Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-16-

Najszybciej jak mogłam, dopiłam swoją kawę, chwyciłam kanapkę i uprzątnęłam po sobie naczynia. Wzrok Michała wydawał mi się ciężki niczym ołowiany fartuch. Nie bałam się go, ale jakaś część mnie zwyczajnie ułożyła sobie swój własny alternatywny przebieg wydarzeń, dlatego jak najszybciej chciałam zostać sama i uspokoić myśli.

— Dziękuje za śniadanie, ciociu, było pyszne! — rzuciłam szybko, gdy przekroczyłam próg drzwi prowadzących na korytarz.

— Zjadłaś tyle, co wróbel napłakał, ale niech ci będzie — powiedziała z przekąsem w głosie kobieta.

Szybko pokonałam schody, a gdy dopadłam do drzwi wejściowych mojego pokoju, z impetem nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, zamykając za sobą skrzydło. Oparłam się plecami o drzwi i mocno odchyliłam głowę do tyłu. Sama nie wiem, dlaczego tak na to wszystko zareagowałam. Byłam zdenerwowana, a może raczej bałam się braku zrozumienia?

W swoim życiu cierpiałam długo i często. Z pięciu moich dotychczasowych chłopaków tylko z jednym rozstałam się ugodowo i właściwie to z przymusu. Z ojcem mojego dziecka. Reszta niejednokrotnie pokazywała mi, że każdy z nich jest prawdziwym samcem alfa i to oni wytyczają odpowiednie dla siebie samych szlaki, które równocześnie pokrywają się ze ścieżkami kilkunastu innych kobiet.

Westchnęłam głęboko, stanęłam na równe nogi i podeszłam do swojej torby. Wyciągnęłam z niej czarnego laptopa i szachy, które w tajemnicy przed Chloe zwinęłam z materiałów dowodowych. Zapewne gdy się o tym dowie, zabije mnie zaraz po tym, jak moja noga postanie na amerykańskiej ziemi. Czułam jednak, że one były okropnie ważne dla całej tej spawy.

Powolnym ruchem zdjęłam ze stolika kawowego wazon i przestawiłam go na biurko. Rozłożyłam grę, a gdy skończyłam, jeden z hetmanów się poruszył. Popatrzyłam na planszę i oceniwszy ją wzrokiem, wysunęłam do przodu wcześniej odsłoniętą wieżę. Ruch przeciwnika był natychmiastowy — włączył do gry gońca. Uśmiechnęłam się mimowolnie i podniosłam swojego konia, którym natychmiastowo zbiłam pionka drugiego gracza.

— Doprawdy udał mi się ten ruch — mruknęłam pod nosem, dalej uśmiechając się lekko.

Westchnęłam zadowolona z siebie i wzięłam do rąk laptopa. Usadowiłam się wygodnie na łóżku i otworzyłam urządzenie. Nieoczekiwanie na klawiaturze przyklejona była mała, żółta karteczka z zapisanym czarnym długopisem napisem:

Ps 126: 5-6

Westchnęłam głęboko i przygryzłam wargę. Wiedziałam, że będę musiała poprosić Michała o pomoc, ale chyba nie byłam na to gotowa. Odkleiłam kartkę, zgięłam ją na pół i położyłam na szafce nocnej stojącej obok łóżka.

Gdy rozprawiłam się z papierkiem, włączyłam urządzenie i włożyłam sobie dłonie we włosy, delikatnie je mierzwiąc. Chwilę później moim oczom ukazał się komunikat z prośbą o wpisanie hasła, a potem ekran startowy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą drugą trzynaście.

— Leo, pewnie dopiero przysiadł do komputera. — mruknęłam pod nosem, wchodząc w aplikację umożliwiającą wideo rozmowy. Odczekałam moment, zalogowałam się i zupełnie nagle na ekranie wyświetliło mi się przychodzące połączenie. Uśmiechnęłam się lekko i kliknęłam zieloną słuchawkę.

— Hejka, mamo! — powiedział mały brunet, poprawiając swoje czarne okrągłe okulary na nosie.

— Cześć, skarbie! Jak się czujesz? Co dzisiaj robiłeś? — zapytałam z uśmiechem na ustach.

Pięciolatek uśmiechnął się miło i zaczął opowiadać.

— Dzisiaj byliśmy z tatą na dniu otwartym w przedszkolu. Szkoda, że cię nie ma w Ameryce... — dokończyło cicho dziecko, uciekając gdzieś wzrokiem.

— Kochanie, przecież wiesz, że mamusia musiała wyjechać. Jak wrócimy, to ja i wujek Harry gdzieś cię zabierzemy — rzekłam przekonująco, patrząc na chłopczyka.

Maluch na wzmiankę o swoim ojcu chrzestnym wyraźnie się rozchmurzył.

— Ale tata będzie mógł z nami jechać? — zapytał, z nadzieją spoglądając swoimi dużymi niebieskimi oczami w kamerkę komputera.

— Pewnie, skarbie. Jak było na dniach otwartych?

— Cudownie! Byliśmy tam razem z rodzicami Marinette! Mamo, ja się chyba zakochałem — dokończył rozmarzonym głosem, wyraźnie się przy tym rumieniąc.

Chyba faktycznie czuł coś do tej osoby.

— W kim, kochanie? Czyżby właśnie w niej? — zapytałam, spokojnie badając wyraz twarzy młodzieńca.

Ten, gdy tylko usłyszał moje pytanie, zaczął szybko przecząco kręcić głową.

— Nie! Mamusiu, my jesteśmy tylko przyjaciółmi, a ja nigdy nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni! Zakochałem się w pewnej blondynce, która nazywa się Rose! Jest taka wspaniała... — Pięciolatek delikatnie oparł głowę na swojej dłoni i westchnął z rozmarzeniem, najprawdopodobniej wspominając swoją ukochaną.

— Jakbym widziała twojego ojca w młodości — powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.

Między nami zapadła chwilowa cisza, którą nieoczekiwanie przerwał Leo, zadając dziwne pytanie.

— Mamo, a czy jeśli babcia by umarła, to wróciłabyś do nas?

— Skarbie, po pierwsze nie wolno nigdy tak mówić. Twoja babcia zasługuje na szacunek z twojej strony, dlatego powinieneś go jej należycie okazać.

— Mamo, ale ja wiem, że to wszystko jest jej wina! — Leo rozłożył dziwnie ręce, ukazując stopień swojego zdenerwowania, i westchnął głęboko.

— Kochanie, nie trzeba osądzać nikogo bez dowodów. Zapamiętaj to raz na zawsze — powiedziałam, dobitnie intonując każde słowo, ze szczególnym naciskiem na frazę „bez dowodów".

— Ale ja mam dowody. Zresztą tata mi o tym wszystkim ostatnio opowiedział — zapewnił szybko pięciolatek, nerwowo oglądając się za siebie, dokładnie tak, jakby miał się tam za chwilę ktoś pojawić i wyłączyć mu urządzenie.

Westchnęłam ciężko i przetarłam dłonią zmęczone oczy.

— Posłuchaj, pożyjemy i zobaczymy, jak to wszystko się ułoży — odparłam z lekkim, udawanym uśmiechem.

Dziecko najwidoczniej domyśliło się, że jest to dla mnie dość ciężki temat, dlatego odpuściło sobie wywodzenie dalszych argumentów.

— Dobrze, mamo. Przyjedziesz do nas na święta?

— Twoja babcia chyba mnie nie wpuści do domu, podobnie jak rok temu, więc pewnie nie.

— A gdybym do ciebie przyjechał z tatą, to spędzilibyśmy te święta razem?

— Oczywiście, kruszynko. Myślę, że dołączyłby się do nas i wujek Harry, i ewentualnie moja siostra z partnerem i córką.

— Jak to twoja siostra? Przecież mówiłaś...

— Pogodziłam się z nią ostatnio. Jeśli faktycznie jej ukochany wytrzyma z nią na dłuższy dystans, to będziesz miał świetnego wujka — mruknęłam, szybko odwracając głowę w stronę dziwnego dźwięku, który dochodził zza drzwi.

— A jak on się nazywa? — zapytało zaciekawione dziecko, dodatkowo wychylając się, aby móc dostrzec, na co w tym momencie patrzę.

Nieoczekiwanie w progu stanął Michał. Uśmiechnął się lekko, uważnie na mnie spoglądając, i szybkim krokiem podszedł z determinacją do łóżka, a następnie położył się na nim tuż obok mnie.

— Mamo! Jak się nazywa mój nowy wujek? — ponowiło pytanie lekko zdenerwowane dziecko.

— Lucyfer, Lucyfer Morningstar, młody człowieku — odpowiedział Michał, ubiegając mnie, Natychmiastowo podniósł się do pionu i usiadł tuż obok mnie, ciekawsko zaglądając w kamerę laptopa.

— Lucyfer? Tak jak ten upadły anioł? — zapytał zdziwiony chłopiec, który wyraźnie nie był do końca przekonany odpowiedzią mojego partnera.

— To akurat jest jego brat bliźniak kochanie, Michał — mruknęłam, biorąc z szafeczki kartkę.

— Cześć, wujku Michale! — Leo uśmiechnął się i pomachał energicznie mężczyźnie.

— Hej... — odparł z uśmiechem anioł.

— Leo — dokończyłam szybko, przygryzając wargę i sprawdzając ustawienia w laptopie.

— Hej, Leo! — powtórzył Michał.

— Mamo, ten wujek wygląda na fajnego — skwitowało dziecko.

— Nie widziałeś jeszcze tego drugiego wariata. Gdybyś mógł, to zerknij na to — mruknęłam, podając karteczkę mężczyźnie.

— Jasne — odparł, ochoczo odwijając kartkę, którą wcześniej zgięłam na pół.

— Mamo, a po co ci oni? — dopytał okularnik, robiąc przy tym zaciekawioną minę.

— Bo moja siostra boi się, że coś zepsuje, więc Lucyfer to taki trochę jej szpieg, a Michał jest tu ze względu na mnie.

Anioł zaśmiał się cicho i dalej uważnie udawał, że studiuje zawartość karteczki.

— Mamo, a dlaczego on ma jedno ramię wyżej? Czy to skolioza strukturalna? — zapytał młodzieniec, przypatrując się uważnie każdemu ruchowi mężczyzny.

— Co to jest? — zapytał anioł, delikatnie podnosząc wzrok i spoglądając na mnie porozumiewawczo.

Niestety Leo źle odczytał słowa, które Michał skierował w moją stronę.

— Skolioza to trójwymiarowa deformacja kręgosłupa i tułowia. A sama skolioza strukturalna objawia się dość znaczne, bo wykazuje utrwalone zmiany w budowie poszczególnych kręgów, całego kręgosłupa i tułowia — zaczął powoli młodzieniec, co chwilę poprawiając okulary.

— Tak, masz rację — powiedziałam, jednocześnie lekko się uśmiechając.

— No i mamo nie wolno zapomnieć, że zauważa się, że osoby z tego rodzaju deformacją cierpią na takie współistniejące nieprawidłowości jak asymetryczna struktura pnia mózgu, zaburzenia czucia i równowagi. Podkreślono także rolę czynników genetycznych w rozwoju zaburzeń osiowych kręgosłupa, co potwierdza tendencja skoliozy wśród osób uprawiających bieganie — dokończył na jednym wdechu.

— Kupowanie ci tej encyklopedii na urodziny chyba było moją najlepszą inwestycją — odparłam i zaśmiałam się cicho, patrząc na szczerzącego się do kamery pięciolatka.

— Wiesz przecież, że ja chcę być taki jak ty! Lubię pomagać ludziom, a biologia i chemia to już sprawy podrzędne.

— Jestem z ciebie dumna, kochanie.

Nieoczekiwanie drzwi do pokoju otworzyły się ponownie, ale tym razem stanął w nich Harry z obrażoną miną.

— Camilla, jesteś kłamcą! Gdzie to uprawiasz takie rozmowy beze mnie? Jak ja cię zaraz... — powiedział i zaczął powoli podchodzić do mojego spokojnego azylu, jakim było łóżko.

— Wujek Harry! — zawołał Leo.

— Cześć, mały! — Harry przyspieszył kroku, a gdy znalazł się już tuż obok mnie, szybko zabrał mi laptopa z rąk i uśmiechnął się miło do kamery. — Twoja mama powinna dostać porządny ochrzan, nie sądzisz? Mnie nie powiedzieć, że zaraz będzie z tobą rozmawiać? Mnie! Czuję się okropnie z tym faktem, Camilla. Zawiodłem się na tobie jak na nikim innym — mówił, spoglądając na mnie gniewnym wzorkiem, który chwilę później zelżał i zamienił się znowu w ten, do którego przywykłam.

— Oddawaj mi tego laptopa — burknęłam, zakładając sobie ręce na wysokości piersi.

— Zaraz się zacznie — mruknął roześmiany Michał.

— Wujku, a gdzie wy teraz jesteście? — dopytało niestrudzenie dziecko.

— W Niemczech, kolego, ale spokojnie. Jutro już wyjeżdżamy z tego okropnego kraju. Thomas ma okropne szczęście, że jego żona pochodzi ze Szwajcarii, a nie z tego dziwnego państwa. Mam nieodparte wrażenie, że tu mieszkają jakieś bisy! — powiedział Harry, robiąc przy tym tak głupie miny, że Leo prawie kładł się na biurku ze śmiechu.

— Z całą pewnością piekło znajduje się tuż pod twoimi nogami, więc nie skacz, bo wpadniesz do takiej dziury, z której nie będę cię już w stanie wyciągnąć — skwitowałam, patrząc na lekarza z uśmiechem na ustach.

— Widzisz Leo? Twoja mama kiepkuje sobie ze mnie cały czas!

Popatrzyłam na mężczyznę porozumiewawczym wzrokiem, na co ten mrugnął tylko szybko i wstał z laptopem.

— Porywam cię od mamy na dziesięć minut. Niech płaci za taką zniewagę mojej skromnej osoby, srogo! — Mężczyzna wstał z łóżka, wystawił mi język i powolnym krokiem zaczął zbliżać się do drzwi wyjściowych.

— Harry, daj mi go na chwilę. — Powoli wstałam z łóżka i podeszłam do niego.

— Ani mi się... — zaczął mężczyzna, jednak w tym czasie zdążyłam już dopaść do jego ramienia i sprawnym ruchem go zatrzymać.

— Kochanie, jak już skończysz rozmawiać z wujkiem, to idź spać, dobrze? U nas słoneczko dopiero wstało, ale u was jest już późno, a ty jesteś jeszcze malutki i potrzebujesz dużo snu.

— Dobrze, mamo, ale zadzwonisz jeszcze?

— Oczywiście! Kiedy tylko znajdę wolną chwilę!

— Kocham cię, mamo.

— Ja ciebie też, Leo, a teraz uciekajcie. Tylko, na litość boską, Harry, nie męcz mi dziecka przez dwie godziny, macie dwadzieścia minut — mruknęłam, obdarzając przyjaciela gniewnym matczynym wzrokiem.

— Wybacz młody, ale twoja mama ma rację. Salut! — Mężczyzna szybko wyszedł z pomieszczenia i zostawił mnie w towarzystwie anioła.

— Masz dziecko — powiedział, poprawiając się na łóżku mężczyzna.

— Co w tym takiego dziwnego? Miałam męża, mam i dziecko — mruknęłam i usiadłam obok niego. Przeciągnęłam się powolnie, niczym kot, i uśmiechnęłam się smutno.

— Dużo masz jeszcze takich zaskakujących asów w swoim rękawie? — zapytał, delikatnie się podnosząc. Gdy już spokojnie zajął pozycję siedzącą, łagodnie złapał za końcówki moich włosów i zaczął się nimi bawić, dotykając ich tak, jakby nie były stworzone z kreatyny, ale jakiegoś mistycznego szkliwa, które nawet pod najmniejszym muśnięciem dłoni może rozpaść się na tysiące drobnych kawałeczków.

— Chyba i tak nic nie przebije twojego asa, który przez przypadek, a może i nie, odsłonił przede mną twój brat — mruknęłam, delikatnie odchylając głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy.

— Ponowie swoje pytanie, Camillo. — Mężczyzna zostawił moje włosy i delikatnie pociągnął mnie na materac, tak abym była w stanie leżeć i patrzeć w jego cudowne, brązowe oczy. — Ile jeszcze rzeczy, które wprawią mnie w zadziwienie i smutek, masz w swoim życiu?

— Mnóstwo, Michale Morningstarze. Tysiące, może nawet setki tysięcy czy miliony. Jeśli ci to przeszkadza, to zapraszam do opuszczenia tego pomieszczenia. Poradzę sobie sama — mruknęłam i szybko wstałam z mebla, odwracając się do mężczyzny plecami.

— Którzy we łzach sieją, żyć będą w radości. Postępują naprzód wśród płaczu, niosąc ziarno na zasiew: Z powrotem przychodzą wśród radości, przynosząc swoje snopy — powiedział Michał, badając mnie uważnie wzrokiem.

— Chcesz mi coś zaaluzjować? Myślisz, że mnie odkryłeś? — zapytałam zdenerwowana i szybkim ruchem odwróciłam się w kierunku mężczyzny, który ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu stał tuż za mną, przez co wlepiłam nos w jego klatkę piersiową, na co on sam zareagował serdecznym uśmiechem.

— To cytat z kartki, ale jeśli tak grasz, to myślę, że właśnie pokazałaś mi jakiegoś jupka. — Anioł uśmiechnął się lekko, ukazując rząd swoich białych, idealnych zębów. Położył swoją dłoń na moim ramieniu i lekko mnie do siebie przyciągnął.

— Człowiek jest niczym rzeczownik. Rządzą nim przypadki — odparłam i spuściłam wzrok na swoje buty.

— Aniołku — zaczął brunet i delikatnie uchwycił w dłoń mój podbródek — nie chcę się z tobą kłócić i wcale nie jestem zdenerwowany faktem, że posiadasz dziecko, ale chyba powinniśmy się poważnie rozmówić. Pokażmy obydwoje swoje karty, tu, teraz. W tym, jak to powiedział Harry, „okropnym kraju, w którym mieszkają bisy".

— Niemcy są piękne, ale Harry zawsze znajdzie sobie jakąś dziurę w całości. — Uśmiechnęłam się i popatrzyłam na mężczyznę, którego też rozbawiła anegdotka.

— Troszkę już żyję i uwierz mi, że żadna kobieta nie zaintrygowała mnie do tej pory tak bardzo jak ty — powiedział, ujmując moją dłoń w swoją drugą rękę, która dotychczas umieszczona była na moim ramieniu.

— Jesteś najwyższym z aniołów i mówisz mi takie rzeczy. Chyba aniołom nie wypada kłamać.

— Ale czy ktokolwiek mówi, że ja kłamię?

— Nie dasz mi spokoju?

— Nie jestem tak nachalny jak mój brat, ale uważam, że dobrze jest przed czymkolwiek poważniejszym poznać się wzajemnie.

— A dlaczego myślisz, że się w tobie zakocham?

— Bo już to zrobiłaś. Udowodniłaś mi to, gdy mnie pocałowałaś na balkonie, wczoraj.

— Usiądźmy. Masz rację, nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. To coś dziwnego i jednocześnie tak bardzo...

— Magnetycznego? Tak, zdecydowanie tak... Ale zapewniam, że nie jest to związane z faktem mojego boskiego pochodzenia.

— Wiesz, sam twój wygląd porywa niejedną kobietę, a co dopiero boskie pochodzenie, które daje ci dodatkowe ułatwienia.

— Więc może opowiedz mi o sobie, tak szczegółowo. Opisz mi swoje doświadczenia, opowiedz jakieś ciekawe historie, powiedz coś o swoim życiu uczuciowym.

— Pod warunkiem, że ty też to zrobisz — odparłam i wbiłam mężczyźnie palec wskazujący prawej dłoni w miejsce serca.

Archanioł zaśmiał się i ponownie złapał mnie za rękę, a następnie przyciągnął ją sobie do ust i złożył na niej czuły pocałunek.

— Oczywiście, przecież powiedziałem.

Mimowolnie uśmiechnęłam się, usiadłam na łóżku i poklepałam miejsce obok siebie. Zamknęłam odruchowo oczy, a gdy poczułam, że materac ugiął się pod ciężarem dobrego ducha, rozpoczęłam swoją opowieść.

— Może zacznę od samego początku. Urodziłam się podobno zupełnie niechciana przez matkę. Jedno dziecko było dla niej wystarczająco dużym ciężarem, a co dopiero dwójka. Moim wychowaniem zajął się ojciec i to właśnie on stał się moim pierwszym i zarazem jednym rodzicem. Potem sprawy potoczyły się szybko, tata został zastrzelony, a ja zostałam sama jak palec. Matka zajęła się Chloe i jej karierą aktorską, a mnie zostawiła samej sobie. Radziłam sobie z tym, bo, jak wiadomo nie od dzisiaj, na ból istnieje wiele lekarstw. Dostatecznie przybiła mnie strata ojca, więc nie zwracałam uwagi na takie błahostki. Zatraciłam się w książkach, mogę ci na pamięć wyrecytować poszczególne rozdziały książek Agathy Christie... A potem powiedziałam o tym Chloe. Tamta wpadła w szał i krótko i zwięźle wytłumaczyła mi, żebym nie zabierała jej butów, bo i tak są zbyt duże.

Otworzyłam oczy i popatrzyłam badawczym wzrokiem na mężczyznę, który uważnie mi się przypatrywał.

— Może... — zaczął powoli, jednak ubiegłam go i sprawnym ruchem przyłożyłam mu palec do ust.

— Nie, sam powiedziałeś, że urządzamy sobie... poranek szczerości. Stwierdziłam, że skoro nie mogę już nawet decydować o tym, kim zostanę w przyszłości, to zostawię to wszystko w spokoju. Z pomocą brata taty, a zarazem mojego chrzestnego, najpierw zamieszkałam w Chicago, a gdy już skończyłam szkołę średnią, wyjechałam do Polski. Dostałam się tam na najbardziej prestiżowy uniwersytet i łączyłam naukę z pracą. To zabawne, ale właśnie wtedy poznałam mojego męża. Zdałam z wyróżnieniem i wróciłam do Ameryki, osiedliłam się w Los Angeles. Pewnego dnia Tom oznajmił mi, że musimy poważnie porozmawiać. To właśnie wtedy wtajemniczył mnie w te całą chorą sektę... Od tamtego czasu wszystko się jakoś toczyło...

— Mam wrażenie, że to wszystko ogólniki. Tak jakbyś wcale nie chciała się otwierać przede mną, ani przed nikim innym — zauważył mężczyzna, ujmując delikatnie moją dłoń.

— Dobrze, opiszę ci kilka sytuacji szczegółowo, wybierz sobie coś z tego wachlarza kart — odparłam, spoglądając na swoją dłoń.

— Opowiedz mi szczegółowiej o twojej przyjaźni z Harrym.

— Z Harrym? No dobra, to wszystko zaczęło się w Los Angeles...

Los Angeles, pięć lat wcześniej

— Cholera jasna, jak można być, aż tak niezdecydowanym — mruknęła blondynka, stojąc jako druga w kolejce do kasy.

Tuż przed nią stał mężczyzna, który niestrudzenie starał się dowiedzieć, w której z dziesięciu wybranych przez siebie bluzek będzie wyglądał najlepiej. Kobieta westchnęła cicho i z lekkim zdenerwowaniem wypisanym na twarzy co chwilę spoglądała na zegarek.

„Jak tak dalej pójdzie, to moja rozmowa kwalifikacyjna przepadnie" — pomyślała szybko dziewczyna, spoglądając na bruneta uważnym wzrokiem.

— Przepraszam, czy może się pan pośpieszyć?

Mężczyzna udał jednak, że nie słyszał uwagi kobiety i dalej zadręczał kasjerkę wyborem odpowiedniej kreacji.

— Cholera jasna, najlepiej ci, bałwanie, w czarnym i żółtym! Weź sobie te dwie bluzki i spadaj już! — wyrwało się blondynce, która najwidoczniej nie umiała już dłużej skrywać tłamszonej w sobie złości.

Ciemnowłosy odwrócił się szybko w jej kierunku, uśmiechnął się lekko i odparł:

— Cudownie, w takim wypadku poproszę czarną i żółtą.

— Płatność gotówką czy kartą? — zapytała spokojnie kasjerka.

— Hm, no nie wiem. A czym pani wygodniej? — Okularnik oparł się delikatnie o blat kasy i spojrzał na kobietę zalotnym wzrokiem.

— G... gotówką — odparła zapeszona kobieta.

— W takim wypadku, zapłacę kartą.

Momentalnie cały urok sytuacji minął, a zszokowana zuchwałością klienta kasjerka, odwróciła głowę, przyprawiła sobie obrażoną minę i podała niechętnie terminal. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni portfel i zbliżył go do urządzenia, które momentalnie sczytało kartę w nim umieszczoną.

— Dziękuję i do widzenia. Żegnam również panią złośnicę — powiedział ciemnowłosy, puszczając Camilli oczko. Spokojnie zebrał z lady swoje zakupy i ruszył ku wyjściu z obiektu.

— Spieprzaj, dupku — mruknęła pod nosem kobieta.

***

— Dzień dobry, pani Camillo, nie dobrze jest się spóźniać na rozmowę kwalifikacyjną — powiedział spokojnie starszy mężczyzna, pobłażliwie patrząc na młodą kobietę, która właśnie weszła przez białe drzwi.

Na oko pięćdziesięcioletni ordynator oddziału i zarazem dyrektor szpitala, skrupulatnie przemknął wzrokiem po całym ciele Camilli, zatrzymując się ostatecznie na twarzy kobiety. Chciał chyba wyczytać z niej jakiekolwiek emocje, ale nic prócz zdenerwowania i lekkiego zakłopotania nie było na niej widoczne.

Skinieniem głowy nakazał młodej lekarce zajęcie miejsca naprzeciw siebie, a następnie oparł się wygodnie na krześle i położył dłonie na biurku.

— Dzień dobry, panie dyrektorze. Wiem o tym aż za dobrze, ale niestety to wszystko wina pewnego mężczyzny, który nie był w stanie wybrać sobie odpowiedniej bluzki — mruknęła cicho kobieta, zajmując miejsce naprzeciw przyszłego przełożonego.

— Jakbym słyszał opowieść o moim synu! Ten ma całą szafę ubrań i dalej nie ma w czym chodzić! — Lekarz zaśmiał się i popatrzył na Camillę. Po chwili odchrząknął i wyciągnął z biurka białą teczkę.

— Do rzeczy, czytałem pani CV, szczerze powiedziawszy, jestem pozytywnie zaskoczony, ale żeby panią przyjąć, muszę zobaczyć, jak poradzi sobie pani w kilku sytuacjach. Najważniejsza rzecz, to oczywiście pierwsza pomoc, a potem opiszę pani jakieś schorzenia i na podstawie mojego opisu, będzie pani musiała powiedzieć mi, na co cierpi pacjent.

— Oczywiście, to całkowicie normalne i zrozumiałe.

Zupełnie nagle drzwi do gabinetu powoli się otworzyły i stanął w nich ciemnowłosy mężczyzna, którego Camilla już doskonale znała.

— Tato, wybacz, że ci przeszkadzam, ale...

— Harry, jestem zajęty, mam nadzieję, że to naprawdę coś bardzo ważnego. Skoro jednak już przyszedłeś, to się poznajcie. Pani Camillo, to mój syn, Harry. Harry, to najprawdopodobniej nasza nowa lekarka, pani Camilla Decker.

Kobieta szybkim ruchem odwróciła się, a gdy ujrzała znajomą twarz, przybrała obojętną i prawdziwie profesjonalną minę.

— Zresztą, przyjdę później — mruknął szybko lekarz i zniknął z pola widzenia.

— Pana syn ma wyjątkowo trudny gust — mruknęła kobieta, ponownie odwracając się twarzą do siedzącego za biurkiem mężczyzny.

— Prawda? Po czym pani to stwierdza?

— Bo stałam przed nim w kolejce przez trzydzieści minut, a on nie potrafił się określić, którą bluzkę kupuje.

— To dobry chłopak, ale się trochę pogubił w życiu. Przekonasz się o tym, kiedy zaczniesz z nim pracować. Ten kardiochirurg potrafi naprawiać serca, ale niestety równie dobrze umie je łamać...

— Tak, kobiety zapewne chcą go zagarnąć w swoje słodkie objęcia.

— Problem w tym, że on nie chce! Człowiek chciałby wnuki, a tu ten wyskakuje, że jest gejem. Co prawda mam jeszcze córkę, ale nie ukrywajmy, jako ojciec dużo bardziej liczyłem w tym temacie na syna.

— Doskonale pana rozumiem, dzieci to skarb, który jest zamknięty w drewnianej skrzyni, ale czasami skrzynia skrywa coś, o co jako rodzice nie bylibyśmy w stanie podejrzewać naszych pociech.

— Tak, masz rację, moja droga. Ma pani dzieci?

— Nie musi się pan do mnie zwracać „pani", wystarczy Camilla. Mam synka, co prawda ma dwa miesiące, ale czasami kiedy widzę, co wyczynia, to łapę się za głowę.

— Zapewne objawia się wyjątkową rezolutnością.

— I wyjątkowym apetytem.

Mężczyzna zaśmiał się cicho, wstał z krzesła i podszedł do kobiety, która powieliła jego ruch.

— Chodźmy, zobaczmy, co umiesz, i przyjmijmy cię jak najszybciej, bo przez te kilka minut wyjątkowo cię polubiłem.

— Tak to było. Początkowo mieliśmy dość chłodne relacje. Nie pomagały nam w tym nasze wyjątkowo ostre charakterki, ale ostatecznie tata Harry'ego nas pogodził, podczas operacji na otwartym sercu. Powiedział wtedy jedno zdanie, które zapamiętam do końca życia

„Jeśli nie dogracie się w ciągu minuty, osobiście wyślę was do przedszkola, razem z sercem tego faceta, abyście mieli się czym bawić".

— Ten „facet", był jednym z najbardziej znanych piosenkarzy w naszym stanie, dlatego gdybyśmy zawalili, na pewno nie uszłoby nam to na sucho — dokończyłam, powoli oblizując lekko zaschnięte wargi.

— W takim wypadku mogę śmiało powiedzieć, że zaczęło się od koloru bluzki — wydedukował anioł, uważnie mi się przypatrując.

— Tak... zaczęło się od koloru bluzki.

— Dlaczego rozstałaś się ze swoim mężem?

— Właściwie to z powodu jego matki. Byliśmy młodzi i szaleni, dlatego pobraliśmy się w tajemnicy przed wszystkimi, z dala od Los Angeles. Gdy wróciliśmy do miasta, Tom przedstawił mnie swojej matce, która, gdy dowiedziała się, kim tak właściwie jestem, wpadła w szał. Tolerowałam to wszystko przez dwa lata. W tym czasie zdążył urodzić się Leo, a moja teściowa jeszcze bardziej oszalała. Kochałam Toma szczerze, naprawdę szczerze i jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wybrał swoją matkę, ale doszliśmy do porozumienia, że obydwoje powinniśmy poszukać sobie kogoś, bo jego matka nie dopuści nas do siebie.

To była dość drażliwa struna, której szczególnie nie lubiłam poruszać. Zdawałam sobie sprawę, że gdy tylko zacznę temat, od razu w moich oczach pojawią się łzy, jak to zwykle bywało i podobnie było tym razem.

Anioł ciągle uważnie studiował całą moją twarz, dlatego szybko wychwycił łzy w kącikach moich oczu. Objął mnie delikatnie ręką i czule pocałował najpierw w czoło, a następnie w usta.

Co dziwne, przed moimi oczami w zwolnionym tempie zaczęły się pojawiać różne obrazy z życia mężczyzny. Przyjmowałam je dość spokojnie, aż do chwili, gdy zobaczyłam coś, co ogromnie mnie uderzyło. Szybko odsunęłam się od mężczyzny i patrząc na niego oskarżycielskim wzrokiem, rozpoczęłam „małą wojnę".

— Fakt, że Lucyfer wszczął bunt w niebie, nie klasyfikuje go jako tego najgorszego. Dlaczego, narzucacie ludziom coś, czego sami nie jesteście w stanie wykonywać? — zapytałam, powoli podnosząc głos. W głębi duszy liczyłam na to, że zaraz zaskoczy mnie czymś w rodzaju wyjaśnienia, ale ten przybrał tylko zdumiony wyraz twarzy.

— O czym ty w tym momencie mówisz? — zapytał lekko zbity z tropu.

— O przebaczaniu. Przecież każdy zasługuje na drugą szansę, niezależnie od tego czy jest prześladowcą chrześcijan, czy nawet marnotrawnym synem, dla którego liczy się tylko prywata. Utrzymujesz, że znasz się na Biblii, ale dlaczego nie widzę, żebyś wykorzystywał tę wiedzę w sposób praktyczny?

Michał przejechał językiem po wargach i zaśmiał się kpiąco.

— Ty nie wiesz, co tam się działo! Nie możesz oceniać nikogo przez pryzmat jakiś głupich zapisków!

Szybko poderwałam się na równe nogi i spojrzałam na niego ostro.

— Właśnie, nie mogę oceniać nikogo przez pryzmat zapisków. Dziękuję ci więc za taką piękną retrospekcję, jaką stworzyłeś mi ku temu w swojej głowie. Pomyliłam się co do ciebie, Michale Morningstarze, a może raczej archaniele Michale. To chyba pora na twój powrót do domu.

— Wy, ludzie, jesteście tacy głupi i naiwni — powiedział mój rozmówca i szybko wstał ze swojego miejsca.

— Przynajmniej potrafimy wybaczać sobie nawzajem. Jeśli wszystkie anioły są takie jak ty, to chyba wolę palić się w piekle.

— Wiesz co? Naprawdę myślałem, że jesteś inna, ale ty, tak samo jak cała reszta tej szarej masy, jesteś jeszcze jednym pozbawionym wyższych emocji i intelektu puzzlem w całej tej głupiej kolekcji ojca.

— Każdy puzzel ma swoje miejsce i skoro moje jest tu, wśród jak to określiłeś „szarej masy", to radzę ci wypierdalać do swojego kompletu i nie zjawiać się tu więcej, bo ten puzzel nie lubi takich, którzy do niego nie pasują.

To ostatecznie przelało całą szalę goryczy, która wytworzyła się między nami. Anioł zacisnął usta w wąską linię, przymknął oczy, odwrócił się na pięcie, podszedł do drzwi, a tuż przy nich powiedział tylko cicho:

— Masz rację. Żegnam.

Sprawnym ruchem nacisnął na klamkę od drzwi i opuścił pomieszczenie.

— Nie wiem, co ja miałam w głowie, kiedy się z tobą całowałam. Jesteś dużo gorszy niż Lucyfer, bo on chociaż nie ukrywa, że każda kobieta jest laską tylko na jedną noc. Anioł z ciebie żaden — powiedziałam mu na odchodne.

Po chwili przez otwarte drzwi wszedł Harry, który gorączkowo odwracał się za siebie.

— Camilla, co tu się dzieje? — zapytał, wychylając się ponownie za drzwi i kiwając głową w stronę, w którą udał się anioł.

— Michał wypada z naszej super misji — mruknęłam i zabrałam mu z rąk swojego laptopa.

— Dlaczego? — zapytał i zamknął za sobą drzwi.

— Bo jest puzzlem z innego kompletu. Sami sobie doskonale damy radę z tymi cytatami, dlatego nie potrzebujemy już jego pomocy.

— Wspominałaś coś, że z Michała nie jest żaden anioł, ale czy warto wyciągać pochopne wnioski? Pamiętasz, jak mi opowiadałaś, co zawsze powtarzał twój tata? Po złym dniu w szkole, gdy ktoś ci dokuczał, zawsze brał cię na kolana i mówił...

— Harry, to nie jest dobry moment na wspominanie mojego ojca.

— Nie oceniaj ludzi pochopnie, Camillo, czasami mówią to co muszą, a nie to, co chcą powiedzieć.

— Harry, to nie tak, ty nie rozumiesz...

— To mi to wytłumacz. Możesz powoli, dokładnie objaśniając każdy szczegół, albo tak jak przy naszym pierwszym spotkaniu, szybko i dobitnie.

— Harry, wtedy mnie zdenerwowałeś, dlaczego ciągle mi to wypominasz?

— Bo lubię ten dzień. Nareszcie ktoś był w stanie jasno i precyzyjnie określić mi jaki kolor pasuje do mojej pięknej, bałwankowej twarzyczki.

— Lucyfer i Michał to nie ludzie.

— Kosmici?

— Lepiej. Podróżujesz z królem piekieł i najwyższym z aniołów.

— Robisz sobie ze mnie jaja — odparł przyjaciel, patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem, który pod wpływem chłodu mojej twarzy stopniowo zanikał.

— Harry, proszę cię, nie bądźmy dziećmi.

— Podejrzewałem, że coś jest nie tak, ale nie sądziłem, że chodzi o coś takiego. Co z tym robimy?

— Dzisiaj wyjeżdżamy z Niemiec do Rosji, ale panów wysyłamy osobnym samolotem do Los Angeles — mruknęłam, chowając laptopa do plecaka.

— Myślisz, że to jest najlepsza opcja? Dlaczego tak właściwie chcesz ich odesłać? — zapytał ciemnowłosy, opierając się o szafkę.

— Słyszałeś kiedyś, że jak masz wytatuowaną czaszkę, to zawierasz pakt z szatanem?

— Obydwoje mamy takie czaszki. Myślałem, że nie wierzysz w przesądy, ale co to ma wspólnego z tematem? — Mężczyzna założył sobie ręce na wysokości klatki piersiowej i popatrzył na mnie zaciekawionym wzorkiem.

— Bo nie wierzę, ale nie uśmiecha mi się strzępić języka na dwójkę dupków, którzy myślą, że pozjadali rozumy ze względu na swoje boskie pochodzenie. Nie będę zawierać z nikim paktu, dlatego powiem prosto, że to koniec naszej współpracy z amerykańską policją i boskim nadzorem.

— Nie jestem przekonany co do tego wszystkiego.

— Najważniejsze, że ja jestem. Zapamiętaj, nikt, ale to absolutnie nikt, nie będzie mnie nazywał częścią szarej masy. Tutaj kończą się jakieś głupie zabawy, Harry.

— Dlaczego mam wrażenie, że ty tego nie chcesz?

— Bo nie chce! Zakochałam się w tym zadufanym w sobie, kolorowym, idiotycznym puzzlu, ale nie pozwolę sobie na takie traktowanie — odparłam lekko podniesionym głosem.

— Pocałujecie się i ci przejdzie.

— O nie, tak łatwo mi nie przejdzie, nie tym razem, Harry — powiedziałam, zbierając swoje rzeczy ze stolika i sprawnie pakując je do plecaka.

— O co tak właściwie poszło?

— Czy wyglądam, jakbym była gotowa się tym podzielić?

— Ochłoń i zejdź na dół. Thomas ma katalog nowych modeli samochodów — powiedział przekonująco Harry.

— Wiesz jak łatwo i sprawnie zmienić temat, ale katalog zabierzemy ze sobą. Wyruszamy na Moskwę.

Mężczyzna zajęczał żałośnie, popatrzył na mnie błagającym wzrokiem, ale widząc moje zdeterminowanie, szybko sobie odpuścił.

— W takim wypadku, jak trzeba, to trzeba. Ruszajmy do Moskwy po nowe ciuchy. Flora na pewno ma coś pięknego, co idealnie będzie pasować od mojej cudownej twarzyczki.


Dzień dobry, cześć i czołem!

Bez sensu debilu, przecież mamy wieczór. 

Ugh, moja podświadomość ostatnimi czasy za dużo ma do powiedzenia. Witam was po prawie półtoramiesięcznej przerwie, która miała wynosić tylko dwa tygodnie, ale przeciągnęła się z wielu względów...

Przyznaj po prostu, że za bardzo zatraciłaś się w Andrzeju Kmicicu i reszcie tych "wspaniałych wojaków". 

 Tak, no to akurat prawda. 

I Netflixie

Zamknij się

I opiece nad bratem

Powiedziałam coś

I leniuchowaniu

Powiedziałam coś! Przychodzę do was z niejasną liczbą słów (trzy strony podają mi trzy różne statystki, niemniej jednak mamy ich tu około pięciu tysięcy). Nowy rozdział już się pisze i czeka, aż znajdę chwilę i przysiądę aby dopisać do moich tysiąca pięciuset słów kolejne, więc możecie się spodziewać tego rychło!

Dziękuję mojej niezastąpionej becie wolfagata_

na którą cierpliwie czekałam, podobnie jak wy, ale wydaje mi się, że takie czekanie, to dobre czekanie!

Tutaj taki jej krótki komentarz haha.

A tu mamy zestawienie po dzisiejszym rozdziale:

Ściskam was mocno!
A tu jeszcze taki bonusik o takim typowym życiu pisarza haha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro