-23-
Loty do Los Angeles z jakiegokolwiek miejsca, które nie znajduje się w Ameryce, mają już to do siebie, że są okropnie męczące ze względu na swoją długość. Inaczej było tym razem, bo mój lot trwał trzy minuty. Trzy cholerne minuty, przez które kolejno prawie umarłam, zalałam się morzem łez i modliłam się o jak najszybszy koniec. Tak, dobrze słyszycie. Modliłam się.
— Camilla, w porządku? Wyglądasz niemrawo — powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Harry, który uważnie przyglądał się mojej bladej cerze.
— Zamknij się — mruknęłam, spoglądając na niego zdenerwowanym wzrokiem. Mocniej naciągnęłam na siebie białą marynarkę anioła i szybkim krokiem ruszyłam do swojego domu.
— Aniołku, daj spokój! Właściwie to wcale nie było tak źle! — Zaśmiał się cicho Michał.
— Nie odzywaj się do mnie. Nie chcę z wami gadać — mruknęłam obrażona, grzebiąc w torebce za kluczykami do bramy.
— Było fajnie! Czemu się tak dąsasz? — dopytał Harry, spoglądając mi przez ramię do pakunku.
— Bo nie było! Cholera jasna, Harry, to była druga najgorsza rzecz, jaką w życiu przeżyłam! — krzyknęłam i szybko odwróciłam głowę w jego stronę. Byłam okropnie zdenerwowana, a głupie docinki przyjaciela wcale nie pomagały mi się uspokoić.
— Polemizowałbym w tej kwestii, ale szkoda czasu na nasze zwady — odparł cicho, przerzucając swój wzrok na drzewo, które było zasadzone w oddali mojego ogrodu.
Michał stał z boku, spokojnie przypatrując się naszej dwójce. Wyglądał na zamyślonego, ale równocześnie emanowała od niego troska i coś w rodzaju władczości. Nigdy wcześniej nie widziałam żadnego mężczyzny, który równocześnie był w stanie łączyć w sobie tyle różnych uczuć. Z reguły przedstawiciele rodzaju męskiego nie są skłonni do ich wyrażania w żaden sposób, jednak tu było inaczej.
— Masz rację, znowu masz te cholerną rację — powiedziałam, głośno wzdychając. Wyciągnęłam klucze z torebki i otworzyłam nimi bramę, przez którą szybko przeszłam i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych.
— Camilla, masz jakiś plan? — zapytał Harry, szybko zrównując swój krok z moim.
Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go szybko.
— Najlepsze plany, to te, które przychodzą spontanicznie, wiesz? — Nacisnęłam na klamkę i weszłam do budynku, od razu zdejmując z nóg swoje szpilki.
— To przeczy twojej naturze Camilla. Obawiam się o ciebie — mruknął przyjaciel, spoglądając w moją stronę.
Westchnęłam cicho i odwróciłam się twarzą do przyjaciela. Spojrzałam na niego zdenerwowanym wzrokiem, który zupełnie moment później przeniosłam na anioła, zamykającego drzwi.
— To Michał powinien zacząć od wyjaśnień, a nie ja. Powiedz, aniołku, dlaczego tak bardzo zależało ci na naszym powrocie do Stanów? Czyżbyś miał w tym jakiś interes? — dopytałam spokojnie, podchodząc bliżej niego. Mój przenikliwy wzrok zdawał się przeszywać go na wskroś, jednak mimo tego anioł, w dalszym ciągu pozostał niewzruszonym posągiem.
— W Rosji było zdecydowanie zbyt niebezpiecznie, żebyście zostali tam na dłuższy okres czasu. Martwię się o ciebie, Camilla, a te wszystkie cytaty z Biblii nie są przypadkowe. Jeśli mój ojciec coś planuje... — zaczął spokojnie, spoglądając w moje oczy. Czekoladowe tęczówki smutno patrzyły w moje niebieskie, chcąc jakby roztopić lód swoim ciepłem. Dziwne iskierki błyskały w jego oczach, ukazując, jak bardzo ciężko jest mu o tym wszystkim mówić.
Zagryzłam mocno wargę, chcąc w jakimś stopniu wyciszyć wszystkie emocje, które znowu zaczęły się we mnie kotłować, jednak wspomnienie mojego ojca, który spokojnie leżał w trumnie, przemknęło mi przed oczami z prędkością błyskawicy i momentalnie zburzyło cały mur, jaki sobie wybudowałam.
— Twój ojciec... — zaczęłam powoli, przenosząc swój wzrok na jedną ze ścian. Cicho podciągnęłam nosem i zamknęłam oczy, starając się wyrzucić z głowy wszystkie wspomnienia związane z detektywem Decker, które jak na złość lawinowo zasypywały moją głowę.
— Posłuchaj, wyroki boże są planowane zawsze z wyprzedzeniem. On wie, co będzie się działo, bo za każdym razem układa sobie karty pod swoje dyktando, ale czasami robi to zupełnie na odwal się i zapomina o większości elementów, a potem z wielką pasją ogląda całą swoją sztukę, zachwycając się każdym szczegółem — powiedział spokojnie, podchodząc do mnie powoli.
— W takim wypadku w u mnie zbyt wiele rzeczy stało się głupim wyrokiem, wykonanym na odwal się! Twój kochany ojciec zaplanował w moim życiu stanowczo zbyt dużo kwestii! Tylko dziesięć procent z nich mogę uznać za faktycznie użyteczne i w jakimś stopniu dobre! Czy kiedykolwiek byłeś odrzucony przez rodzinę!? Czy w jakimś stopniu odczułeś, co to wykluczenie społeczne!? Czy musiałeś walczyć o swoje, bo wszystko, co szczęśliwie dostawałeś, po kilku sekundach rozpadało się jak domek z kart!? Dla twojego ojca jestem czymś w rodzaju zabawki. Zwykłą marionetką, która gdy znudzi się publiczności, jest rzucana o podłogę, gdzie ciągle się po niej depcze, a gdy jej właściciel sobie przypomni o istnieniu kukły, zostaje podniesiona i starannie wyczyszczona, aby potem sytuacja się powtórzyła. Wierzyłam kiedyś w Boga, ale on nie wierzył we mnie, dlatego nie chce tego powtarzać. Nawet moje narodziny to jeden wielki przypadek! Zostałam przeznaczona dla anioła albo upadłego anioła! Fantastycznie! Z góry założono, że chce mieć rodzinę, chce kogoś kochać i mieć mężczyznę! Jeszcze z określonymi parametrami! — Zupełnie nagle wszystkie moje emocje znalazły ogromne ujście, przez co wykrzyczałam ich całość prosto w twarz anioła. Łzy powoli kapały po moich policzkach, rozmazując czarny tusz do rzęs.
Mimo wszystko anioł uśmiechnął się smutno, zbliżył się i mocno mnie do siebie przytulił. Nie miałam siły go odepchnąć, dlatego płakałam w jego czarną koszulę, a on sam spokojnie gładził mnie po głowie. Wszystkiemu przyglądał się z boku Harry, który pojawił się jak grzyb po deszczu, najprawdopodobniej z powodu moich krzyków.
— Aniołku, wiem, że mój ojciec nie jest dla ciebie idealnym tematem do rozmowy, ale błagam, daj mi dokończyć. Jeśli on coś planuje, to zawsze dzieje się wedle jego zamierzeń — rzekł mężczyzna, dalej mocno trzymając moje ciało w swoich objęciach. Mimo wszystko potrzebowałam jego bliskości.
— Ja wiem, co się będzie działo dalej, Michał. Jestem przygotowana na to, że za chwilę będę musiała umrzeć. Czekam z dnia na dzień z coraz większym utęsknieniem na chwilę, w której chociaż na moment będę mogła zobaczyć ojca. Potem wieczność mogę spędzić już nawet w piekle — powiedziałam na jednym wdechu, próbując uspokoić oddech i doprowadzić swój głos do porządku.
— Cholera jasna, Camilla, nie ma mowy o żadnym piekle! Będziesz żyć, musisz sama tylko w to uwierzyć — odparł spokojnie, przytulając mnie do siebie tak, jakby bał się, że za chwilę dostanę skrzydeł i zostawię go samego.
— Moje istnienie to pasmo okropnych wyborów, przez które wiele ludzi cierpiało, albo nawet traciło życie. Takie osoby jak ja nie trafiają nigdzie indziej Michał...
Mężczyzna westchnął głośno, oparł swój podbródek o moją głowę i popatrzył w bezkresną dal.
— Wiesz, kiedy dochodzi do nas, jak bardzo coś kochamy? Właśnie w takich momentach jak ten... Camilla, proszę cię, nie opowiadaj bzdur... Musisz myśleć pozytywnie, dla swojego syna, dla Harry'ego, dla mnie... — Ostatnie słowa wypowiedział tak cicho, jakby sam nie wierzył w ich sens. Zrobiło mi się okropnie zimno na sercu — poczułam jego ból. Zupełnie wbrew samej sobie nagle odsunęłam się od niego, a po chwili wpiłam w jego cudownie miękkie usta.
Zaskoczony anioł początkowo nie do końca wiedział, co się dzieje, ale z każdą mijającą sekundą coraz bardziej angażował się w pocałunek, aż w końcu całkowicie przejął nad nim kontrolę. Oderwaliśmy się od siebie po upływie chwili, aby zaczerpnąć powietrza.
— Kocham cię, Michale Morningstar. Zbyt długo wzbraniałam się przed tym uczuciem i przeczyłam sama sobie... — powiedziałam otwarcie, patrząc w brązowe oczy mężczyzny, który uśmiechnął się czule i pogładził mnie po włosach.
— Mówisz prawdę? — dopytał niepewnie, jakby chcąc upewnić się, że wszystko, co się teraz dzieje to nie iluzja, a rzeczywistość.
— Oczywiście! Cholera jasna, nie chcę cię stracić, ale wiem, że będę musiała to zrobić...
— Aniołku, przecież ja... — zaczął szybko, ale ponownie uciszyłam go pocałunkiem.
— Nie, mój drogi. Nie pozwalam ci na żadną ingerencję i narażanie samego siebie! — odparłam spokojnie i odsunęłam się od niego powoli. Ruszyłam w stronę schodów, w celu zmienienia swojego stroju i zmycia rozmazanego makijażu.
— Dlaczego? — zapytał, krocząc tuż za mną.
— Bo mi na tobie do cholery zależy! — krzyknęłam dobitnie i szybkim krokiem pokonałam schody, a gdy już znalazłam się na górze, zamknęłam się w garderobie.
Szybko przebrałam się w klasyczną czarną koszulkę i ciemne jeansy z dziurami, a gdy skończyłam, otworzyłam drzwi i przemknęłam się do łazienki. Zmycie makijażu nie zajęło mi nawet pięciu minut, dlatego chwilę później stałam już na dole i szukałam odpowiednich butów.
— Gdzie się wybierasz? — Anioł stanął tuż za mną i uśmiechnął się miło.
— Rozwiązać zagadkę — mruknęłam cicho, zakładając białe adidasy. Szybko podeszłam do stolika, na którym leżała moja torebka i wyciągnęłam z niej broń i potrzebne mi rzeczy. — Żegnaj, Michale Morningstar — rzuciłam szybko w jego stronę i wyszłam, zamykając go w domu.
— Camilla! — krzyknął zza drzwi, jednak starałam się na to zupełnie nie zwracać uwagi.
Szybko podbiegłam do auta, które stało zaparkowane na podjeździe i do niego wsiadłam. W środku siedział już Harry, a gdy tylko znalazłam się na siedzeniu, ruszył z piskiem opon.
— Harry, wykonaj czerwony telefon — powiedziałam, zapinając pasy.
— Jasne, moja droga, a jakaś lokalizacja miejsca, do którego się teraz wybieramy?
— Lux, mój drogi. Siedziba samego diabła, nie tylko tego miasta.
— Jasne. Co z Michałem? — dopytał, zmieniając bieg.
— On zostaje tutaj. To poważne sprawy, które niestety, ale zawierają w sobie pierwiastek, jakim jest Lucyfer Morningstar. Nie chcę dodatkowo narażać nikogo, bo wiem, że bracia w komplecie są nieprzewidywalni.
— To zrozumiałe. Zachowują się jak ogień i woda. — Przyjaciel zaśmiał się cicho i wyjął ze schowka auta niewielki, stary telefon. — Jakaś przybliżona data dla czerwonego telefonu? — Wystukał numer i popatrzył w moją stronę, przykładając sobie urządzenie do ucha.
— Wigilia. Dwudziesty czwarty grudnia.
— Zdajesz sobie sprawę, że to już za tydzień?
— Oczywiście, mamy dokładnie tydzień na rozwikłanie zagadki dotyczącej mojej siostry.
— Przybliżona lokalizacja?
— Waszyngton.
— Przenikliwie. Jednak masz jeszcze łeb na karku. — Lekarz zaśmiał się cicho i dalej, spokojnie oczekiwał na odzew kogoś po drugiej stronie.
— Staram się, przyjacielu. Staram się.
— Masz jakieś podejrzenia w sprawie swojej siostry?
— Każdy wątek trzeba wpierw dobrze zbadać, żeby móc się wypowiedzieć. Podróżowałam z diabłem, zakochałam się w aniele, więc wcale się nie zdziwię, jeśli okaże się, że ta Chloe, to jakiś podstawiony demon.
— Jesteś pewna tego wszystkiego, co powiedziałaś Michałowi? — zapytał zupełnie nagle.
— Dlaczego zmieniasz temat?
— Bo Charlotte właśnie mnie weryfikuje i nie pozwala na połączenie się z centralą. A wszystko, co związane z siostrą, powiedziałaś z taką rezygnacją, że odechciało mi się dalszego brnięcia w tamtą zagadkę, ale ponowię pytanie: Czy jesteś pewna tego wszystkiego, co dzisiaj, dokładnie pięć minut temu, powiedziałaś Michałowi Morningstarowi?
— Wiesz, to trochę dziwne, ale nie. Cholera ja już sama nie wiem, co robię. Z jednej strony faktycznie coś do niego czuję, ale gdzieś w głębi mam taką pustkę. Tak, jakby temu głupkowatemu puzzlowi brakowało jednego odpowiednio wyciętego boku... Nie wiem, Harry. Wszystko, co dziś zrobiłam, było spontaniczne i pozbawione większego sensu. To był jeden wielki impuls. Poczułam jego ból, on właściwie przez chwilę stanowił mój ból! Wiem, że wydaje ci się to teraz dziwne i ogromnie egoistyczne, bo przecież jeśli mówi się komuś, że się go kocha, to naprawdę powinno tak być, ale ja chyba próbowałam na siłę dopasować ten element do swojej układanki... To niby to, ale nie do końca...
— Może on nie jest twoim przeznaczeniem? — zauważył Harry, znowu zmieniając bieg.
— Nie rozśmieszaj mnie. Jeśli nie on, to kto?
— Dla przykładu Lucyfer Morningstar? O, mój telefon trafił na poczekalnię do centrali!
— Gratuluję ci wytrwałości. Nie Harry, nie. To mężczyzna mojej siostry i skoro taki szmat czasu są już razem, to na pewno są dla siebie stworzeni.
— Czytałem kiedyś taką książkę, gdzie główny bohater miał brata bliźniaka. Historia właściwie bardzo podobna do tej waszej, dwie siostry, dwoje braci... Ta starsza związała się z głównym bohaterem i wiodła szczęśliwe życie przez dziesięć lat. Młodsza, aby nie ranić uczuć drugiego brata i być w jakimś stopniu bliżej tego ważniejszego, również, mimo swojej woli, wstąpiła do rodziny, ale tak naprawdę nigdy nie była do końca szczęśliwa. Pewnego dnia, podczas nieobecności starszej, główny bohater i młodsza kobieta odbyli rozmowę. Potem z dnia na dzień było ich coraz więcej, aż w końcu zrozumieli, że czegoś im w życiu brakuje. Wiesz, jak się kończy ta historia?
— Zapewne wymianą facetów... Harry, moje życie to nie tanie romansidło, które kupiłeś podczas jednej z wielu wyprzedaży. Moje życie, to...
— To ciąg zdarzeń, które ostatnimi czasy zaskakują cię swoją szybkością i nagłością. Może faktycznie to co oboje dzisiaj powiedzieliśmy to stek głupot, ale mam gdzieś takie przeczucie, że i wasza opowieść się tak skończy.
— Wiesz co? Pisz książki, Harry. Dobrze na tym zarobisz, zyskasz sławę i wreszcie wszystko będzie się działo dokładnie po twojej myśli. Dzięki za podwózkę, ale do Lucyfera muszę udać się sama.
— Skoro uważasz, że to konieczne, to cię nie zatrzymuję. Zresztą, sam mam jeszcze telefon do odbycia. — Przyjaciel pokazał na aparat telefoniczny i gdy tylko opuściłam pojazd, odjechał, aby w spokoju móc pogadać i zająć miejsce parkingowe.
Szybkim krokiem weszłam do budynku, a następnie udałam się do windy. Gdy już byłam w środku metalowego pudła, wcisnęłam guzik z numerem odpowiedniego piętra i spokojnie czekałam, aż się tam znajdę.
Winda otworzyła się po niecałej minucie, ukazując mi mieszkanie diabła w okropnym nieładzie. Ubrania walały się po całym pomieszczeniu, kilka pustych butelek stało na stole, a powietrze pachniało papierosami i alkoholem.
— Lucyferze!? — zawołałam, wchodząc w głąb mieszkania. Nagle moim oczom ukazał się widok kobiety, która trzymała Lucyfera, przystawiając mu dodatkowo dziwny szpon do szyi. Oboje byli w lekkim negliżu, przez co byłam zniesmaczona.
— Oh, tu jest nasza słodka zguba. Doprawdy nie przypuszczałam, że pójdzie mi z wami tak prosto — powiedziała dziewczyna, która przez ostatnie dni wcielała się w moją siostrę.
— Camilla, uciekaj — powiedział Lucyfer, spoglądając na mnie żałośnie.
Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam bliżej.
— Wiesz co? Mam absolutnie dość głupich zagrań twojej szefowej. To, że jesteś podstawiona, jest jasne jak światło w pokoju przesłuchań. Moja siostra się nigdy przesadnie nie malowała, a ty masz tonę tapety na twarzy, dodatkowo w życiu nie byłaby w stanie przyznać Lucyferowi racji w sprawie swojego byłego męża... Mam wymieniać dalej wszystkie elementy, które sprawiają, że jesteś pusta jak laleczka w porównaniu do mojej siostry? — zapytałam hardo, spoglądając w oczy kobiety, które przecież były mi tak bardzo znajome.
— Jesteś pyskata jak zawsze, Camilla. Ciekawe, co zrobisz, gdy teraz drapnę twojego przyjaciela tym pięknym szponem — mruknęła kobieta, delikatnie eksponując mi swoją broń.
— Zapewne zupełnie nic. Będę w spokoju delektować się chwilą, a potem to ja drasnę cię tym ostrzem — odparłam zupełnie bez większego zainteresowania.
— Czy zdajesz sobie sprawę, z jaką siłą w tym momencie walczysz!? To piekielne ostrze, które może w każdej chwili odesłać naszego diabełka w nirwanę! — Kobieta uśmiechnęła się szyderczo, mając najpewniej nadzieję, że wzbudzi tym we mnie panikę.
Ja sama, ku wielkiemu zdziwieniu, spokojnie patrzyłam na mężczyznę i układałam sobie w głowie plan działania.
— Ale jeśli odeślesz go w niebyt, to nic na tym nie zyskasz, bo mi ani trochę na nim nie zależy — powiedziałam spokojnie, patrząc głęboko w oczy diabła.
— A to akurat zabolało — mruknął, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Przez chwilę wydawało mi się, że wniknęliśmy sobie do głów i zobaczyliśmy swoje myśli.
— Zamknij się, Morningstar. Lepiej porozmawiajmy na spokojnie, jak kobieta z kobietą, bez udziału osób trzecich — rzekłam, spoglądając w stronę blondynki.
— Nie ma mowy, że go wypuszczę.
— W takim wypadku go zwiąż i wystaw na balkon. Błagam, naprawdę myślisz, że interesuje mnie jego żywot? Wybrał moją siostrę, a nie mnie. Czy to nie wystarczająca ujma na honorze? Podobnie było przecież w twoim przypadku. Doskonale zdaję sobie sprawę, że podjęłaś się całej tej akcji tylko ze względu na profity, jakie miały płynąć ze związku z Lucyferem, moja kochana Lily.
— Jak mnie rozpoznałaś? — dopytała zdziwiona kobieta, zapominając na chwilę o swoim więźniu. To był ten moment. Lucyfer sprawnym ruchem wydostał się spod uścisku Lily i sam złapał ją w ten sam sposób. Kobieta zaczęła się nieco szarpać, chcąc wbić mu piekielne ostrze w rękę, jednak ten sprawnie usztywnił jej ramię, przez co wywołał u niej lekki ból.
— Oh, to nadzwyczaj proste. Masz rozpiętą koszulę, a pod nią ten charakterystyczny tatuaż, który zrobiłaś sobie zaraz po wejściu w nasze progi. Mało ludzi posiada wizerunek samego diabła nad lewą piersią. Dlaczego to robisz? Co takiego zaoferowała ci Teresa Black, że brniesz w to bagno i z każdym następnym ruchem opadasz coraz bardziej na dno!?
— Nigdy nie zrozumiesz tego, co czułam, gdy odbiłaś mi Toma. On miał być mój, rozumiesz!? Mój! Przez pewien czas mieliśmy nawet romans, o którym dowiedziała się Teresa. O dziwo ucieszyła się na myśl, że to ja zostanę panią Black i wejdę w skład jednej z najbardziej wpływowych mafii świata, ale zupełnie nagle pojawiłaś się ty. Tom kompletnie stracił dla ciebie głowę: ślub, wciągniecie do naszej zbiorowości, dziecko, dom... Cukierkowo, nieprawdaż?! A do tego wszystkiego dochodził aspekt twojego pochodzenia. Nazwisko Decker samo przez się odrzucało od ciebie Teresę i w dalszym ciągu to robi.
— A więc Teresa obiecała ci powrót do ukochanego? Fascynujące! Powinienem chyba zrobić w piekle coś w stylu posiadówek, na których będziemy grupować takie wyrostki społeczeństwa jak wy — mruknął Morningstar, spoglądając na kobietę.
— Szach mat, Lily, gadaj, gdzie jest moja siostra i co z nią zrobiłyście — warknęłam, podchodząc do niej bliżej. Spojrzałam jej w oczy, w których grał ogromny hart ducha.
— Jeśli myślisz, że kiedykolwiek zdradzę ci cokolwiek, co mogłoby zaszkodzić w jakimkolwiek stopniu Teresie, to grubo się mylisz. Tuum finis imminete! — Kobieta pociągnęła rękę, w której trzymała piekielne ostrze i wbiła je sobie wprost w pierś. Chwilę później na podłodze został tylko pył i jakiś srebrny wisior.
— Nie! Cholera jasna, nie! — krzyknęłam głośno, uderzając pięścią w ścianę. Po chwili oparłam się o nią plecami i spokojnie zsunęłam się na podłogę, chowając twarz w dłoniach.
— Camilla, uspokój się. Błagam cię, spokojnie — powiedział Lucyfer, kucając tuż obok mnie. Położył mi rękę na ramieniu i spojrzał na moją zapłakana twarz, którą niepewnie odsłoniłam, aby móc z nim porozmawiać.
— Straciłam jedyną poszlakę, rozumiesz!? Tego nie da się przyjąć spokojnie!
— Znajdziemy ją razem, jasne? Damy sobie radę! Nie ma przecież zbrodniarzy doskonałych, każdy zostawia po sobie ślady — odparł diabeł spokojnym tonem.
— Masz rację! Cholera jasna, Lucyferze, masz rację! Jesteś genialny! Przecież jej rzeczy w dalszym ciągu tu leżą, a ty zgrabnie pozbawiłeś jej wszystkich części garderoby z kieszeniami!
— Dawno nie usłyszałem od ciebie tylu miłych słów.
— Ty wcale jeszcze ich nie usłyszałeś. Ubieraj się, jedziemy na posterunek.
Dobry wieczór!
Mam nadzieję, że nie zaskoczę was wiadomością, że powoli zbliżamy się do końca naszej opowieści. Coś czuje po kościach, że zostało nam około pięciu rozdziałów, ale co do ich dat wydania nie jestem w stanie nic zagwarantować. Dla przykładu ten rozdział, powstawał przez trzy tygodnie (właściwie to jednego dnia napisałam sześćdziesiąt słów i na tym się skończyło, aż do piątku, bo wtedy jak na złość, zamiast ochoty na oglądanie nowego sezonu, naszła mnie ochota na pisanie).
Miło mi poinformować, że dobiliście pięciu tysięcy wyświetleń (co prawda już jakiś czas temu, ale wcześniej nie było okazji, ażeby o tym pogadać) i ponad trzystu pięćdziesięciu gwiazdek, za co serdecznie dziękuję! Nawet nie wiecie jak miło robi mi się na serduszku, kiedy widzę, że moja praca jest doceniana w większym, albo mniejszym stopniu.
Nowy sezon, wieńczący dzieło wielu ludzi już za nami! Jak wasze wrażenia? Ja przyznać muszę szczerze, że twórcy totalnie nie trafili w moje gusta, ale co do fabuły, to wpadli na kilka pomysłów, które sama chciałam tu umieścić i nawet sporo o nich mówiłam mojej ukochanej becie! Albo Agatka zarobiła na mnie jakieś grube pieniążki i teraz się nie chce przyznać, albo zwyczajnie scenarzyści i ja mamy jakiś podobny gust, haha.
W każdym razie dziękuję wolfagata_ i zapraszam do niej!
Trzymajcie się!
Data: 14.09.2021
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro