Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-18-

Moskwa to miasto, które jako jedyne na świecie nienawidzi naszej dwójki do tego stopnia, że zawsze wita nas ulewnym deszczem. Odkąd poznaliśmy Florę siedem lat temu, stale odwiedzaliśmy tę stolicę raz na dwa miesiące. Efekt zawsze był taki sam — gdy tylko przekraczaliśmy granicę kraju z Białorusią, chmury już wisiały nad państwem, a kiedy pięć godzin później stawialiśmy pierwsze nieśmiałe kroki w samej stolicy, deszcz zaczynał padać jak z cebra. Podobnie było i tym razem.

— Harry, cholera jasna, nie uważam, że odwiedzanie czegokolwiek przed wizytą u Flory to dobry pomysł — mruknęłam, przygryzając sobie jeden z palców lewej ręki.

Stanie w korkach nie należało do rzeczy, które uwielbiam robić, ale czasami trzeba było i tak zmarnować swój czas. Zerknęłam na widok za szybą, który nie ukazywał wcale malowniczej i rozpogodzonej Rosji, ale przygnębioną i wręcz zdenerwowaną matuszkę.

— Ale ty jesteś kobietą, wy nie musicie myśleć o tak tandetnych i badziewnych dodatkowych rzeczach jak mężczyźni — powiedział Harry spokojnym głosem, równocześnie szybko gestykulując rękami.

— Możesz rozwinąć swój skrót myślowy? — Spojrzałam na przyjaciela, który szybko skierował swój wzrok na plecak i wyciągnął z niego telefon.

Błyskawicznie wbił w GPS jakąś lokalizację i rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu.

— Skręć w prawo i nie pytaj o nic więcej — odparł spokojnie, nawet nie obdarzając mnie swoim spojrzeniem.

— Nie denerwuj lwa, bo możesz stać się jego posiłkiem — wysyczałam przez zaciśnięte zęby i pogłośniłam piosenkę, która akurat leciała w radiu.

Włączyłam prawy kierunkowskaz, a gdy światła zmieniły swoją barwę, ruszyłam z miejsca i wykonałam polecenie mężczyzny, który całą swoją uwagę przelał na telefon.

— Nie stwarzaj jakiś durnych aluzji do naszych zodiaków — odparł z przekąsem, przeglądając coś w Internecie.

— Nawet nie miałam zamiaru tego robić. Co ty tam tak czytasz w tym telefonie? — zapytałam, spokojnie zerkając w jego stronę.

Harry westchnął głośno, ponownie poprawił się w fotelu, przeczesał sobie ręką włosy i zaczął swój wywód:

— Słuchaj uważnie i wyłapuj najważniejsze informacje z tekstu. Flora to imię żeńskie pochodzenia łacińskiego, pochodzące od imienia rzymskiej bogini kwiatów i wiosny. Liczba imienia Flora wynosi siedem, a sama numerologiczna siódemka jest romantyczna.

— Nie mów, że ciągniesz mnie specjalnie po kwiatki — mruknęłam, opierając sobie głowę o rękę.

— No widzisz, jak ładnie wszystko zrozumiałaś? Teraz w lewo i zaparkuj! — poinstruował mnie przyjaciel.

Po chwili wykonałam jego polecenie, a gdy tylko zatrzymałam pojazd, ten szybko odpiął pasy, pochwycił swoją kartę i już miał zamiar wychodzić z auta, ale przerwał mu mój głos.

— Tylko nie kupuj jej róż, bo dostaniesz jeszcze ochrzan. Te kwiatki są za bardzo oklepane.

— Nie obawiaj się, wiem, co robię i myślę, że połączenie lilii, gerber oraz jakichś ładnych listków będzie piękne.

— Możesz próbować, ale nie wiem, czy będzie dostatecznie zachwycona twoją kreatywnością.

— Pff, co ty tak ostatnio we mnie nie wierzysz? — dopytał, trzymając rękę na klamce.

— Ależ ja wierzę, problem w tym, że obawiam się, że Flora nie doceni dostatecznie twoich starań i zwyczajnie cię zrani.

— Nie obawiaj się, do odważnych świat należy.

— A ty jesteś jednym z tych mężnych?

— Coś w ten deseń. — Mężczyzna uśmiechnął się i wysiadł z auta, a następnie podążył w kierunku pięknego białego budynku, który wypełniony był kwiatami.

Zaśmiałam się pod nosem i spokojnie opadłam na oparcie swojego fotela. Bardzo przejmował — a wręcz denerwował — mnie fakt, że podczas wczorajszej rozgrywki, którą zdążyłam zainicjować jeszcze w domu Müllera, straciłam pionka. Wydawać by się mogło, że coś takiego to niewielka strata, ale teraz, gdy wszystkie figury zaczęły swój taniec po planszy, utrata nawet tej najprostszej i posiadającej najmniejszą wartość może być raniąca.

Spokojnym i wręcz powolnym ruchem przetarłam zmęczone oczy, których nie byłam w stanie zmrużyć tej nocy ani na chwilę. Harry spał sobie w najlepsze, a ja sama nie potrafiłam uspokoić adrenaliny płynącej w moich żyłach, a co za tym idzie, nie mogłam przejść w stan spoczynku. Ciągle gdzieś z tyłu głowy towarzyszyła mi myśl, że coś jest nie tak. W tamtej chwili jednak nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo moje przypuszczenia były słuszne.

— Już jestem — powiedział Harry, wsiadając do pojazdu. W ręku trzymał sporej wielkości bukiet, który był bardzo elegancko przystrojony.

— Nareszcie, ile można kupować kwiatki? — zapytałam, spoglądając na mężczyznę, który kurczowo przycisnął do siebie pełen zieleni pęczek kwiatów.

Poczekałam chwilę, aż chłopak zapnie pasy i odpaliłam auto. Spokojnie ruszyłam z miejsca, gdy Harry zupełnie nagle zaczął wymieniać swoje spostrzeżenia.

— Nie każda kobieta, Camillo, jest tak mało podatna na tandetne bajery jak ty. Flora należy do tych przedstawicielek płci pięknej, których nie przekonasz do siebie ani pieniędzmi, ani wyglądem, ale właśnie drobnymi, szykownymi i zarazem eleganckimi rzeczami, gdzie każdy element kompozycji sprawia wrażenie, jakby był idealnie stworzony do pełnienia dokładnie takiej funkcji w tej dziwnej całości. To trochę tak jak z tobą i Morningstarem. Popatrz na te listki, one nie są tylko ładnym wypełnieniem miejsca, ale również symbolem życia! Cały ten bukiet to jeden wielki symbol! Gdybym analizował kolejno każdy kolor, kwiatek czy dodatek, okazać by się mogło, że prócz cieszenia oka, ten skromny dar może stać się symbolem wiecznego pojednania.

— Harry, ale ja i Michał nie jesteśmy ze sobą w żadnym związku. Żeby można było o czymś mówić, najpierw to coś musi zaistnieć.

— Ależ ja wiem! Zaznaczam jednak, że stajecie się trochę parą z tych wielkich romantycznych dzieł. Mamy tu do czynienia z indywidualistą, który jest skonfliktowany ze światem, ale zarazem staje się jednostką wybitną! Zauważ, że fakt jego boskiego pochodzenia, stawia go wręcz w świetle tego wszystkiego jako arystokratę! Spogląda on na ciebie swoim pięknym, brązowym okiem. Na ciebie, Camillo, a jesteś przecież tylko zwykłą dziewczyną, która nie wyróżnia się niczym szczególnym dla nikogo prócz niego. Nie posiadasz ojca, jesteś skłócona z rodziną, przez co dla niektórych możesz stać na marginesie społeczeństwa. Rodzi się między wami uczucie, które choć jest, niestety nie może się rozwinąć! Miłość romantyczna niewątpliwie była miłością zakazaną, łączącą ludzi, którzy chociaż się kochają, to jednak nie mogą być razem. Kochankowie nieustannie cierpią, a ponieważ stoją im na drodze różne przeszkody, to nie mogą być szczęśliwi.

— Zapomniałeś jednak, przyjacielu, o dwóch istotnych rzeczach. Miłość romantyczna to uczucie dogłębne, ale bardzo krótkotrwałe, bo zwieńcza je samobójstwo jednego z bohaterów. Obawiam się, że ja już to samobójstwo popełniłam.

— Więc skoro żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, a nie dziewiętnastym, to może pasowałoby coś z tym zrobić?

— A na pewno będę w stanie zrobić dużo właśnie teraz, kiedy jawnie z nich zakpiłam, ośmieszyłam, a do tego oszukałam i przechytrzyłam. Wiesz co, Harry? Ja naprawdę mam wrażenie, że wiszę na pętli i nie potrafię nic zrobić.

— Prawdziwy filozof zadałby sobie teraz pytanie, dlaczego to zrobiłaś i co tobą kierowało.

— A nie policjant?

— Nie mieszajmy w to policji. Skoro wspominamy czasy odległe od naszych, to dlaczego nie cofnąć się do starożytności? Powiem ci tak, zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.

— Harry...

— Nie Harruj mi tu! Oni ci wybaczą, oboje, jeszcze wspomnisz moje słowa i zobaczysz na własne oczy. Kierowała tobą nie tyle mściwość, ile chęć ochrony ich obu przed samą sobą. Wybuchłaś, poniosły cię emocje i bałaś się, żeby nie zburzyć niczego, co między wami powstało.

— A co jeśli jednak nie?! Jestem kobietą impulsywną, ale oni mnie nie znają tak jak ty! Nie są w stanie określić i odpowiednio ocenić tego, co się ze mną dzieje! Może już straciłam wszystko i to na zawsze!? Nic nie poradzę na to, że coś cholernie magnetycznego przyciąga nas do siebie do tego stopnia, że nie muszę ich dogłębnie poznawać, ażeby się do niego przekonać. Zakochałam się, nie posiadając żadnej wiedzy i to właśnie boli!

— Oddychaj. Camilla, nie możesz ciągle żyć jakimiś dziwnymi przekonaniami.

— Chyba jednak chce nimi żyć. Co ja sobie myślałam, przecież to nie ma absolutnie żadnego sensu!

— A może ma, ale trzeba na to popatrzeć z innej strony? Popatrz na pieniądze, one zawsze mają dwie strony. Zresztą popatrz na samą siebie! Ty masz tysiące oblicz i masek. Każdemu prezentujesz coś innego, ale posiadającego wspólny wątek. Dla Leo jesteś kochającą, ale nieobecną matką, a dla jego babci zimną i pozbawioną skrupułów kobietą. Zauważ, jak dobrze potrafisz manewrować swoimi emocjami, gdy spotykasz się z nimi.

— Zrozum do cholery, że to nie jest to samo!

— To mi to wytłumacz! Pobawmy się w lekarza i pacjenta! Ja będę lekarzem, bo jestem ten fajniejszy, starszy i wiem więcej od ciebie, a ty będziesz moją pacjentką. Zrobimy ci taką analizę psychologiczną i na tej podstawie nakreślimy twój portret. Powiedz mi na początek, jak to się stało, że zakochałaś się w Michale Morningstarze?

— Naprawdę musimy się w takie coś bawić? Skoro tak, to dobrze. Gdy tylko wkroczył do mojego gabinetu, poczułam coś dziwnego. Byłam po nocnej zmianie i zwyczajnie odliczałam minuty do pójścia do domu. Od początku wydawało mi się, że to ktoś niezwykły i nie przyszedł do mnie wcale z powodu nosa. Błagam, ten nos dodaje mu uroku!

Harry zaśmiał się cicho i popatrzył na mnie czule.

— Dalej, Camillo. Prosimy dalej!

— Próbowałam zwyczajnie to olać. Nie można przecież pozwolić sobie na coś takiego w pracy! Na dodatek, potem doszły do tego problemy związane z otaczającymi nas ludźmi. Zapomniałam o nim i o tym wszystkim, co naprawdę zaczynało się we mnie rodzić. Uświadomiłam sobie, że to błąd, gdy spotkałam go wtedy w klubie. Prawdziwy przywódca, który gdyby tylko chciał, mógłby pociągnąć za sobą tłumy bez większego wysiłku. Spodobał mi się jeszcze bardziej, gdy pokazał mi, że wcale nie jest taki, za jakiego go obierałam. Wiesz, nachalny, dziany elegancik, który uważa, że kobieta to rzecz, którą można zdobyć, pobawić się nią jak lalką, a na końcu wyrzucić. Ostatecznie moje uczucia uświadomiła mi Chloe, gdy podczas tego cholernego przesłuchania, zaczęła mi zarzucać, że zakochałam się w jej chłopaku.

— A nie masz wrażenia, że to wszystko jest jakby zaaranżowane i sterowane przez kogoś? Popatrzmy na Lucyfera! Co o nim sądzisz?

— Harry, to chłopak mojej siostry.

— Zapytałem, co o nim sądzisz.

— Lubię go. Jest dokładnie taki jak ja, impulsywny, sprawiający wrażenie trochę oschłego, ale w głębi duszy coś czuję, że jest to osoba godna zaufania. Zresztą to przecież diabeł, jak można mu nie ufać, gdy człowiek podpisuje cyrograf? Stara się przedstawić jako egoista, ale widzę, że dla Chloe jest w stanie zrobić wiele.

— Co ci się w nim podoba?

— To chłopak mojej...

— Tak, tak. To chłopak twojej siostry. Pytam czysto teoretycznie!

— Mamy dwie płaszczyzny Harry, jeśli chodzi o tę zewnętrzną, to sam jego styl ubierania jest dla mnie piękny! Dodatkowo ma wspaniałe oczy i akcent, przez co odbieram wrażenie, że mogłabym się zatracić w nich bez końca!

— A ta wewnętrzna?

— Podoba mi się to, że stara się być jak najlepszą wersją samego siebie. Sprawia wrażenie, jakby był niezrozumiany przez braci i ojca, ale chyba dokładnie tak jest. Nawet nie wiesz, jak bardzo go rozumiem...

— Zdaje sobie sprawę. To tutaj Camillo — poinstruował mnie Harry i pokazał biały dom po prawej stronie ulicy.

— Widzę. Moja pamięć nie jest jeszcze taka słaba — mruknęłam, spoglądając na mężczyznę z przekąsem, włączyłam kierunkowskaz, rozejrzałam się na obie strony i wjechałam na posesję kobiety. Brama była otwarta, więc najpewniej Flora się nas spodziewała.

— Wrócimy do tej rozmowy. Ty chyba naprawdę coś masz do tych braci.

— Boję się, że jednak to uczucie nie jest stałe... Przynajmniej w jego wypadku.

— Nie martw się, będzie dobrze. — Harry poklepał mnie po ramieniu, uśmiechnął się i wysiadł z auta.

Uśmiechnęłam się lekko i również opuściłam pojazd. Zamknęłam drzwi i nagle nieoczekiwany ból przeszedł po mojej twarzy.

— Ała! — krzyknęłam, pochylając się z ogromnego bólu i równocześnie zakrywając twarz rękami.

— Camilla, wszystko z tobą dobrze!? — zapytał przestraszony Harry, dobiegając do mnie.

Kurczowo trzymając dłoń na twarzy, uniosłam głowę i powolnym ruchem odkryłam dłoń.

— Boże, Camilla. — Harry położył dłonie na swoich ustach i popatrzył na mnie z przestrachem.

Szybkim ruchem wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i przejrzałam się w nim. Przez długość połowy mojej twarzy rozciągała się okropna blizna.

— Harry, chyba coś okropnie złego dzieje się w Los Angeles. Cholera jasna, po co ja ich tam wysyłałam!

— Pokaż to lepiej!

Harry powoli ujął mój podbródek i rzucił okiem na szramę, która wydawała się okropnie starą.

— Nie wiem, o co tu chodzi, ale obawiam się, że przez te dwadzieścia osiem godzin stało się coś złego — potwierdził moje przypuszczenia przyjaciel.

— Biegnij do Flory, a ja zadzwonię do Chloe.

— Nie jestem przekonany, żeby to był dobry pomysł.

— Masz jakiś lepszy?

— Nie, ale może lepiej na razie się wstrzymaj z tą decyzją.

Popatrzyłam na swój zegarek i sprawnym ruchem najpierw go odblokowałam, a potem sprawdziłam na nim lokalizację obu mężczyzn.

To dziwne, ale na mapie widoczny był tylko Lucyfer. Nacisnęłam na jego ikonkę, westchnęłam głośno i lekko się uśmiechnęłam. Kliknęłam słuchawkę i zadzwoniłam do niego.

— Camilla, chodź szybko! Musisz coś zobaczyć! — zawołał Harry, wybiegając z domu Flory.

— Co się stało, Harry? Dlaczego jesteś taki przerażony? — zapytałam, podchodząc szybko do trzęsącego się ze strachu mężczyzny.

— Flora, ona... ona...

— Harry, co z nią?!

— Ona nie żyje!



Dobry wieczór! Witam was w kolejnym, dość krótkim rozdziale.

Zapowiadałaś i obiecywałaś im coś innego...

Zamknij się. Owszem, pierwotnie to ten rozdział miał mieć około siedmiu tysięcy słów, ale podzieliłam go na dwa, zgodnie z radą mojej bety. 

Może dziewczyna się przeraziła taką epopeją.

Możesz się zamknąć? Koniec roku szkolnego to bieganie za lepszymi ocenami, pisanie zaległych testów, kartkówek, sprawdzianów... Pomimo tego, że moja sytuacja wydaje się okropnie czysta i mojej średniej 5.35 lub 5.42 nic nie zagraża, to muszę upewniać nauczycieli w fakcie, że wszystko umiem i tym sposobem przez dwa tygodnie robiłam projekt na geografię o Stanach Zjednoczonych, uczyłam się na test działowy z chemii, historii, biologii, matematyki... Biegałam za Raskolnikowem po ulicach Petersburga, pomagałam kolegom w bezpiecznym przejściu do następnej klasy, organizowałam Dzień Dziecka, prowadziłam Dni Otwarte w swojej szkole, stałam się stałą bywalczynią dywaniku Pani Dyrektor (ostatnio to ląduje tam trzy razy dziennie, ale z przyczyn organizacyjnych), poszukiwałam historii, zapisanej na murach naszej szkoły, a obecnie prowadzę spotkania z klasami ósmymi, oprowadzam po szkole i jestem prawą ręką pani dyrektor, a do tego po szkole opiekuję się młodszym bratem. Wszystko to zmusiło mnie, do porzucenia mojego spokojnego trybu pisania, gdzie to siadałam wieczorem na godzinkę lub dwie i pisałam czasami nawet rozdziały dłuższe od tego. Ten tydzień, pomimo wszystko był wyjątkowo obfity w wenę, dlatego kiedy tylko mogę siadam i pisze i muszę przyznać, że druga część tego cuda, ma już ponad cztery tysiące słów. Muszę przyznać, że nawet "Lucyfera" oglądałam na raty! Szczerze przyznam, że nie obyło się bez płaczu, ale mam dziwne wrażenie, że któryś z scenarzystów kradnie mi pomysły z głowy, haha. Zobaczymy się, zapewne już niedługo, bo konferencja już w przyszły poniedziałek, powinna wreszcie sprowadzić moich nauczycieli na ziemię, ale myślę, że będę pisać jak tylko będę mogła (wpierw muszę nauczyć matematyki ziomeczków, którzy są kumaci, ale do szczęścia trzeba im się nauczyć czytać tablice). Ściskam was cieplutko! v

Serdecznie dziękuję wolfagata_

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro