Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-22-

Kluby nocne w Rosji nie różnią się od tych amerykańskich właściwie niczym, prócz ilości osób, które w nich przebywają. W piątkowy wieczór, taki jak ten, Lux pęka w szwach, a tu czas jakby się zatrzymał. Pomimo tego, że oba kluby mają podobne wymiary, tutaj z powodzeniem można by tańczyć Foxtrota wraz z kilkunastoma innymi parami, podczas gdy w Lux trzeba by było się przepychać, aby trafić do baru. Zupełnie inne są tu również obyczaje — w Ameryce nikt nie myśli o wystawnym stroju, tu natomiast wszyscy ubrani są okropnie szykownie.

— Pani Decker? — zapytał po angielsku masywny mężczyzna ubrany w czarny garnitur.

— Zależy dla kogo — mruknął za mnie Harry, wychodząc naprzeciw nieznajomego.

— Pan Mornigstar mnie tu przysłał i prosi do siebie — powiedział przez zęby, patrząc hardo na Harry'ego.

— Mój drogi, nie trzeba. Jestem dużą dziewczynką i dam sobie radę — mruknęłam do ucha lekarzowi.

Szybko postawiłam krok i stanęłam przed przyjacielem, spoglądając ciemnowłosemu wysłannikowi anioła w oczy.

— Tak, to ja. Będę bardzo wdzięczna, jeśli nas pan tam zaprowadzi — odparłam po rosyjsku i uśmiechnęłam się miło w jego kierunku.
Ciemnowłosy uśmiechnął się i skinął głową z aprobatą. Podał mi swoje ramię, a gdy delikatnie je ujęłam, zaczął powoli prowadzić mnie przez klub, aż do masywnych, czarnych schodów. Tuż za nami podążał Harry, który rozglądał się nerwowo w poszukiwaniu jakiegoś haczyka, który mógłby rzucić cień na nas samych.

— To tutaj, droga pani. Dalej już musicie iść sami — powiedział po rosyjsku i z gracją puścił moją rękę.

— Dziękuję panu serdecznie. Zawsze wiedziałam, że Rosjanie to najporządniejsi mężczyźni na całym świecie — odparłam i lekko siknęłam głową, dzięki czemu na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.

— Chodźmy już, Camilla, nie podoba mi się pewien człowiek — wyszeptał Harry, łapiąc mnie pod ramię.

— Który dokładnie? — dopytałam powoli, stawiając pierwszy rok na stopniu schodów.

— Szary garnitur, biała koszula, bordowa mucha. Ma ciemne włosy i zajmuje miejsce na czarnej kanapie na piętrze, po twojej prawej — dyskretnie szepnął Harry, idąc spojonym, ale jednocześnie zdecydowanym krokiem.

— Doprawdy, Harry, te buty są okropnie niewygodne — powiedziałam spokojnie i specjalnie niby przypadkowo zdjęłam jedną szpilkę na poprzednim stopniu.

— Ogromna niezdara z ciebie, madame. — Przyjaciel puścił moje ramię, dzięki czemu mogłam się odwrócić i założyć zgubę na nogę, ale jednocześnie spokojnie inwigilować teren. Faktycznie, spostrzeżenia Harry'ego okazały się słuszne, bo na oko trzydziestoletni mężczyzna w szarym garniturze nie wydawał się przyjaźnie nastawiony do naszej dwójki. Mierzył nas zimnym, groźnym wzorkiem, jednocześnie sącząc ze szklanki jakiś ciemny trunek.

— Masz rację, przyjacielu, to nie powinno mieć miejsca — odparłam, szybko odwracając się do Harry'ego.

— Czyż nie mówiłem, że zakładanie tych butów to zły pomysł? — zapytał przyjaciel, stawiając przede mną zgubę. 

— Mówiłeś i miałeś rację — odparłam i szybko wsunęłam buta na bosą stopę.

— Czuję się zaszczycony, już drugi raz dzisiejszego dnia przyznałaś się do błędu. Nie wiem, co się z tobą dzieje, madame — mruknął ze śmiechem Harry.

— Nie przyzwyczajaj się, bo teraz nie usłyszysz niczego takiego zbyt szybko — powiedziałam, łapiąc go za jego wystawione ramię.

— I wróciła stara, dobra diablica — skwitował przyjaciel, kręcąc głową.

— Diabeł siedzi w Los Angeles i tylko wygląda, jakby nas zagonić do piekła — mruknęłam, spoglądając w stronę tajemniczego mężczyzny, który z każdą chwilą stawał się coraz wierniejszym obserwatorem naszej dwójki.

Harry momentalnie załapał, że mówię szyfrem i wcale nie mam na myśli właściciela Lux, dlatego sprawnie podjął moją grę, prowadząc mnie dalej po długich czarnych schodach.

— Myślę, że już znalazł sposób — mruknął i delikatnie uniósł brwi, nakazując mi spojrzeć w tamtym kierunku.

Tajemniczy mężczyzna wstał, wziął swoją szklankę i powolnym krokiem zaczął zbliżać się w stronę schodów.

— Oh, doprawdy? Wydaje mi się, że jest zbyt tchórzliwy, ażeby podejmować jakiekolwiek kroki w miejscu publicznym — mruknęłam, spoglądając na swojego buta, który znów, tym razem niezamierzenie, chciał spaść z mojej stopy.

— Ja to bym zważał. Strzeżonego Pan Bóg strzeże — odparł Harry, przystając w miejscu, abym spokojnie mogła poprawić obuwie. Gdy skończyłam, ruszyliśmy w górę.
Spojrzałam w miejsce, gdzie kończyły się schody i uśmiechnęłam się miło. Michał stał tam z rękami w kieszeniach spodni i uważnie przypatrywał się naszej dwójce.

— W takim wypadku nas pilnuje wyjątkowo dobrze — skwitowałam, wychodząc mu na powitanie.

— Camilla... Harry. Dobrze was tu widzieć. Już myślałem, że nie przyjdziecie — zaczął mężczyzna, uśmiechając się miło. Szybkim ruchem wyciągnął ręce z kieszeni i powitał naszą dwójkę krótkim przytulasem.

— Ja nie chciałam przychodzić, ale Harry mi kazał uwierzyć. Powinieneś znaleźć lepszy sposób na komunikację — mruknęłam cicho w stronę anioła.

— Całe szczęście, że masz przyjaciela, który trzyma łeb na karku i wyciąga logiczne argumenty nawet z takich fantastycznych wręcz rzeczy. Dobry z ciebie facet, Harry. — Michał spojrzał w stronę Harry'ego, który uważnie przypatrywał się mężczyźnie w szarym garniturze.

— Cudowny garnitur, czyżbyście się ubierali w jednym sklepie wraz z tym paniczem, który zmierza w naszą stronę? — dopytał lekarz, spoglądając w stronę anioła.

— Chodźmy stąd. W gabinecie opowiem wam więcej — mruknął do nas i szybkim ruchem złapał nas za ręce i pociągnął za sobą.

— Przepraszam bardzo, gdzie? — dopytałam, spoglądając na niego zdziwionym wzrokiem.

— Słońce, myślisz, że tylko mój brat może się bawić w biznes związany z klubami nocnymi? — zapytał, nawet nie odwracając się w naszą stronę.

Dzięki temu, że anioł utrzymywał szybkie tempo, momentalnie znaleźliśmy się przed drzwiami jego gabinetu, który szybko otworzył i wręcz wepchnął nas do środka.

— Czy wy obydwoje macie jakieś zapasy pieniędzy, które odkopujecie, jak tylko znajdziecie potrzebę? — dopytałam, spoglądając podejrzliwym wzrokiem na mężczyznę.

— Coś w ten deseń. Widzisz, aniołku, ojciec przemyślał taki fakt, jak wypłata dla nas. Zarówno dobro, jak i zło, jakie okazują ludzie, trafia do nieba jako waluta. Lucyfer, gdyby na to przyszło, byłby w tym momencie okropnym bogaczem, którego kapitał oscylowałby gdzieś w granicach centyliarda dolarów amerykańskich, albo nawet wyżej.

— Co to centyliard? — Lekarz spojrzał w moim kierunku z wyraźnym zdziwieniem, wypisanym na twarzy.

— To dziesięć do potęgi sześćset trzeciej, Harry — mruknęłam, ciągle uważnie badając twarz anioła.

— Dokładnie. Na całe szczęście tatuś nie pozwolił, aby jeden miał cały dochód ze zła dla siebie. Założył w niebie specjalny fundusz, który przetrzymuje zgromadzoną energię i z którego każdy z nas może korzystać kiedy tylko chce — powiedział anioł, podchodząc do skórzanego fotela.

— Energię? — dopytał Harry.

Michał wygodnie rozsiadł się w swoim fotelu i pokazał ręką na dwa czarne krzesła, które ustawione były przed małym, kawowym stolikiem.

Do tej pory nie zwróciłam uwagi na kunszt, z jakim wykonane zostało pomieszczenie. Drewniane, ciemne, masywne, lakierowane meble dodawały mu dziwnego przepychu, a czarne ściany idealnie współgrały z obiciami krzeseł i niewielkiej kanapy. Mimo że wnętrze było dużo bardziej w stylu Lucyfera, Michałowi dodawało dumy i potęgi. Każdy, kto tu wszedł, od razu wiedział, kto tu rządzi.

— A czymże innym są wasze pieniądze, jeśli nie energią? Aby je dostać, musicie spożytkować swoje siły, co napełnia je dokładnie waszą siłą! Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że żadna energia nie ginie, tylko zamienia się w coś innego i dalej krąży po świecie!

— Jakby na to tak popatrzeć, to ma trochę racji — odparł Harry, spoglądając w moim kierunku.

Spokojnie stałam w miejscu i przypatrywałam się twarzy anioła, który najwidoczniej próbował mnie rozgryźć.

— Chciałeś się spotkać. Słucham więc. Co masz mi do powiedzenia, drogi panie Morningstar? — dopytałam, przerywając panującą pomiędzy nami ciszę.

— Chyba wolałem cię na balkonie, tam byłaś zdecydowanie milsza — odparł anioł, opierając ręce o blat ciemnego biurka.

— Bo na balkonie mam dostęp do świeżego powietrza, które studzi mój okropny temperament — mruknęłam, spoglądając zadziornie w jego oczy.

Michał uśmiechnął się dziarsko, pochylił do szafeczki znajdującej się przy biurku i wyciągnął z niej trzy szklaneczki.

— Harry, mógłbyś iść na chwilę do baru i poprosić o zestaw obowiązkowy dla szefa? — zapytał, spoglądając w stronę Harry'ego, który uważnie wpatrywał się w stronę okna znajdującego się tuż za aniołem.

— Nikt mnie po drodze nie napadnie?

— Myślę, że nikt nie chce zostać stąd wyrzucony, więc nie. Idź już i poproś jeszcze o jedną, dodatkową paczkę papierosów.

— Skoro tak mówisz. Camilla, potrzebujesz czegoś? — zapytał tuż przy drzwiach Harry.

— Zapewniam cię, mój drogi, że mam tu wszystko, co jest jej niezbędne. Leć już — mruknął mu na odchodne Michał.

Harry wyszedł z pomieszczenia i zostawił nas w błogiej ciszy.

— Aż tak chciałeś, żebyśmy zostali sami?

— Oczywiście, że nie. Chciałem się napić, zupełnie jak mój brat. Czy to zabronione, pani doktor?

— Nie poznaję cię — powiedziałam, zbliżając się do niego powoli.

— Być może dlatego, że nigdy mnie do końca nie znałaś? — dopytał, wyciągając sobie z biurka butelkę jakiegoś kolorowego alkoholu. Sprawnym ruchem otworzył ją i nalał do dwóch szklanek.

— O co ci chodzi?!

— O nic, zupełnie o nic — odparł, podając mi trunek, który niechętnie wzięłam.

— Chyba jednak o coś. Fakt, że wybrałam syna, aż tak bardzo cię dołuje?

— Miałaś pełne prawo go wybrać, bo to twoje dziecko. Denerwuje mnie jednak fakt, że nie potrafisz wytłumaczyć mu, że nie jesteś szczęśliwa z jego ojcem — odparł, wypijając duszkiem zawartość szklanki.

— A jak ty to sobie do cholery wyobrażasz? Podejdę do niego i powiem mu, Leo od dzisiaj masz dwóch tatusiów?

— Gdybyś faktycznie kochała któregoś z naszej dwójki, to dokładnie tak byś zrobiła. Ty nie niszczysz swojego szczęścia dla zbudowania szczęścia Leo, tylko rujnujesz oba. Im większe będzie to dziecko, tym bardziej będzie odczuwać fakt, że jego rodzice są ze sobą tylko ze względu na nie. Zastanów się poważnie nad tym, co robisz, Camilla, żebyś potem nie żałowała zniszczonych marzeń swojej pociechy — odrzekł i spokojnie nalał sobie drugą szklankę, którą szybko wypił.

— Oj Michał, Michał. Gdyby wszystko to, o czym mówisz, było takie proste, już dawno toczyłabym z tobą nocne walki o kołdrę. Zrozum, że tu nie chodzi o wstyd związany z rozwodem rodziców, ale o stan emocjonalny dziecka. Pozwoliłam je sobie odebrać na zbyt długo, ażebym miała je teraz komukolwiek oddawać.

Anioł westchnął cicho, wstał z miejsca, podszedł do mnie, położył swoją rękę na moje ramię i popatrzył mi prosto w oczy.

— Wiesz, rodzicem nie jestem i nigdy nie będę, bo to niemożliwe, więc w tym temacie wiele do powiedzenia nie mam. Jestem natomiast dzieckiem, które wychowywało się w rodzinie, w której z pozoru wszystko było cudownie i wręcz cukierkowo. Błędy rodziców odbijają się potem tylko na dzieciach, Camilla, pamiętaj o tym, bo kiedyś to on będzie cierpieć z twojego powodu.

Być może on faktycznie miał rację? Przecież dokładnie tak samo było ze mną...

— Wróciłem, coś się stało, jak mnie tu nie było? — dopytał Harry, spoglądając na nas podejrzliwym wzrokiem.

— Absolutnie nic. Rozmawialiśmy sobie z Camillą tylko o moim klubie. Jak ci się podoba, Harry? — zapytał Michał, uśmiechając się miło.

— O klubie, mhm... Jasne, wierzę wam w stu procentach. Przyznam szczerze, że jest tu dużo lepiej niż u twojego brata.

— O taką odpowiedź mi chodziło. Dobrze, a więc Camillo, pytaj o wszystko. Obydwoje wiemy, jak bardzo to lubisz — mruknął anioł, puszczając mi oczko. Ponownie wrócił na swoje miejsce, wcześniej odbierając swoją przesyłkę od Harry'ego.

— Jak się tu znalazłeś?

— Skoro mam tu klub, to jestem raczej częstym bywalcem w tym mieście. Dodatkowo dzięki moim skrzydłom, potrafię pokonywać naprawdę ogromne odległości w bardzo krótkim czasie. Lot z Ameryki tutaj zajął mi niecałe trzy minuty. Nie chciałem wam nic mówić, bo to miała być niespodzianka, ale los chciał, że mimo mojego długiego planowania i tak nie udało mi się jej odpowiednio przedstawić. Coś jeszcze? — zapytał, rozlewając alkohol, wyjęty z pakunku do dwóch szklanek. Jedną zatrzymał dla siebie, a drugą podał Harry'emu.

— Dlaczego obydwoje mamy takie szramy na twarzach?

— Wiele winy, jeśli nawet nie całą, ponosi za to Lucyfer. Kiedy byłem w Los Angeles, doszło między nami do ostrej wymiany zdań i trącił mnie piekielnym ostrzem. Nie mam co prawda pojęcia, dlaczego i ty ją nosisz. Być może jest to w jakimś stopniu związane z połączeniem naszych dusz? — mruknął, upijając łyk alkoholu.

— Znowu to cholerne połączenie! Jednak co, jeżeli bym cię odrzuciła i stwierdziła, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego?

— Absolutnie nic. Tata już tak zaprojektował ten świat, że jeśli coś powinno być ze sobą, to zazwyczaj staje się nierozerwalne już na zawsze. Związki między ludźmi na takim tle to coś zupełnie innego niż związki pomiędzy aniołami i ziemianami. Między takimi jak my, Camillo, powstaje coś w rodzaju złotej nitki, która jest odporna na wszelakie urazy mechaniczne.

— Jednak co w wypadku, gdy przeznaczony aniołowi człowiek go nie pokocha? Nie chodzi mi o to, że będzie najpierw go darzyć jakimś uczuciem, a potem zupełnie go zostawi, ale bardziej o to, gdy uczucie zupełnie się nie narodzi — dopytał Harry, który uważnie przysłuchiwał się naszej konwersacji.

— W takim wypadku anioł traci połowę swoich mocy. Dopóki śmiertelnik żyje, jego bezduszność karmi się naszą energią, dlatego wiele aniołów zwyczajnie zostawiało tę robotę demonom, które likwidowały danego człowieka. Nie można pozwolić sobie na utratę nawet części mocy, kiedy w każdej chwili może nadejść niebezpieczeństwo. W takim kontekście, o ile człowiek za życia był dobry, trafia do nieba i daje się mu drugą szansę.

— I wasz ojciec wam na to pozwala? — spytałam, unosząc brew.

— Nasz ojciec o niczym takim nie został poinformowany. On żyje bez wiedzą, podobnie jak kilkanaście innych, bliższych mu aniołów — powiedział Michał, dopijając resztę alkoholu.

— Jesteście okropni. Co jednak, jeśli teraz bym cię odrzuciła i potem trafiła do piekła?

— Wtedy albo dostałbym w udziale twoją siostrę i zabrałbym Lucyferowi jego największy skarb, albo moglibyśmy się połączyć, dopiero gdy wydostałabyś się z piekła. Aniołku... — zaczął powoli anioł.

Szybkim ruchem odwróciłam się na pięcie i podeszłam do drzwi. Popatrzyłam porozumiewawczym wzrokiem w stronę Harry'ego, który już wiedział, o co mi chodzi, i momentalnie znalazł się tuż obok mnie. Anioł popatrzył na nas zdezorientowanym wzrokiem.

— Pax tibi, Michael... Proszę cię, poproś ojca o kogoś innego dla siebie, bo nam nie jest pisany żaden happy end — mruknęłam i szybko nacisnęłam na klamkę od drzwi.

— Dlaczego tak uważasz? Cholera! Camilla, czemu myślisz, że nie mamy szansy!? — Anioł poderwał się z krzesła i popatrzył na nas smutnym wzrokiem.

— Bo moje dni są już policzone, a w żadnym wypadku nie trafię do nieba. Nie za to, co zrobiłam w ciągu całego swojego życia. Mój finisz jest już bliski, czuję to.

— Camilla... o czym ty...

— Sam doskonale powinieneś wiedzieć, aniołku, że finis coronat opus. Oby fortuna miała dla ciebie jakiegoś dobrego asa w zanadrzu. Żegnaj, kochany... — rzekłam i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Zaraz za mną zrobił to Harry, który delikatnie złapał mnie za ramię.

— Camilla... — jęknął żałośnie Michał, ale coś zatrzymało go w drzwiach gabinetu tak, że nie był w stanie się poruszyć, tylko tępo wpatrywał się w naszą szybko oddalającą się dwójkę.
Gdy tylko wyszliśmy z klubu i znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, Harry puścił moje ramię.

— Kobieto, o czym ty znowu mówisz? — dopytał, spoglądając na mnie nerwowym wzorkiem.

— Tom odebrał rano moje rzeczy, które pozostawiła mi w testamencie Flora. Specjalnie rozrzuciła je po świecie, żebyśmy nie mieli po nie daleko. Na stronie tytułowej książki widniał napis dopisany drobnym druczkiem czarnym długopisem.

— Jaki dokładnie?

— Ciesz się tym, co ci zostało. Ap. 6,7-8.

— Znowu Biblia? Co to za cytat? — spytał Harry, patrząc na mnie wyczekująco.

Gdy już otwierałam usta, aby coś powiedzieć, jakiś męski głos zaczął recytować biblijne wersety.

A gdy otworzył czwartą pieczęć, słyszałem głos czwartego zwierzęcia mówiący: Chodź, a patrzaj! I widziałem, a oto koń płowy, a tego, który siedział na nim, imię było Śmierć, a Otchłań mu towarzyszyła; i dana im jest moc nad czwartą częścią ziemi, aby zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez zwierzęta ziemskie.

Po chwili z cienia wyłonił się Michał, który spojrzał na mnie litościwym wzrokiem.

— Myślałam, że masz chociaż trochę klasy oraz dobrych manier i nie podsłuchujesz, Morningstar.

— Moje dobre maniery w tym momencie to sprawa całkowicie drugorzędna. Sam nie wierzę w to, co mówię, ale musisz natychmiast wracać do Los Angeles — powiedział na jednym wdechu, szukając czegoś w kieszeni.

— Niby dlaczego natychmiast? — zapytałam dziarsko, patrząc na niego z uprzedzeniem. Nagle usłyszałam huk wystrzału i zobaczyłam przed sobą leżącego Michała, który trzymał się za ramię.

— Mniej więcej dlatego — syknął z bólem, tamując czerwoną ciecz, która barwiła jego jasny garnitur.

— Cholera, Michał! — krzyknęłam, równocześnie szybko wyciągając z torebki broń.

— Camilla, przygotuj się do ataku — syknął Harry, odwracając się do mnie tyłem. Stanęliśmy plecami do siebie, tak aby możliwie jak najbardziej osłonić anioła.

— Nic mi nie będzie, musisz się tylko oddalić na jakąś większą odległość. Masz tu kluczyki od mojego samochodu i uciekajcie na lotnisko! Natychmiast! — krzyknął z wyraźnym grymasem na twarzy Michał, wyciągając ku mnie zdrową rękę z kluczykami od pojazdu.

— Nie ma nawet takiej mowy! Pierwsza zasada dobrego przywódcy to nie zostawiaj swoich na polu walki.

Zupełnie nagle usłyszeliśmy zbliżające się kroki, które nadchodziły z naszej prawej. Pokazałam przyjacielowi, aby był cicho i odsunął się w cień. Harry zrozumiał instrukcję  i schował się w zacienionym zakamarku ulicy. Ja natomiast pochyliłam się nad Michałem i mrugnęłam do niego pokrzepiająco. Zdjęłam mu marynarkę i nałożyłam na swoje ramiona, sprawnie chowając broń w jej rękawie. Ciężkie kroki zaczęły się nasilać, mężczyzna był coraz bliżej nas.

— Nic się panu nie stało? — zapytałam głośno, spoglądając dyskretnie za siebie. Strzelec był dwadzieścia metrów za mną i gdyby nie fakt, że zmyliła go marynarka, którą miałam na sobie, zapewne już dawno leżałabym martwa na ziemi. Harry cicho zakradł się do mężczyzny i strzelił mu w prawe ramię. Po uliczce rozległ się krzyk, a ja szybko wstałam i wymierzyłam broń w swojego potencjalnego mordercę. To był ten sam mężczyzna, który przyglądał się nam w klubie.

— Rzuć broń, gra skończona  — powiedziałam, mierząc prosto w jego głowę.

Mężczyzna był okropnie skołowany i widać, że robił to pierwszy raz, dlatego oszołomiony strzałem Harry'ego, nawet nie zorientował się, że broń dalej znajduje się w jego ręce.

— Harry, zabierz broń naszemu ptaszkowi — mruknęłam, spoglądając w stronę przyjaciela, który sprawnie przytrzymał mężczyznę za zranioną rękę, dodając mu bólu, i zabrał pistolet, który schował do swojej kabury.

— Nic ci nie jest? — zapytałam, kucając przy Michale.

— Wszystko w porządku, będę żyć — zaśmiał się anioł, który po chwili wstał o własnych siłach. Głębokim wzorkiem przypatrywał się swojemu niedawnemu klientowi i trzymał się mocno za swoje zranienie.

— Zabierzcie go do mojego gabinetu, ochrona wam pokaże drugie wejście. Powiedzcie, że tajne hasło to DOK.

— A co z tobą? — dopytałam, oddając mu jego marynarkę.

— Im dalej będziesz, tym szybciej się zregeneruję. Za piętnaście minut zaszczycę was swoją obecnością.

Po kilku minutach, dzięki uprzejmości ochroniarzy, znaleźliśmy się w pomieszczeniu szefa klubu. Usiadłam wygodnie w fotelu i popatrzyłam na zwijającego się z bólu młodego mężczyznę.

— Kim jesteś, do cholery, i dla kogo pracujesz!? — zapytałam po rosyjsku.

— Nic ci nie powiem! — krzyknął, trzymając się za ramię.

— Zła odpowiedź. — Podeszłam do niego i lekko ustawiłam swoją stopę na jego szyi. Biała szpilka delikatnie wbijała się w skórę, sprawiając ogromny ból mężczyźnie. — Ponowię pytanie, skarbie. Kim jesteś i dla kogo pracujesz? — dopytałam spokojnie, stopniowo nasilając nacisk.

— Dmitrij... — wydusił z siebie ledwie przestępca. Powoli uniosłam stopę i popatrzyłam na niego.

Brunet łapczywie łapał oddech, niczym ryba wyciągnięta z wody.

— No widzisz, Dmitrij, jak pięknie się nam klei rozmowa. Nazwisko? — mruknęłam i ponownie ustawiłam but we wcześniejszej pozycji.

— Iwanowic! Pracuję dla Teresy Black — wydusił z siebie Rosjanin.

Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam na swoje miejsce. W tym samym czasie Harry zdążył usadzić przestępcę na czarnym krześle, które oferował nam wcześniej do siedzenia anioł.

— Wiedziałam! Czego od ciebie chciała!?

— Absolutnie niczego — syknął mężczyzna, patrząc mi hardo w oczy. Spojrzałam na jego lewą rękę, na której dostrzegłam złotą obrączkę i uśmiechnęłam się lekko.

— Nie opowiadaj już głupot, Iwanowic. Skoro moja teściowa kazała ci mnie zlikwidować, na pewno chciała od ciebie odpowiedniej kartoteki i potwierdzeń, że leżę już martwa na jednej z moskiewskich ulic. Zadzwonisz teraz do niej i grzecznie przekażesz, że podejrzana właśnie wsiadła do samolotu i udała się do stolicy Ameryki, gdzie ma zorganizować zebranie. Spróbuj ją tylko jakkolwiek ostrzec, a obiecuję ci, że nie ty będziesz leżeć w piachu, a twoja kochana żonka, a może i nawet dzieciaki. Nie wyglądasz na przymierającego głodem młodzianina, a twoją gębę widziałam już na okładce jednego z tutejszych magazynów. Co, Flora nie dawała ci zbyt dużego pola do popisu?

— Z chęcią zrobiłbym jej to samo nie raz, ani nawet nie dwa. Zasłużyła sobie na taki los. Powinna się mnie słuchać i wykonywać moje polecenia, a nie iść w samowolkę — powiedział mężczyzna.

— Harry, spokojnie, za chwilę będziesz miał swoje pięć minut — mruknęłam, spoglądając w stronę zdenerwowanego przyjaciela. Widać było, że jedyne, czego w tej chwili pragnie, to zemsta na mordercy przyjaciółki.

Wzięłam stary telefon, który Harry zdążył wyjąć z kieszeni spodni Iwanowicia, i wybrałam jedyny dostępny w nim numer.

— Mów, tylko tak jak powiedziałam, bo obiecuję ci, że nic nie uchroni twojej rodziny przed moją zemstą — powiedziałam groźnie, przykładając mu telefon do ucha. Nachyliłam się nad nim, aby lepiej słyszeć całą rozmowę.

Po trzech sygnałach ktoś podniósł słuchawkę.

— Pani Black, informuję, że ta wstrętna Decker uciekła samolotem do Ameryki. Mają zamiar zorganizować zebranie w stolicy jutro w nocy. To wszystko, czego udało mi się dowiedzieć.

— Doskonale, Dmitrij, to nawet lepiej. Osobiście pokażę jej, co to znaczy zadzierać z Teresą Black. W razie czego informuj.

Zakończyłam połączenie i spojrzałam na mężczyznę.

— Bardzo ładnie, skarbie. Widzisz, jak chcesz, to potrafisz! Harry, jest twój. Za pięć minut zadzwoń po policję. Tylko błagam, nie zdemolujcie Michałowi gabinetu — mruknęłam, spoglądając w oczy przyjaciela, który szybko skinął głową. Uśmiechnęłam się lekko i opuściłam pomieszczenie, zostawiając mężczyzn samych.

Przed pomieszczeniem stał już anioł, który wyraźnie czekał, aż skończymy naszą pracę.

— Już w porządku? — dopytałam, spoglądając na jego ramię.

— Pewnie, ale nie rób tak więcej. To było bardzo niebezpieczne.

— Już ci mówiłam, Michale, że mój finisz jest bliski, dlatego korzystam na całego. Zrobiłabym to jeszcze kilkanaście razy, specjalnie dla ciebie. W końcu jesteś moją bratnią duszą, prawda?

— Jesteś jak diablica, wiesz?

— Wiem, Harry mi to stale powtarza.


Witajcie,

Ten rozdział miał zawitać tu już dawno, ale niestety górę wzięły rzeczy, które całkowicie uniemożliwiły mi pisanie. Najpierw problem z kolanem, potem informacja, że mój ulubiony piłkarz opuszcza naszą reprezentację a no i do tego wszystkiego okropne zmęczenie.

Serdecznie dziękuję wolfagata_ i zapraszam do niej!

Odezwijcie się w komentarzach, chce wiedzieć, że ta opowieść jeszcze nie umarła haha.

Data: 12.08.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro