Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-5.2-

- Musimy mieć trzy kartki papieru - rzekła Trixe. - Każdemu więc przypada jedna. Na początku, u góry kartki, piszemy "Co by było, gdyby..." i dokończamy zdanie, jak nam się podoba. Przykładowo "Co by było, gdyby mleko było zielone?". Gdy już napiszemy pytanie, zaginamy kartkę i przekazujemy ją komuś innemu. Po otrzymaniu kartki od drugiej osoby, piszemy na niej odpowiedź na swoje pytanie i zaginamy, a następnie tak samo, jak wcześniej, przekazujemy dalej. Zabawa kończy się wraz z końcem kartki. Zrozumiałeś?

Dziewczynka patrzyła wnikliwym wzrokiem na mężczyznę. Przez chwilę wydawało mi się, jakby miała w oczach rentgen i prześwietlała bruneta. Ten siedział dalej niewzruszony i patrzył na stół, na którym moment później położyłam potrzebne rzeczy.
Jego zachowanie uświadomiło mi, że albo doskonale znał tę zabawę i tłumaczenie Trixe nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, lub udawał, że wszystko rozumie, a możliwe, że faktycznie wszystko stało się dla niego jasne.

- Po prostu zaczynajmy. Poradzę sobie - mruknął brunet. Moment później wstał, a następnie zdjął swoją czarną marynarkę, rozejrzał się po pokoju, najprawdopodobniej w poszukiwaniu wieszaka.

- Możesz mi dać tę marynarkę, to zawieszę ją na wieszaku - zaproponowałam szybko, patrząc na mężczyznę. On sam pokiwał tylko twierdząco głową, a chwilę później podał mi swoją górną część garnituru. Sprawnie zabrałam ubranie i odniosłam do przedpokoju, gdzie odwiesiłam je na wieszak. Gdy wróciłam, Lucyfer poprawiał się na czarnym fotelu. Kamizelka, którą miał na sobie, idealnie dopasowała się do jego mięśni. Założył spokojnie nogę na nogę, sięgnął ręką po kartkę, a następnie ujął w dłoń czarny długopis.

Może to dziwne spostrzeżenie, ale wydawało mi się, jakby dodawało mu to majestatu, a sam fotel zamienił się w tron.

Trixe zajęła miejsce po prawej stronie Brytyjczyka. Popatrzyła na mnie, a następnie znowu skierowała wzrok na partnera Chloe, uśmiechnęła się delikatnie i gestem ręki wskazała miejsce naprzeciw jej.

Niepewnie zajęłam swój fotel, znajdujący się po lewej stronie mężczyzny. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i przez chwilę zatrzymałam swój wzrok na brunecie.
Nie wiem, co w tamtym momencie miałam w głowie, ale popłynęłam wraz z nurtem wyobrażenia sobie partnera mojej siostry jako średniowiecznego władcy. Idealnie skupiona twarz i bystre oczy, połączone z założonymi na siebie nogami i podpartym trzema palcami policzkiem. Do tego wszystkiego dochodził cudowny brytyjski akcent, idealny ubiór oraz wysportowana sylwetka. Z powodzeniem mógłby zastąpić księcia Williama.

Szybko jednak wróciłam na właściwy tor, bo zaczęłam wyobrażać sobie zbyt dużo. Wzięłam kartkę i najszybciej jak się da, napisałam na samej górze: "Co by było, gdyby się okazało, że Bóg istnieje?".
Zagięłam papier i przesunęłam powoli w stronę Trixe, następnie zabrałam jej kartkę i równie szybko napisałam na niej: "Myślę, że nic by to nie wniosło do sprawy. Ludzie i tak mówiliby swoje na ten temat".
Podobnie jak wcześniej zagięłam, a następnie przesunęłam kartkę po stole, tym razem jednak w stronę Lucyfera.

Mężczyzna zgrabnie przejął białą kartkę, dopisał długopisem na swojej stronicy kilka słów, zagiął papier, wziął kartkę do ręki, a następnie wystawił mi swoją dłoń z zawartością, jaką był arkusz.

Wyciągnęłam po nią rękę i delikatnym ruchem odebrałam mu należną mi rzecz. Przez przypadek jednak podczas tej czynności dotknęłam jego palców. To dziwne, ale momentalnie poczułam malutkie wyładowania elektryczne, przypominające te, kiedy podczas zjazdu na zjeżdżalni kopnie cię naelektryzowany plastik. Nie trwało to długo, mogłabym śmiało rzec, że mniej niż pięć sekund, ale to wystarczyło do odczucia czegoś zupełnie nowego.
Przed oczami mignęło mi wiele dziwacznych obrazów. Począwszy od widoku mojej siostry, patrzącej z ogromnym zdziwieniem na kogoś, aż po odbicie mężczyzny siedzącego obok mnie, w lustrze. Ciężko określić, dlaczego z jego pleców sączyła się na podłogę krew i brudziła śnieżnobiałe skrzydła. W tamtym momencie zastanawiało mnie, skąd mam takie dziwne obrazy oraz czy te skrzydła, tak jak próbowałam sobie wmówić, były elementem cosplayu.

Szybkim ruchem zabrałam kartkę i położyłam przed sobą, całkowicie skupiając na niej swój wzrok. Zamrugałam szybko kilka razy i ukradkiem spojrzałam na mężczyznę. Jego wyraz twarzy nie wyrażał żadnej emocji, ale cały sekret tkwił w czekoladowych oczach, które zdenerwowane przeskakiwały z kartki na zegarek, aż w końcu spoczęły dyskretnie na mnie.
Obydwoje przyłapaliśmy się na patrzeniu na siebie, dlatego szybko przeniosłam wzrok na kartkę i napisałam na niej zgrabnie "Co by było, gdyby anioły istniały?".

Unikałam kontaktu fizycznego z Lucyferem. Do końca rundy kartkę podawałam tylko Trixe, a sama czekałam, aż on sam odsunie ją od siebie na bezpieczną odległość. Może to było dziwne, ale mam wrażenie, że on odczuł to co ja.

W tamtym momencie wiadome było mi tylko jedno, cokolwiek to było, nic dobrego z tego nie wyniknie. 


Lucyfer, dwie godziny wcześniej, Lux 

Stałem na balkonie i jak zwykle patrzyłem z góry na Los Angeles, miasto chyba najbliższe mi na całym świecie. Pełno tu zła, ale również czegoś zupełnie innego. Nie nazwałbym tego dobrem, ale raczej przypadkowym zrządzeniem losu.

Upiłem łyk alkoholu ze szklanki, którą trzymałem w rękach, a następnie oparłem się o ramę. Cały czas w głowie kłębiła mi się jedna myśl, a co za tym szło, nie mogłem się na niczym skupić.

Dlaczego, do taty, moja moc nie zadziałała na tamtą lekarkę?

Może faktycznie nie miała żadnych pragnień?
Nie, to głupie. Ludzie zawsze mieli jakieś pragnienia.
A co, jeśli fakt, że jest ona powiązana z panią detektyw więzami rodzinnymi, jakoś na to wpływa?
To też durne, przecież jej matka nie jest odporna na moje sztuczki, więc dlaczego ona miałaby być? Chyba że chodzi tutaj o jej ojca...

Zamąciłem brunatną cieczą w szklance i jeszcze raz osnułem wzrokiem panoramę miasta. Z tej perspektywy wyglądało ono zupełnie inaczej, tak niewinnie i pięknie... Nagle do moich uszu doszedł odgłos otwieranej windy, a następnie głos starszego brata.

- Cześć, Luci, chciałeś się ze mną widzieć - dosadnie powiedział anioł.

- Zgadza się, Amenadielu - mruknąłem pod nosem i odwróciłem się do niego twarzą. Szybkim krokiem pokonałem odległość dzielącą mnie od baru. Mężczyzna obserwował uważnie każdy mój ruch.

- Napijesz się czegoś? - zapytałem, nalewając sobie kolejną szklankę alkoholu. Anioł pokiwał tylko przecząco głową.

- Lucyferze, co się dzieje? Nigdy nie wzywasz mnie bez powodu, więc, jak sądzę, tym razem jest podobnie - ciężki wzrok starszego brata spoczął na mnie. Upiłem spory łyk ze szklanki.

- Sam nie wiem! Dzisiaj, jak zwykle, ja i pani detektyw dostaliśmy sprawę. Okazało się, że zabity został jakiś ksiądz. - Odstawiłem naczynie na blat.

- I co w związku z tym? - zapytał, unosząc pytająco jedną brew. - Z tego, co mi wiadomo, nie interesujesz się przedstawicielami taty tutaj. A skoro mówisz o nim jakiś, to pierwszy raz w życiu go widziałeś.

- Oh, braciszku czy ty zawsze musisz mi wypominać, że się nimi nie interesuje? Jak mam to robić, skoro większość z nich mnie zwyczajnie potępia albo każe innych, bo popełnili błędy, idąc drogą szatana. Nikogo z nich na moją drogę nie zapraszałem. Powinni przestać interesować się mną, a zacząć gorliwiej modlić się do ojca. Wracając do tematu, nie było żadnych śladów działalności osób trzecich, a Ella wstępnie przypuściła, że przyczyną śmierci mogła być źle przeprowadzona operacja. Okazało się, że lekarzem, który wykonywał ten zabieg jest siostra Chloe. I tu pojawiają się dwa niepokojące aspekty. Po pierwsze, gdy zapytałem, jakie jest jej największe pragnienie, zareagowała praktycznie nijak. Stwierdziła, że nie ma pragnień.

Uniosłem szklankę i powoli sączyłem z niej spory łyk.

- Może ma zwyczajnie czyste serce? - odparł ze stoickim spokojem Amenadiel, zakładając ręce na piersiach.

Omal się nie zakrztusiłem, przez nagły śmiech, jaki opętał mnie w tamtym momencie.

- Ma czyste serce i mogła zabić księdza? Trochę się to nie trzyma sensu. Posłuchaj jednak dalej, ta druga sprawa jest trochę bardziej skomplikowana...

- O co chodzi?

- Spytała mnie, czy mam brata bliźniaka - powiedziałem, opierając się o blat.

- Myślisz, że...

- Michał się zjawił, a to nie zwiastuje absolutnie niczego dobrego. Pamiętasz, co się działo ostatnio.

Ciemnoskóry pokiwał tylko potwierdzająco głową.

- Myślisz, że obie te sprawy mają jakiś związek? - zapytał po dłuższym zastanowieniu.

- Właśnie dlatego do ciebie zadzwoniłem. - Diabelski uśmiech wstąpił na moją twarz.
- Lucku, może powinieneś pogadać z tatą? - powiedział starszy, dziwnie gestykulując rękami. Miałem wrażenie, że cala ta sytuacja wplątała go w większe zakłopotanie, niźli wszystkie moje dotychczasowe wybryki.

- Nie! Choćby piekło zamarzało, nie chce się do niego zwracać z problemem, który ponownie stawia na mojej drodze. Jestem w stanie dużo znieść i zaakceptować, ale tego, że ponownie coś kombinuje z moim durnym bratem zdecydowanie nie.

- Oczekujesz, że ja załatwię tę sprawę? - Prawa brew czarnoskórego uniosła się ku górze.

- To też. Wpierw oczekuje od ciebie jakiejś mądrej porady. Co powinienem zrobić z faktem, że ta dziewczyna jest zwyczajnie odporna na moje uroki?

- Może powinieneś ją lepiej poznać? Umówmy się tak, ja pogadam z tatą, a ty pogadaj z nią. Wyciągnij, o ile to możliwe, jakieś informacje o Michale. Później, jak będziemy wiedzieć więcej, postaramy się to złożyć w logiczną całość.
***
Sytuacja godna uwagi nadarzyła się dosłownie godzinę później, kiedy to zadzwonił do mnie detektyw dupek. Normalnie bym go zbył, ale zmienił numer i nie posiadałem go w kontaktach.

- Tak słucham? - mruknąłem, przystawiając telefon do ucha.

- Halo? Lucyfer? - Dziecięcy głos odbił się echem w słuchawce.

- Trixe? Co się dzieje? Dlaczego dzwonisz do mnie, a nie do swojej matki? - zapytałem i szybko podniosłem się z krzesła. Bałem się, że mogło się coś złego stać. Nagle dziwny szmer zakłócił dźwięk po drugiej stronie.

- Cześć. Lucyferze, mam do ciebie prośbę. - Detektyw dupek albo Dan Espenoza, jak kto woli, właśnie zabrał swojej córce telefon.

- Detektyw dupek we własnej osobie! Nie jestem pewien, czy powinienem ci pomagać.

- Chodzi o Trixe. Chciała, żebyś zawiózł ją do ciotki. Tej samej, u której byliście dzisiaj rano z Chloe. Ja niestety nie mogę, bo muszę zostać w pracy trochę dłużej.

Nie przypuszczałem, że Daniel może być, aż tak użyteczną osobą.

- Trzeba było tak od razu. Gdzie ona jest?

- Na komisariacie. Tylko jest jeden drobny szczegół. Chole ma się o tym nie dowiedzieć. Mają dość napięte relacje rodzinne.

- Och, obiecuję, że nic jej nie powiem.
Gdyby sprawa dotyczyła czegokolwiek innego, zwyczajowo powiedziałbym mojej partnerce o tym fakcie i nawet nie przystawałbym na prośbę Daniela. Tym razem, sytuacja była jednak inna i przynosiła korzyści dla obu stron.

- Super. Za ile dasz radę tu być?

- Za pół godziny.

Rozłączyłem się szybko i z wielkim uśmiechem na ustach ruszyłem do szafy pełnej garniturów.

Dom Camilli, współczesność

Cała ta gra była dosyć dziwna, ale nie protestowałem. Najważniejsze było zbliżenie się małymi krokami do tej kobiety i odkrycie jej małego sekretu.

Jednak problemy mają to do siebie, że jak już się pojawiają to lawinowo.

Kiedy przypadkowo nasze palce się zetknęły, poczułem dziwny zanik sił. Zupełnie nagle dały mi o sobie znać nikłe wyładowania elektryczne, przypominające mrowienie przeszywające ciało przy drętwieniu mięśni.

Przed oczami szybko przemieszczały mi się obrazy najpewniej z życia Camilli. Zobaczyłem wszystko, począwszy od dzisiejszego ranka, przez okres studiów, wywoływanie demonów podczas chwili załamania, aż po pogrzeb jej ojca.

Zaskakujące, jak dobrze ludzie pamiętają takie rzeczy. Swoją drogą, to trochę okropne. Im większa ilość szczegółów w tobie żyje, tym później, o ile znajdziesz się w piekle, jesteś gorzej prześladowany, właściwie przez własne wspomnienia.

Te wszystkie sceny ukazały mi, że ta kobieta jest dużo bardziej fascynująca, niżli wcześniej przypuszczałem, ale zarazem to stawia mi dużo więcej zakrętów na drodze do rozwiązania zagadki. Prawdą jest fakt, że rozwikływałem już kilkanaście naprawdę trudnych spraw w akompaniamencie pani detektyw, ale nigdy nie dotyczyły one czegoś takiego.

A może to po prostu chwilowy spadek formy? A może obecność Chloe jakoś na to wpłynęła?
Postanowiłem, że przetestuję to zaraz.

Camilla

- Trixe, skończyły się nam kartki, ale jest już późno. Chcesz to przeczytać teraz, czy zrobimy to rano? A tak w ogóle to zostajesz na noc?

Popatrzyłam opiekuńczym wzrokiem na dziecko. Oczy kleiły jej się już od zmęczenia, ale dalej dzielnie udawała, że nic się nie dzieje.

- Tata mi pozwolił. Powiedział, że i tak ma dużo pracy, a jak dobrze pójdzie, to z tobą następnym razem zobaczę się dopiero na święta, ale to też mało możliwe. Przeczytamy to rano, bo dzisiaj jestem już naprawdę bardzo zmęczona, ale prześledźcie te kartki razem, żeby Lucyferowi nie było przykro.
Uśmiechnęłam się lekko w jej kierunku. To piękne, że wyniosła na kogoś. Fakt, że współczuła innym, był dobrym znakiem.

- Leć w takim razie do siebie. Kocham cię bardzo, pamiętaj - powiedziałam, patrząc na wstającą z krzesła dziewczynkę, która podeszła do mnie i lekko się przytuliła.

- Jasne. Ja ciebie też kocham. Pa, Lucyfer!
Trixe odsunęła się ode mnie, a następnie szybko ruszyła do góry po długich białych schodach. Odprowadziłam ją wzrokiem, a następnie przeniosłam go na siedzącego w fotelu mężczyznę.

- A co do pana... - zaczęłam powoli.

- Nim mnie wyrzucisz, pozwól mi zadać kilka pytań - Morningstar wstał, poprawił swoją kamizelkę i zbliżył się niebezpiecznie. Mocny zapach jego perfum igrał z moim zmysłem węchu.

- O ile ten sam system zadziała w drugą stronę - mruknęłam pod nosem.

- Czego chciał od ciebie Michał Morningstar?
Usiadłam w czarnym fotelu, tym samym, który zajmował jeszcze kilka minut wcześniej Lucyfer i gestem dłoni nakazałam mu usiąść obok siebie. Pospiesznie zajął miejsce na białym siedzisku i położył ręce na podłokietnikach w oczekiwaniu na moją odpowiedź.

- Poprosił o zabieg korekcji nosa. Jak mniemam, chce się odróżniać od ciebie. Zapewne macie dosyć napięte relacje rodzinne. Pewnie idzie o fakt, że kobiety mylą go z tobą. - Zaśmiałam się kpiącym śmiechem. Właściwie to sama nie wiem, dlaczego, ale w tamtym momencie przypomniałam sobie słowa Harry'ego o cudownej nocy z właścicielem klubu.

- Kim ty tak właściwie jesteś? - zapytałam, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Teraz to ja rozdawałam karty i czułam się okropnie dobrze z tym faktem. Zakłopotanie na twarzy mężczyzny po moim wcześniejszym stwierdzeniu prysło, a teraz na jego twarz wstąpił duży chytry uśmiech.

- Diabłem. Zapewne powinno ci o tym powiedzieć moje imię, ale to nic, dużo ludzi nie kojarzy faktów. - Spektakularnie założył nogę na nogę i oczekiwał na dalszy rozwój wydarzeń.

Niekontrolowanie na mojej twarzy wykwitła drwina.
- Pytam poważnie. Zachowujmy się jak dorośli - rzekłam sucho.

- A ja odpowiadam poważnie. Daj spokój, dzieckiem nie jestem już od jakiś... trzech bilionów lat? Mniej więcej gdzieś tyle, a co do twojej przeszłości, to całkiem nieźle ci szło to wywoływanie demonów tabliczką. Trzeba było tylko trochę bardziej się do tego przyłożyć, ale mimo wszystko chwalę za chęci. Następnym razem poszukaj w książce o czarnej magii, działu o samej tabliczce, zaręczam, że wtedy poskutkuje.

Poczułam się jakoś dziwnie zaniepokojona. Cała przewaga i pewność siebie uleciała ze mnie wraz z kolejnym wydechem, a brązowooki patrzył na mnie z wyraźnym triumfem w oczach.

- S... Skąd to wiesz?

- Powiedzmy, że widziałem, podobnie jak zresztą ty, fragmenty twojego życia. Nie mogę powiedzieć, że nie było ono ciekawe, ale zastanawia mnie właściwie tylko jedna rzecz. Dlaczego w ogóle się za to zabrałaś?

- Miałam ochotę spotkać ekscentrycznego demona, który pomoże zakończyć mi mój żywot, albo w skrajnym przypadku, pozwoli na zostawienie tego wszystkiego za sobą. - Parsknęłam histerycznym śmiechem. - Tych cholernych wspomnień, duszy, kościoła. Chciałam wreszcie odciąć się od tego wszystkiego. Jak widać, nie wyszło, a szkoda. Przynajmniej nie męczyłabym się teraz z tym wszystkim.

Mężczyzna popatrzył na mnie badawczo i skinął głową.

- Wierzysz w Boga?

- A wyglądam, jakbym miała czas, żeby biegać do kościoła? Zerwałam z tym jakieś piętnaście lat temu. Wiesz, nie jestem typem człowieka, który uwielbia przeżywać ten sam ból kilkaset razy. Odkąd umarł ojciec, kościół i Bóg kojarzyli mi się tylko z niesprawiedliwością i niewyobrażalnym cierpieniem. Chciałam tego uniknąć, wiesz, odciąć się od widoku trumny na podwyższeniu.

Nieoczekiwanie Lucyfer podparł lewą ręką swój podbródek i delikatnie pochylił się w moją stronę. Następnie spojrzał mi głęboko w oczy.

- Jakie jest twoje największe pragnienie?

- Już ci mówiłam. Nie mam żadnych pragnień, które chciałabym ujawniać przed obcymi. - Dumnie podniosłam głowę i spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem.

Brunet szybko się odsunął. Wyraźnie było widać, że jest spięty.

- Ale ja nie jestem obcy. Dlaczego to znowu nie działa? - Cicho przeklął pod nosem.

- Nie wiem, co to za sztuczka "diabełku", ale najwyraźniej nie umiecie jej dobrze wykonywać. Boże, dlaczego ja to powiedziałam? - mruknęłam i szybko wstałam z krzesła, brunet poszedł w ślad za mną.
Skierowałam swoje kroki ku kuchni, ale nagle brunet zatrzymał mnie, pytając:

- Jak to "nie umiecie"?

Odwróciłam się na pięcie i cicho westchnęłam. Ta rozmowa męczyła mnie już coraz bardziej.

- Nie wiem, czy oboje macie takie kiepskie metody na podryw, czy raczej jest to uwarunkowane waszym brytyjskim pochodzeniem, ale tutaj nie patrzy się dziewczynie w oczy, pomijając fakt, że jesteś partnerem mojej siostry, i pyta się, czego naprawdę pragnie albo czego się boi. Jeśli już tak bardzo moja siostra chce znać moje największe pragnienie, to powiedz jej, że jest nim to, aby raz na zawsze przestała się wtrącać w moje życie.

Ostatnie zdanie powiedziałam dobitnie, wyładowując całą swoją złość na tamtym mężczyźnie, ale równocześnie tworząc sobie ogromną gulę w gardle. Szybko weszłam do kuchni i nalałam do szklanki wody, którą prędko wypiłam. Okropne uczucie ustało, ale gdy tylko się odwróciłam, wpadłam na Lucyfera.

- Nie to, że lubię robić za psychologa, ale dlaczego jesteście ze sobą pokłócone? - zapytał, badawczo mierząc mnie wzrokiem i opierając się o czarny kuchenny blat.

- Chloe nie chciała ci się przyznać do błędu? To takie typowo w jej stylu. - Parsknęłam śmiechem i nalałam sobie kolejną szklankę płynu. Skierowałam dzbanek w stronę Morningstara, ale ten gestem dłoni odmówił.

- Wyczuwam, że chcesz wylać całą złość. No dawaj, czekam.

Wzięłam naprawdę głęboki wdech, upiłam sporego łyka przezroczystej cieczy i zaczęłam opowiadać.

- Nie wiem, czy odpowiadała ci o naszym ojcu, ale nawet jeśli, to zapewne znacznie mniej szczegółowo. To wszystko miało miejsce dwadzieścia lat temu, a dokładnie dwudziestego siódmego lipca. Wszystko zapowiadało, że ten dzień będzie udany, zresztą jak mogłoby być inaczej? Cztery dni później miałam mieć swoje ósme urodziny, więc miała do nas przyjechać nasza bliska kuzynka Agata. Na co dzień mieszkałyśmy na dwóch różnych kontynentach, dlatego takie spotkania były na wagę złota. Była Brytyjką, a co za tym idzie, niektóre słowa tłumaczyła sobie trochę inaczej niż my. Przyjechała rano i cały dzień spędziłyśmy na wygłupach, zabawach i niewinnych żartach z faktu, że niektórych naszych powiedzonek Agata zwyczajnie nie rozumiała. Chloe miała wtedy dziewiętnaście lat i raczej nie posiadałyśmy wspólnych zainteresowań. Kochałyśmy się, ale nasza siostrzana miłość zwyczajnie z czasem stała się zakurzona. Ona miała pokazy mody, castingi, wybiegi, spotkania z koleżankami matki, wizażystkami, projektantami mody... W tym wszystkim zgubiła czas dla mnie. Tamtego dnia wracałam z Agatą do domu dosyć późno. Byłyśmy u najlepszego kolegi Chloe. Gdy tylko przestąpiłam próg domu, usłyszałam płacz matki. Chwilę później dowiedziałam się, że mój ukochany ojciec został zamordowany. Kochałam go, dużo bardziej niż matkę. Tylko on potrafił mnie wysłuchać, poklepać po głowie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, przytulić, gdy miałam słabszy dzień, pogadać o głupotach... Właśnie wtedy dorosłam. Oddałam wszystkie swoje zabawki, wymieniłam ubrania w szafie, zmieniłam nawet fryzurę. Próbowałam się zbliżyć do Chloe, bo moje kontakty z matką były zerowe. Właściwie to zawsze byłam tą gorszą, niechcianą przez nią, która ciągle się buntowała przeciwko jej metodom wychowawczym. Co natomiast zrobiła Decker? Zostawiła mnie. Udała, że jestem zwykłym powietrzem i zwyczajnie udawała, że nie istnieje. Gdy oznajmiłam im, że podjęłam decyzję o zawodzie, jaki chce wykonywać, spotkałam się z zimnym kubłem wody i stwierdzeniem "Niestety muszę cię zasmucić, ale ja będę gliną i nie życzę sobie widzieć cię na jakimkolwiek komisariacie w tym kraju". Od tamtej pory jesteśmy pokłócone. Wysyłam im kartki świąteczne, ale nigdy nie dostaje odpowiedzi zwrotnej. Właściwie to się nie dziwie. Trixe mi ostatnio mówiła, że Chloe od razu je pali. Zastanawiam się teraz, dlaczego ci to wszystko powiedziałam. Pewnie zaraz pójdziesz z tym do Chloe i powiesz jej, że ma siostrę idiotkę, która zwierzyła się z połowy życia obcemu facetowi.

- Kusząca propozycja, ale jestem honorowym diabłem.

Wywróciłam oczami. Cała ta jego gadanina o chrześcijańskim uosobieniu zła była jakaś dziwna.

- Jeśli chodzi o tego diabła, to jakaś metafora? Nie wiem, jak to lekko ująć, najlepiej tak, aby nie urazić twoich uczuć, ale nie jestem psychologiem.
Dopiłam wodę ze szklanki i otarłam powstałe łzy, które teraz swobodnie popłynęły po policzkach.

- Nie wierzysz mi.

- Nie chodzi o to. Bardziej o fakt, że to trochę dziwne. To tak jakbym powiedziała, że jestem wróżką, że umiem latać i jak dotknę twojego nosa, to zmienię go w drewno. Może zapytam wprost, bierzesz jakieś antydepresanty, masz zaburzenia psychiczne, czy no nie wiem? Potrzebujesz porady specjalisty? Skierowania do szpitala? - Wsadziłam szklane naczynie do zmywarki i popatrzyłam na mężczyznę, opierając się ręką o sprzęt.

- Mówisz jak Linda. Nie jestem na nic chory, nie biorę żadnych leków, ale przede wszystkim, nie jestem chory psychicznie. Gdyby tak było, nie leciałaby na mnie każda kobieta - mruknął uwodzicielsko, zbliżając się na niebezpieczną odległość.

- Może jednak załatwić ci to skierowanie?
Popatrzyłam podejrzliwie na brązowookiego. Zapach tych jego cholernych perfum roznosił się teraz w całym pomieszczeniu, ale na ten fakt akurat nie mogłam narzekać.

- Na litość... Nie. Sama się spytaj, kogo chcesz.

- To prawda, że sypiałeś z połową Los Angeles? - mruknęłam, wspominając słowa Harry'ego i jego fascynację, kiedy mi o tym opowiadał. Brzmiał wtedy, jakby wygrał co najmniej milion na loterii, a nie po prostu przespał się z przystojnym facetem.

- A co? Chcesz dołączyć do reszty? -
Porozumiewawczo poruszył brwiami i popatrzył na mnie z figlarnym uśmiechem na ustach. Poczułam wtedy dziwne obrzydzenie.

- Powinnam ci przyłożyć, ale nie zrobię tego, bo twoja Chloe mogłaby mnie za to posadzić w więzieniu, a ja mam swoje życie, plany i zamówiony lot do Meksyku, więc tym razem cię oszczędzę. Dlaczego ty i twój brat pytacie o sprawy związane z Bogiem?

- Bo Michał Morningstar to mój brat bliźniak i zapewne ma podobny tor rozumowania. Wiesz, gdyby nie fakt, że zawsze byłem lepszy, to nie bawiłby się w jakieś durne gierki, aby udowodnić, że wcale tak nie jest.

- Michał ma dużo większą kulturę osobistą. No i z mojego punktu widzenia, byłby dużo lepszym materiałem na partnera.

- Zaręczam, że jest prostacką i słabą kopią mnie. On nawet nie wie, jak się dobrze zabrać za podryw kobiety.

- A może po prostu jego urok osobisty załatwia to wszystko za niego? Mnie osobiście się bardzo podoba jego styl bycia i ubierania.

Chyba podniosłam mu ostro ciśnienie, bo popatrzył na mnie z wymuszonym uśmiechem. Popatrzyłam ukradkiem na zegarek.

- Może ja już pójdę - zaproponował Lucyfer, dalej utrzymując wymuszony wyraz twarzy.

Nie wiem, co wtedy mną kierowało, ale na pewno nie był to rozum.

- Jeśli Trixe ci ufa, to możesz zostać. W końcu nie przeczytaliśmy tych cholernych kartek, a jeśli cię potem spyta o zapisy na nich, to oboje możemy mieć przechlapane. Zaręczam.

- W takim wypadku dokładnie to uczynię.

Brunet uśmiechnął się figlarnie, a ja w myślach biłam głową o ścianę.

29 października

Ten dzień miał być z góry zaplanowany w stu procentach. Cały mój dzisiejszy cykl miał przypisane sobie odpowiednie godziny. Nie przewidziałam tylko jednego aspektu, zawsze, gdy robię sobie taki dzień, coś pojawia się zupełnie znikąd i psuje połowę planu.
Podobnie było tamtego dnia...

- Co było tak pilne, że nie mogliście podać mi tej informacji przez telefon? - zapytałam, wchodząc do sali numer dwieście osiemnaście. To właśnie tutaj stacjonowała obecnie Emma Smile, główna pielęgniarka naszego oddziału, która zadzwoniła do mnie z prośbą o szybki przyjazd do placówki.

- O, Camilla! Dobrze, że jesteś. Podaj mi tamtą strzykawkę i ampułkę. - Wskazała na stoliczek, który stał na samym początku sali. Niestety nie było na nim rękawiczek, więc zmuszona byłam wpierw zdezynfekować ręce, a następnie wziąć i podać kobiecie to o co prosiła.

- Pytam jeszcze raz, co było tak pilne? - mruknęłam, patrząc, jak aplikuje mojemu pacjentowi lek.

- Idź do Harry'ego, on ci to wszystko wytłumaczy. Jest pod twoim gabinetem.

- Dzięki, miłej pracy - odparłam i szybko ruszyłam w tamtym kierunku.

Jak się okazało, czekała mnie tam nie do końca miła niespodzianka.

- Harry? Do kurwy nędzy co oni tu robią? - zapytałam, przenosząc wzrok z lekarza, na właściciela klubu, a następnie na mojego pacjenta.

- Mnie się pytasz? Ja sam nie wiem! - odparł, gestykulując na wszystkie strony przyjaciel.

- Panie Michale, my byliśmy umówieni dopiero na piątek, z tego, co wiem, a z panem Lucyferze się nie umawiałam.

- Próbuje im wyperswadować z głowy, już dziesięć minut, że dzisiaj masz wolne, ale panowie upierają się, że po prostu nie chcę ich do ciebie wpuścić - tłumaczył mi się Harry.

Lucyfer chciał coś powiedzieć, ale uciszyłam go gestem dłoni.

- Nawet niech pan nie zaczyna. Pan - wskazałam na Michała - zadzwoni do mnie za pół godziny, chyba że ta sprawa wymaga natychmiastowej reakcji... a pan, Lucyferze, chyba nie chciał niczego pilnego. Prawda?

- Może trochę - mruknął brunet, robiąc kwaśną minę.

- Proszę napisać wiadomość na mój numer. A teraz przepraszam, ale mam kilka spraw, które są ważniejsze niż wasze kłótnie.

- Właściwie to musisz jeszcze zostać chwilę - powiedział Harry i ruchem głowy pokazał mi drzwi do swojego gabinetu. Bliźniacy zniknęli w mgnieniu oka, a ja popatrzyłam dziwnie na chłopaka.

- Co się dzieje? - zapytałam szybko.

- Chodź do gabinetu - odparł, otwierając drzwi, a gdy tylko znalazłam się w środku, zamknął je szybko.

- Jak wiesz, zmienia nam się zarząd. Nasz ordynator odchodzi na emeryturę i w piątek będziemy wybierać nowego. Liczę na to, że się zjawisz. - Popatrzył na mnie z nadzieją w oczach.

- Będę. A teraz wybacz, ale naprawdę się spieszę. Miłej pracy. - Pocałowałam go w policzek, a ten tylko uśmiechnął się głupio.

- Uciekaj. Do zobaczenia jutro!

- Pa!

Gdy wyszłam na korytarz, nie było tam absolutnie nikogo. Z uśmiechem na ustach ruszyłam szybkim krokiem do swojego auta.
Na parkingu czekała jednak na mnie kolejna, tym razem totalnie niefajna niespodzianka.

- Camilla! - zawołał mężczyzna wysokim tenorem.
Nie zwróciłam na to uwagi, bo doskonale wiedziałam, do kogo należy. Spuściłam głowę i przyspieszyłam kroku.

- Camilla! Camilla, tu jestem! - blondyn podbiegł do mnie i złapał za rękę.

- Cześć Simon, niestety nie mam czasu na wysłuchiwanie twoich przeprosin. To się skończyło. Zrozum to w końcu! - Wyrwałam kończynę z mocnego uścisku i szybkim krokiem dotarłam do drzwi samochodu.

- Ale ja cię dalej kocham. Camilla, zrozum... - próbował coś jeszcze powiedzieć chłopak.

- Ale ja ciebie nie. Żegnam. - wsiadłam do pojazdu i zatrzasnęłam drzwi. Odetchnęłam z ulgą, a następnie odpaliłam samochód.

- Zobaczysz, będziesz miała krew na rękach! - krzyknął głośno, ale w tamtym momencie uznałam to za kiepski żart i z piskiem opon ruszyłam z parkingu.

***

Dzień zawodów w szkole trwał w najlepsze. Trixie i ja byłyśmy już dawno po prezentacji. Cudownie patrzyło się na dzieciaki, które mówiły przy swoich rodzicach, że w przyszłości chcą być tacy jak oni.

Postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę i przejrzeć telefon. Ikonka wiadomości podświetlała cyfrę dwa, co oznaczało, że mam dwie nowe wiadomości. Pierwsza z nich pochodziła od Lucyfera. Było to zaproszenie na tematyczną imprezę związaną z Halloween, która miała się odbyć w jego klubie.

Nadawcą drugiego SMS-a był Harry. Pytał, czy chciałabym się wybrać dokładnie na tę imprezę.

- Dlaczego by nie? - napisałam mu szybko.

- Super! W takim wypadku zgadamy się później!

Sprawnie podziękowałam również Lucyferowi i potwierdziłam swoje przybycie.

Ten wieczór miał być cudowny, ale... przekonacie się sami.

Noc, trzydziestego października na pierwszego listopada.

Ciemna postać pochyliła się sprawnie nad śpiącym mężczyzną. W ręku trzymała strzykawkę i fiolkę z lekiem. Sprawnie naciągnęła odpowiednia ilość preparatu, a następnie wstrzyknęła pacjentowi do wenflonu całą zawartość.

Mężczyzna obudził się i popatrzył na znajomą twarz. Ta odwzajemniła uśmiech i położyła strzykawkę obok łóżka chorego. Uśmiechnęła się chyrze i słodkim głosikiem odparła:

- Spoczywaj w spokoju.

Mężczyzna znacznie pobladł, nie wiadomo czy z powodu usłyszanych słów, czy raczej ze względu na działanie leku.

Postać podrzuciła pod jego łóżko pustą fiolkę po środku przeciwbólowym. Wstała i popatrzyła z góry na ciało, które z każdą sekundą robiło się coraz bardziej blade. Ostatni raz spojrzała w oczy niewinnemu człowiekowi, a następnie zaśmiała się cicho. Szybko opuściła pomieszczenie, które po chwili zapełniło się migdałowym zapachem.

Hejka kochani!

Trochę mnie tu nie było, ale kiedy już zaczynałam się zabierać za ten rozdział doszło do mnie kilka mało przyjemnych wiadomości... Życie w stresie, potem w żalu i smutku przez okres półtora tygodnia absolutnie nie było niczym, co wspomagałoby chęć do napisania czegokolwiek. Tak oto w ciągu trzech tygodni powstało 4500 słow. Jak zwykle dziękuję bardzo wolfagata_.

Co prawda nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział, ale już dzisiaj możecie zadawać pytania do bohaterów na świąteczny specjal!

Żegnajcie i trzymajcie się zdrowo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro