zostało po staremu, prócz tego, że w tych cudownych tęczówkach zagościł smutek.

- Pan też mi nie ustępuje w tym temacie... - Uśmiechnęłam się lekko i zerknęłam na zegarek wiszący na ścianie. - Późno już, dziękuję za gościnę, ale muszę już iść - powiedziałam cicho, wstając z krzesła.

Cholernie chciałam tu zostać, wpaść w jego ramiona, przyznać się, kim jestem, zatracić się w pocałunkach, ale niestety nie byłam w stanie.


Mężczyzna poderwał się z siedziska i popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Teraz już nawet nie próbował ukrywać swojego smutku.

- Oczywiście... Długo zamierza pani zostać w Los Angeles?

- To się okaże, ale podejrzewam, że na pewno kilka dni.

- Czy moglibyśmy się jeszcze w tym czasie spotkać?

- I tak chciałam pana o to poprosić... Pragnę odwiedzić Camillę na cmentarzu.

- Oczywiście! Bardzo chętnie panią tam zaprowadzę! Proszę zadzwonić na ten numer, gdy będzie pani wiedziała, kiedy chciałaby się tam wybrać - powiedział, podając mi swoją wizytówkę.

- Dziękuję bardzo. Na pewno zadzwonię. - Uśmiechnęłam się serdecznie i skierowałam do wyjścia z domu.

Anioł szedł tuż za mną.

- Gdzie pani zaparkowała? Może pójdę panią odprowadzić? - zapytał troskliwie mężczyzna, gdy opuściliśmy budynek.

Obawiałam się, że zaproponuje coś w tym stylu, dlatego odwróciłam się do niego twarzą i najspokojniej, jak umiałam, zaczęłam go przekonywać do mojej racji.

- Bardzo panu dziękuję, ale to naprawdę nie ma takiej potrzeby. Zaparkowałam ulicę dalej, bo nie byłam pewna, czy tu wolno parkować.

- Jest pani pewna? Może jednak...

- Nie ma takiej potrzeby, panie Morningstar. Dam sobie radę! Dziękuję jeszcze raz i życzę dobrej nocy!

Uśmiechnęłam się lekko i szybkim krokiem opuściłam posesję, słysząc za sobą tylko ciche słowa Morningstara:

- Dobrej nocy, panno Wine...





Witajcie!

Troszkę zajęło mi napisanie tego rozdziału, ale ostatnio zbyt dużo się wokół mnie działo i przyznam sama, że na jakiś czas musiałam się wyłączyć. Oczywiście większość z tych rzeczy jest pozytywna, ale mimo to, niestety nie przyciągnęły one weny.

Serdecznie dziękuję wolfagata_ i jak zwykle zapraszam do niej!

Nie wiem czemu, ale okropnie mi podpasowała ta nowa piosenka od Smolastego i to wcale nie jest tak, że połowa mojej playlisty na Spotify to jego utwory.

Przy okazji, dziękuję, za ponad 6.5 tysiąca wyświetleń, pod "Time to change"!

Jednak rzecz, która sprawia, że moja mordka cieszy się najbardziej, to wasze wiadomości. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak miło się czyta, takie cudowne rzeczy o książce, o Camilli, o akcji... Dziękuję kochani! Mam nadzieję, że was nie zawiodę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro