Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-19-

Przez chwilę stałam zupełnie odcięta od całego wszechświata. Telefon, który kurczowo trzymałam w dłoni, upadł z łoskotem na kostkę brukową. Moja cera okropnie pobladła i w tym momencie przypominała bardziej chińską porcelanę, niż żywego człowieka.

Harry nerwowo mi się przypatrywał, a gdy doszedł do wniosku, że mój stan pozwala na podjęcie jakichkolwiek dalszych kroków, podniósł mój telefon, wsadził go do kieszeni swojego płaszcza i spokojnie, a wręcz czule, złapał mnie za rękę i powoli pociągnął za sobą. Widać było, że on sam bardzo cierpi, ale starał się jak mógł pierwiastkować swoje emocje.

— Harry, jesteś pewny... — zaczęłam powoli płaczliwym głosem.

— Błagam cię, nie rób ze mnie głupiego w takiej chwili! — powiedział mężczyzna, ciężko oddychając.

Prowadził mnie za sobą przez cały dom, aby na samym jego końcu, ukazać mi drastyczny widok. Na środku miękkiego, kiedyś białego, natomiast teraz już czerwonego dywanu leżała drobna kobieta.

Szybko przyłożyłam wolną rękę do ust i powoli zbliżyłam się do ciała, starając się nie narobić żadnych śladów. Przykucnęłam i powstrzymywałam się od łez, ale gdy spojrzałam brunetce prosto w oczy, nie wytrzymałam napięcia i pojedyncze krople zaczęły pojawiać się na moich policzkach.

Dwudziestopięcioletnia Flora leżała teraz spokojnie na dywanie, plecami do wejścia. Zielonooka na twarzy miała wypisane tylko dwie emocje, okropne przerażenie i smutek. Lewa ręka znajdowała się w bardzo nienaturalnej pozycji, co świadczyło o jej urazie mechanicznym. Ewidentnie ukazała zabójcy swoją rosyjską naturę i nie dała się tak łatwo. Trzy rany na tętnicy szyjnej, zadane najprawdopodobniej nożem, dodatkowo nadawały całości okropnego wizerunku.

Dookoła roznosił się zapach gorzkich migdałów, co równoznaczne było z dobrze już nam znaną metodą zabójstwa. Pociągnęłam nosem i wyciągnęłam z kieszeni swoich spodni pojedynczą chusteczkę. Szybko wytarłam nią znajdujące się na policzkach i w kącikach oczu krople mieszaniny wody, soli i białek.

— Będziesz mógł jej położyć teraz ten bukiet na nagrobku — powiedziałam cicho, zerkając w stronę Harry'ego. Sam podarek leżał teraz na dywanie, wśród krwi, która, pomimo że już nie wypływała z ciała, zabarwiła białe płatki kwiatków.

Do mężczyzny najwidoczniej nie dochodziło jeszcze do końca to, co miało tu miejsce. Nie mógł się pogodzić ze stratą kobiety, która była dla niego jak siostra. Wcale mu się nie dziwiłam...

— Dzwonię na policję. Musimy to zgłosić, bo biedaczka będzie tu leżeć nie wiadomo ile — mruknęłam, ponownie pociągając nosem.

Przyjaciel skinął tylko głową, podał mi telefon i wyszedł z pomieszczenia, do kuchni, która znajdowała się naprzeciwko.

— Co ty robisz? — zapytałam, wybierając numer. Przyłożyłam sobie telefon do ucha i uważnie badałam każdy krok mężczyzny.

— Ona nam coś pokazuje. Spójrz na prawą rękę. Jednym palcem, ewidentnie wskazuje nam kuchnię! Boże, Flora, co ty cholero chciałaś nam powiedzieć!?

Powolnym ruchem podeszłam do niego, wsłuchując się w sygnały wydawane przez urządzenie.

— Dzień dobry, nadinspektor Vladimir Raskolnikow, komenda policji w Moskwie, czym mogę służyć? — zapytał po rosyjsku mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.

— Dzień dobry, nazywam się Camilla Decker. Chciałabym zgłosić odnalezienie zwłok w domu jednorodzinnym, na ulicy Prospektu Generala Dorokhova 450 — powiedziałam szybko, starając się nie pogubić żadnego słowa i nie zmienić znaczenia zdania. Pomimo że umiałam język rosyjski, w takich chwilach jak ta, często wiele słów wypadało mi z głowy.

— Będziemy za dziesięć minut, dziękujemy za zgłoszenie. — Mężczyzna rozłączył się, a ja sama wbiłam wzrok w leżącą na podłodze denatkę.

— Camilla, ja już chyba wiem, co chciała nam powiedzieć Flora — powiedział Harry, trzymając przez ściereczkę otwartą kopertę.

— Harry, na Boga, schowaj to natychmiast. Policja będzie tu za dziesięć minut — odparłam szybko, spoglądając nerwowo na tajemniczy list, który przyjaciel spokojnie próbował prześwietlić pod światłem. Nie wiem, czego próbował się tam doszukać, skoro najwyraźniej sam go wcześniej otworzył.

Mężczyzna posłusznie złożył kopertę na pół i wsadził ją sobie do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Między nami zapanowało milczenie, które przerwała syrena policyjna. Po chwili funkcjonariusz wszedł do domu i popatrzył najpierw na nas, a dopiero potem na Florę.

— Pani Decker, prawda? — zapytał w rodzimym języku, obdarzając mnie swoim wzrokiem, gdy już przeskanował leżące ciało.

— Tak, to ja — odparłam spokojnie, patrząc na niego uważnie.

— Starszy aspirant Iwan Lebedev. Policja Moskwa. — Młody, jasnowłosy mężczyzna przedstawił się szybko, ujął moją dłoń i pocałował jej wierzch.

— Doktor chirurgii Camilla Decker. Szpital Los Angeles — odparłam, z lekkim uśmiechem na ustach.

— To pani zgłosiła morderstwo? — dopytał mundurowy, patrząc na mnie z uznaniem. Połowa sukcesu w tym kraju to znanie ich języka.

— Tak — odparłam, spokojnie przełykając ślinę. Na moment zamknęłam oczy i przypominałam sobie widok, jaki zastałam wcześniej. Szybko podniosłam powieki i z łzami w oczach popatrzyłam na zatroskanego stróża.

Harry stał z boku i spokojnie patrzył na Florę, najpewniej licząc, że to wszystko jest jednym wielkim żartem lub snem, z którego zaraz się wybudzi. Całe życie z niego uszło, a pozostała tylko skorupa, wyzbyta uczuć.

— Będę musiał zebrać od państwa zeznania. Zapraszam za mną — mruknął mężczyzna, zerkając na ciało leżące na dywanie. Po chwili odwrócił się i prowadząc nas za sobą, wyszedł z budynku.

— Proszę powiedzieć, kim była denatka — zaczął spokojnie, otwierając swój czarny kajecik. Wyciągnął z niego długopis i popatrzył na nas miarowym wzrokiem.

— Flora Swidrygajłow, dwudziestopięcioletnia Rosjanka, mieszkała tu właściwie od urodzenia. Dostała ten dom po rodzicach jakieś cztery lata temu. Z zawodu była projektantką mody — odpowiedziałam wręcz taśmowo, patrząc w oczy mundurowego.

Harry stał obok, niewiele rozumiejąc z naszej rozmowy, i sztywno patrzył w policjantów, zabezpieczających teren.

— Rozumiem, proszę mi powiedzieć, kim są państwo dla ofiary? — dopytał funkcjonariusz. Nagle, gdy usłyszał kroki, obejrzał się za siebie i uśmiechnął się lekko.

Szybkim krokiem zbliżał się do nas przystojny, na oko trzydziestopięcioletni mężczyzna.

— Dzień dobry, nadinspektor Vladimir Raskolnikow — przedstawił się szybko. — To z panią rozmawiałem przez telefon? — zapytał, gdy stanął przy swoim podwładnym i zmierzył mnie rentgenowskim wzrokiem.

— Zgadza się — potwierdziłam, spoglądając w zielone tęczówki nadinspektora. — W odpowiedzi na pana pytanie, śmiało mogę rzec, że byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Można nawet powiedzieć, że staliśmy się rodziną.

— Łączyło was coś?

— Tak, ale wolałabym nie mówić co. To ściśle tajne.

— Czy to coś nielegalnego? — nieoczekiwanie zapytał Raskolnikow.

— Skąd, ale nie jestem w stanie udzielić panu informacji, bez odpowiedniego pisemka — mruknęłam hardo, patrząc poważnie na obu funkcjonariuszy.

Mężczyźni zmierzyli się porozumiewawczym wzrokiem i spojrzeli na mnie.

— Dobrze, niech tak więc zostanie. Czy panienka Swidrygajłow miała może jakichś wrogów? — dopytał spokojnie starszy policjant. W tym samym momencie jego podopieczny podszedł do Harry'ego i poprosił po angielsku o dokumenty.

— Flora z natury była osobą bardzo dobrą i uczynną, ale wydaje nam się, że nie ma to tyle związku z jej sylwetką, o ile z wydarzeniami ostatnich dni — odparłam spokojnie, spoglądając na przyjaciela, który właśnie wygrzebał z kieszeni swojego płaszcza nasze paszporty i podał je mundurowemu.

— Można coś więcej? — Raskolnikow spojrzał na mnie zaciekawiony.

— Amerykanie? — zapytał młodszy policjant, spoglądając w nasze paszporty, a następnie przenosząc swój wzrok na nas.

— Tak — potwierdziłam dumnie.

— Wyjątkowo dobrze mówi pani po rosyjsku jak na Amerykankę — odparł z uznaniem starszy mundurowy.

— Dziadek pochodził z Rosji, nazywał się Fiodor Romodanowski i zmuszony był wyjechać do Ameryki po wojnie. Rodzina zaczęła go prześladować, a zresztą sam pan pewnie z lekcji historii wie, jak to było w czasach ogólnego terroru. Dziadek zmuszony był przejść na katolicyzm, co bardzo nie spodobało się jego krewnym.

— Wpływowe nazwisko. Dziadek aby nie był jakimś krewniakiem tego Romodanowskiego? — Mężczyzna popatrzył na mnie z zaciekawieniem.

— Zawsze mówił, że tak. Zresztą bardzo lubił brać mnie na kolano, odpalać fajkę, albo papierosa i powracać do tych czasów, gdzie on był piękny i młody, a Rosja była jak jeden wielki złoty sen. Muszę przyznać, że zawsze wsłuchiwałam się w opowieści z wielkim zachwytem i ciekawością, ale zdecydowanie na podkreślenie zasługuje fakt, że najbardziej upodobałam sobie Mikołaja II Romanow.

— To nie był za dobry człowiek — skwitował szybko, spoglądając na swoich ludzi policjant.

— Zgodzę się z panem w stu procentach! Właśnie dlatego go sobie upodobałam! To nie tak, że lubię złych ludzi, zwyczajnie chodzi mi o to, że dzięki dokładnie takim jak on, jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć psychologię ludzką. Co nim kierowało? Dlaczego abdykował? Może gdyby tego nie zrobił, nie doszłoby do tego wszystkiego?

— Historia już tak ma, że czasami lubi narobić dużo, ażeby było o niej głośno przez wieki. To taka nauka, która stale tworzy sobie ludzi, ażeby ciągle było o niej głośno. Wszyscy są jej dziećmi, niezależnie od tego, czy są matematykami, fizykami czy geografami.

— Może powróćmy do sprawy. Flora została otruta najprawdopodobniej cyjankiem potasu, podobnie jak dwie inne osoby, ściśle związane z naszą organizacją. Najlepiej będzie, jak się państwo skontaktują z komendą w Los Angeles.

— Dobrze, proszę jeszcze powiedzieć, skąd państwo się tu wzięli.

— Przyjechaliśmy odwiedzić Florę. Mamy alibi, ponieważ pięć godzin temu przekraczaliśmy granicę z Białorusią, gdzie panowie tak nas trzepali, że Harry nie był w stanie spokojnie wypić kawy kupionej na stacji.

Mężczyzna zaśmiał się i uśmiechnął lekko.

— Taki już urok naszych rosyjskich chłopaków. Dziękujemy za informację, potwierdzimy je jeszcze i koniecznie skontaktujemy się z amerykańską policją, co może być ciężkie.

— Och, może nie będzie aż tak źle! Panie Raskolnikow przecież pomimo faktu mojego pochodzenia, zrozumieliśmy się wręcz wyborowo!

— Pani to w jednej czwartej czysta Rosjanka, do tego najprawdopodobniej szlachetnej rosyjskiej krwi, co zresztą widać w pani ruchach i usposobieniu. Ma pani w sobie nasze najlepsze rosyjskie cechy. Proszę koniecznie podziękować za to dziadkowi. — Mężczyzna uśmiechnął się lekko, a mi przed oczami stanął obraz Michała. Cholera jasna, co to znowu może znaczyć.

— Obawiam się, że będzie to utrudnione, bo dziadek nie żyje już dziesięć lat.

— Taki już nasz ludzki cel... Najważniejsze jest jednak to, że wciąż żyje w pani pamięć o nim.

— Tak, zdecydowanie tak.

— Długo państwo zamierzają pobalować w Rosji?

— Mieliśmy zamiar zatrzymać się tu na dwa dni, ale po tym wszystkim, co tu się stało...

— Proszę więc zostać dwa dni! Gdybyśmy mieli do państwa jakieś pytania, to nasz kontakt będzie dużo bardziej ułatwiony, a dodatkowo będziemy mieli czas potwierdzić państwa alibi. Mają państwo zamiar zatrzymać się w jakimś konkretnym hotelu?

— Tak, zatrzymamy się w Sheratonie.

— Tym oddalonym trzy kilometry od Kremla?

— Tak, w dokładnie tym.

— Dobrze, z mojej strony to tyle. W wolnej chwili bardzo chętnie polecam się jako przewodnik po mieście, możemy też wyskoczyć gdzieś na kawę, panno Decker.

Dziwne ukłucie w sercu. Dokładnie to towarzyszyło wypowiedzianym przez niego słowom.

— Dziękujemy bardzo. Na razie chcielibyśmy sobie odpocząć od tego wszystkiego. Jestem lekarzem i nocne dyżury nie robią na mnie wrażenia, ale obecnie rozpoczęła się moja trzydziesta dziewiąta godzina bez snu i bardzo chciałabym się przespać.

— To zrozumiałe. A więc mam nadzieję, że do zobaczenia. — Policjant zasalutował, ujął moją dłoń, ucałował jej wierzch i usunął się w głąb domu.

— Do widzenia.

— Do widzenia — szybko rzucił po angielsku Harry i powolnym, pozbawionym życia krokiem podszedł do auta.

— Usiądź na miejscu pasażera, Harry. Tak będzie lepiej dla nas obu — powiedziałam, patrząc na załamanego mężczyznę. Ten niechętnie, pod naporem mojego wzroku zgodził się i zajął odpowiedni fotel.

Sama też wsiadłam do pojazdu i zapięłam pasy.

— Nie było go tam — mruknął cicho, prawie pod nosem, tak aby nikt prócz naszej dwójki nie mógł ani usłyszeć, ani dostrzec, że cokolwiek padło z jego ust.

Westchnęłam głośno, rozejrzałam się, czy nikt nie przechodzi obok naszego samochodu, i powoli ruszyłam z miejsca.

— Najwidoczniej zabójca nas ubiegł.

— Kimkolwiek jest ten bandzior, w tym momencie przesadził. Nie ręczę za siebie, gdy wpadnie w moje ręce. — Harry nerwowo oparł się o siedzenie i przetarł zmęczone oczy.

— Obiecuję ci, że gdy tylko go dopadniemy, nie będziemy czekać na nic. — Położyłam przyjacielowi prawą rękę na ramieniu, uważnie patrząc na drogę.

— Mam nadzieję, Camillo. Trzymam cię za słowo.

— Co było w tym liście? — zapytałam spokojnie, włączając się do głównej drogi.

— Przeczytam ci. — Mężczyzna wyjął z kieszeni swojego czarnego płaszcza różową kopertę zgiętą na pół.

Rozłożył ją, wyjął z niej kartkę białego papieru, zgiętą na cztery części. Gdy już się uporał z jej rozprostowaniem, zaczął czytać:

— Najdrożsi! Jeśli macie w rękach ten list, to znaczy, że albo mojemu życiu zagraża okropne niebezpieczeństwo i właśnie czekam na dokonanie swojego żywota, albo zwyczajnie już to zrobiłam. Pociesza mnie fakt, że każda zbrodnia pociąga za sobą karę, nieprawdaż? Całe moje życie to ciąg monotonności. Ostatnimi czasy czuję to wyjątkowo mocno. Projektowanie, ocenianie, poprawki, pokaz, brawa i sprzedaż... Czy naprawdę upadłam już aż tak nisko? Nie dostrzegam w swoim życiu niczego, prócz pracy, jednak w ostatnich dniach coś się zmieniło. Odkąd w środę, dwa tygodnie temu, wpadłam na ulicy na śmiesznego Rosjanina, mam wrażenie, że jestem stale obserwowana i śledzona. Nie wiem, czy ma to związek z NASZĄ tajemnicą, czy może raczej mój stan psychiczny podsyła mi jakieś głupie i zupełnie nieuzasadnione sygnały, ale popadam chyba w jakąś paranoję. Skoro właśnie tak jest, w tym liście chcę dokonać swego rodzaju spowiedzi, która powie wam wiele o mnie samej. Już od dawna chciałam zdobyć się na ten krok, ale nie potrafiłam. To śmieszne, że dopiero gdy mamy wrażenie wiszącej nad nami pętli, zdobywamy się na całkowitą szczerość i zdecydowanie. W takim wypadku chyba trzeba zacząć spokojnie odgrywać teatr jednego aktora... Nie będę wam zanudzać o moim dzieciństwie, bo życie jedynaczki z wysoko ustawionymi rodzicami naprawdę jest okropnie nudne. Chcesz maszynę do szycia? Proszę bardzo! Oto najnowszy model Husquarny za dziesięć tysięcy dolarów, który ma wyjść dopiero w przyszłym roku! To okropne, jak bardzo takie rzeczy potrafią zepsuć dziecko. Szczerze powiedziawszy, to moje życie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni dopiero wtedy, kiedy poznałam was. Szczególnie muszę tu zwrócić uwagę na Harry'ego, który pokazał mi, że to, co robię, jest może nie tyle mało gustowne dla większości społeczeństwa, ale na pewno nie zawiera w sobie tej ikry, którą chciałam, ażeby miało. Dziękuje ci, bracie, bo bez ciebie dalej żyłabym w przekonaniu, że jestem absolutnym pępkiem świata i nikt nie może się ze mną równać. Co jeszcze się zmieniło, nie tyle wokół mnie, ale wewnątrz? Stałam się bardziej otwarta dla ludzi i zaczęłam czuć się prawdziwie potrzebna dla społeczeństwa, czego nauczyła mnie Camilla. Do tej pory mam w pamięci twoje słowa, gdy spotkałyśmy się pierwszy raz. Pozwolę je sobie w tym miejscu zacytować, bo to ważna część mojej przemiany. "Jeśli myślisz, że masz ciężko, bo twój ojciec odmówił ci kupna kolejnej durnej pary szpilek, to musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie zwykłą laleczką. Wyniosła damulka, która jest piękna na zewnątrz, ale pusta w środku. Zajrzyj lepiej do "Кукла" i zgłąb losy durnej arystokratki, która już w dziewiętnastym wieku uważała się za ósmy cud świata." Przyznam szczerze, że lektura ta była dla mnie czymś w rodzaju podróży w przyszłość i wcale nie chodzi tu o fakt wstąpienia głównej bohaterki do zakonu! Dzięki tobie wreszcie zrozumiałam, że takie osoby jak ja wtedy nie są powszechnie szanowane przez społeczeństwo, a dodatkowo na końcu zostają zupełnie same... Dzięki siostrzyczko, bo dzięki tobie teraz setki dzieci mają lepsze warunki bytowe. Trzecim ważnym etapem mojej duchowej przemiany było przyglądanie się waszej przyjaźni. Byliście tak dobraną parą, że gdyby nie fakt małżeństwa Camilli, to śmiało mogłabym powiedzieć, że jesteście dla siebie stworzeni! Dziękuję, że gdy zauważyliście we mnie pierwsze symptomy zmian, to pomogliście mi rozwinąć skrzydła. Gdy teraz tak siedzę w kuchni i spokojnie popijam moją ulubioną małą czarną, przypominają mi się Włochy i wasza obecność na moich pokazach. Zjeździliście wtedy za mną pół Italii, a Harry nawet przez chwilę zadebiutował jako model. Tęsknię za tymi czasami równie mocno, jak za ostatnim pobytem w Niemczech, gdy prawie pobiliśmy się z Harrym o pokój... Wszystko to sprawia, że jestem z siebie dumna. Gdy teraz stoję dokładnie w tym miejscu i spoglądam za siebie, widzę ogromne zmiany. Nigdy wam tego nie mówiłam, ale to właśnie wy nauczyliście mnie jak się szczerze śmiać. Ale się rozpisałam! Jeszcze chwila, a zabraknie mi kartki! Sporządziłam testament, który po mojej śmierci trafi w wasze ręce. Wszystkie pieniądze, jakie posiadałam, przekazałam na domy dziecka, dom zapisałam mojej chrześnicy, natomiast chcę, aby każde z was dostało po mnie coś wyjątkowego. Harry w tym miejscu, pewnie nastawił się na kolejną szmatkę...

Dochodząc do wzmianki o sobie, mój towarzysz musiał przerwać na chwilę.

— Jak ona mnie dobrze znała — powiedział płaczliwym głosem, przecierając wolną ręką zapłakane oczy.

— Proszę cię, czytaj dalej — rzekłam łzawo.

Mężczyzna podciągnął nosem, westchnął cicho, ponownie przetarł sobie oczy dłonią i wrócił do czytania:

— Ale kierując te słowa do Harry'ego, moim skromnym zdaniem i tak nigdy byś tego nie założył. Miałbyś albo zbyt duży sentyment, albo czułbyś, że to nie opisuje odpowiednio stylu twojej duszy, albo jeszcze, że nie oddaje ducha obecnej mody. Długo myślałam nad tym, co faktycznie stałoby się dla was swoistą pamiątką po takim „synu marnotrawnym", aż wreszcie wymyśliłam. Zapisałam więc tobie, Harry, swoją złotą pozytywkę w kształcie łabędzia. Tę, którą tak bardzo chciałeś sobie kupić i szukałeś podobnej absolutnie wszędzie. Dodatkowo ofiaruję ci swój przekład „Белый ворон". Pamiętaj, że zawsze bardzo cię kochałam! Tobie, Camillo, pragnę ofiarować swój srebrny komplet biżuterii Swarovskiego oraz to cudowne wydanie „Куклa", które tak bardzo odmieniło mój światopogląd. Przedmioty leżą u adwokata i zostaną do was dostarczone, zapewne rychło po mojej śmierci. Znalazłam ostatnio taki cytat na jednej z platform społecznościowych, który idealnie odzwierciedla to, co chcę wam na końcu powiedzieć.

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze

I zapiją mój pogrzeb — oraz własną biedę:

Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,

Jeśli Bóg mnie uwolni od męki, nie przyjdę..."

— Kocham was! Na zawsze wasza, Flora.

— Ta kobieta umiała zawsze pięknie podsumować wszystko — powiedziałam, ocierając spadające po policzku łezki. Spokojnie zaparkowałam pod hotelem i wysiadłam z auta.

— Chodźmy już do hotelu. Muszę odpocząć. To za dużo na jeden dzień — powiedział na jednym wdechu Harry. Wysiadł powoli z pojazdu, zabrał swoją walizkę z auta i ruszył w stronę budynku.

Westchnęłam głośno i podobnie jak przyjaciel zabrałam swój bagaż, zamknęłam bagażnik, a później auto i ruszyłam w stronę wejścia, przed którym czekał na mnie przyjaciel.

— Boli mnie fakt, że nawet jeślibyśmy chcieli, nie będziemy w stanie zostać na pogrzebie. Przecież to cholerstwo będzie ciągnąć się za nią nawet dwa tygodnie. Do tego czasu równie dobrze i my możemy zginąć — zaczął, gdy wchodziliśmy przez ogromne szklane drzwi.

— Nie, Harry, już nikt więcej nie zginie — rzuciłam po chwili namysłu, podchodząc do recepcji.

— Co masz na myśli? — dopytał mężczyzna.

— Dzień dobry, rezerwacja na nazwisko Decker — powiedziałam po rosyjsku do młodej kobiety stojącej za recepcją, jednocześnie ignorując Harry'ego. Korytarz to nie jest dobre miejsce na takie rozmowy.

— Dzień dobry. Czy mogę prosić jakiś dokument tożsamości? — zapytała, spoglądając na mnie pytająco.

Nie patrząc nawet na nią, szybkim ruchem wyjęłam z kieszeni kurtki paszport i położyłam go na stole. Kobieta sprawnie go zabrała i zaczęła sprawdzać zgodność danych.

— Camilla? — dopytał zniecierpliwiony Harry.

— Chwila, Harry.

— Wszystko się zgadza. Pokój numer czterysta osiem, czwarte piętro. Czy życzą sobie państwo czegoś? — Młoda recepcjonistka odłożyła mój paszport i kartę magnetyczną, a następnie popatrzyła na nas wyczekująco.

— Poprosimy kawę, dwa obiady i jakiś dobry, rosyjski alkohol. Oczywiście będziemy bardzo przychylni do opcji z mięskiem, typu Boeuf Stroganow— powiedziałam szybko, chowając rzeczy do kieszeni.

— Oczywiście. Wszystko będzie w pokoju za pół godziny.

— Dziękujemy bardzo — rzuciłam szybko i ruszyłam do windy.

Harry miarowym krokiem podążał za mną. Nacisnęłam guzik i przywołałam windę, po chwili znajdowaliśmy się już w środku metalowej puszki.

— Zwołujemy zebranie w Stanach — rzuciłam do przyjaciela, który popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.

Los Angeles, dwadzieścia godzin wcześniej

Lucyfer

Obudziłem się z potwornie bolącym ramieniem. Powolnym ruchem przetarłem zmęczone oczy i rozejrzałem się wokół. Naprzeciw mnie siedział mój brat bliźniak, który najwidoczniej nie spał już od dłuższego czasu.

— Jak się czujesz z tym, że oboje daliśmy się podejść zwykłej kobiecie? — zapytał spokojnym głosem, patrząc prosto w moje zaspane oczy.

— Nie wiem, czego ty jej tam nagadałeś, ale okropnie ją tym zirytowałeś. Czy ty zawsze musisz wpychać się tam, gdzie nie jesteś potrzebny!? Zawsze wszystko psujesz, niezależnie od tego, co robisz! — powiedziałem podniesionym głosem, szybko prostując się w fotelu. Powolnym ruchem rozmasowałem sobie moje obolałe ramię i spojrzałem na brata.

— Chciałbym ci powiedzieć, że ona stanęła w twojej obronie! Pokłóciliśmy się o ciebie i twoją drugą szansę! Miałeś się trzymać swojej Decker i przy niej zostać już na zawsze, a nie buntować mi moją kobietę — wysyczał przez zęby Michał.

— Twoją kobietę? Zabrzmiało to trochę tak, jakbyś traktował ją jak rzecz! Nie rozumiem, po co ojciec cię stworzył. Jesteś największą zakałą całego naszego rodzeństwa — stwierdziłem z irytacją w głosie. Spokojnie założyłem sobie nogę na nogę i obserwowałem każdy najmniejszy ruch bliźniaka.

— Nie traktuję jej rzeczowo! Dalej nie wierzę w to, że jestem z nią skonfliktowany z twojego powodu. Pomyśl bracie, ile kobiet od początku świata przewinęło się przez twoje łóżko. Miliony! Gdyby nie fakt, że byłeś ulubionym synkiem tatusia, zapewne liczba ta byłaby mniejsza o kilka zer. Twoje postępowanie zmieniła jedna kobieta, która właściwie przeszła przemianę sześć lat temu. Nie zastanawia cię to, dlaczego? Wygląda to trochę tak, jakby udawała całe swoje uczucia. Najpierw się broni. Ona nie chce! Ona nie będzie! Ona nie kocha biednego Lucyferka! Zupełnie za chwilę jej przechodzi i jest: ona chce! Ona kocha! Ona będzie panią Morningstar! Co było, jak się dowiedziała, że jesteś diabłem? Zostawiła cię i wyjechała do Europy! — Michał uśmiechnął się chytrze i doprowadzając mnie do szału swoim spokojnym tonem, z zadowoleniem wstał z miejsca.

— Pani detektyw to najszlachetniejsza i najlepsza osoba, jaką znam, a ty... — zacząłem szybko, równocześnie odpinając pasy bezpieczeństwa.

— O nie, bracie. Mylisz się, Lucyferze, i to sam nie wiesz jak bardzo. W porównaniu do ciebie, ja rozpocząłem lokowanie swoich uczuć dużo wcześniej i gdy tylko urodziła się Camilla, byłem częstym gościem ulicy, na której mieszkali państwo Decker — mruknął anioł z rozmarzeniem, jakby wracając wspomnieniami do tamtych czasów — czasami siedziałem na drzewie zasadzonym na środku ich podwórka i obserwowałem wszystko, co się wtedy działo. Kilka razy nawet oglądałem gwiazdy z samą Camillą, ale niestety przez pazerność pewnego diabła, ojciec był zmuszony wymazać jej te wspomnienia. Poznałem wtedy i twoją kochaną Chloe. Okropną i nader zimną, zapatrzoną w matkę kobietę. Początkowo była dobrą osobą i szczerze mogę powiedzieć, że podobała mi się koncepcja ojca, ale potem gdy wszechmogący tatuś zabrał pana Decker, światopogląd obu dziewczyn upadł. Dalej widzę w Chloe jej starą wersję, skrytą pod cholerną maską.

— Jeszcze jedno słowo... — odparłem z irytacją, szybko wstając z fotela. Chwilę później stałem już naprzeciw brata.

— Dlaczego tylko jedno? Mogę napisać pracę magisterską o twojej pannicy i zaręczam, że nie będzie tam za dużo dobrego. Czy ty w ogóle wiesz, że obie były darem dla ciebie? Zostały stworzone, bo ojciec miał kaprys i chciał chyba coś ci pokazać. Na całe szczęście zazwyczaj jeśli jedno dziecko jest ukochane przez ojca, to drugie znajduje promyk miłości u matki! Pomyśl sobie, Lucyferze co by było, gdybyśmy wtedy nie nagięli tego przeznaczenia! Zrobię ci może taką drobną wirtualizację. — Anioł podszedł do mnie, złapał spokojnie za ramię i popatrzył mi prosto w oczy.

W mojej głowie zaczął się tworzyć jakiś dziwny spektakl, którego byłem głównym aktorem.

— Dwie kobiety, dwa sprzeczne charaktery, dwa serca, tylko jeden mężczyzna. Ostatecznie przecież i tak tylko jedna byłaby w stanie zająć twój umysł, serce i zawładnąć twoim ciałem i byłaby to Chloe. Istna sielanka, domek nad uroczą rzeczką, piesek, kotek, ogród z tysiącami kwiatuszków z całego świata dla ukochanej kobiety — mruknął Michał, spokojnie stojąc obok i pokazując mi dokładnie to, o czym opowiadał.

Rozejrzałem się wokół. Zdecydowanie było to Los Angeles, ale nie byłem sobie w stanie uświadomić, która to dokładnie dzielnica miasta upadłych aniołów. Powoli stąpałem po trawniku, aż nagle zobaczyłem Chloe. Siedziała uśmiechnięta na leżaku i rozmawiała o czymś z drugą, nieznaną mi personą.

— Stań sobie teraz z boku. Widzisz tę kobietę, która tam siedzi? Tamtą czarnowłosą piękność, która zasłania pół twarzy swoimi włosami? O, spójrz, podniosła głowę. Przyjrzyj się jej załzawionym, pozbawionym całkowicie kolorytu oczom. Zwróć uwagę na ten smutny, nieszczery uśmiech, na te nerwowe ruchy w niczym nieprzypominające zdrowego człowieka — spokojnie i powoli tłumaczył mi Michał.

Faktycznie, na twarzy dziewczyny kwitł smutek, zmęczenie i rozczarowanie. Mimo to świetnie grała przed policjantką kobietę pozbawioną problemów. Zastanawiał mnie jednak fakt, dlaczego siedziała w naszym ogródku, popijała kawę z filiżanki i przede wszystkim, dlaczego udawała, a pani detektyw tego nie dostrzegała.

— Po co pokazujesz mi jakąś obcą kobietę? — dopytałem, spoglądając w stronę brata.

— Może faktycznie Camilla jest dla ciebie obca, ale wydaje mi się, że pokazanie ci drugiej strony medalu jest jak najbardziej uzasadnione — powiedział zapatrzony w czarnowłosą.

Uśmiechnął się lekko, jakby wręcz boleśnie i puścił moje ramię. Momentalnie cały obraz, który miałem przed oczami, zniknął, a jego miejscu ustąpił pokład samolotu.

— To była Camilla?

— A czy to ma w tym momencie znaczenie? Najważniejszy jest fakt, że częściowo mignęła ci w głowie druga strona monety, ale wybieranie pierwszej opcji bez poznania tej drugiej daje tylko pięćdziesiąt procent pewności na sukces. To nie quiz wiedzy, że możesz wszystkiego być pewnym. A teraz wybacz, ale muszę załatwić jeszcze kilka spraw, w miejscu, gdzie ty nie jesteś mile widziany. — Anioł szybkim krokiem podszedł do drzwi samolotu i nacisnął ich klamkę.

— Idź do piekła — mruknąłem, jednocześnie patrząc w jego stronę.

— Piekło to miejsce dość obcesowe, a ostatnio mało modne. Żegnaj, bracie. — Michał wyskoczył z samolotu, a drzwi zamknęły się same.

Westchnąłem głośno i opadłem na oparcie fotela. Michał to okropnie dobry manipulator, ale wizja, którą mi pokazał, mogła faktycznie mieć miejsce w jednej z kilkunastu alternatywnych opcji. Przyznam szczerze, że poczułem emocje obu kobiet i stanowiły one dwa zupełnie inne bloki. Chloe nasycona miłością, radością, szczęściem i nadzieją na to, że każdy kolejny dzień przyniesie coraz lepsze czasy dla naszego związku, opozycjowała z sylwetką swojej siostry, która zniszczona przez własne serce, stała teraz w kącie, zakrywając połowę twarzy. To nie była ta sama kobieta, którą poznałem w ciągu tych kilku dni. Ta Camilla potrafiła zdenerwować i wygrać z samym diabłem, tamta natomiast umykała przed każdym moim najmniejszym spojrzeniem. Rozejrzałem się po pokładzie samolotu i dostrzegłem leżący na siedzeniu zegarek Michała. Najwidoczniej musiał mu się odpiąć, dlatego wstałem z fotela i schowałem go do kieszeni. Być może mój durny bliźniak ma rację?

Kilka chwil później samolot wylądował. Siedziałem w fotelu, próbując ułożyć sobie to wszystko w głowie, jednak przerwał mi to trzask. Zupełnie nagle drzwi maszyny niespodziewanie otworzyły się i stanęła w nich zdenerwowana Chloe.

— Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł. Jak mogłeś dać się tak głupio podejść? — zapytała z wyrzutem, spoglądając na mnie nerwowym wzrokiem.

— Pani detektyw, skąd ty się tu wzięłaś? Skąd ty o tym wszystkim wiesz?

— Pilot samolotu do mnie zadzwonił i przekazał mi kartkę od mojej kochanej siostrzyczki. "Cześć, Chloe! Oddaję ci twojego uroczego, brązowookiego bruneta. Nie to, że nie był mi potrzebny, bo miałam co do niego dużo planów, ale sytuacja zmusiła mnie do podjęcia takich kroków. Nie bądź na mnie zła, na swoją obronę napomnę, że środek nasenny podawał mu wykwalifikowany lekarz płci męskiej, więc nie musisz się martwić o żadne naruszenia jego prywatności. Chłopak spisał się na medal! XOXO, Camilla"

— Miło, że chociaż mnie doceniła, gdyby nie mój durny brat, to dalej mógłbym zwiedzać świat.

— Lucyferze! Gdyby nie twój brat!? Założę się, że oboje coś zmalowaliście i przez to upadła moja koncepcja! Mówiła coś, gdzie zamierza się udać?

— Z tego co pamiętam, to miała zamiar poszaleć w Moskwie, u jakiejś ich przyjaciółki, projektantki Flory.

— To jest jakiś trop! W Rosji na pewno nie ma za dużo projektantek o imieniu Flora. Bardziej martwi mnie fakt, że Camilla może się doskonale zaszyć ze swoją znajomością rosyjskiego. No nic, zlecę poszukiwania i dopadniemy ją, może nawet jeszcze w mieście pięciu mórz.

— Dlaczego nie dasz dziewczynie robić swojej roboty? Zapewniała nas, że jak tylko będziemy jej potrzebni, to się o nas upomni — powiedziałem spokojnie, patrząc na jej zdenerwowaną twarz.

— Ciekawe w jaki sposób. Wykrzyczy wasze imiona i zjawicie się na jej wezwanie? Nie ma nawet takiej mowy. Nie pozwolę, żeby wyżywała swoje chore emocje na moim facecie i reszcie społeczeństwa. — Kobieta uśmiechnęła się dziwnie i popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.

— Chloe...

— Dobrze, że Camilla nie jest odporna na kule, kajdany i kratki — podsumowała i zaśmiała się okropnie.

— Uważam, że przesadzasz.

— Ja zaczynam swoje przedstawienie, Lucyferze, a gdy moje będzie dopiero się rozwijać, Camilli już dawno się skończy.

Pani detektyw wyszła szybkim krokiem, zostawiając mnie całkowicie osłupionego w środku.

Spojrzałem na swoją kieszeń i odpiąłem szybko zegarek ze swojej ręki.

— Nie wiem, co tu się dzieje, ale obawiam się, że teraz to ty będziesz mi potrzebna — wyszeptałem pod nosem, przecierając szybko zegarek. Schowałem go do kieszeni i ruszyłem za Chloe. 



Witajcie! Zdecydowanie ten tydzień należy już do tych luźniejszych. Jeszcze jutro muszę zaliczyć prezentację z języka angielskiego u mojej nowej nauczycielki, a w przyszłym tygodniu pokonwersować z panią od geografii na temat mojej prezentacji, której przez dziewięćdziesiąt minut ubyło zaledwie trzydzieści dwa slajdy (mam ich sto jedenaście). Tak więc staję przed wami, z kolejnym rozdziałem, który właściwie miał być rozdziałem osiemnastym hah. Co więcej mogę powiedzieć... Osiągnęłam średnią 5.50 z czego jestem cholernie dumna i właściwie to czekam już tylko na piątek. 


A jak tam wasze wyniki w nauce?

Serdecznie dziękuję 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro