Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-1-

Lisunti

Nigdy nie przypuszczałam, że życie jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie mnie czymś zaskoczyć, i chodziło mi tu o byt doczesny, a nie pośmiertną egzystencję.

Nadanie mi władzy w piekle przez Boga było wyjątkowym wyróżnieniem, ale również wiązało się z ogromną odpowiedzialnością. Chociaż zmieniłam swoje imię, dalej pozostałam tą samą Camilą, którą byłam. Właściwie z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że otrzymanie tego stanowiska było najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić.

Za panowania Lucyfera piekło było okropnie zaniedbane. Nie powinnam oceniać go negatywnie, bo same demony wciąż uważały, że był dobrym władcą, ale patrząc na całokształt tego, co tu zostawił, wiele pozytywnego nie mogłam powiedzieć.

Dziewięć kręgów, dziewięć różnych systemów administracyjnych, dziewięć różnych sieci komunikacji, okropny burdel w papierach... To wszystko stworzyło brak jakiejkolwiek spójności w całym piekle. Tak naprawdę wszystko trzeba było zacząć od podstaw, uprzednio porządkując cały ten bajzel. Jedynie w ten sposób byłam w stanie od nowa skutecznie budować tę nieocenioną potęgę.

Stopniowo zaczęłam wdrażać nowe reformy, ale pierwszą i najważniejszą z nich było zwołanie rady demonów pochodzących z każdego kręgu. To właśnie dzięki dostarczanym przez nich informacjom piekło powoli przechodziło ogrom zmian, dzięki którym dziś śmiało mogliśmy rzec, że przeżywaliśmy swój złoty wiek.

Nareszcie demony zaczęły być doceniane tak, jak na to zasługiwały. Skończyło się wyzyskiwanie i mieszkanie w okropnych warunkach. Piekło nareszcie było domem dla demonów i prawdziwą katorgą dla cierpiących w nim dusz.

Drogi, mobilne pojazdy, domy, możliwość zakładania rodzin! To wszystko to, na co demony zasłużyły sobie swoim oddaniem i ciężką pracą.

Może się wam wydawać, że to, co robiłam, było głupie, bo przecież demony muszą być złe! Rodzina!? To przywilej tylko dla ludzi i istot boskich! Jeśli tak sądzicie, jesteście w ogromnym błędzie.

Skoro Bóg udowodnił, że nawet diabeł zasługuje na szczęście i sam nie odmawia go swoim dzieciom, to dlaczego ja mam nie pozwolić na to demonom? Gdyby czysto teoretycznie na to popatrzeć, stały się moimi przybranymi dziećmi, a dobrzy rodzice nie pozwalają, żeby ich pociechom stała się krzywda.

Ponadto, jak nie od dzisiaj wiadomo, ich zadaniem jest torturowanie wszystkich dusz znajdujących się w piekle. Gdyby więc spojrzeć na to czysto praktycznie, wydajny pracownik to taki, któremu podoba się wykonywana przez niego praca, do której przychodzi z uśmiechem na ustach, a po niej ma świadomość, że jest częścią czegoś wielkiego! Ma satysfakcję, bo nie robi tego tylko dla siebie!

Wszystko to pozwoliło nam osiągnąć dużo lepsze wyniki i wreszcie pokazać, że demony też mają w sobie siłę.

Byłam szczególnie wdzięczna mojej prawej ręce - Amiemu. Ten demon stał się w moich oczach uosobieniem wszystkiego tego, co było dla mnie wartościowe na Ziemi... No, może prawie wszystkiego, bo, mimo że się okropnie starał, nie był w stanie mi zastąpić tego, który z powodzeniem skradł moje serce.

Wspomnienie o Morningstarze spowodowało ból w sercu. Uśmiechnęłam się sama do siebie smutno, wstałam z tronu i podeszłam do wielkiego okna, z którego miałam widok na całe piekło.

Absolutną świętością był dla mnie tron Lucyfera, którego w żadnym wypadku nie pozwoliłam ruszyć, dlatego stał się on najważniejszym elementem mojego gabinetu. Jak to mówią, przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka, i pomimo tego, że już nim nie byłam, lubiłam mieć przy sobie coś, co mi się kojarzyło z dawnym życiem.

Swoją drogą, ciekawe, co u ciebie, Morningstar...

- Lisanti... - powiedział cicho Amy, wślizgując się przez drzwi do środka.

Westchnęłam pod nosem i odwróciłam się w jego kierunku.

- Tak, mój drogi? - zapytałam ze sztucznym uśmiechem, patrząc na demona, który w rękach trzymał dwa kubki kawy.

Amy był bardzo przystojnym brunetem o krwistoczerwonych oczach. Gdyby tylko był człowiekiem, mógłby w swoim posiadaniu mieć każdą ludzką kobietę.

- Coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną. - Demon szybko odstawił naczynia na biurko i podszedł do mnie.

- Spokojnie, wszystko w porządku - mruknęłam, patrząc na niego z wdzięcznością w oczach.

Brunet przytulił mnie do siebie mocno i pogłaskał po włosach.

- Znowu myślałaś o Michale?

Westchnęłam głośno i mocniej wtuliłam się w jego pierś.

- Czyli jednak... Li, proszę cię, przecież wiesz, że gdyby tylko coś złego się stało, byłabyś o tym poinformowana. Minęło już dużo czasu, może pora zamknąć ten temat? - zapytał demon, czule głaszcząc mnie po głowie.

Odsunęłam się od niego i usiadłam na tronie. Westchnęłam głośno i przetarłam zmęczone oczy.

- Po moim byłym mężu się tyle nie nadźwigałam, ile po tym cholernym Morningstarze.

Demon uśmiechnął się smutno i stanął tuż przede mną, przysuwając przyniesioną wcześniej kawę.

- Tym bardziej, Li... Doskonale wiesz, że jestem obok i zawsze będę cię wspierać.

- Nie chcę dawać ci złudnych nadziei, Amy, bo oboje doskonale wiemy, że cierpisz, tłumiąc swoje uczucia - powiedziałam, patrząc prosto w czerwone tęczówki mężczyzny. Wzięłam do ręki kubek i pociągnęłam z niego spory łyk, opadając na oparcie.

- Sama widzisz, że trafiłaś tu nie bez powodu. Li, skoro twoim miejscem jest piekło, to musiał być ci pisany nasz pan, a on jest teraz szczęśliwy z twoją siostrą - zauważył demon, przysiadając na biurku.

Ponownie westchnęłam ciężko i zastukałam zębami o brzeg kubka. Demon wziął swoją kawę i upił łyk, wyczekując, aż się odezwę.

- Amy, przecież wiesz, że życzę im szczęścia z całego serca... Mój przyjaciel powiedział mi kiedyś, że Bóg ma plan dla każdego, więc być może wszystko, co tu się dzieje, jest początkiem czegoś nowego. Może piekło potrzebowało mnie, abym doprowadziła je do pewnego stopnia rozkwitu i ustąpiła miejsca Lucyferowi.

- Wiesz, osobiście uważam, że demony nie będą tak przychylne w stosunku do starego władcy jak do tej pory. Sama widzisz, jak dużo się zmieniło. Jeśli dałaś komuś coś dobrego, a on poznał ten smak, to gwarantuję ci, że nie da go sobie łatwo odebrać.

- Powiedział to sam książę demonów.

- Bo moja królowa daje mi tak wiele dobrego, że niestety, ale nie stanąłbym już po stronie Lucyfera.

- Przesadzasz - mruknęłam cicho, patrząc na niego z uśmiechem na ustach.

- To, że jestem demonem, nie znaczy, że przesadzam. - Amy puścił mi oczko i uśmiechnął się figlarnie.

Nagle do naszych uszu dotarło pukanie. Ktoś uchylił delikatnie drzwi i zamarł w bezruchu.

- Zapraszam do środka - powiedziałam, wychylając się delikatnie, aby dostrzec, kto właśnie przyszedł.

We framudze drzwi stanął blond włosy mężczyzna.

- Przepraszam... Pani, za pół godziny zaczynamy - powiedział nieśmiało, spuszczając wzrok na podłogę.

Uśmiechnęłam się delikatnie i popatrzyłam ciepłym wzrokiem na demona, który wyraźnie zakłopotany dalej stał we framudze drzwi.

- Oczywiście, dziękuję, Belialu.

Blondyn z ulgą skinął głową, odwrócił się i najszybciej, jak tylko się dało, opuścił pomieszczenie, wcześniej zamykając drzwi.

- Czy ja o czymś nie wiem? Co zaczynamy? - zapytał Amy, patrząc, jak wstaję z tronu.

- Jak to co? Czyżbyś zapomniał? Dzisiaj rozpoczęcie roku szkolnego - powiedziałam i szybko podeszłam do szafy, zlokalizowanej w gabinecie. To właśnie tutaj trzymałam swoje oficjalne stroje.

- Ach, no tak. Pani dyrektor musi się pojawić wraz ze swoim niezastąpionym zastępcą - mruknął, przeciągając się leniwie na biurku.

- Nie może być inaczej. Wydaje mi się, że w tym roku dużo się wydarzy.

- A wnioskujesz to, patrząc na?

- Na poprzedni rok, który był wyjątkowo spokojny. Aż zbyt spokojny - rzekłam, wyciągając czarną sukienkę, sięgającą do samej ziemi.

- Przesadzasz. Może ten rok będzie podobny i znów nie będziemy mieli zbyt dużo pracy - mruknął demon, spoglądając w moją stronę.

- Być może, jednak dobrze wiesz, że wolę dmuchać na zimne.

Demon podszedł do mnie z uśmiechem na ustach, przypatrując się, jak morduję się z zapięciem bluzki.

- I właśnie dlatego ciągle wieje od ciebie chłodem. Może ci pomóc? - zapytał, spoglądając na mnie rozbawionym wzrokiem.

Skinęłam potwierdzająco głową, odgarniając włosy na bok. Demon sprawnie rozpiął uciążliwy guzik, dzięki czemu szybko mogłam zrzucić z siebie bluzkę i założyć nową kreację.

- Wybierasz się ze mną jutro na Ziemię? - zapytałam, odpinając spodnie.

- Bardzo chętnie, moja droga, ale jutro mam masę obowiązków.

Odwróciłam się do niego twarzą, skinęłam głową i poprawiłam sukienkę.

- Będziesz się cały dzień opierniczał czy serio masz coś ważnego do zrobienia? - Zaśmiałam się cicho i zebrałam swoje ubrania, a następnie starannie włożyłam je do szafy.

- Pff, ty zawsze myślisz, że jak znikasz na chwilę, to ja tu nic nie robię - sztucznie oburzył się demon.

- Oj, no nie obrażaj się już na mnie. Przecież wiesz, że ja czasami lubię ci tak dokuczyć. To co masz jutro zamiar robić? - zapytałam, przypatrując się dokładnie wszystkim butom.

- Mam kontrolę w siódmym kręgu. Wiesz, trzeba przetrząsnąć papiery, zobaczyć, jak tam mają się demony w pracy, czy wszystkie pętle odpowiednio się zapętlają...

- Ty kiedykolwiek odpoczywasz? - dopytałam szybko, odrywając swój wzrok od obuwia i przenosząc go na demona.

- Odkąd się tu zjawiłaś, to tylko w nocy, chociaż nie zawsze.

- Co, demonice ci nie dają? - Znacząco poruszyłam brwiami i roześmiałam się serdecznie, schylając się po czarne szpilki ze złotymi wstawkami.

- Czemu od razu demonice? A może kieruje swoje myśli ku tobie i nie mogę spać?

- Nie byłbyś taki spokojny, gdyby tak było. A zresztą, ściany mają uszy. Pamiętaj o tym. - Puściłam oczko mężczyźnie i zamknęłam masywne drzwi szafy.

- Tobie to o wszystkim doniosą - powiedział demon, kiwając przecząco głową. Wstał z biurka i poprawił swoją granatową marynarkę.

Może to dziwne, ale Amy był wyjątkowym elegantem. Podobnie jak Lucyfer, nie opuścił swojego mieszkania bez założenia na siebie idealnie dopasowanego garnituru. Dobrze, że w piekle mieliśmy kilku projektantów, bo nie wiedziałam, ile czasu demon musiałby spędzać na zakupach.

- Nic nie poradzę na to, że mam oddanych informatorów. Jesteś gotowy?

Mężczyzna podszedł do lustra, znajdującego się na drzwiach szafy. Skrupulatnie przejrzał się w nim z każdej strony, poprawił włosy i odwrócił się do mnie twarzą z uśmiechem.

- Tak, lalusiu. Wyglądasz już perfekcyjnie. Możemy iść?

- Oczywiście, moja droga. Ruszajmy.

Demon podał mi swoje ramię, które szybko ujęłam, i oboje opuściliśmy gabinet.


Hejka!

Jak tam u was? Mam nadzieję, że dobrze!

Dzisiaj wstawię dwa rozdziały, z okazji Walentynek/ Dnia singla, w zależności od tego co obchodzicie!

Ja sama przyznam, że obecnie obchodzę Dzień singla, ale to co się ostatnio w moim życiu miłosnym dzieje, zasługuje co najmniej na jakiegoś Oscara. Jestem pewna, że ktoś mógłby wyreżyserować z tego serial jak się patrzy.

Trzymajcie się ciepło!

Dziękuję wolfagata_

I zapraszam do niej!

Data: 13.02.2022

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro