Part 36
Dla dwóch niecierpliwych fascynatek teorii spiskowych :D @marysziaa & @Patrysia666
Helen POV
– Powiedz mi, że Alessia nie jest twoją żoną! – wyszeptałam z przerażeniem.
– Nie jest! – zaprzeczył natychmiast.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Już wiedziałam, czego się bał, ale też dlaczego kochał się w tej formie bez żadnego stresu. Nigdy nie będzie mi w stanie dać dziecka, bo już je ma... z Alessią. Dlatego w ogóle była w stanie go zaatakować a on nie potrafił jej zabić, bo nosiła jego potomka. Jedynego jakiego mógł mieć!
Nie, żebym była jakaś zagorzałą fanką dzieci, ale zabolał mnie fakt, że do tej pory nie powiedział mi ani słowa. Poczułam się jakbym została świadomie okłamana. Odebrano mi coś, zanim miałam okazję zdecydować czy tego chcę. Oni oboje pozbawili mnie możliwości podjęcia takiej decyzji.
Odsunęłam się od Jamesa i usiadłam na skraju łóżka, spuszczając nogi na podłogę. Przymknęłam oczy nie potrafiąc poradzić sobie z goryczą sytuacji. Nabrałam spazmatyczny haust powietrza a łzy zakłuły pod powiekami, ale zdusiłam je wbijając paznokcie w dłonie.
– Helen? – czułe pytanie Jamesa, sprawiło, że na skórze wykwitła mi gęsia skórka.
Wstałam niezgrabnie, ponieważ nie chciałam, żeby mnie dotykał. Drżącymi dłońmi przeczesałam włosy.
– A ta druga tajemnica? – wyszeptałam ochryple. Przełknęłam, żeby nie brzmieć jak skrzecząca żaba. – Klątwa pierworodnego? – Milczał, więc odwróciłam się, krzyżując defensywnie ramiona pod piersiami. – No dajesz James! – ponagliłam go, nie kryjąc urazy. – Właśnie przyznałeś się, że masz dziecko z inną kobietą, czy może być coś gorszego?
Leżał na plecach wpatrując się w sztukaterie sufitowe. Mięśnie szczęki zadrgały, gdy ją zacisnął.
– Dzisiaj James! – tupnęłam nogą.
– Rodzice nigdy nie są w stanie wychować własnego dziecka – wypalił a moje brwi podskoczyły do góry. – Jak tylko maluch kończy pierwszy rok... Jesteśmy nieśmiertelnymi istotami duchowymi, które przeszły rytuał i stały się cielesne, ale pierwotny zew jest czymś, czemu nie da się oprzeć. Właśnie on wzywa nas do stawienia się w czarnym pałacu. To nagląca potrzeba a przeciwstawienie się prowadzi do obłędu, albo do zatargania twojego tyłka na miejsce przez piekielne ogary. Kiedy klątwa uderza pojawiają się u twoich drzwi i żądają posłuszeństwa. Są w stanie zmusić się do powrotu.
– Jak uroczo! – sarknęłam, zaczesując włosy za ucho. – Więc kiedy dziecko kończy rok przełącza się magiczna wajcha i musisz wracać, skąd przyszedłeś? – Pstryknęłam palcami. – Ot, tak?
– Dla nas aniołów? Tak, to instynkt.
– A co z każdą biedną kobietą, która ma z wami dziecko?
Znów zacisnął na chwilę szczękę, zanim odpowiedział.
– Posiadanie dziecka w tej rodzinie to poważna decyzja, zwykle podejmowana przez oboje rodziców, którzy liczą się z konsekwencjami swoich czynów. W większości przypadków, łączy ich już więź.
– Czy Alessi zgodziła się być matką twojego dziecka?
Potarł nerwowo dłońmi twarz, nim odpowiedział.
– Nie.
Przygryzłam wargę a łzy wypełniły mi oczy.
– Ale ty chciałeś ją przywiązać do siebie – głos mi zadrżał od tłumionych emocji.
– Byłem pieprzonym głupcem! Oto co się stało! – warknął ze złością. Podniósł się i usiadł na skraju łóżka po swojej stronie. – Naiwnie wierzyłem, że znalazłem miłość swojego życia, mimo że wiedziałem jak niezadowolony był Lucien! Chciałem być dorosły i stawiać na swoim, udowodnić innym, że wiem lepiej. Pragnąłem tego, co miał dziadek i babcia! Połączenia dusz! Miłości na wieczność!
– Oszustwem? – spytałam z niedowierzaniem, a mój głos nie był głośniejszy od szeptu.
– Pomyliłem się, fatalnie się pomyliłem. I już nie mogę zrobić nic, żeby to cofnąć! – w jego głosie była bezbrzeżna rozpacz.
– Pozwoliliście tu zostać Alessi mimo, że jest persona non grata, ponieważ szantażuje cię dzieckiem?
– Tak, wyznałem babce prawdę, bo nie mogłem dłużej milczeć. Myślałem, że ona umarła razem z moim dzieckiem. Nie wiedziałem Helen, na wszystko co dla mnie święte, nie wiedziałem, że została zamknięta w kręgu. – Oświadczył z mocą. – Nie ja to zrobiłem. Ja...
– Odbiegamy od tematu! – przerwałam mu, nie chcąc wysłuchiwać jego żali. Te słowa zbyt bolały i nie potrzebowałam posypywać świeżej rany solą. – Więź.
– Ponieważ jesteśmy kim jesteśmy, aby ukochana starzała się wolniej, albo po ty by nigdy się nie zestarzała...
– Pamiętnik albo czarny pałac – znów wpadłam mu w słowo. – Tak, już to wiem, teraz mi wyjaśnij czym jest pałac.
– Pałac jest w pewnym sensie duchowym miejscem. – Oparł łokcie na kolanach i złączył palce na karku. – Na ziemi jest parę ukrytych i pilnie strzeżonych przez strażników piekieł wejść do świata podziemia. Jeśli tylko posiadasz pamięć zbiorową, odszukanie każdego nie stanowi problemu.
Urwał i zamknął oczy. Miałam już serdecznie dość robienia ze wszystkiego tajemnicy i do tego ukrywania istotnych informacji. Może oni sobie posiadali głębokie zrozumienie tych wszystkich spraw, ale ja była laikiem wpuszczonym na wykład fizyki kwantowej dla zaawansowanych. Pewnie wiele rzeczy pozostawało poza moimi zdolnościami rozumienia, ale nadal męskie „nie pytają, nie mówię" uważam za świadome okłamywanie. Zwłaszcza w kwestiach tak istotnych jak życie, umieranie i dzieci!
– To co stanowi? Zaczynasz mnie naprawdę wkurwiać! – syknęłam. – Kawa na ławę!
– Do pałacu nie mają wstępu śmiertelni! – wyznał. – Możesz wejść tylko jeśli jesteś związana „więzią" z istotą duchową, stanowicie jedność, nie da się odróżnić bez zaglądania w aurę, które z was jest... nieśmiertelne. Ona łączy dwoje ludzi na zawsze, mogą czerpać ze swojej siły życiowej. Klątwa pierworodnego zmusi oboje do powrotu do czarnego pałacu.
– Ponieważ są związani.
Związani na wieki, tak jak pisała Silje.
– Tak, zwłaszcza śmiertelna osoba, korzysta na takim połączeniu i tak oszukujemy śmierć przez tysiące lat, to zobowiązanie nawet po śmierci jednej z osób. Więź można ją ustanowić tylko raz, nigdy nie pokochałbym nikogo, jeśli byś umarła.
Że co? Że jak? Czemu mi to mówi...
– Ale my nie...
Zacisnął prawą dłoń w pięść i tatuaż na wewnętrznej stronie nadgarstka, ujawnił się w całej krasie. Dwa złote liście winorośli. Uwagę jednak przykuło coś innego, a mianowicie pulsowanie wewnętrznej strony MOJEGO lewego nadgarstka. Odwróciłam rękę powoli, nie dowierzając temu, co widziałam. Tatuaż lustrzany do tego Jamesa, zdawał się ze mnie drwić.
– Naznaczyłeś mnie, nawet nie pytając o zdanie! – wycedziłam z zaskoczeniem.
– Ponieważ cię kocham – wyznał. – I nigdy nie będę kochał innej.
– Nie stawia się ludzi, których się kocha pod ścianą, przemilczając ważne informacje! Nie robi się nic za ich plecami! A już tym bardziej nie okłamuje się ich z premedytacją! – Wrzucałam z siebie zdania z coraz większą wściekłością. – Szkoda, że nie nauczyłeś się tego poprzednim razem, robiąc anielskie dziecko kobiecie, która może tego nie chciała! Ale ty chciałeś. – Rozłożyłam bezradnie ręce. – Tak desperacko pragnąłeś ją zatrzymać, że postawiłeś na szali wszystko. Aż dziwne, że nie ustanowiłeś z nią więzi – niemal wyplułam z siebie te słowa.
I wtedy mnie uderzyła bolesna prawda o własnej naiwności!
Zostałam brutalnie wykorzystana.
Serce waliło mi jak oszalałe mimo, że dłonie miałam lodowate. Podeszłam do komody i wyszarpnęłam z niej szufladę. Gniewnie nałożyłam na spodnie od piżamy, spodnie dresowe.
Od dnia zero jestem okłamywania! Każdy czegoś ode mnie chce, ze swoich własnych egoistycznych pobudek. Silje, James, jego babka, Alessia, Gary i Joel. Silje chciała się wydostać z kręgu razem z Lucienem i ich dzieckiem, więc przerwała krąg przy pomocy Alessi i Amelie. Gary i Joel zrobili wszystko, żebym domknęła krąg. Nawet Genevievre nadzwyczaj podejrzanie chętnie dzieliła się informacjami o kręgu i rodzinie. I James! Wisienka na torcie. Facet, który miał dziecko z laską, która go niemal zabiła. Czy wykorzystał mnie, żeby ich odzyskać?
– Helen? – spytał James z niepokojem. – Co robisz?
– Wynoszę się stąd, a na co to dla ciebie wygląda?
Gniewnie podeszłam do szafki nocnej po mojej stronie łóżka i zgarnęłam telefon.
– Jezu, Helen – zerwał się z materaca.
Torebka leżała na komodzie a adidasy stały w sieni na dole, przy wejściu kuchennym, więc zgarnę je po drodze. Dobrze, że auto zostawiłam dzisiaj na wewnętrznym parkingu za dziedzińcem stajennym, gdzie normalnie parkowali się ludzie od cateringu. Zatarasował mi przejście.
– Zejdź mi z drogi – wycedziłam.
– Helen, pozwól sobie wytłumaczyć... – zaczął prosząco.
– Nie, James, nie ma mowy – zaprzeczyłam. – Już dosyć nasłuchałam się kłamstw.
Usiłowałam, bo wyminąć, ale nie pozwolił.
– Gdzie pojedziesz?
– A co cię to obchodzi? Przed siebie! Dopóki mi się paliwo nie skończy!
Westchnął, słysząc ten pełen pretensji głos.
– Kochanie...
Bezwiednie w swojej wściekłości podniosłam dłoń do góry i wymierzyłam mu siarczysty policzek, aż mu głowa odskoczyła na bok.
– Nie. Mów. Tak. Do. Mnie! – wyskandowałam. – Straciłeś to prawo, okłamując mnie!
– Nie okłamałem cię! – przypomniał spokojnie. I to pieprzone opanowanie doprowadzało nie do furii.
– Kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć? – zaatakowałam jadowicie, pochylając się w jego stronę. – Dzień po zaręczynach czy tydzień po ślubie? O, na marginesie, mam dziecko z Eks, która usiłowała mnie zabić! – tupnęłam nogą.
– Jesteśmy razem, nie chcę się martwić
– To „jesteśmy razem" to ja sobie muszę przemyśleć!
– Jesteś moja! – Jego tęczówki błysnęły złotem.
– Twój to może być ewentualnie samochód i telewizor! Nie jestem rzeczą do cholery! Nie jesteś moim właścicielem i nie masz prawa żądać ode mnie żadnych wyjaśnień.
– Zawsze cię znajdę. Jesteśmy związani. – Zaprezentował swój tatuaż. – Po wieczność.
Tym zdaniem dolał tylko oliwy do ognia mojej wściekłości.
– No to może pod drodze omsknie mi się ręka i wjadę w barierki?! – fuknęłam.
Jego oczy zapłonęły złotem.
– Nigdy więcej tak nie mów.
– Nie masz prawa mnie pouczać! – odparowałam.
– Może i nie mam! Ale nie będę wysłuchiwał, że chcesz się zabić!
Zrobił się większy i górował nade mną o dobrą głowę. Cofnęłam się a on postąpił krok w przód. Słowa ciętego komentarza ugrzęzły mi w gardle.
– James... – zawahałam się, oblizując usta.
– Nie, kurwa, nie ma mowy! – mruknął ze złością. – Chcesz coś sobie przemyśleć? To wskakuj do łóżka i myśl. Łaź po pokoju choćby do białego rana i wydeptaj sobie ścieżkę w drewnie. – Poradził patrząc na mnie gorejącymi złotem tęczówkami. – Nigdy, przenigdy nie pozwolę ci, żebyśmy rozstali się w gniewie. Możesz być diabelnie wściekła, ale nie ma mowy, żebyś wsiadła do samochodu i jeździła rozkojarzona, targana emocjami, tworząc w głowie scenariusze, które nigdy nie miały miejsca albo takie, które nigdy się nie spełnią. Do tego nie mogąc w swojej głupiej dumie i urazie zadać mi żadnego pytania, nakręcając niemo spiralę nieporozumień!
– James... – spróbowałam ponownie, bo teraz już zaczynał mnie przerażać. Ogromne skrzydła wystrzeliły w powietrze za jego plecami. Aż się wzdrygnęłam, na dźwięk jaki wydały, szorując po sztukaterii sufitowej.
– Nie! Teraz ty słuchasz. Zjebałem. Masz prawo być wściekła, ale to wszystko wydarzyło się parę lat temu, nie wczoraj, nie miesiąc temu! – Cofałam się, aż piętami uderzyłam w cokół przyścienny. – Lata temu! – Dodał mrocznie, kładąc dłonie na ścianie na wysokości mojej twarzy. – Nie jestem w stanie cofnąć czasu, a uwierz wielokrotnie rozgrywałem w głowie scenariusze, co by było gdyby, jak rasowa kobieta na progesteronowym haju! Myślałem, że Alessi nie żyje a co za tym idzie mój syn też.
– Ale okazało się inaczej.
– Tak, okazało się inaczej i nic na to nie mogę poradzić.
Cofnął się dwa kroki wracając do swojej ludzkiej postaci. Na podłodze między nami leżało czarne pióro, które James podniósł i ważył w dłoni a potem podał mi.
– Przyniesie ci szczęście – zapewnił. – Proszę cię, zostań w domu. Jeśli chcesz wyniosę się do sypialni Genevievre.
– To twoja sypialnia, ja powinnam się wynieść.
– To udawaj, że mnie tu nie ma.
Z frustracją rzuciłam torebkę i telefon na krzesło.
– Ciebie się nie da ignorować! – Wyrzuciłam ramiona do góry, dając upust frustracji. – Zaraz mnie będziesz dotykał, a wiesz, że nie potrafię być wściekła, kiedy mnie dotykasz!
Wpatrywaliśmy się w siebie długą chwilę i żadne nie chciało ustąpić.
– Jest niemal trzecia nad ranem, wskakuj do łóżka.
– Nie będę mogła zasnąć – sprzeciwiłam się.
– To przynajmniej twoje ciało odpocznie. – Sięgnął do suwaka bluzy i rozpiął go. Uderzyłam go po palcach i zapięłam z powrotem. – Uparciuszku.
– To i tak lepiej niż kłamczuszku – odparowałam bezlitośnie.
Westchnął przeciągle i poszedł na swoją stronę łóżka. Usiadł ciężko zwieszając ramiona.
– Helen, ja naprawdę....
Zatkałam uczy dłońmi, zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać po polsku.
– Cztery słonie, zielone słonie, każdy kokardkę ma na ogonie. Hej cztery słonie. – Jezus, nawet ja słyszałam, jak zawodzę niczym zarzynane prosię, ale co tam! Niech ma nauczkę. – Hej cztery słonie zielone słonie, każdy kokardkę ma na ogonie. Ten pyzaty ten smarkaty. Kochają się jak wariaty.
James podszedł do mnie i odsunął siłą dłonie z uszu, zduszając piosenkę w półsłowa swoimi ustami na moich. Cofnęłam się jak oparzona, wyswabadzając.
– Zawrzyjmy układ – zaproponował, patrząc na mnie z błyskiem rozbawienia w oku. – Ja nie będę gadał, ty nie będziesz śpiewać!
– W porządku.
Usiadłam w wykuszu okna i wpatrywałam się w ciemność za szybą. James wrócił na łóżko i położył się wpatrują w sztukaterie sufitowe. Oboje milczeliśmy. Po paru minutach przydreptały do mnie Furia i Dom. Dom wskoczył na górę i położył głowę na moich podciągniętych pod brodę kolanach, smyrając mokrym nosem po policzku. Pogłaskałam go odruchowo. Furia położyła pysk pod kolanami, wpatrując się we mnie swoimi dwukolorowymi oczami.
Czułam się oszukana. Perfidnie wprowadzona w błąd, swoimi własnymi podświadomymi marzeniami. Jak każda kobieta, chciałam być szczęśliwa, mieć u boku przystojnego, elokwentnego faceta, który samym widokiem podbija serca innych kobiet i wzbudza zazdrość innych mężczyzn, bo to o nim fantazjują ich żony. Problem w tym, że tacy czuli, przystojni, wysportowani, oczytani, wyrozumiali, wysocy, męscy do bólu... mają już swoich facetów.
Nie, żeby od razu facet musiał dla mnie zabijać smoki albo unicestwiać inne księżniczki, ale... Pragnęłam bajki godnej kopciuszka, albo chociaż jakiejś komedii romantycznej! A czemu? Ponieważ bajka o smoku wawelskim uczy nas by nie zadowalać się byle baranem.
Ale nawet biorąc to pod uwagę, wyobrażałam sobie nas razem, gdy będę w ciąży a potem z maleństwem na ręku, albo przytulona do boku swojego faceta, uśmiechając się do niego, trzymającego syna w ramionach. I to wszystko nigdy się nie wydarzy! Jak oczekujesz zbyt wiele, coś z pewnością się spierdoli. To powiedzonko matki miało dzisiaj głębszy sens.
Nigdy nie zostaniesz babcią!
Złapałam się tą myślą na tym, że nie wyobrażam sobie życia bez tego oszusta, który leżał w łóżku, uparcie wpatrując się w sufit. Ramieniem zasłonił oczy.
Jeśli zaśnie, wyleję mu wiadro lodowatej wody na twarz!
Doszło mnie stłumione parsknięcie.
– Nie podsłuchuj! – warknęłam ze złością, której we mnie było coraz mniej.
– Nie da się – odparł mrukliwie. – Tak samo było, kiedy pojawiła się Alessi. Fale twojej emocjonalnej rozpaczy rozchodzą się, jak kręgi na jeziorze po wrzuceniu kamyka. Nie da się ich ominąć ani zignorować. Dotykają twojej duszy i zostawiają na niej blizny.
– I dobrze ci tak.
Przekręcił się na bok, żeby na mnie spojrzeć.
– Porozmawiajmy.
– O czym? Że masz dziecko z inną kobietą?
– Myślałem, że nie żyją.
– Mogłeś mi o tym powiedzieć już dawno. Wspomnieć, cokolwiek!
Zerknęłam na szramę na jego boku, która wyglądała na ledwo zabliźnioną, mimo że pod dotykiem rozpoznawałeś zgrubienie zaleczonego ciała.
– Zepchnąłem wszystkie wspomnienia po Alessi najdalej jak się dało. W zapomnienie. I niczego bardziej w życiu nie pragnę niż żebyś została matką mojego dziecka.
Co za cwaniak! Czy wyczytał w moich myślach, że według mnie to najbardziej zajebisty komplement jaki kobieta może usłyszeć od mężczyzny? Bo w s końcu każdy ci powie, że masz ładne oczy, zgrabne nogi czy zajebisty tyłek, czy cycki. Ale ilu facetów będzie miało odwagę chcieć cię z rozstępami, porannymi mdłościami, wyczerpaną nocną kolką dziecka? Niewielu. Prawie żaden.
Chcę mieć z tobą dziecko, było dla mnie niczym wyznanie miłości. Łzy zebrały się w oczach grożąc spłynięciem. Zamrugałam wściekle.
– Chciałabym cię znienawidzić, za to co zrobiłeś.
Bezwiednie nadal głaskałam oba ogary.
– Ale nie potrafisz.
Odwróciłam wzrok i zapatrzyłam się na grające w ogrodzie cienie.
– Czy Alessia szantażuje cię dzieckiem?
– Uważa, że to jedyny sposób aby zapewnić sobie nietykalność.
– Co za suka. Ale ją kochałeś – wypomniałam mu bez skrupułów.
– Kochałem wyobrażenie. Można powiedzieć, że stałem się tak samo jak ty ofiarą własnych oczekiwań. Chciałem mieć to co babka i dziadek, a wystarczyło poczekać – dodał z goryczą – aż pojawisz się na horyzoncie. A teraz się zastanawiam, czy będę musiał wybierać pomiędzy jedynym dzieckiem jakie kiedykolwiek będę miał a jedyną kobietą, którą naprawdę kocham.
Spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek.
– Ustanowiłeś więź ze mną, ponieważ bałeś się, że Alessia jej zażąda i tym samym dostanie wstęp do czarnego pałacu?
– To jak wpuszczenie lisa do kurnika i ona wie, że nigdy tego nie zrobię.
– Ale przez to zostanie tutaj i będzie usiłowała mącić dzieckiem.
James parsknął.
– Już widzę jak matka jej na to pozwala! O ojcu nie wspomnę. Chcesz wiedzieć dlaczego ustanowiłem między nami więź? – spytał poważnie. – Ponieważ nie chcę trafić do czarnego pałacu sam, ze świadomością, że kobieta, którą kocham została sama i zanim będę w stanie do niej wrócić, znajdzie sobie kogoś innego i ułoży życie.
– Nadal się tak może stać – zagroziłam.
– Nie mów tak! – szepnął błagalnie.
Demon ułożył się wygodnie między moimi nogami, opierając głowę na udzie. Myśl, że mogłabym zostać tu sama i nigdy więcej nie widzieć Jamesa, nie czuć dotyku jego dłoni, nie móc zaciągnąć się zapachem skóry kochanka, przyprawiała mnie o mdłości i atak paniki.
– Czy to więź sprawia, że to wszystko czuję?
– A co czujesz?
Znów położył się na boku i podparł głowę na ramieniu.
– Atak paniki na myśl, że mógłbyś zniknąć z mojego życia.
– Możesz zapytać moją babkę, jak się zachowywałem przez pierwsze tygodnie po twoim zniknięciu.
– Nie będzie obiektywna.
– Może i nie, ale powie ci, że byłem gotowy zniszczyć wszystko na swojej drodze a ona jedyna rozumiała moją rozpacz. – Przełknęłam, gładząc Doma po uszach. – Nie dziwię się Lucienowi, że zamknął ich w pamiętniku, ponieważ nie widział żadnej nadziei, na odzyskanie ukochanej, która nosiła ich dziecko
– Naiwnie wierzył, że zdoła tak przywrócić Silje pamięć.
– Przed więzią, musieliśmy patrzeć jak nasze ukochane umierały ze starości, gdy my zaledwie postarzeliśmy się o parę lat, jeśli w ogóle. Kiedy mijasz trzydziestkę, przestajesz się starzeć.
– W sumie... czy ja też będę się starzeć wolniej?
– Kiedyś z pewnością się zestarzejemy, ale nie teraz.
– To ile lat ma twoja babka?
– Nie chcesz wiedzieć. Kiedy twój pierworodny ma już swojego pierworodnego możesz wybrać czy chcesz wrócić do pałacu, czy zostać na ziemi.
– Mhm. Czy kiedykolwiek poznam twoich rodziców? – spytałam niepewnie.
– Przesilenie wiosenne i przesilenie zimowe. Mogą tu zostać tydzień. – Westchnął ciężko. – A potem matka znów dostanie histerii w dniu wyjazdu.
Co ta kobieta musiała przeżywać, żeby porzucić w ramionach teściowej roczne dziecko. Nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić. Czy Alessia kochała swoje dziecko? Czy je po prostu porzuciła...? A jeśli tak... to może zostawiła je z naszą poszukiwaną dwójką zaginionych?
– James... bo ja tak sobie myślę, że chyba wiem jak znaleźć Luciena i Silje.
Spojrzał na mnie z nadzieją,ale zrobił zachęcający gest, żebym podzieliła się swoim genialnym planem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro