-12-
- List, matole! List!
Camilla
Drżącymi rękami otworzyłam białą starannie zamkniętą kopertę, która wypadła z tajemniczej paczki. W środku znajdowała się mała kartka biurowa, na której napisane były tylko dwa zdania:
Witaj, Camillo.
Wybacz, że zacząłem już partyjkę i nie dałem ci możliwości wybrania koloru, niemniej jednak pora na twój ruch. Liczę na ciekawą rozgrywkę.
XXX
W tamtym momencie nie byłam niczego pewna. Czułam się jak celebrytka, która dostała list od swojego największego wroga z prośbą o wyjście na kawę. Jednym słowem, jedyne, co wypełniało mnie w tamtej chwili, to pustka i jakieś nowe, dziwne uczucie. Nie był to strach, ani żaden jego odpowiednik, a raczej coś w rodzaju zazdrości i zdrenowania.
Odkąd zostałam lekarzem, wśród szpitalnego personelu znana byłam jako kobieta dumna, czasami nawet wręcz egoistyczna, opryskliwa dla wrogów, niedająca sobą łatwo manipulować i przede wszystkim zachowująca stoicki spokój i opanowanie. Nie mogłam więc łatwo przyjąć takiego zakpienia sobie z moich umiejętności, które ujęte było w ostatnim zdaniu. Jeśli ktoś mówi ci, że liczy na coś ciekawego z twojej strony, to tak jakby nie wierzył, że cię na to stać.
- Camilla? - zapytał mnie zaniepokojony Lucyfer.
- Oddaj te szachy i idź spać. Czego jak czego, ale w tym momencie najmniej potrzeba mi tu wkurzonej Chloe, krzyczącej na mnie, bo spędzam czas z jej facetem - mruknęłam, wyrywając mu grę z rąk i odkładając ją na stół. Włożyłam sobie palce we włosy i westchnęłam głośno.
- Jestem pomocny w takich sprawach - zapewnił diabeł, patrząc na mnie zaniepokojonym wzrokiem.
- Wybacz, Lucyferze. Dużo bardziej przyda mi się twój brat, niż ty - odparłam, patrząc na mężczyznę zmęczonym wzrokiem.
- Mój... brat? Nie masz chyba na myśli... - Lucyfer wyglądał w tamtym momencie jak ryba, która została wyciągnięta z wody. Szybko otwierał i zamykał usta, dokładnie tak, jakby nie mogło przez nie przejść imię anioła.
- Owszem. Jest mi potrzebny dokładnie Michał Morningstar - potwierdziłam, dodatkowo kiwając głową.
- Jesteś szalona - skwitował moje zachowanie diabeł. Rozejrzał się wokół, westchnął szybko i roześmiał się histerycznie.
- Wiem - mruknęłam, biorąc szklankę, która stała na stole i nalewając sobie do niej wody.
- Rozumiem, że ściągnęłaś sobie Harry'ego, ale ni w ząb pojąć nie mogę, po co ci mój pieprzony brat bliźniak.
- Jesteś diabłem, nie znasz się na Biblii! - powiedziałam, upijając łyk wody.
- Ale mój brat się zna!
- O tym właśnie mówię! A teraz się zamknij.
- Kokosisz się bardziej niż twoja siostra - mruknął z wyraźnym uczuciem urazy widocznym nie tylko na twarzy, ale również wyczuwalnym w głosie.
- Dlatego jesteś z nią, a nie ze mną! - Popatrzyłam morderczym wzrokiem na minę diabła, który dziwnie szybko się uspokoił i przyjął kamienny wyraz.
- Możecie się przestać drzeć? - zapytał damski głos. Szybkim ruchem odwróciłam głowę w bok i ujrzałam stojącą na schodach Chloe, która przecierała zaspane oczy. Najwidoczniej musiała paść ofiarą naszej ostrej wymiany zdań.
- Oczywiście, że możemy. Jak zabierzesz Lucyfera z powrotem do łóżka. - Wskazałam na chłopaka, który, najwidoczniej uniesiony dumą, starał się okazać, że wcale go to nie rusza.
- Co wy tu tak właściwie robicie?
- Camilla dostała jakąś dziwną paczkę - odparł Lucyfer, patrząc na Chloe, która zajęła miejsce tuż obok niego.
- Paczkę? W środku nocy? Mam nadzieję, że jej nie otwieraliście - powiedziała całkiem rozbudzona. Była gotowa i zdeterminowana, aby dołączyć ją do wszystkich swoich dowodów, ale niestety nie było to możliwe.
- Pogratuluj swojemu chłopakowi - mruknęłam kpiąco, przy tym cicho parskając śmiechem.
- Lucyferze? - Chloe popatrzyła na Morningstara zabójczym wzrokiem, na co ten wzruszył tylko ramionami.
Gdy tamta dwójka się przekomarzała, ja wzięłam telefon, odblokowałam go i sprawnym ruchem wybrałam numer do brata bliźniaka mężczyzny mojej siostry.
- Halo? - zapytałam gdy po kilku sygnałach usłyszałam przejmującą ciszę.
- Tak słucham, pani doktor? - odparł anioł.
Popatrzyłam na swoich towarzyszy i lekko zagryzłam wargę. Cichutko odwróciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni, udając się na taras.
- Wiem, że jesteśmy umówieni na termin za trzy tygodnie, ale chyba potrzebuję pana pomocy.
- Co się stało, panno...
- Camilla, wystarczy Camilla. Właściwie to, nie obudziłam pana?
- Michał, wystarczy Michał, moja droga Camillo. Nie obudziłaś mnie, właściwie to dopiero wróciłem z imprezy. Twój kolega, Harry, to doprawdy wspaniały towarzysz.
- Cieszę się, że się dogadaliście. Michale, mam takie pytanie...
- Słucham, kwiatuszku.
- Twój brat powiedział mi dosyć dużo o sobie... Wiem, kim jesteś, ale nie o tym chciałam porozmawiać.
- Wiedziałem, że kiedyś do tego dojdzie, ale nie sądziłem, że aż tak szybko.
- Jestem w lekkim szoku, to prawda, ale chyba teraz już nic mnie w życiu nie zaskoczy... Michale, wydaje mi się, że będziesz obeznany w tym temacie.
- Bardzo mi miło, że się mnie nie boisz. Nie jestem pewny, czy twoje pytanie aby na pewno mieści się w zbiorze moich kompetencji, ale jeśli tylko będę umiał na nie odpowiedzieć, to odpowiem.
- Nie jestem pewna, ale to chyba Biblijny werset, nie jestem z Bogiem za pan brat, więc czy mogę cię prosić o przytoczenie Ł. 12:6-7.
- „Czy nie sprzedaje się pięciu wróbli za dwa grosze? A ani o jednym z nich Bóg nie zapomina. Nawet i wszystkie włosy na głowie waszej są policzone. Nie bójcie się! Więcej znaczycie niż wiele wróbli". To ewangelia Łukasza, swoją drogą wyjątkowo piękna.
- Wróbli? Michał, jesteś absolutnym geniuszem!
- Właściwie to nic wielkiego nie zrobiłem.
- Dlatego właśnie teraz będziesz musiał zrobić. Porywam cię na wycieczkę.
- Camillo, nie jestem pewny...
- Jesteś. Musisz koniecznie przyjechać do mojego domu, teraz.
- Co? Ale dlaczego... - Mężczyzna nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ go ubiegłam.
- Do zobaczenia, Michale, adres masz na SMS-ie. - Uśmiechnęłam się lekko i szybkim ruchem ręki wystukałam ciąg liter, który był moim adresem, a następnie wysłałam go do brata diabła.
Uniosłam wzrok i omiotłam nim okolicę. Westchnęłam głośno i właśnie to napełniło mnie niesłychaną determinacją i odwagą. Odwróciłam się na pięcie i dumnym krokiem weszłam do pomieszczenia.
Aktualnie para zatapiała się w romantycznym pocałunku. Uśmiechnęłam się lekko i, udając, że ich nie widzę, najciszej jak mogłam, usiadłam na sofie znajdującej się w salonie. Przysunęłam szachy bliżej siebie i obejrzałam je z każdej strony.
- Chyba już powoli rozumiem, wszystko zaczyna mi się układać w całość - mruknęłam cicho, unosząc wzrok na zakochanych, którzy jak poparzeni oderwali się od siebie i spojrzeli w moim kierunku.
Powoli wstałam i podeszłam do stolika, na którym stał laptop. Wzięłam go w ręce i wciąż stojąc tyłem do pary, powiedziałam:
- Gdybyście chcieli, to łóżko jest u góry. Nie musicie się krępować. - Starałam się brzmieć poważnie, ale gdy się odwróciłam, tylko zagryziona warga powstrzymała mnie przed wybuchnięciem śmiechem. Widok miny Chloe był bezcenny.
Lucyfer natomiast popatrzył się na mnie z uśmiechem i objął ramieniem moją zdumioną siostrę. Po kilku sekundach policjantka pokiwała przecząco głową i rzekła tylko:
- O co ci chodzi?
- Nie, nie, o nic. Wcale nie widziałam, jak się całowaliście, a wręcz pożeraliście na środku mojego salonu - powiedziałam i usiadłam na sofie z laptopem na kolanach.
- Camillo, co tu się dzieje?
- Chloe, to nie jest dobry moment na twoje pytania. Muszę pomyśleć. - Szybkimi ruchami wystukiwałam na klawiaturze odpowiednie frazy, które, jak się okazało, wprowadzały mnie w jeszcze większy labirynt.
- Nad czym musisz pomyśleć? - zapytał Lucyfer, dosiadając się do mnie.
- Cholera jasna, zamknijcie się oboje. Harry, dobrze, że już jesteś - zakomunikowałam, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Co się stało? - stęknął cicho zmęczony Harry, przeciągając się jak kot.
- Wyruszamy o dziesiątej. Za dużo czasu poświęciliśmy na głupoty. Wszystko masz załatwione, jak mniemam? - mruknęłam, nie unosząc wzroku znad laptopa.
- Oczywiście, walizki spakowane, samolot wynajęty, sprzęt spakowany - wyliczał skrupulatnie mężczyzna.
- Dokumenty dla Morningstara? - Uniosłam wzrok znad ekranu i popatrzyłam podejrzliwie na przyjaciela.
- Załatwione, podobnie jak zegarek - odpowiedział lekarz.
Chloe, która dosiadła się do swojego partnera, wyraźnie obserwowała każdy mój ruch i starała się zakodować jak największą liczbę informacji, ale chyba nie do końca jej to wychodziło.
- W dwóch wersjach?
- Lepiej, w trzech!
- Wspaniale, spisałeś się Harry. - Uśmiechnęłam się lekko. - Potrzebna nam jest jeszcze jedna walizka, rozmiar Morningstara.
- Po co?
- Bo jego brat jedzie z nami - skwitowałam, zamykając laptopa i odkładając go na stół.
- Nie jedzie - powiedział oburzony diabeł.
- Jedzie, nie będziesz o tym decydował - odparłam, patrząc na niego gniewnym wzrokiem.
- Tak się składa, że to akurat mój brat i ja powinienem o nim decydować.
- Lucyferze Morningstar, wybory, jakie dotyczą akurat tej misji, pozostaw w mojej kompetencji. Nie trap swojej pięknej główki moimi problemami i zacznij się podporządkowywać moim rozkazom, bo tak się składa, że to ja tu rządzę.
- Nie zapominaj, że wszystko ma swoje granice - mruknął niezadowolony, ukazując swoje diabelskie tęczówki.
- Wcale nie musisz ze mną nigdzie jechać. - Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się niewinnie, przez co wylałam chyba wiadro wody na mężczyznę, bo momentalnie spokorniał.
- Owszem, muszę. Proponuje, abyś wydała dyspozycje i odesłała ludzi do domu. - Zmierzyłam go gniewnym wzrokiem, wstałam i machnęłam ręką, ukazując, że nie interesuje mnie jego opinia.
- Harry, byłeś wczoraj, tak jak cię prosiłam, na plebanii?
- Byłem.
- Jak to na plebanii? Przecież to teren zamknięty przez policję! - krzyknęła zdenerwowana Chloe.
- Zamknij się Chloe, jest czwarta rano - mruknęłam, masując sobie skronie - Nie potrzebuje, abyś robiła mi tu za koguta. Zrobiłeś zdjęcie?
- Zrobiłem.
- Nie jestem kogutem! I radzę ci natychmiast wytłumaczyć, co tu się dzieje!
- Cudownie. Kreating też po sobie coś zostawił. Posłuchaj siostrzyczko, w moim życiu miejsca dla Boga nie było przez bardzo długi czas, ale chyba zacznę się modlić o założenie kłódki na twoje śliczne usteczka.
- Nie radzę ci znowu zaczynać - odparła zdeterminowana policjantka.
- Chloe, uspokój się. Komu jak komu, ale akurat wkurzonej Camilli nie radzę podpadać - mruknął Harry, wygodnie układając się na sofie.
- Muszę pomyśleć logicznie...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Skinęłam porozumiewawczo głową do przyjaciela, który wygodnie rozłożył się na sofie. Nie był zadowolony z faktu, że musi wstać, jednak bez większego sprzeciwu zrobił to i ruszył ku źródłowi dźwięku. Po chwili w zasięgu mojego wzroku pojawił się bliźniak Morningstara. Ubrany był w czarny sweterek, białe rurki i kremową marynarkę.
- Cieszę się, że przybyłeś. Usiądź. Chcecie się czegoś napić?
- Daj spokój, Camilla, wiedzą gdzie jest kuchnia, a mojemu bratu raczej dobrze zrobi przerwa od jakiegokolwiek picia - mruknął anioł, patrząc niewinnie na bliźniaka.
- Dziękuję, Michale. Dobrze, w takim wypadku zacznę przed wami układać te pozornie ogromne i okropnie skomplikowane puzzle. Jak tak teraz myślę, to właściwie dobrze, że wstałaś, Chloe.
- Sugerujesz, że chciałaś całą tę sprawę załatwić za moimi plecami?
- Nie chciałam cię budzić, kochanie. Wróćmy do tematu. Jak większość z was już wie, ja i Harry należymy do tajnej organizacji, która przechowuje największe sekrety, najbardziej znanych na świecie osób. Przewodzę jedenastu osobom, które rozproszone są po całym świecie w celu zwiększenia bezpieczeństwa. Każdy z nas posiada specjalny klucz, który zgrabnie ukryty jest w naszyjniku. Naszym zadaniem była ochrona tych informacji oraz dbanie o to, żeby media za dużo nie namieszały czymkolwiek. Głupim wywiadem, reportażem czy jakąś biografią. Ostatnimi czasy straciliśmy jednak dwójkę wspaniałych ludzi. Co ciekawe, każdy z nas urodził się pod innym znakiem zodiaku. Cała jedenastka moich podopiecznych ma urodziny w pierwszy dzień każdego miesiąca. Wiecie, odpowiednio pierwszego stycznia, pierwszego lutego... Ofiary zostały zabite z pomocą cyjanku potasu, wyjątkowo silnej trucizny, która nie daje szans na przeżycie bez szybkiej reakcji medycznej. Dodatkowo na ciałach Wojcica i Kreatinga mogliśmy dostrzec wodne tatuaże ze znakami zodiaku. Być może mózg całego tego genialnego planu jest tak pewny siebie, że specjalnie podkłada nam takie drobne ułatwienia. Ja i Harry jesteśmy pewni, że sprawczynią pierwszych dwóch zbrodni była nasza pielęgniarka, Emma. Mamy już dowody, dostarczymy wam je pewnie gdzieś w piątek. Następną ofiarą miałby być Harry, ale niestety zabieram go ze sobą wszędzie, a on sam też jest już dużym chłopcem i umie o siebie zadbać. Jedziemy więc do Niemiec na narty, a dokładniej w Alpy do naszego ukochanego wujaszka Thomasa Mullera. Teraz wyjaśniam podział zadań, więc się skupcie. Harry, możesz iść spać, ty sam najlepiej już wiesz co i jak. Daj mi tylko te zdjęcia i swoją kartkę.
- Dziękuję ci, o łaskawa. Jak coś jestem u ciebie w sypialni. - Uśmiechnął się, puścił mi oczko i szybkim krokiem wyruszył ku schodom.
- Czy wy... - zaczęła niepewnie moja siostra.
- Chloe, to gej. Nawet ja się z nim swego czasu przespałem - skwitował zdenerwowany Morningstar.
- Czy możemy się skupić na planie? - zapytał anioł, patrząc gniewnym wzrokiem w stronę pary.
- Dziękuję Michale. Plan jest dość prosty, więc zacznijmy od roli Chloe. Siostrzyczko, twoim zadaniem jest spokojne siedzenie w Los Angeles i badanie rzeczy, które do ciebie wyślę. Wiem, co sobie teraz pomyślisz, ale uwierz, że wolę kiedy dwie osoby mówią mi, że jestem pijana, a nie jedna. Mam nadzieję, że zrozumiałaś.
- Myślę, że tak.
- Wspaniale, teraz pora na ciebie Lucyferze. Twoje zadanie ogranicza się do pilnowania mnie, bo moja siostrzyczka boi się mnie puścić samą, co nie oznacza jednak, że nie znajdę dla ciebie jakiegoś bojowego zadania.
- Bierzesz mnie z litości? Dzięki, ciekawe w takim wypadku, po co nam mój brat.
- Michale, twoja działka to tłumaczenia. Ostatnio, znajdujemy zapisane wersety z Biblii w różnych miejscach: na plebanii był jeden, zapisany na podłodze fluorescencyjną farbą, drugi u Harry'ego w gabinecie, trzeci u Kreatinga w marynarce, dzisiaj znaleźliśmy czwarty na pudełeczku szachowym. Myślę, że twoja pomoc będzie dla mnie nieoceniona, dlatego musisz wybrać się z nami.
- Jakże mógłbym odmówić tak uroczej osobie jak ty, droga Camillo.
- Dziękuję. Lucyferze załatwiłam ci dokumenty, na całe szczęście w kilku różnych kopiach, dlatego wykorzystamy je również dla Michała. Startujemy o dziesiątej z naszego lotniska prywatnym samolotem, więc proszę się o nic nie martwić. Rzeczy dla was są już na pokładzie.
- Camillo, a co jeśli nie zdobędziemy wszystkich tych naszyjników? - zapytał Michał, wygodnie siadając w jednym z foteli.
- W zależności od ich liczby, nic się nie stanie, albo dojdzie do największego wycieku informacji w historii całego świata. Możemy stracić tylko pięć, bo utrata szóstego równoznaczna jest z przegraną, lecz mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Co natomiast z tymi szachami? - Chloe skinęła głową w stronę pudełka i popatrzyła na mnie pytająco.
- Lucyferze, czy mógłbyś?
- Z wielką chęcią. - Uśmiechnął się lekko. Wcześniejszy gniew całkowicie z niego wyparował, albo dobrze udawał, że tak jest. Szybkimi ruchami zaczął układać wszystkie figury. Po chwili przed nami stała plansza gotowa do gry.
- Zasady gry w szachy są dość proste, białe zawsze zaczynają, Chloe.
- Jestem tylko ciekawa jakim cudem, skoro drugiego rozgrywającego tu nie ma.
Jak na zawołanie, biały pionek powoli ruszył się do przodu.
- Fantastyczne, szachy programowane! Czego to w dzisiejszych czasach ludzie nie wymyślą? E2 na E4, tak? W takim wypadku ja wysunę A2 na A3 - mruknęłam, wyciągając rękę i przemieszczając swoją figurę.
- Dlaczego właśnie tak? - zapytała Chloe.
- Bo przeciwnik zachował się dość głupio. Odsłonił najbardziej wartościową figurę. Lepiej czasami stracić dobrą figurę i wygrać, niż z marszu przegrać w dwóch ruchach. Chloe, jest piąta. Idźcie odpocząć, Lucyfer niech zbierze siły, ja idę sobie zrobić kawę, a Michał...
- Zostanę z tobą i z miłą chęcią napije się kawy w tak wspaniałym towarzystwie.
- Zastopuj, bracie, bo wrócisz do nieba szybciej, niż myślisz - mruknął Lucyfer, powoli wstając z kanapy i mierząc brata zabójczym wzrokiem.
Michał siedział dumnie i tylko się uśmiechał, patrząc na zdenerwowanego brata. Nagle Chloe powiedziała cicho:
- Daj spokój, nie warto.
Złapała diabła za rękę i wyprowadziła do pokoju.
Hejka!
Ostatnio pytałam jak tam radzicie sobie na zajęciach, a dzisiaj muszę się z wami podzielić cudowną anegdotką mojego Pana od Wiedzy o Społeczeństwie.
"Twój online, twój problem, jak to mówią. Prawda panienko Julio?"
Dziękuję @wolfagata_ i serdecznie zapraszam do niej!
Jeśli z tego chorego pociągu zwanego szkoła nie wysiądą moje oczy, albo nawet ja, to rozdział najprawdopodobniej w zbliżonej ilości słów pojawi się w okresie dwóch tygodni. Uwierzcie mi, ja ostatnio nie mam czasu nawet na czytanie książek, które bardzo mnie interesują. Ba, nie mam czasu na jakiekolwiek życie prywatne. Co ciekawe, ten rozdział w pierwotnych zamiarach miał być połową książki. Szczerze powiedziawszy ostatnio zaczęłam się zastanawiać, nad faktyczną i ostateczną długością całego tego "dzieła", skoro będąc w rozdziale 12, który poprzedzony został tylko epilogiem i drugą częścią rozdziału 5, ja nawet nie zaczęłam opisu przygód Camilli i spółki. Mam nadzieję, że od następnego rozdziału akcja nabierze tępa, bo mam w planach część drugą, a nawet pierwszej nie skończyłam.
Zostawię was może, z takim pytaniem, na które chciałabym poznać waszą odpowiedź.
Co by było, gdyby Camilla po zakończeniu tej sprawy, zniknęła a potem została znaleziona martwa?
#PYTANIE
Czytalibyście coś w stylu akademii dla aniołów i demonów, w której to dyrektorem jest wysoko postawiony demon a wokół nastroje i pewien buntownik, doprowadzają do wojny? Oczywiście znalazłby się tam i czas na jakiś romans.
Tymczasem ciao!
Data: 19.02.2021
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro