-20-
Camilla
— Jak to chcesz zwołać zebranie w Stanach!? Czy ty już całkiem na głowę upadłaś?
Mężczyzna nerwowym wzrokiem przebiegł po mojej twarzy, która nie wyrażała niczego prócz zdeterminowania i pewności.
— Harry, nikt już nie będzie płacił życiem za moje błędy. Zwołuję zebranie w Waszyngtonie i koniec tematu. Szczerze powiedziawszy, mam ochotę wyjść z tej organizacji jednym z dwóch możliwych sposobów — powiedziałam dosadnie, spokojnie siadając w czarnym, skórzanym fotelu, który znajdował się w naszym pokoju. Założyłam sobie nogę na nogę i popatrzyłam na okno, z którego rozwijał się widok na cały rosyjski Plac Czerwony.
— Camilla, ogarnij się, błagam cię! — Mężczyzna podszedł do mnie, klęknął na jedno kolano i złapał delikatnie za rękę.
— A jak ty byś się czuł na moim miejscu!? Czy to ty do cholery grasz w te pieprzone szachy!? Czy to ty sprawujesz pieczę nad tymi ludźmi!? Czy to ty naraziłeś się komuś, przez kogo teraz giną niewinni ludzie!? — krzyknęłam głośno.
Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i szybkim ruchem wstałam z krzesła, by chwilę później ponownie na nie opaść. Oddychałam ciężko, i spoglądałam na niego zdenerwowanym wzrokiem, ale nie zrobiło to większego wrażenia.
— Camilla, uspokój się. Policz do dziesięciu i oddychaj — poradził, patrząc na mnie troskliwie.
Błyskawicznie poderwałam się z miejsca, podeszłam do okna balkonowego i spojrzałam przez nie na piękną Moskwę. Westchnęłam cicho i dotknęłam dłonią zimnej szyby. Zdecydowanie tu klimat był o wiele bardziej surowy niż w Los Angeles o tej porze roku. Harry stanął spokojnie za mną i uważnie mnie obserwował.
Ponownie westchnęłam, tym razem głośno, i skupiłam swój wzrok na jednej, pojedynczo spływającej po szybie kropli deszczu. Po chwili do wyścigu dołączyło jeszcze kilka innych, które przez ciągłe łączenie się ze sobą wyprzedziły mój pierwotny obiekt obserwacji. Uśmiechnęłam się lekko, pociągnęłam nosem i dalej uważnie spoglądając za okno, powoli zaczęłam wspominać.
— Kiedyś, gdy jeszcze byłam mała, miałam takie kryzysy. Nie mówiłam o tym nikomu, ale czasami czułam się tak, jakbym była winna całemu złu, które spotyka wszystkich na mojej drodze. Zawsze wtedy uciekałam z domu i zamykałam się w naszym domu na drzewie. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem w takich chwilach szukałam ukojenia w gwiazdach. Siadałam na podłodze i przez okno w dachu studiowałam gwiazdozbiory. Teraz przypomniał mi się dziwny sen... — zaczęłam spokojnie, stojąc tyłem do przyjaciela.
Zdążyło się już dobrze rozpadać, ale pogoda idealnie odzwierciedlała mój stan ducha.
— Opowiedz, może to ci pomoże — odrzekł pokrzepiającym głosem, zakładając sobie ręce na wysokości klatki piersiowej. Przyjaciel wlepił we mnie swój przenikliwy wzrok, chcąc na wskroś wybadać mój stan emocjonalny, ale nie był w stanie tego zrobić.
— To było właściwie zaraz po śmierci taty. Pokłóciłam się z matką o jakąś zupełną głupotę, jak zawsze zresztą. Uciekłam do domku, zamknęłam się od środka i płakałam. Co dziwne, czułam na sobie wtedy jakiś dotyk, dokładnie tak, jakby ktoś był tuż obok mnie i starał się pocieszyć małą, zapłakaną dziecinę, która najwidoczniej jest skonfliktowana z całym światem. Usnęłam dopiero nad ranem. Sama nie do końca wiem dlaczego, ale wtedy przed oczami ujrzałam wizerunek anioła. Stał plecami do mnie z rozpiętymi skrzydłami i wzdychał cicho, ukradkiem oka kontrolując, czy aby na pewno się nie obudziłam.
— Kim pan jest? — zapytałam cichutko, przecierając zmęczone oczy.
— Śpij, słońce, i mną się nie przejmuj. Nic ci nie zrobię — powiedział przyjemnym głosem, nawet się nie odwracając.
Powolnym ruchem podniosłam się do siadu, jeszcze raz przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na mężczyznę, jakby chcąc upewnić się, że to nie sen, a on sam stoi z rozłożonymi skrzydłami.
— Dlaczego ma pan skrzydła? — Spoglądałam uważnie swoimi małymi oczkami na umięśnioną, ciemnowłosą postać.
— Mogę je schować, jeśli chcesz — mruknął spokojnie, delikatnie ukazując swoją twarz. Nagle, szybkim ruchem schował atrybut swojego nadludzkiego pochodzenia i stanął przede mną, pozwalając mi w pełni dostrzec swoje oblicze. Mężczyzna o czarnych włosach uśmiechał się miło, demonstrując cudowne dołeczki w policzkach. Widać było w jego brązowych oczach, że miał dobre intencje.
Przez chwilę patrzyłam na niego jak oszołomiona. Ciągle nie dowierzałam temu, co właśnie odgrywało się przed moimi oczami, dlatego wstałam i niepewnie zbliżyłam się do mężczyzny.
Do tej pory nie wiem, co mną kierowało: przeświadczenie, że to tylko sen, albo może fakt, że skoro to istota niebiańska, to nie będzie w stanie mi nic zrobić.
— Zapytałam, dlaczego je pan ma, a nie powiedziałam, że mi się nie podobają, albo że się ich boję — odparłam, wysoko zadzierając głowę. Nie byłam wysokim dzieckiem, bo na tamten czas mierzyłam zaledwie metr, dlatego trudno było mi obserwować wyraz twarzy nieznajomego.
— Taki mój los, kwiatuszku, że muszę je nosić. Anioły już tak mają. — Mężczyzna kucnął, aby zrównać się z moim wzrostem i uśmiechnął się miło.
— Skoro jest pan aniołem, to czy przyszedł pan po mnie, aby mnie zabrać do taty? — dopytałam, uważnie badając jego wyraz twarzy.
Anioł westchnął głośno, spuścił głowę, przeczesał sobie włosy ręką i ponownie spojrzał mi w oczy.
— Nie słońce. Przed tobą jeszcze długie i szczęśliwe życie.
— Chyba wolałabym, aby nie było zbyt długie.
— Dlaczego?
— Bez tatusia to nie to samo.
— Wiesz, w życiu każdego są takie momenty, gdzie musimy pogodzić się ze stratą czegoś lub kogoś. Stanowska, przyjaciela, rodzica... To okropnie trudne do zniesienia, a szczególnie na początku, ale czas leczy rany, uwierz mi. Jak troszkę podrośniesz, zrozumiesz, że nie jesteś dla nikogo zbędnym problemem.
— Czy to zajmie dużo czasu? — dopytałam, patrząc na niego spokojnie. Mimowolnie po moich policzkach zaczęły lecieć łzy.
— Aniołku, proszę cię, nie płacz — powiedział cicho, delikatnie ocierając moje ślady słabości. — Czas to rzecz względna, dlatego sama musisz zdecydować, jak dużo będziesz go potrzebować na zdobycie szczytów. Krocz spokojnie pośród odmętów tego świata, zwracaj uwagę na wszystko, co może ci przeszkodzić w osiągnięciu twojego celu i bądź dobrym człowiekiem. Tacy zawsze są potrzebni, zresztą jeśli nie na ziemi, to w niebie.
Pokiwałam delikatnie główką, na znak, że zrozumiałam. Mężczyzna uśmiechnął się i pogłaskał mnie po policzku. Niepewnie położyłam na jego dużej, męskiej dłoni, swoją malutką, dziecięcą rączkę. Anioł zdumiał się na moment, ale szybko jeszcze większy uśmiech wstąpił na jego usta. Złapał obie moje ręce w swoje dłonie i najpierw lekko je ścisnął, a następnie lekko pocałował ich wierzch.
— Jak ma pan na imię? — dopytałam, kiedy zauważyłam, że mężczyzna powoli się podnosi.
— Myślę, że to nie jest najważniejszy aspekt naszej rozmowy, aniołku — odparł, powoli wysuwając skrzydła.
— A ja uważam wręcz odwrotnie! Proszę pana! — mruknęłam, patrząc na jego skrzydła.
— Nazywam się Michał i gdybyś kiedykolwiek mnie potrzebowała, to wystarczy mnie wezwać. Nawet jeśli tego nie zrobisz, to zapewne sam przyjdę raz na jakiś czas odwiedzić mojego ulubionego człowieka. Żegnaj, aniołku. — Michał jednym ruchem wzniósł się w powietrze, zostawiając mnie samą.
— Obudziłam się chwilę później. Na ziemi leżało popielate piórko, które zawsze noszę ze sobą. Do dnia dzisiejszego nie wiedziałam, skąd mogło się tam wziąć. To dziwne, że czasami rzeczy, które ciągną się za nami całe życie, znajdują wyjaśnienie dopiero po latach. Od tamtej pory minęło dwadzieścia jeden lat... Szmat czasu prawda? — zapytałam, spoglądając w stronę zaciekawionego Harry'ego.
— Zdecydowanie — potwierdził przyjaciel, spoglądając na mnie spokojnym wzrokiem.
Nagle do pokoju wszedł kelner z wózkiem, na którym leżał nasz obiad. Grzecznie zapytał, gdzie ma go położyć, a gdy opowiedziałam mu, że na stole, szybko odłożył nasz posiłek i wyszedł z pokoju.
— Teraz już wiem, że to on był wtedy ze mną w domku na drzewie. On wspierał mnie w najgorszych momentach mojego życia. On zawsze był tam, gdzie go potrzebowałam, i umiał doskonale wyczuć chwilę... Wszystkie wspomnienia mi wróciły. Nie wiem dlaczego, ale zapomniałam o nim na bardzo długi czas. Przecież był moim drogowskazem, największym powiernikiem sekretów, poduszką, do której zawsze się przytulałam, gdy tylko przyszedł, cudownym słuchaczem... Był najważniejszą osobą w moim życiu, a ja o nim zapomniałam! — mruknęłam, szybko przechadzając się po pokoju.
— Camilla, o czym ty w tym momencie mówisz? — dopytał Harry, zabierając się za jedzenie.
— Nigdy ci o tym nie opowiadałam, bo sama nie pamiętałam tych czasów! Teraz, zupełnie nagle coś mi zaświtało w głowie i otworzyła się jakaś dziwna, zakurzona szafka z setkami wspomnień! Wiesz doskonale, że gdy byłam mała, nie mogłam liczyć ani na matkę, ani na siostrę. Zupełnie nagle w moim życiu pojawił się ciemnowłosy mężczyzna, który skrupulatnie przypatrywał mi się już jakiś czas, bo czasami widziałam go, gdy mijał nasz dom. Nasza znajomość zawiązała się dokładnie tego dnia, o którym ci przed chwilą opowiedziałam! Od tamtego czasu stale mnie pocieszał, wspierał, a gdy byłam starsza, nawet zabierał na wycieczki. Właściwie to cała nasza relacja zerwała się wraz z moimi osiemnastymi urodzinami, kiedy to wyjechałam ze Stanów. Potem działy się ze mną różne rzeczy, o których sam doskonale wiesz.
— Pewnie, mógłbym chyba napisać o tym książkę. „Ciemna strona Camilli Decker"! Tagi byłyby proste do wymyślenia, dla przykładu: wywoływanie demonów, zabawy z tabliczkami, czytanie książek starych wiedźm, nauka łaciny, próbowanie nawiązania kontaktu z duchami. No chyba wystarczy. Dalej jednak nie wiem, o kim mi tu tak prawisz — odparł, pakując sobie do buzi spory kawałek mięsa.
— Cholera jasna Harry, przecież ten mężczyzna to był Michał lub Lucyfer! — krzyknęłam, mocno waląc rękami o stół.
— Chwila, co!?
— Harry, nie zostajemy w Moskwie dłużej niż cztery godziny. Zjemy teraz obiad i wracamy do Stanów. Ja już szukam najszybszego samolotu — powiedziałam, sięgając do kieszeni po telefon.
— Camilla, wiesz doskonale, że zawsze ci ufam, ale uważam, że podejmujesz ostatnimi czasy te decyzje zbyt szybko i podchodzisz do nich strasznie emocjonalnie. Może poczekaj chwilę... — zaczął spokojnie przyjaciel, przerywając swój posiłek.
— Jesteś ze mną czy przeciwko mi?
— Jestem z tobą, ale uważam, że trzeba się chwilę zastanowić! Po cholerę się pchasz akurat dzisiaj do tych Stanów!?
— Bo nikt nie będzie przypuszczał, że jesteśmy gotowi podjąć taką decyzję!
— Błagam cię, kobieto! Właśnie takie decyzje, są najbardziej przewidywalne! Dodatkowo ściągniesz na siebie uwagę rosyjskiej policji! Uspokój się i usiądź sobie na tyłku!
— Cholera jasna, coś złego dzieje się w Los Angeles. Mam szramę na pół twarzy, właściwie nie wiadomo dlaczego, chłopaki nie odbierają, mordują mi ludzi, a ty jeszcze masz do mnie pretensje! Doskonale wiesz, że takie coś jest nieuniknione i prędzej czy później i tak wszyscy się nami zajmą! Niezależnie od tego, czy będzie to włoska mafia, rosyjska policja czy nawet moja durna siostra i tak będziemy prześwietleni na każdą stronę! Dobry przywódca nie może na polu bitwy zastanawiać się dziesięć godzin, gdzie pośle posiłki, gdy jego ludzie giną i po dziesięciu minutach nie zostanie po nich najmniejszy ślad! Podejmuje się decyzje strategiczne, które pozwolą uchronić jak najwięcej żyć i zarazem wygrać bitwę! Zbyt długo się zastanawiałam i dzięki temu Flora leży teraz w policyjnym prosektorium! Tu nie ma tak, jak podczas operacji na otwartym sercu, że ktoś może przejąć za ciebie robotę! Muszę sobie z tym wszystkim radzić sama i już dawno zaczęło mnie to przerastać! Papierosy całkowicie mi nie pomagają! Jadąc tutaj, do Moskwy, wypaliłam całą paczkę, a przed wypaleniem kolejnej powstrzymuje mnie tylko to, że jej nie mam przy sobie, bo leży na dnie mojego bagażu! Jak tak dalej pójdzie, to popadnę w całkowitą ruinę. Czy ty zdajesz sobie sprawę, że spada na mnie za dużo? Że biorę te wszystkie nocki, żeby nie siedzieć samej w domu i nie myśleć o tym wszystkim!? Że wykańczam się psychicznie, bo wiem, że wszystko nie jest tak, jak być powinno!? Że co noc płaczę w poduszkę, bo obiecałam sobie być lepszą matką niż moja, a tymczasem moje dziecko jest zmuszone mieszkać z ojcem przez psychiczną teściową, która najprawdopodobniej w tym momencie ostrzy sobie igły na Feride!?
— Camilla...
— Nie przerywaj mi! Nie mówiłam ci, bo masz wystarczająco dużo swoich własnych spraw! Kiedyś wszystko było prostsze, ale zgubiłam nawet samą siebie! Rozumiesz, co to znaczy z mojego punktu widzenia!? Jestem dobrym aktorem, ale każda sztuka kiedyś się kończy, a moja ewidentnie rychło zmierza ku zakończeniu, bo wyjawiłam ci swoją największą tajemnicę! Dziwię się, że w tym momencie nikt nie wyskoczył z jakimś pistoletem i mnie nie zastrzelił! Zwykle tak kończą się wszystkie filmy z amerykańską obsadą.
— Uspokój się. Przede wszystkim się uspokój — powiedział Harry. Wstał, poszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił.
Pojedyncze łzy zaczęły skapywać po mich policzkach.
— Wiesz, dlaczego to robię? Bo boję się samotności! Moja rodzina to tak naprawdę ci ludzie! Nie moja cholerna matka, nie siostra! Oni! Straciłam już w dzieciństwie ojca przez jego pracę. Teraz od nowa muszę przeżywać dokładnie to samo! Za chwilę dojdzie do tego, że ciebie będę musiała odwiedzać na jednym z naszych amerykańskich cmentarzy!
— Posłuchaj, nie wyznawaj zasady, że jeśli weszłaś między wrony, to musisz krakać tak jak one. Jak dla mnie jesteś aniołem, który stara się przybrać maskę demona i ukryć się przed światem. To cię niszczy i dlatego zachowujesz się dokładnie tak. Przybierasz twarz zimnej suki, ale w głębi jesteś wrażliwą i dobrą osobą. Grasz taką, bo życie cię nauczyło, że nie ma po co być dobrym. Znam twoje oblicza lepiej, niż ci się samej wydaje. Daj sobie pomóc, Camilla. Nie jestem twoim wrogiem, o czym, mam nadzieje, doskonale wiesz.
— Co więc polecasz zrobić?
— Poczekajmy dzień. Zarezerwujmy sobie bilety na jutro i spokojnie zakończmy ten dzień. Dalej przed oczami mam ten okropny widok zmaltretowanej Flory leżącej na podłodze. Uwierz, że nikt tak jak ja nie pragnie zemsty i jak najszybszego rozwiązania tej sprawy, ale nie możemy działać zbyt pochopnie. Jeśli faktycznie jesteśmy niewinni, to dlaczego chcemy opuścić kraj w ciągu trzech godzin od znalezienia ciała osoby, która była nam bardzo bliska? Camilla, rozumiem, że ostatnio dużo się między nami podziało, niestety niekoniecznie dobrego, ale naprawmy to. Czuję się trochę tak, jakbyśmy dalej trzymali te samą linę, lecz w zupełnie innych miejscach. Ty wspinasz się coraz wyżej, a ja zostałem na dole, tam, gdzie było mi dobrze. Nie dostrzegłem tego, że ruszyłaś...
— Nie mam ci tego za złe. Jak już mówiłam, oboje mamy swoje problemy.
— Mój jedyny problem polega na tym, że nie chcesz dać sobie pomóc i nie mówisz mi o wszystkim. Może więc zdobędziesz się wreszcie na szczerość?
— Dobrze. Zaraz po Nowym Roku opuszczam Los Angeles, zabieram swoich chłopaków i wyjeżdżamy do Chicago. To właściwie drugi koniec kraju, dlatego chcemy zacząć wszystko od nowa. Bez okropnej teściowej, bez mojej siostry, bez miasta upadłych aniołów.
— Chciałaś mi o tym kiedyś powiedzieć? — dopytał, spoglądając w moje zapłakane oczy.
— Planowałam zrobić to już trzy tygodnie temu, ale cała ta sytuacja nieco skomplikowała moje plany — mruknęłam, pociągając nosem.
Mężczyzna westchnął głośno, przytulił mnie do siebie mocniej i cicho zapytał:
— Na długo?
— Na zawsze... Mamy tam domek, planujemy wziąć szybki ślub, zmienić nazwisko i żyć spokojnie, jak inni ludzie.
— Nie sądzisz jednak, że teraz to, co czujesz do Michała, może ci w tym wszystkim przeszkodzić?
— Zadałeś bardzo poważne pytanie, na które nie znam odpowiedzi.
— Kogoś będziesz musiała wybrać.
— Wiesz, czasami przychodzi w życiu taki moment, kiedy sam dochodzisz do wniosku, że mniejsze rzeczy trzeba poświęcać dla większych. Jeśli wszystko będzie dobrze, to choćby nie wiem, jak bardzo moje biedne serce miało krwawić za tym aniołem, będę zmuszona wybrać swojego byłego męża. Nie jestem w stanie po raz kolejny zawieść Leo... Dziecko potrzebuje ojca i matki, a nie matki i dwójki ojców. To wszystko, co się we mnie obudziło względem Michała, z tą chwilą zostało zgaszone wiadrem zimnej wody.
— Może jednak powinnaś się zastanowić. Właściwie to nie do końca powinno być tak...
— Harry, mówiłam ci już, że nadrzędną wartością w mojej hierarchii jest Leo i nie pozwolę, żeby cierpiał. On kocha swojego ojca bardziej niż kogokolwiek innego. Mam do niego podejść i powiedzieć: „Hej Leo! To twój nowy tata, zaprzyjaźnijcie się!". Wolę sama przyjąć to wszystko na swoją klatkę piersiową.
— A co, jeśli Michał też coś do ciebie czuje? Co wtedy zrobisz z nim?
— Wpierw należy rozważyć, co jest w stanie zrobić rozwścieczony anioł, a dopiero potem zastanawiać się, co zrobię.
— Zapewne bardzo dużo.
— Będę się martwić później... Wiesz, że moje zdolności kamuflażu są wyśmienite.
— Ale to nie kolejny włoski mafiosa, tylko istota nadprzyrodzona. Czy ty sobie zdajesz sprawę, że...
— Mówiłeś mi już, że mam całkowicie chorą głowę. Na zdrowie.
— Oj, Camilla. Mam wrażenie, że patrzysz na to wszystko oczami dziecka — powiedział ze śmiechem, siadając przy stole.
— Bo dokładnie tak jest — odparłam, powielając ruch przyjaciela.
Obiad zjedliśmy w milczeniu. Po skończonym posiłku wyszłam na balkon, gdzie wypaliłam kilka papierosów. Sama nie wiem ile dokładnie, bo straciłam rachubę po piątym. Wróciłam do pokoju, wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam na łóżko.
— Dobranoc, przyjacielu — mruknęłam, spoglądając w stronę siedzącego przy stole mężczyzny.
— Śpij dobrze, Camillo. Obyś doznała jakiegoś olśnienia co robić dalej...
Uśmiechnęłam się gorzko, przytuliłam głowę do poduszki i odleciałam do krainy Morfeusza.
Witajcie! Jak tam wasze wakacje? Mam nadzieję, że zaczęły się dobrze!
Dziękuję @wolfagata_ i w wolnej chwili zapraszam do niej!
Dzisiaj totalnie nie mam siły na jakiekolwiek rozpisywanie się na mój temat, dlatego napomnę tylko, że wszystko ze mną w porządku. Trzymajcie się ciepło!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro