Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-1-

Los Angeles to zdecydowanie miasto pełne rozpusty. Gdy pierwszy raz je zobaczyłem, doskonale już wiedziałem, dlaczego Lucyfer tak bardzo je kochał. Było dokładnie takie, jakie mógłby sobie wymarzyć. Pełno tutaj klubów nocnych, alkoholu, kobiet i oczywiście bardzo mało miejsc do modlitwy. To wszystko stwarzało mu doskonałe warunki do życia.
Rozejrzałem się wokół i skupiłem swój wzrok na pobliskim szpitalu. Właśnie tutaj pracowała Camilla.

Szczęściu trzeba czasami trochę pomóc, nieprawdaż? Ja sam również miałem w tym drobny interes. Kobiety zmieniają mężczyzn. Skoro miałem dwóch nieznośnych bliźniaków i dwie kobiety, które mogły sprawić, że w końcu staną się dorośli, to czemu miałbym nie spróbować?

Wydawało mi się, że Lucyfer faktycznie stał się dojrzały psychicznie, czego o Michale nie mogłem powiedzieć. Ten ciągle zachowywał się jak małe dziecko szukające dziury w całym. Pomimo licznych błędów, jakie popełniłem przy ich wychowaniu, chciałem teraz wszystko stopniowo naprawić. Podobno czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość karki przetrąca, ale przecież to ja byłem Bogiem. Zawsze mogłem trochę nagiąć przeznaczenie i zmienić przyszłość.

Co natomiast z siostrami Decker?

Chloe to doskonały detektyw. Potrafiła rozwiązać każdą sprawę, często przynosiła pracę do domu i dlatego zaniedbywała swoją ukochaną córkę. Od ostatniego związku starała się trzymać z dala od mężczyzn, ale Lucyfer chyba trochę popsuł jej te plany. Była niegdyś aktorką. Od dziecka kochała zagadki, ale jej matka doskonale wiedziała, co jest dla niej lepsze. Nie miała nigdy swojego zdania w tej sprawie. Zaufała matce, która później robiła z tym dokładnie to, co jej się podobało.

A co z Camillą?

Camilla była lekarzem. Jak wspomniałem wcześniej, chirurgiem o specjalizacji androlog. Nie miała czasu na spotkania z rodziną czy przyjaciółmi, a raczej niestety nie chciała go mieć. Spotykała się z nimi tylko wtedy, kiedy musiała. Ponad wszystko ceniła sobie swoją pracę i mogła w niej spędzać całe dnie bez większej przerwy. Zbyt szybko wydoroślała, co teraz było bardzo widoczne nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Nie śmieszyła jej większość żartów, wszystko zawsze bardzo ostro kalkulowała, trudno ją odprowadzić od wersji, którą przyjęła. Słuchała tylko starszych i doświadczonych kolegów z fachu, trzymała się z dala od kłopotów. Niezwykle mocnym ciosem była dla niej śmierć ojca. To właśnie on był jej pierwszym rodzicem. Z matką nigdy nie potrafiła się dogadać. Starała się, jak mogła, ale jej cięty język nie pozwalał na bliższy kontakt, czy nawet wybranie zawodu przez rodzicielkę. Od zawsze kochała pomagać ludziom i chciała być dokładnie taka, jak ojciec, ale jak wiadomo, fortuna kołem się toczy. Ostatecznie nie wyobrażała przez całe życie żyć w cieniu starszej siostry, dlatego wybrała się na studia medyczne. Poszło jej dobrze, jeśli nawet nie bardzo dobrze. Nie lubiła, gdy ktoś próbował ją tandetnie zbajerować i dokładnie głównie z tego powodu często pokazywała pazury. Śmiesznym aspektem jej życia były lęki. Kobieta najbardziej na świecie bała się aż trzech rzeczy. Dwie z nich były absurdalne, a trzecia trochę dziwna, jeśli wrócimy do tej pierwszej. Mało osób o nich wiedziało, a dokładniej nikt poza jej przyjaciółmi i siostrą. Camilla bała się miłości, bo już raz została okropnie oszukana i ten jedyny wystawił ją do wiatru. Zapewne nikt nie chciałby się umówić na randkę z chłopakiem, który na nią nie przychodzi, a następne pojawia się w lokalu wraz z inną kobietą, obściskując i całując się jak para. Drugą rzeczą, której okropnie się bała, była... ciemność! W nocy bardzo źle czuła się, nawet gdy musiała choć na chwilę opuścić łóżko albo gdy była sama na dyżurze i nie miała się do kogo odezwać. Trzecią rzeczą, która wydawała mi się najbardziej absurdalna ze względu na pierwszy lęk, była samotność. Kobieta nie chciała dać się otworzyć na miłość, ale tak samo bardzo bała się, że przyjdzie jej umierać samej.

– Dzień dobry, byłem umówiony na dzisiaj do pani doktor Decker. – uważnie popatrzyłem na sekretarkę, która uniosła wzrok znad sterty dokumentów i obdarzyła mnie swoim wnikliwym spojrzeniem.

– Dzień dobry, czy mogę prosić pana nazwisko? – zapytała, przenosząc wzrok na ekran komputera i kładąc dłoń na czerwonej myszce.

– Smith. Nazywam się Emilien Smith – odpowiedziałem, cytując nazwisko pacjenta, który był dzisiaj umówiony na wizytę kontrolną. Wiedziałem, że i tak nie przyjdzie, bo musiał dłużej zostać w pracy.

– Zgadza się. Pani doktor przyjmuje dzisiaj w sali numer dwadzieścia trzy. Musi się pan udać na drugie piętro i będą to trzecie drzwi po lewej stronie.

– Dziękuję za informację. – posłałem lekki uśmiech kobiecie i udałem się we wskazanym wczesnej kierunku.

Szybko znalazłem się pod wskazanymi drzwiami i ostrożnie w nie zapukałem. Nie usłyszałem jednak odpowiedzi, dlatego spokojnie usiadłem na ławeczce znajdującej się przed gabinetem, zamknąłem oczy, a następnie dzięki posiadanym umiejętnościom wniknąłem duszą do pokoju.

Cały gabinet urządzony był schludnie i profesjonalnie. Miętowy kolor ścian idealnie komponował się z ciemnym czekoladowym kolorem mebli. Na samym środku znajdowało się biurko z milionem papierów starannie ułożonych w kilkunastu organizerach. Przy meblu stało krzesło obrotowe, a na nim siedziała kobieta skupiona na pisaniu jakiegoś dokumentu.  Przed nią, tyłem do mnie siedział jakiś mężczyzna.

– Czy mógłby pan powtórzyć nazwisko? Bardzo przepraszam, ale niestety nie jestem pewna, czy dobrze zapamiętałam.

– Oczywiście. Nazywam się Michał Morningstar – powiedział mężczyzna.

Gdy tylko usłyszałem to nazwisko, zamarłem. To był mój syn, który aktualnie chciał znowu pokrzyżować mi plany. Jeśli jego biedną duszą miała okazać się akurat ta dziewczyna, to będziemy musieli poważnie sobie porozmawiać.

– Ile ma pan lat? – zapytała blondynka, patrząc prosto w oczy anioła. Jej niebieskie tęczówki wydawały się prześwietlać go na wylot, ale ten siedział spokojnie, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Trzydzieści. Urodziłem się dokładnie dwudziestego siódmego listopada, tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego roku.

Dziewczyna szybko zapisała tę informację na karcie pacjenta i ponownie obdarzyła
mężczyznę przenikliwym spojrzeniem.

– Choruje pan na coś? – zapytała, poprawiając niesforny kosmyk włosów, który był zbyt krótki, aby dołączyć go do reszty upięcia.

– Czy dla odmiany teraz ja mogę zadać pani kilka pytań? – spytał anioł, uważnie skanując wzrokiem kobietę, która odłożyła zielony długopis na bok, złożyła ręce jak do modlitwy, a następnie podparła sobie nimi brodę.

– Z tego, co wiem, przyszedł pan tu raczej po to, abym pomogła panu z dolegliwością, a nie ze względu na moją osobę – odpowiedziała szybko z wyraźną złością wymalowaną na twarzy.

Zdecydowanie Michał uderzył w dość czuły punkt. Nie lubiła pytań kierowanych w swoją stronę, bo to ona tutaj rządziła i nie lubiła pokazywać nikomu swoich czułych punktów.

– Nie sądziłem, że trafię na taką piękną kobietę. Może jednak pozwoli pani strapionemu mężczyźnie dowiedzieć się co nieco o takiej uroczej osobie i zaspokoić chociaż swoją ciekawość? – Michał ostrożnie poprawił się na krześle i położył ręce na biurku, założył je na siebie, a następnie popatrzył na Camillę.

– Jeśli ma się pan przez to poczuć lepiej, to słucham. – dziewczyna oparła się o oparcie krzesła i położyła ręce na podłokietnikach.

– Czego się najbardziej boisz? – archanioł zatopił swój wzrok w jej oczach, ale na jego nieszczęście nie przyniosło to zamierzonego efektu.

– Nie przeszliśmy jeszcze na ty. Nie wiem, dlaczego wybrał pan akurat pytanie tego typu, ale nie boję się niczego ani nikogo. – sięgnęła ręką do pierwszego guzika swojej koszuli i sprawnie go rozpięła, odsłaniając kawałek szyi.

Jak mówiłem wcześniej, nie lubiła pytań, a Michał zdecydowanie nie lubił braku odpowiedzi.

– Czy to już wszystko z pana strony? Chciałabym wrócić do swojej pracy.

– Och, rozumiem panią w stu procentach, ale chciałbym wiedzieć trochę więcej. Wiem, że to trochę mało taktowne z mojej strony, bo kobiety o takie rzeczy się nie pyta, a ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale niestety wolę tam trafić, niżeli nie poznać odpowiedzi, gdy zapytam, ile ma pani lat?

– Dwadzieścia dziewięć. – znudzona kobieta przeniosła rękę z podłokietnika na swoją brodę i delikatnie się po niej pogładziła.

– Zdumiewające! Wygląda pani na dwadzieścia pięć! – Michał posłał jej czarujący uśmiech, od którego prawie każda kobieta miałaby już ugięte kolana. Prawie, bo Decker nawet to nie poruszyło.

– Jeśli to ma być podryw, to lepiej niech pan z miejsca zrezygnuje, bo nie lecę na ckliwe tekściki, słodziutkie uśmieszki, a przede wszystkim na samców alfa. – mały uśmieszek wpełzł na twarz lekarki.

– Och dziękuję za komplement, ale z tego, co widzę, nie ma pani chłopaka, więc skąd te nerwy? Przecież nigdy nic nie jest wiadome. A nuż okaże się, że Bóg ma nas ku sobie? Wie pani, znam dużo par, które poznały się w pracy.

– Nie wierzę w Boga, a pracę oddzielam grubą kreską od życia prywatnego.

– Dlaczego?

– Pisze pan książkę?

– Nie, ale zaintrygowała mnie pani. Dlaczego nie wierzy pani w Boga?

– Jak mam wierzyć w coś, czego nikt nigdy nie widział? Dlaczego mam przyjmować jego nauki o drugiej szansie i miłosierdziu dla każdego z nas, skoro on sam nie potrafił wybaczyć jednemu ze swoich dzieci? To, że wskrzesił bunt to jedno, ale jeśli byłby dobrym ojcem, dałby mu drugą szansę na naprawę swoich błędów. Ludzie zabijają swoich ojców, dzieci, żony, rodziny czy nawet niewinnych nieznajomych, a i tak dostają przebaczenie. Poza tym, gdyby Bóg byłby taki miłosierny, nie zabierałby wpierw tych dobrych ludzi. Dlaczego nigdy nie słyszę o śmierci kryminalisty, tylko wysłuchuję kolejnego artykułu o śmierci dziecka potrąconego przez pijanego kierowcę, który nie ma nawet zadrapania? Dlaczego ci źli dożywają sędziwego wieku, żyją w spokoju i nikt nic im nie robi? Kiedyś wierzyłam i byłam pewna, że pomoże mi przetrwać każdy moment mojego życia lepiej, bezpieczniej i przede wszystkim, że będzie dla mnie jak drugi ojciec. Ale wraz z końcem życia jednego, ten drugi przestał być dla mnie podporą. Wie pan, jak to jest, gdy traci się najważniejszą osobę w życiu i zostaje się całkiem samemu? Albo raczej zostaje się mentalnie samemu, bo pomimo posiadania matki i siostry czuje się, jakby po prostu ich nie było nigdy, gdy są potrzebne?

– To było bardzo szczerze wyznanie... Jestem pod wielkim wrażeniem pani otwartości w tej sprawie. A jak pani sądzi, co z innymi?

– Z innymi, czyli z kim?

– Z aniołami, demonami...diabłem?

– Anioły? Anioły istnieją na ziemi, podobnie jak demony. Każdy człowiek jest w jakimś stopniu aniołem lub demonem. Niektórzy są przez całe życie dobrzy, a mimo wszystko społeczeństwo spycha ich na margines. Inni po prostu mają trudne charaktery i dlatego rodzina się od nich odwraca, zostają sami, a potem pokazują im, że wcale nie są tymi najgorszymi. Czasami, żeby nie upaść potrzeba tak niewiele. Różnica między tą całą paplaniną zapisaną w Biblii a realnym życiem jest taka, że upadły zawsze może powstać, a zły może stać się dobry. Co do diabła, to dużo bardziej jestem w stanie uwierzyć w jego istnienie jako zwykłej istoty, która włada swoim przybytkiem i nie jest zależna od nikogo, niżeli w te całe wypociny Dantego Alighieri. „Boska komedia"? Komedia to raczej te głupoty, które wymyślił na jakimś mocnym kacu.

– A gdybyśmy przyjęli, że Bóg istnieje, tak samo, jak raj i piekło, to jak pani sądzi, gdzie trafiłaby pani dusza? Wiem, że teraz brzmię jak jakiś szarlatan i może się pani wydawać, że jestem jakimś natrętnym dziennikarzem, ale nie. Proszę się nie obawiać.

– Zdecydowanie do piekła.

– Dlaczego?

– Chyba wystarczy już tych pytań z pana strony, panie Moringstar. Teraz wracamy do starego systemu, gdzie to ja jestem tym dopytującym. Ponawiam swoje pytanie, co panu dolega?

– Potrzebuje operacji rekonstrukcji nosa. Chciałbym wreszcie wyglądać jakoś normalnie, a nie jak teraz, kiedy nos zajmuje mi pół twarzy.

– Oczywiście. Umówmy się więc na dogodny termin i wtedy zaproponuje panu moje rozwiązania i wykonamy zabieg. Zlecę panu tylko kilka badań.

– Cieszę się, że trafiłem na profesjonalistkę. Jeśli chodzi o termin, to wolałbym umówić się telefonicznie. Mogę prosić o pani numer?
Kobieta sprawnie sięgnęła ręką do szufladki biurka i wyciągnęła z niej wizytówkę, którą następnie podła Michałowi.

– Proszę dzwonić na ten numer. Jak tylko zdobędzie pan wyniki, to proszę mnie o tym poinformować.

– Dziękuję. Jeśli chodzi o badania, dostarczę je pani najszybciej, jak tylko będę mógł.

– Oczywiście. Proszę się nie spieszyć, bo i tak nie przyjmę pana wcześniej niż za dwa tygodnie. Wypiszę panu teraz skierowanie.

Dziewczyna szybko pochwyciła bloczek ze skierowaniami, a następnie zaczęła szybko pisać po nim potrzebne badania. Gdy już skończyła, oderwała kartkę i podała ją aniołowi. Ten powoli ją przejął, przez przypadek dotykając dłoni lekarki. To dziwne, ale nie był w stanie nic wyczuć, tak jakby czas zrobił z Camilli skorupę pozbawioną uczuć.

– Przepraszam, nie zauważyłem pani dłoni. – Michał wstał z krzesła, wsunął je, zebrał z niego swoją marynarkę, którą następnie przewiesił sobie przez ramię i odwrócił się na pięcie.

Stojąc już przy drzwiach, powiedział tylko cicho:

–Do zobaczenia, doktor Decker.

–Do widzenia, panie Morningstar.



Tam tam tam tam!

Witajcie!

2027 słów, czyli 5 stron A4 zapisanych czcionką 12.  Jak zwykle chwała i wdzięczność należy się wolfagata_
A teraz trochę wyjaśnień:
1. Narratorem jest wszechmogący, znienawidzony przez Lucjana... Bóg!
2. Nazwisko Morningstar zostało użyte przez Majkela celowo, więc nie hejtujcie, bo mam plan!
3. Lucjan wbija w następnym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro