-8-
Całe moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Szybkim ruchem wydobyłam z kieszeni spodni telefon, a następnie drżącymi rękami odblokowałam go i wybrałam numer do przyjaciela. Każdy sygnał ciągał się niemiłosiernie, co tylko pogłębiało mój ogromny strach. Gdy miałam już zakończyć połączenie, nagle ktoś odebrał telefon.
— Harry? — Zapytałam cichym głosem, pełnym troski i zmartwienia.
— Co się stało, Camilla? — Głęboki tenor wylał się z głośnika telefonu wprost do mojego ucha. Odetchnęłam z ulgą, układając sobie w głowie długie kazanie mające podsumować jego zachowanie. Przez chwilę poczułam się jak matka, która martwi się o swoje dziecko.
— Na miłość boską, co ty do cholery tam robisz?! — Sama do końca nie wiem dlaczego, ale tylko te słowa zdołały wyjść mi z ust. Cała mowa, którą sobie ułożyłam gdzieś z tyłu głowy, zwyczajnie wyparowała, a jej miejsce zastąpiła troska i zdenerwowanie.
— Czekam na pacjentkę, ale telefon miałem na samym dnie torby. Camilla masz jakiś dziwny głos, czy coś się stało? — odparł zwykłym głosem.
W tamtym momencie przez głowę przelatywały głupie myśli. Zagryzłam wargę, żeby chociaż trochę ukryć zdenerwowanie, ale niestety nie opanowałam wystarczająco dobrze mimiki twarzy. Ella spojrzała na mnie z zainteresowaniem, po czym szybko odwróciła wzrok i skupiła się na posprzątaniu stolika, znajdującego się w pomieszczeniu.
— Posłuchaj mnie uważnie, ktoś bardzo chce postawić mnie w złym świetle. Zamordował już dwie osoby, z którymi byłam bardzo blisko powiązana, a przy ostatniej podrzucił fiolkę po paracetamolu, w której była trucizna, z moim odciskiem palca. Nie wiem, co tu się dzieje, ale obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. — Westchnęłam głośno. Z matczyną troską w głosie wyjaśniłam mu wszystko, co mogłam powiedzieć przy pannie Lopez.
— Camilla, nie masz się czym martwić. Złego diabli nie biorą, a ja sam na tamten świat się jeszcze nie wybieram. — Mężczyzna zaśmiał się nerwowo — Posłuchaj, obawiam się, że musimy się spotkać na neutralnym gruncie i spokojnie obgadać te dwa okropne wydarzenia — powiedział poważnym tonem.
— Harry, ja mówię poważnie. Obiecaj, że będziesz na siebie uważał, szczególnie na szkoleniu w Meksyku.
— Obiecuję, aczkolwiek sam nie wiem, czy tam pojadę, sama rozumiesz. Na razie udawaj, że się na mnie zawiodłaś, wtajemniczymy w to potem twoją siostrę, ale najlepiej tylko ją, ewentualnie jej partnera, o którym ostatnio mówiłaś. Wiesz doskonale, że im mniej osób o tym wszystkim wie, tym dla nas lepiej... A teraz przepraszam, ale muszę kończyć. Pacjentka przyszła. Zdzwonimy się później. Do usłyszenia! — powiedział i szybko się rozłączył.
Zgodnie z jego wskazówkami starałam się grać urażoną kobietę, która jest okropnie zła na mężczyznę. Właściwie cała trudność polegała na wprowadzeniu w ślepy zaułek kryminolog.
— Co za drań! Nie na widzę facetów — mruknęłam, chowając telefon do kieszeni i robiąc obrażoną minę. Brunetka podniosła wzrok znad stosu papierów ułożonych na stoliku i popatrzyła na mnie uważnie.
— Coś się stało? — zapytała troskliwie, podchodząc bliżej.
— Właściwie to nie. Nic ważnego... — Zagryzłam wargę, przybierając rozpaczliwy wyraz twarzy.
— Daj spokój, mi możesz powiedzieć. — Położyła swoją rękę na moim ramieniu i popatrzyła na moją twarz.
— Boję się o niego, ale ten jak zwykle robi sobie z tego żarty! Jest dla mnie jak brat. Nie wyobrażam sobie, gdyby coś mu się stało — powiedziałam płaczliwym tonem głosu.
— Dlaczego, skoro darzysz go tak silnym uczuciem, nie jesteście razem?
— Bo Harry jest osobą homoseksualną. Jego nie interesuje w dziewczynach nic poza ciuchami i kosmetykami. Już przełknęłam tę goryczkę, chociaż początkowo było mi naprawdę ciężko. — Westchnęłam z rozżaleniem i opuściłam wzrok.
— Rozumiem cię, aż za dobrze. — Kobieta uśmiechnęła się lekko i delikatnie mnie przytuliła.
Przez chwilę stałyśmy tak bez ruchu, ale w pewnym momencie odsunęłam się o krok i popatrzyłam na papiery leżące na stoliku.
— Chloe widziała te tatuaże?
— Wspominałam jej o nich, ale nie zwróciła na nie uwagi.
— Daj mi tę teczkę. Muszę jej wyjaśnić moje zapatrywanie się na tę sprawę.
— Proszę. — Z uśmiechem na ustach podała mi szarą teczkę.
— Dzięki. Podaj mi jeszcze jakiś kontakt do ciebie. Jak przyjdą mi wyniki, to od razu ci je wyślę. — Wyciągnęłam z kieszeni telefon, odblokowałam go i otworzyłam notatnik. Następnie podałam go brunetce.
— Jasne. — Zabrała telefon i szybkimi ruchami napisała w nim swój numer i adres mailowy. Oddała mi urządzenie z zapisanymi danymi, na co uśmiechnęłam się serdecznie.
— Do zobaczenia.
— Cześć.
Szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia, wpadając na kogoś na korytarzu. Niestety straciłam równowagę i z impetem upadłam na podłogę, wypuszczając z rąk teczkę. Do moich nozdrzy momentalnie dotarł zapach charakterystycznych perfum, których właściciela mogłabym poznać z zamkniętymi oczami. Uniosłam wzrok i popatrzyłam na sprawcę wypadku.
— Przepraszam, Camillo. Nie zauważyłem cię. — Powiedział z wyraźną skruchą, wystawiając mi rękę. Podniosłam z ziemi teczkę, a następnie złapałam za kończynę. Lucyfer sprawnie pociągnął ją do siebie, przez co o mało co nie wylądowałam w jego ramionach.
Szybko odsunęłam się i otrzepałam z niewidzialnego kurzu.
— Mam nadzieję, że nic ci się nie stało. — Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem od stóp do samej głowy, przez co poczułam się trochę niekomfortowo.
— Wszystko w porządku, dziękuję, że pytasz — odparłam z wyraźną chrypką.
— Płakałaś? — zapytał, zatrzymując wzrok na mojej twarzy. Patrzył na nią badawczo, ale starałam się nic sobie z tego nie robić.
— Nie, wydaje ci się.
— Posłuchaj, mówiłaś rano o Michale. Sądzę, że to nie jest zbyt dobry pomysł, abyś czyniła jakiekolwiek kroki ku pogłębieniu relacji, w której centrum ma być mój brat. Musisz wiedzieć, że Michał to osoba, która uwielbia ranić ludzi i z tobą będzie tak samo. — Wsadził ręce do doskonale skrojonych spodni swojego czarnego garnituru i popatrzył na mnie troskliwym wzrokiem.
— Rozumiem twoje obawy o Michała, ale nie musisz się martwić. Jestem dużą dziewczynką, która umie sobie radzić z bólem odrzucenia. Lekarstwo jest proste, jak ktoś cię rani, ty musisz zranić go jeszcze bardziej, a gwarantuję, że w tym już jestem zaprawiona. Tak właściwie to dlaczego nie lubisz swojego brata? Ukradł ci dziewczynę, pracę, rodziców, pozycję, zabawki? —Zaśmiałam się nerwowo i spojrzałam mu prosto w oczy. Zupełnie nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie, podobne do tego, jakie odczułam na pierwszym spotkaniu z Michałem w szpitalu. — A może ty się wcale nie boisz tego, co zrobił. Uciekasz przed przeszłością, ale dużo bardziej boisz się przyszłości. Wiesz co? To właściwie mądre postępowanie, ale sama pozycja nie czyni z człowieka kogoś zupełnie innego. W twoich oczach dalej jest przecież zwykłym dzieciakiem, który jedyne co potrafi, to wszystkim przeszkadzać. — Właściwie to sama nie byłam pewna, dlaczego to powiedziałam. Twarz diabła przybrała zadziwiony wyraz.
— Skąd... ty... — zaczął niepewnie
— Jak się okazuje, nie tylko ty potrafisz czytać z oczu "diabełku". Swoją drogą, już wiem, co masz lepsze od swojego braciszka. Posiadasz wspaniałe oczy, Lucyferze Morningstar, a jeśli wierzyć przysłowiom, to oczy są zwierciadłem duszy. Podoba mi się twoja dusza, jest wyjątkowo czysta, pomimo całego tego cyrku, który odstawiasz z alkoholem i narkotykami. Najwidoczniej Bóg cię kocha i ma wobec ciebie wielkie plany. Może jeszcze zrobi z ciebie drugiego Mojżesza. — Zaśmiałam się cicho i zmierzyłam wzrokiem całą sylwetkę mężczyzny. Wszystko co powiedziałam, spowodowane było zapewne moją cyniczną i egoistyczną naturą, ale również odbiciem wartości, które zobaczyłam właśnie w głębi mojego rozmówcy. Nie wiem dlaczego, ale wydawał się osobą naprawdę godną mojego zaufania.
— Nie wiem, skąd to wiesz, ale musimy chyba poważnie porozmawiać. — Powaga, jaka emanowała z jego głosu i postawy, powinna wprawić mnie w zakłopotanie, ale ku jego zaskoczeniu, jedyne co zrobiłam, to założyłam ręce na wysokości klatki piersiowej.
— Zgadzam się, musimy poważnie porozmawiać, bo zaczynam wariować. Przyjdź razem z Chloe i Trixe na kolację dzisiaj wieczorem.
— Oczywiście wariować na moim punkcie, prawda?
— Jestem suką, ale mam kodeks moralny i podobnie jak nie zjadam ptasiego mleczka bez obskubania go z czekoladowych ścianek, tak samo nie byłabym w stanie zabrać Chloe faceta, choćby nie wiem, jak bardzo by mi się podobał. Ona ma córkę, która potrzebuje zespolonej rodziny, a nie dwójki ojców, którzy nie będą mieli dla niej czasu. Jeśli więc już zdecydowałeś się chodzić z moją siostrą, musisz liczyć się z tym, że mam wiele kontaktów i szefa gangu za byłego chłopaka, więc znajdą cię nawet na końcu świata, o ile skrzywdzisz jedną albo drugą. Wiem, że zaraz mi powiesz, że to właśnie ty jesteś od wymierzania sprawiedliwości i załatwisz każdego, bo przecież jesteś diabłem, ale licz się z tym, że każdy diabeł prędzej czy później powraca do swojego domu, a ja nie mam krystalicznej karty. — Uśmiechnęłam się cynicznie i szybkim krokiem ruszyłam do biurka siostry.
— Uwielbiam kobiety z charakterem. — Zaśmiał się Lucyfer i podążył za mną.
— Chloe, chyba coś mamy — powiedziałam, kładąc na biurku teczkę.
— Pracowałyście razem dziesięć minut i już macie trop? — zapytała, unosząc wzrok znad otwartej teczki z dokumentami.
— Można tak powiedzieć. Ella mówiła, że wspominała ci o dziwnych znakach, które pojawiły się u obu denatów. To tatuaże, które robi się przez zmoczenie papierka z obrazkiem przyłożonego do kończyny. Co jest bardziej interesujące, przedstawiają one znaki zodiaku. U Wojcica był to koziorożec, bo urodził się pierwszego stycznia, Kreating to wodnik urodzony drugiego lutego. Obawiam się, że następnym celem może być Harry. — Kobieta popatrzyła na mnie dziwnie — Nie, nie Harry Potter, chodzi mi o te jego tandetną podróbkę, która mi towarzyszyła na balu przebierańców. Nie pytam, co tam robiła policja i kogo chcieliście dopaść, bo to absolutnie mija się z moją robotą. Wracając do tematu, Harry pasuje do tych parametrów. Urodził się trzeciego marca, a wtedy znak zodiaku to...
Wyraźne zdziwienie, które pojawiło się na twarzy Chloe, kiedy wspomniałam o ich akcji, szybko ustąpiło poważnej, zamyślonej minie.
— Ryby. Wygląda to jak zbrodnia doskonała, planowana z góry przez kilka tygodni. Podsumujmy, spodziewamy się więc dwunastu trupów, ale miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Sprawca idzie jakimś dziwnym systemem, który nie jest dla mnie do końca zrozumiały, ale najważniejszy jest fakt, że zabija. — Czarny długopis w jej rękach szybko się obracał, wydawało się, że stał się obiektem wyładowania emocjonalnego, które musiało zejść na drugi tor podczas wywodu myślowego kobiety.
— Wygląda to tak, jakby ktoś chciał powoli zwalczyć wszystkich tych, którzy faktycznie dużo dla mnie znaczyli, wiedzieli o mnie sporo i posiadali kilka haków schowanych w swoich domach na kilkanaście osób. Cholera, ma je dokładnie jedenaście osób!
— Jakie haki? Camilla, coś ty znowu narobiła?!
— Ciszej Chloe. Wyjaśnię wam to wszystko wieczorem. Nie chcę, aby za dużo osób było w to wtajemniczonych. Decker, bądźcie o osiemnastej. Zmień plany i zostaw Trixe pod opieką Daniela. Nie chcę, żeby tego słuchała. — Założyłam czarną skórzaną ramoneskę na siebie, wyciągnęłam na wierzch kaptur czarnej bluzy i poprawiłam włosy spięte w kucyk, które zdążyły się trochę poluzować.
— A ty gdzie się wybierasz? — zapytała, patrząc na mnie siostra.
— Do domu Kreatinga i na plebanię. Mam nadzieję, że wspomniałam o fakcie, że staruszek mieszkał w Kanadzie?
— Camilla, nie ma takiej mowy — powiedziała, wstając szybko zza biurka kobieta.
— Owszem, jest. Zajmij się swoją pracą. Możesz wysłać kogoś ze mną, jeśli tak bardzo się boisz — mruknęłam, wyciągając z białych bojówek kluczyki do auta.
— Ja się zgłaszam! — Lucyfer popatrzył na Chloe porozumiewawczym wzrokiem.
— Ty narobisz tam jeszcze większego bałaganu — odparła, patrząc na mężczyznę z wyraźnym niepokojem.
— Nie chcę was pośpieszać, ale trochę mi się śpieszy. — Popatrzyłam na dwójkę osób obojętnym wzrokiem, szukając w kieszeni spodni gum do żucia.
— Jedź. — Westchnęła głośno. — Macie się nawzajem pilnować, a jak się dowiem, że coś narobiliście, to uduszę. — Pogroziła palcem i zrezygnowana usiadła za biurkiem.
— Oczywiście, pani detektyw. — Brunet uśmiechnął się i ruszył pewnym krokiem ku wyjściu z komisariatu.
Popatrzyłam na niego, następnie na siostrę i zaśmiałam się, przez co zostałam zmierzona piorunującym wzrokiem przez policjantkę. Odwróciłam się na pięcie i marszowym krokiem pomknęłam za mężczyzną, wyciągając w międzyczasie paczuszkę z gumami. Włożyłam sobie jedną do ust, schowałam je i zrównałam krok z właścicielem klubu. Przez dłuższą chwilę szliśmy w zupełnej ciszy, wszystko zmieniło się jednak z momentem dotarcia do auta.
— Chyba teraz jest najlepszy moment na szczerą rozmowę — powiedział, wsiadając do pojazdu i wygodnie się rozsiadając.
— Możliwe, że masz rację — mruknęłam, powtarzając czynność.
— Co w takim razie kryło się pod twoim wariactwem?
— Odkąd poznałam ciebie i twojego brata, zaczęłam mieć dziwne wizje. Sama nie wiem dlaczego, ale ostatnimi czasy śnią mi się anioły, demony... Bóg? Ty i Michał wyposażeni w ogromne skrzydła... Szaleństwo, prawda? Bardziej jednak niepokoi mnie fakt, że zdobyłam umiejętność czytania w myślach? Nie wiem jak mam to nazwać. Normalnie nie wierzę w takie zabobony, ale sprawa jest o tyle poważna, że działa to tylko na was.
— Posłuchaj, może to dziwnie zabrzmi, ale myślę, że jesteś naznaczona.
— Śmieszne, ale wątpię.
— Cholera jasna, tato, coś ty znowu wymyślił? Camilla, ja naprawdę jestem diabłem, a mój ojciec to Bóg.
— Jasne oczywiście, że jesteś diabłem. Uważam jednak, że bardziej pasuje do ciebie określenie demon. Wiesz, diabeł to dość poważna osoba, a piekło zapewne jest dużo większą instytucją niż Lux.
— Zmuszasz mnie do rozpoczęcia o myśleniu nad dziesiątym kręgiem.
— Zapewne czytałeś wnikliwie Dantego Alighieri. Jego "Boska komedia" jest wręcz cudowna, tyle w niej urozmaiceń. Chłop miał całkiem dobrą wyobraźnię.
— Owszem, jego wyobraźnia była bardzo wybujała. Dlaczego niby miałbym być zanurzonym do pasa w lodzie potworem z sześcioma skrzydłami i trzema twarzami? Siedzę obok ciebie i zaręczam, że skrzydła mam tylko dwa, a twarze to już kwestia sporna. Jedni mówią mi, że mam je dwie, inni natomiast, że tysiąc, a jeszcze następni, że nie posiadam żadnej, bo wszystko co robię, jest tylko złudzeniem.
— Piekło, niebo czy nawet czyściec... Dla mnie to tylko bajeczka dla dzieciaków i starszych pań. Gdyby naprawdę istniała jakaś sprawiedliwość i Bóg, to może w końcu nie ginęliby ludzie dobrzy, niewinni czy młodzi. Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj, cytując Wiliama Shakespeare'a.
— Skoro wszystkie diabły są tutaj, to dlaczego nie wierzysz, że jestem diabłem?
— Może źle się wyraziłam. Nie sądzę, że diabły jako istoty duchowe istnieją. W moim odczuciu diabły to osoby, które kiedyś były dobre, ale trochę zboczyły ze ścieżki. Diabłem mogę śmiało nazwać samą siebie, ale nie ciebie. Kobiety, narkotyki, alkohol... To wszystko jest dla ludzi, a z tego co się dowiedziałam, zrezygnowałeś już z krótkotrwałych relacji.
— Zadziwiasz mnie z każdą chwilą coraz bardziej.
— Chloe nie bawi się z tobą w takie podchody?
— Detektyw jest poważną osobą, którą trzeba czytać jak książkę. Gdy przeskoczysz chociaż rozdział, następny traci sens.
— Cieszę się, że jesteś wytrwałym czytelnikiem. Niektóre rozdziały mogą być nudne, ale dasz sobie jakoś radę, jeśli faktycznie ci na niej zależy.
— Mogę cię o coś szczerze zapytać?
— Jasne, dawaj.
— Co byś zrobiła, gdyby okazało się, że jesteś przypisana jakiemuś mężczyźnie?
— Wszystko by zależało od tego, o jakim typie mężczyzny mówimy. Sądzę, że każdy tak naprawdę jest komuś przypisany. Wiesz, cała ta gadanina o rodzinie, dzieciakach, drugich połówkach...
— Ale jak byś zareagowała na wieść, że przykładowo jesteś stworzona dla mojego brata?
— Wszystko by zależało od tego, czy naprawdę go kocham.
— A co, gdyby całe to uczucie było zwyczajnie wykreowane przez kogoś?
— Wiesz, teoretycznie rzecz ujmując, sami kreujemy swoje uczucia. Jeśli między dwoma osobami faktycznie występuje uczucie, to nie trzeba winić za to nikogo innego jak nas samych.
— Masz zupełnie inne podejście do sprawy niż twoja siostra.
— Staram się być inna. Nie chcę, aby ktokolwiek mówił mi, że Chloe postąpiłaby tak samo. Życie w jej cieniu samo w sobie byłoby dość nudne, a ja uwielbiam być w centrum uwagi, jak typowy lew... A ty jaki masz znak zodiaku?
— Nie mam go, może to dziwnie zabrzmi, ale właściwie sam nie wiem, kiedy zostałem wykreowany. My nie obchodzimy urodzin.
— Wiesz, właściwie to podobnie jak ja... Zawsze kojarzą mi się z czymś okropnym, ale nic na to nie poradzę.
— Czemu jesteś lekarzem?
— A dlaczego ty jesteś właścicielem klubu?
— Zadałem pytanie pierwszy.
— Bo zawsze chciałam pomagać ludziom, miałam dobrą głowę do nauki, nie bałam się krwi, interesowałam się schorzeniami, biologią... człowiekiem? Poza tym lubię też pieniądze i udogodnienia, jakie za nimi idą. Wiem, że brzmi to trochę egoistycznie, ale człowiekowi, który naprawdę do tej pory jedyne co dostawał od życia to baty, pieniądze dają dziwną swobodę i radość. Podoba mi się jakieś auto, a wiem, że mnie na nie stać i go potrzebuję, to je kupuję! Sama nie wiem, dla kogo gromadzę cały ten majdan, skoro nie mam ani partnera, ani nawet dzieci. Nie jestem wieczna, więc po prostu chwytam dzień i się nim bawię. Twoja kolej na opowieść.
— Lubię alkohol, imprezy, umiem śpiewać i grać na pianinie... Jednym słowem mam klub nocny, bo to najlepiej mnie definiuje. Nie byłbym dobrym lekarzem, bo wszystkie kobiety by się do mnie kleiły, nie mógłbym być policjantem, bo notorycznie łamię wszystkie przepisy, już dawno powinni mnie wywalić z tej roboty, ale sprawdzam się i jestem pomocny, więc nie ma do tego żadnych podstaw. Mógłbym być za to idealnym adwokatem.
— Jak każdy diabeł.
— Kiedyś ci pokażę, o co mi chodzi.
— Ale, czy wtedy będę miała dostatecznie dobrze zachowany mózg, aby cię zrozumieć?
— Jak nie teraz, to po drugiej stronie. Zobaczysz, że jeszcze będziesz mieć mnie tam dość.
— Jasne. Jesteśmy na miejscu, chodź.
Szybkim ruchem otworzyłam drzwi samochodu i wysiadłam z pojazdu. Otworzyłam tylne drzwi, zabrałam z siedzenia czarną torebkę, a następnie ponownie zamknęłam drzwiczki. Odsunęłam błyskawiczny zamek i wyciągnęłam z torby czarne skórzane rękawiczki. Założyłam je szybko na ręce i zasunęłam zamek. W tym czasie Lucyfer zdążył już opuścić auto i stanąć sobie spokojnie tuż obok mnie.
Zamknęłam auto guzikiem na kluczykach i szybkim, pewnym krokiem ruszyłam ku plebanii. Gdy stanęłam przed drzwiami frontowymi, z kieszeni spodni wydobyłam klucz i wsadziłam go w zamek. Przekręciłam nim dwa razy, wyciągnęłam go i nacisnęłam na klamkę, która ustąpiła pod naciskiem i puściłam drzwi. Rozejrzałam się podejrzliwe, zanim weszłam do środka.
— Skąd masz klucze? — zapytał tuż nad moim uchem mężczyzna.
— Ja i dwadzieścia cztery osoby należymy do czegoś w rodzaju tajnego zgromadzenia. Nie jest to sekta ani gang, ale wchodzimy w posiadanie bardzo ważnych danych i informacji, które mogłyby zniszczyć życie bardzo dużej ilości polityków, gangsterów i kilku wpływowych osób.
— Dlaczego ich nie ujawnicie?
— To bardzo proste, jesteśmy w stu procentach świadomi tego, że każdy gangster jest niebezpieczny i zazwyczaj nieobliczalny, politycy są bardzo mściwi, a co za tym idzie w państwie może zapanować coś w rodzaju hm... paniki? A ci najbardziej wpływowi nie interesują znacznej ilości osób, a gdyby już utracili swoje pozycje, to kto wie, co by mogło się dziać. Każdy z nas posiada klucz do czegoś w rodzaju sejfu, który może zostać otwarty tylko wtedy, kiedy mamy ich komplet. Jesteśmy podzieleni na dwie jednostki, szefem jednej jestem ja, drugiej natomiast mój były chłopak, ten gangster, o którym mi wcześniej mówiłam.
— Nie dziwne jest to, że był wśród was ksiądz?
— Nie, dlaczego miałoby być? Chronimy tego, co mogłoby zniszczyć znany nam świat, więc nie robimy niczego złego.
-I wy myślicie, że nikomu się nie wyda podejrzanym, jeśli zaczniecie się spotykać. No chyba ze macie jakieś zabezpieczenia.
— Na całe szczęście jest. Jesteśmy rozsiani po całym świecie, dwójka z nas osiadła na stałe w Stanach. Mówiąc dwójka, mam na myśli siebie i Harry’ego. Kreating na co dzień mieszkał w Kanadzie, natomiast Wojcic został tu wysłany z Polski, ale niefortunnie zdarzyło się, że tutejszy proboszcz umarł. Musiał więc zostać tu już na stałe.
— Gdzie jeszcze masz swoich... podwładnych?
— W Niemczech, Rosji, Australii, Argentynie, Turcji, Japonii, Finlandii i Hiszpanii. Najgorszy jest sam fakt, że każdy z nich urodził się pierwszego dnia miesiąca. Wyjątkiem jestem ja.
— Jak zamierzasz cokolwiek osiągnąć, skoro rozsiani są po całym świecie?
— Nie będę ich ściągać do Stanów, bo to byłby samobójczy krok. Będę zmuszona zrobić sobie wycieczkę po globie.
Hejka kochani!
Miał być maraton w Wigilię, ale chyba zostajemy przy opcji rozdział co tydzień, bo cały mój misterny plan poszedł daleko za siedem sprawdzianów.
Nie zartuje w przyszłym tygodniu mam 7 testów z angielskiego, polskiego, matematyki, wiedzy o społeczeństwie, biologii, chemii i historii. Jakby tego było mało ostatnio się nie wysypiam i boli mnie głowa więc cała moja jakakolwiek chęć na cokolwiek leci w dół. Gdybyśmy się już nie zobaczyli, to życzę wam wesołych świąt!
Tuu kwiatuszki na przeprosiny!
Serdeczne podziękowania kieruje ku wolfagata_.
Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że to dobry czas na krótkie podsumowanie roku, przynajmniej tego na wattpadzie.
1. Rozpoczęłam pisanie zawieszonej obecnie książki o wampirach.
2. Poznałam wiele wspaniałych osób, jak zresztą co roku!
3. Rozpoczęłam pisanie tej książki.
4. Zajełam się recenzjami, do których obecnie nie mam głowy.
5. Cofnęłam publikacje książek o footballu.
6. Saldo moich obserwujących powiększyło się o 60 osób.
7. Zdecydowanie polepszyłam swoje umiejętności pisarskie w porównaniu z ubiegłymi latami.
Właściwie te siedem punktów było dla mnie najbardziej znaczące w tym roku. Pozwoliły mi odkryc siebie na nowo, pokazać, że wcale nie jestem taka najgorsza, dodać trochę otuchy, wyobrazni i nowych pomysłów nie tylko sobie, ale również może niektórym z was...
Tak więc, aby tradycji stało się zadość;
Zdrowia, szczęścia, pomyślności, 🍀
nie połykaj z karpia ości, 🐟
nie jedz bombek, 🎄
nie pal siana,🌾
jedz pierogi,🥣
lep bałwana, ☃️
a w sylwestra baw się do rana!🍾🥂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro