Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-11-


Wysoki mężczyzna przechadzał się jedną z bocznych, jednak wciąż zatłoczonych, uliczek amerykańskiego miasta. Nie byłoby zapewne w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że sam osobnik nie wydawał się do końca osobą normalną.

Poprawił swoje ciemne przeciwsłoneczne okulary założone na nos i szybkim krokiem ruszył do czarnego kosza usytuowanego przy ulicy. Sprawnym ruchem wyciągnął z niego czarną paczkę, uśmiechnął się pod nosem i schował ją pod czarny płaszcz. Gdyby ktoś przyjrzał mu się dogłębniej, dostrzegłby wyjątkowo dobrze zbudowane ciało, jasną, wręcz porcelanową, cerę, która w Stanach uchodziła za istną rzadkość, i silne, duże dłonie, ukryte za czarnymi rękawiczkami.
Tajemniczy chłopak sięgnął ręką do kieszeni swojego płaszcza i wyciągnął z niej telefon. Włożył do niego przygotowaną wcześniej kartę SIM i włączył urządzenie. Rozejrzał się wokół i powolnym krokiem ruszył przed siebie. Uśmiechnął się lekko na widok logo firmy, które wyświetliło się na ekranie i kilka razy, jakby chcąc zabić czas oczekiwania, obrócił telefonem w ręce.

Gdy wreszcie aparat komórkowy był gotowy do użycia, wszedł w aplikację z kontaktami, a następnie wybrał jedyny zapisany w urządzeniu numer. Przystawił telefon do ucha i, idąc spokojnym krokiem, odczekał kilka sygnałów. Nagle w słuchawce rozległ się dziwny, metaliczny głos.

— Halo? — zapytał tajemniczo nieznany.

— Przesyłka odebrana. Dostarczę ją do piętnastu minut pod drzwi Camilli Decker — mruknął pewnie, poprawiając okulary, brunet.

— Wspaniale. Wykonaj dobrze zadanie, a dostaniesz należną ci sumę. — Mechaniczny głos miał najwidoczniej zamiar zakończyć już rozmowę, ale plany pokrzyżowało mu pytanie pracownika.

— Szefie, jeśli mogę wiedzieć, to tak właściwie co jest w tej paczce?

— Coś, co sprawi, że ani jej durna siostra, ani nawet ona sama nie będą nas podejrzewać. Musimy im pokrzyżować plany do tego stopnia, żebym to ja mógł powiedzieć „przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem". — Nawet bez posiadania możliwości zobaczenia rozmówcy, dało wyczuć się, że chytry uśmiech gości na jego ustach.

— Właściwie to, do czego potrzebna była ta cała afera? — zapytał z krótkimi przerwami, które najprawdopodobniej służyły dobraniu odpowiednich słów. Czarnowłosy mijał kolejnych ludzi, którzy ku ogromnemu zaskoczeniu nie zwracali na niego uwagi. W końcu udało mu się przejść do dzielnicy, z której, gdyby szedł spokojnym spacerkiem, do domu adresatki pozostało mu pięć minut drogi.

— Bo cały ten pieprzony zespół zbyt wiele razy zalazł mi za skórę, a do tego wszystkiego oni wszyscy wiedzą za dużo — fuknął z wyraźną irytacją przełożony mężczyzny.

— Wydaje mi się, że ona się domyśli — mruknął po raz kolejny tajemniczy osobnik, poprawiając ciemne okulary.

— Nie domyśli. Będziemy z nią grać w szachy, robić zdecydowane, szybkie bicia i nie zawahamy się utracić konia, aby uchronić królową — podsumował szybko szef.

— Ale nie możemy zapomnieć, że ona również doskonale umie przewidywać ruchy.

— Czymże jest przewidziany ruch zwykłego bierka w porównaniu ze zbiciem wieży? Nie martw się, dam jej trochę pograć, ale gdy rozgrywka będzie chylić się ku końcowi, a ona sama będzie myśleć, że doprowadziła do pata, zbiję jej króla i ogłoszę się zwycięzcą. Zrobię jeden nieprawdopodobnie prosty ruch, którego nikt nie będzie w stanie się spodziewać. Zakpię z nich, rozumiesz? Pokażę, że tak naprawdę są bandą tępaków, której nie powinno się powierzyć opieki nad dzieckiem, a co dopiero spraw wagi globalnej. — Lekko poddenerwowany ton głosu słyszalny był nawet przez robotyczny modulator głosu.

— Wygląda na to, że straciłeś przez nich coś okropnie ważnego — skwitował trafnie pracownik, przyspieszając kroku.

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Och, Alex, pamiętaj, rodzina jest najważniejsza. A ktokolwiek miesza się w jej sprawy, bez wcześniejszego poinformowania mnie o takiej ewentualności, zwyczajnie z niej wylatuje. Opowiem ci krótką historię, młodzieńcze. Wyobraź sobie rodzinę. Co widzisz, chłopcze?

— Parę kochających się ludzi, jedno, może nawet dwoje dzieci?

— Wspaniale, chłopcze! Pewnego razu żyła sobie dokładnie taka rodzina, która starała się zlać z otaczającym ją szarym światem. Byli szczęśliwi, żyli z dnia na dzień w spokoju, udając czystych. Niestety słowo „udając" jest kluczowe. Widzisz, tak naprawdę głowa rodziny była największym gangsterem w całym mieście. Długo się ukrywali, ale policja wpadła na ich trop. Zupełnie przez przypadek, rozumiesz? Mężczyznę zdradziła durna rękawiczka, którą zgubił na jednej z akcji. Dalej potoczyło się jak z górki, policja znalazła rodzinę, rozpoczęła się strzelanina. Tamtej nocy żona gangstera straciła dwie najważniejsze w jej życiu osoby, męża i syna. Policja rozprawiła się z jednym, drugi dostał przez przypadek kulkę od własnego ojca. Oczywiście jego żonę zostawiono w spokoju, gdy udowodniła, że nie była z żadnym stopniu związana z biznesem. Od tego czasu wdowa żyła tylko chęcią zemsty. Osobą, która wytropiła, a następnie pozbawiła życia jej ukochanego, był nie kto inny jak ojciec Camilii Decker. Była zbyt słaba, aby zaatakować go w tamtej chwili, dlatego wraz z drugim synem opuściła Los Angeles. Wkrótce okazało się, że Decker został zabity i gdy wydawało się, że cała nadzieja na jakąkolwiek zemstę została pogrzebana wraz ze zmarłym, na horyzoncie pojawiła się jego córka. Wspaniała policjantka Chloe Decker, miała dosyć ciekawą przeszłość, ale to nie było to samo. Wiesz, czasami, jeśli coś przychodzi zbyt prosto, jest nudne. I nagle, zupełnie przez przypadek okazało się, że John miał jeszcze jedną córkę. Camilla Decker stała się idealnym celem. Wydawała się taka czysta, niewinna i... zupełnie inna niż jej siostra. Nie trzeba było być Einsteinem, żeby wiedzieć, że właśnie takie osoby noszą maski, za którymi skrywają zagadkowe i mroczne oblicza. Odpowiedni ludzie zagłębili się w jej przeszłość i co? Voila!

— Szefie, ale czy to wszystko uwarunkowane jest tylko zemstą tej kobiety? Nie ma tutaj żadnego pobocznego wątku? — zapytał z lekkim zdumieniem Alexander.
— Alexandrze, nie spodziewałem się po tobie takiej spostrzegawczości. Chyba nagrodzę cię premią. — Boss chłopaka zaśmiał się cicho, aby po chwili znów wrócić do poważnego tonu rozmowy.

— Więc, czego jeszcze dokonała ta niepozorna lekarka?

— Zapamiętaj jedno. mój drogi. Żaden ojciec i córka należący do jednej rodziny, nie mogą zabrać kobiecie, która żyła w świecie pełnym gangsterów, narkotykowej mafii czy broni, męża i dwójki dzieci.

Aleksander chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w słuchawce telefonu usłyszał tylko trzy długie, głuche sygnały. Westchnął głośno, poprawił guzik czarnego płaszcza i ruszył wprost do domu Camilli. Sprawnym ruchem przeskoczył przez murowane ogrodzenie wykonane z białego kamienia, posiłkując się przy tym sporych rozmiarów drewnianym bloczkiem, wcześniej upewniając się, że wszyscy w domu zapadli w sen. Powolnym krokiem, rozglądając się wokół, podszedł do schodów, wszedł na nie i na progu drzwi wejściowych pozostawił czarną paczkę. Następnie szybkim krokiem wycofał się z miejsca docelowego i pomknął ku furtce, która, jak się okazało, była otwarta.

Camilla obudziła się, nerwowo oddychając. Przetarła sobie czoło ręką i nerwowo mrugała oczami, jednocześnie próbując uspokoić oddech. Odwróciła się i spojrzała w kierunku zegarka stojącego na szafce nocnej. Wskazywał on godzinę trzecią trzydzieści jeden. Czyli dokładnie tą samą, co w jej śnie. Przerażona kobieta nie chciała dać za wygraną swoim chorym urojeniom, dlatego sprawnym ruchem odrzuciła z siebie swoją cienką kołdrę i, wcześniej zabrawszy ze sobą telefon, ruszyła ku wyjściu z pokoju. Włączyła latarkę i, starając się, najciszej jak mogła, zeszła po schodach do kuchni.

Kobieta wzięła do ręki dzbanek wypełniony wodą, a następnie nalała do stojącej na stole szklanki cieczy. Odstawiła przedmiot, w rękę pochwyciła kubek i szybkimi trzema łykami opróżniła go do dna. Ponownie napełniła naczynie, wzięła je do ręki i chcąc uspokoić samą siebie, ruszyła ku wyjściu z domu. Odkluczyła drzwi i nacisnęła klamkę, uśmiechając się lekko, jakby mając nadzieję, że nic tam nie znajdzie. Po chwili usłyszeć dał się tylko dźwięk rozbijanego szkła, a sama Camilla stała jak wryta, spoglądając przerażonym wzrokiem na pakunek leżący przed jej drzwiami.

— Camilla, czy coś się stało? — zapytała zaspanym głosem postać stojąca na schodach.
Kobieta szybko odwróciła się i popatrzyła na Lucyfera, który lekko przecierał zaspane oczy.

— Nic się nie stało. Możesz iść spać — mruknęła, starając się brzmieć jak najbardziej normalnie. Szybkim ruchem podniosła paczkę i położyła ją na szafce stojącej tuż obok, następnie zamknęła drzwi na klucz i ruszyła po szczotkę, aby uprzątnąć szkło.

— Jestem diabłem, dziecino. Wyczuwam, kiedy ktoś kłamie. — Uśmiechnął się lekko, przez co wyraz jego twarzy stał się dziwnie niewinny. Wyglądał jak małe dziecko, które w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia wybiegło z pokoju i ujrzało, że pod choinką leży prezent dla niego.

Camilla przez chwilę patrzyła w jego stronę, aby ostatecznie szybkim ruchem odwrócić głowę i z zagryzioną wargą zacząć sprzątać szkło. Zamknęła oczy i westchnęła głęboko. Nie mogła przecież dopuścić do zrezygnowania z logicznego myślenia. Pomimo tego, sama do końca nie wiedząc dlaczego, bardzo chciała pocałować bruneta.

— Najwidoczniej popsuły ci się nadajniki. Idź spać. — powiedziała najbardziej lodowatym głosem, na jaki tylko była w stanie się porwać, walcząc z samą sobą i nie przerywając sprzątania szkła.

— A ty co zamierzasz robić? — nie dawał za wygraną diabeł. Powoli zszedł ze schodów i znalazł się tuż za dziewczyną. Ukucnął, a do jej nozdrzy zdążył już dotrzeć charakterystyczny zapach perfum bruneta.

— Na pewno nie pójdę spać, dlatego ty musisz już iść. — Wstała szybko i zabrawszy ze sobą zmiecione szkło, udała się do kosza.

— Co to za przesyłka? — zapytał diabeł, patrząc na czarną paczkę.

— Sama chciałabym wiedzieć. Uciekaj do siebie.

— Zdajesz sobie sprawę, komu rozkazujesz?

— I tak będę palić się w piekle, więc nie sprawi mi większej różnicy, jak się pojawisz kilka razy w mojej złotej klatce.

— Ha, ha, ha — zaśmiał się, odsłaniając białe i równe zęby. — Właściwie to chyba będę wpadał często. Podoba mi się, jak tak mną rządzisz.

— Wspaniale. — Klasnęła w ręce blondynka. — Więc teraz przekaże ci to trochę mniej grzecznie. Wypierdalaj spać — fuknęła i wskazała ręką na białe schody.

— A nie pozwolisz mi dobrać się do tej pięknej paczuszki?

— Nie.

— Zdajesz sobie sprawę, że i tak to zrobię?

— Pewnie. Ale rano — mruknęła, patrząc na diabła gniewnym wzrokiem kobieta. Dalej pokazywała palcem na schody, a drugą ręką pochwyciła telefon i zaczęła wystukiwać na nim numer.

— Czy ty właśnie dzwonisz, żeby kogoś obudzić, podczas gdy na miejscu masz mnie?

— Nie uważasz, że jeśli Chloe się obudzi, to będzie miała dziwne myśli?

— Ona zawsze je ma. Dawaj tę paczkę — powiedział, chcąc zabrać kobiecie pakunek, jednak ta go uprzedziła i przycisnęła go sobie do piersi.
— Zostaw. Halo, Harry? Fantastycznie, że właśnie wróciłeś z imprezy. Przyjedź i to możliwie jak najszybciej. Co się stało? Zobaczysz. — Dziewczyna popatrzyła na mężczyznę, gdy nagle ten wyrwał jej z rąk pakunek i szybkim ruchem zerwał z niego folię.

— Lucyferze! — krzyknęła kobieta, patrząc na poczynania diabła.

— Wyjątkowo piękne szachy, naprawdę. Jak już nie będziesz ich chciała, to możesz mi je oddać. Zabiorę je sobie do piekła — odparł, podziwiając figurki zamknięte w pudełku.

— Ani się waż ich rozkładać. A to co? — zapytała, kucając i podnosząc z podłogi białą kopertę.

— Nie wiem, jakiś śmieć — mruknął diabeł, dalej oglądając szachy.

— Może idź ty spać, bo coś ci się wzrok psuje.

— No to co to jest?

— List, matole. List!

Hejka!
Jak tam u Was? Lekcje męczą? Mnie osobiście bardzooo, za dużo tego wszystkiego spada na moje barki. Rozdział dosyć krotki, ale miesiąc go pisałam...

Pozdrawiam oraz serdecznie dziękuję wolfagata_ i gratuluje 400 obserwujących! Oby tak dalej honey!

W miedzy czasie chętnie posłucham waszych spekulacji na ciag dalszy hah. Gdybyście o coś chcieli zapytał możecie śmiało pisać! Nie gryzę! Aczkolwiek to chyba ja do Was częściej pisze...

Do (miejmy nadzieję) rychłego zobaczenia!

Wasza Msr-fabianska!

Data: 08.02.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro