Part 34
Majówki ciąg dalszy 😎
Helen POV
Nie było tego, jak dłużej odwlekać, musiałam stawić czoło temu, jak wczoraj dziecinnie się zachowałam, wychodząc. Znalazłam babkę Jamesa w bibliotece, gdzie wszystkie okna były pootwierane, a mimo to unikalny zapach farby drukarskiej i starego papieru unosił się w powietrzu.
Na znak dobrych intencji przyniosłam na tacy zaparzoną herbatę oraz ciasteczka. No bo umówmy się, kto w Anglii odmówi ci wysłuchania, jeśli przyniosłeś ze sobą ciasteczka? Nikt.
– Lady Sitwell?
Babka Jamesa podniosła wzrok znad książki. Uśmiechnęła się i zaprosiła gestem, żebym podeszła bliżej. Ustawiłam tacę na niewielkim stoliczku i nalałam do filiżanek, a ku mojemu zdziwieniu odmówiła dolania mleka.
– Możesz mi mówić po imieniu, Alina. – zachęciła. – Usiądź – wskazała gestem fotel.
Imię brzmiało niezbyt angielsko, raczej bliżej jak z polskiego, rumuńskiego czy węgierskiego, ale dla mnie całkiem łatwe do wymówienia. Opadłam na siedzisko.
– Alina? To rumuńskie czy węgierskie imię? – zapytałam, chcąc naturalnie podtrzymać rozmowę.
Uśmiechnęła się przebiegle.
– Przecież wiadomo, że Polki są najpiękniejsze – powiedziała po polsku. – Popatrz na siebie i na mnie.
Otworzyłam usta ze zdumienia, ale dość szybko doszłam do siebie.
– Nie jestem pewna czy to kierowało Jamesem – odparłam po polsku. – Ja mam Halloween, każdego dnia jak patrzę w lustro.
Westchnęła, kręcąc głową z dezaprobatą.
– Znów to samo – pogroziła mi palcem. – Porównujesz się do Alessi, a nie powinnaś. Jej piękno jest powierzchowne. To tylko ładna buzia.
– James jej pragnął.
– To przeszłość, o którą nie musisz się martwić.
– Śmiem wątpić – odparłam z goryczą. – Najwidoczniej ma w sobie coś więcej, patrząc na zachowanie Genevievre.
– Genevievre jest według mnie, pod wpływem uroku – podniosła filiżankę do ust.
Otworzyłam szeroko oczy, zatrzymując swoją w połowie drogi w górę.
– Uroku?
– Tak, kochanie – poklepała mnie po ręku.
– Czy to dlatego otrzymałam ten gadżecik?
Uniosłam dłoń do góry, eksponując tatuaż na nadgarstku. Jutro zamierzałam go zakryć podkładem kryjącym, bo irracjonalnie wstydziłam się tego, jakbym była czegoś winna.
– Nie, ty jesteś zupełnie niewinna, a przynajmniej mam taką szczerą nadzieję. Alexandria to ogromna niewiadoma a ja nie będę ryzykować, że zaskoczy. Gene jest czarownicą z urodzenia, pod wpływem uroku mogłaby stać się nieobliczalna. To środek ostrożności, za który nie zamierzam przepraszać z powodu ilości pogrzebów, w jakich musiałam uczestniczyć w swoim życiu.
W sumie racja, oni mieli o wiele więcej do stracenia niż ja kiedykolwiek.
– Rozumiem, to wszystko dla dobra Gene i zdjęcia z niej uroku.
– Posłałam już po kogoś w tej sprawie.
– Znaczy zaklęcia? Klątwy?
– Mniej więcej. Tyle że klątwa i urok to dwie różne rzeczy. Klątwa dotyczy otoczenia osoby, na którą ją rzucono, obejmuje w pewnym sensie fizyczność, ale urok jest rzucany na osobę, więc oddziałuje na to, co siedzi w głowie, sposób postrzegania rzeczywistości. Steruje człowiekiem i przez wypaczone spojrzenie na świat, osoba pod wpływem uroku, podejmuje decyzje, na które nigdy by się rozsądnie nie zgodziła. – Ze zdumienia otworzyłam usta, bo to jedyna słuszna reakcja, poza chęcią zrobienia notatek. – Zaklęcia to słowa, gesty i przedmioty wykorzystywane do naginania rzeczywistości, skupianiu energii magicznej na danej rzeczy. Mają tym samym wpływać na podświadomość. Na koniec rytuały i obrzędy, czyli podobnie jak zaklęcia, słowa, gesty przedmioty, zakorzenione w tradycji społeczności, ale w celu wywołania konkretnego skutku, ale bez magii, to raczej tylko tradycje.
– Czuję się jak nieuk – wymamrotałam.
– Wszystkiego się nauczysz kochana. – Zaczęłam skubać skórki przy paznokciach. – Teraz te rewelacje mogą się wydawać przerażające i dla mnie takie były, kiedy mój mąż przedstawiał zagadnienie za zagadnieniem. Robił to stopniowo, a ciebie rzucono od razu na głęboką wodę. Najważniejsze w tej chwili jest to, że pomoc dla Gene jest w drodze
– Ale ty też jesteś... – zrobiłam nieokreślony gest ręką. – No wiesz...
– Tak jestem jedną z nich, ale tu potrzeba zupełnie czegoś innego. Taki urok... – zawahała się. – To potężna, archaiczna magia. Z ksiąg wynika, że nie jesteśmy przygotowani do odczynienia go i żadne plucie przez lewe ramię, też tego nie załatwi. Może i mam wszystkie składniki, ale brakuje mi najważniejszego.
Spojrzałam na nią wyczekująco, znów czując się jak Andzia w malinach – zagubiona i niemiłosiernie podpuszczana, żeby testować, na którym absurdzie będę się usiłowała wypisać z tej rozgrywki? Położyła palec na ustach. Zmarszczyłam brwi, a ona kliknęła palcami, odruchowo zerknęłam na zegar nad kominkiem, gdzie wskazówki się zatrzymały.
– Jestem pewna, że łowcy maczali w tym palce. – Oznajmiła konspiracyjnie, pochylając się w moją stronę. – Może i James uwolnił ją z kręgu, ale tak jak ty musiała odzyskać wspomnienia. Każda ze stron ma za sobą potężną magię, ale tylko jedna ma królewską krew połączoną z magią. To niebezpieczna mieszanka i w nieodpowiednich rękach wysłałaby nas wszystkich do piekła.
– A Gene? – spytałam ostrożnie, wyłamując sobie palce.
– Gene niepotrzebnie dotykała Alessi. – Wyraźnie była niezadowolona z tego faktu. – Rzucili na nią jakąś klątwę, która rzuca urok na osobę, którą pierwszą dotknie.
Przypomniałam sobie wieczór, kiedy rzekoma zjawiła się na progu biblioteki.
– Co by się stało, gdyby dotknął jej James?
– Najprawdopodobniej nic. – Upiła z filiżanki i skubnęła ciasteczko.
Opadły mi ramiona. Nawet ja wiedziałam, że nie mówi mi wszystkiego.
– Najprawdopodobniej?
Przełknęła, zanim odpowiedziała.
– To potężna magia, nie będę zaprzeczać, ale jestem przekonana, że uczucie Jamesa do ciebie jest silniejsze i nie uległby urokowi. – Nie czułam się przekonana. – Z was dwojga tylko ty wątpisz. Nie powinnaś. On nigdy nie będzie cię w stanie skrzywdzić. Krąg wiąże dwie osoby. Na zawsze. Na wieczność. Chyba że ktoś by mu wypalił piętno.
– Piętno? – zmarszczyłam brwi. – Jak do znakowania bydła? James mi coś wspominał, ale...
– Tak, jak do znakowania bydła. W zamierzchłych czasach, kiedy chciano, by urok trwał, wypalano go piętnem. Wiele z czarownic miało je na pośladku. Do dziś najpotężniejsze z nas je mają. – Nie chciałam sobie wyobrażać, jak to musiało boleć. – Bolało, bardziej niż rodzenie dzieci.
Skrzywiłam się mimowolnie.
– Po co?
– Dla władzy, dla wzmocnienia magii. Jest wiele powodów, ale to zabawa dla posiadających koneksje i dostęp do starożytnych tekstów. I piętno też nie może być byle jakie i pochodzić z tych antycznych. A to, moja droga, już nie jest takie proste. Wiemy, że Łowcy mają w rękach sporą ilość ksiąg, piętn i innych rzeczy, ale najcenniejsze są w Czarnym Pałacu.
– Więc, żeby Gene powróciła do normalności, potrzebujemy...?
– Królewskiej magii.
– A James?
Babka uśmiechnęła się.
– W Jamesie nie ma krzty magii.
Byłam przeciwnego zdania, ponieważ to jak na mnie działał, za każdym razem było czystą magią.
– Jak długo musimy czekać?
– Kilka dni.
Westchnęłam. Alessi działała mi na nerwy a Gene z jej uwielbieniem jeszcze bardziej. Wszędzie ich było pełno. Bałam się otworzyć drzwi, żeby którejś nie zobaczyć za progiem, że o lodówce nie wspomnę.
– Dasz radę – zapewniła starsza pani, widząc moją minę.
– Za każdym razem jak ją widzę to... – zamilkłam, nie wiedząc, co powiedzieć: mam ochotę skręcić jej kark? Trochę zbyt dramatyczne. Prawda była jednak taka, że Alessi wyzwalała we mnie najpodlejsze obronne instynkty, do jakich nigdy nie byłabym skłonna się przyznać i przez które było mi wstyd.
Helen POV
Czytałam, po raz któryś z kolei, moją ulubioną książkę z kawą w ręku, na huśtawce postawionej w głębi żywopłotowego labiryntu. Musiałam odpocząć od wspomnień Silje, które znów ukazywały mi się w domu. Czym więcej czytałam Jamesowi z pamiętnika, tym więcej ich widziałam. Miałam czasem wrażenie, że widzą ją siedzącą na ławce, a to z robótką w ręku, a to z książką czy jedzeniem. Czasem w ramionach Luciena. Niekończące się żywe obrazy.
– Ławka Silje jest jednym z najczęściej widzianych wspomnień.
Słowa Alessi wdarły się w ciszę, powodując, że Dom i Furia zmaterializowały się metr ode mnie, obnażając kły. Zwróciłam na nią oczy, ale nie odezwałam się słowem, ponieważ chciałam, żeby poczuła się jak niechciany intruz, którym teraz de facto była. Może sobie wtedy pójdzie?
– Ich wspomnienia są piękne, James pokazał mi wszystkie.
Zamknęłam książkę gwałtownie, słysząc znów tę samą śpiewkę.
Już przerabiałyśmy ten temat kochana, twoja prowokacja nie zadziałała poprzednim razem i nie zadziała teraz! James do diaska, ktoś miał jej pilnować, żeby nie zawracała mi dupy.
– Co chcesz, żebym powiedziała? Jakiej reakcji oczekujesz?
– Żadnej, uważam, że takie wspomnienia łączą ludzi.
– Chcesz, żebym była zazdrosna? – spytałam napastliwie. – Nie ma takiej możliwości. Tam skąd pochodzę, wierzy się, że fraza „na zawsze" znaczy dokładnie to. Jeśli uważasz, że ucieknę z podkulonym ogonem, jesteś w błędzie.
Zapadła niezręczna cisza. Teraz moja kolej, żeby zadać celny cios.
– Wiesz – rzuciłam z zastanowieniem – krąg jest fascynującą sprawą. Powiedziałaś, że zniosłaś niezliczone tortury, znajdując się w nim. Może to jednak nie James cię tam zamknął a Silje lub Lucien, w ramach kary za nastawanie na życie ich potomków?
Nie odezwała się słowem. Stała tam w miejscu zjawiskowo piękna, ubrana na biało na tle zielonego żywopłotu. Mi do głowy by nie przyszło, malować się w dzień wolny od pracy, chyba że miałabym się gdzieś wybrać, ale nawet wtedy ograniczyłabym się do tuszu do rzęs. I chociaż była tak idealna na zewnątrz, mogłabym się założyć, że jej duszę oblepiała smolista czerń złych uczynków.
– Czego nauczyłam się z pamiętnika to, że krąg może być według Silje błogosławieństwem lub przekleństwem. – Wstałam z huśtawki z książką w ręku, a ogary podniosły się bez wydawania komendy. – Zamknięty chroni rodzinę. Dla mnie okazał się błogosławieństwem. Pamiętnik mówi, że zamknięcie kręgu wymaga najwyższego poświęcenia. Skoro ja poświęciłam siebie, żeby chronić rodzinę i pozwolono mi wrócić. Ty dokonałaś najgorszej zdrady i także pozwolono ci wrócić, albo może jak sama powiedziałaś, w zamian za pomoc otrzymałaś tę możliwość. Więc, co nam to mówi?
– Może jestem twoim przekleństwem. – Zasugerowała z bladym uśmiechem, ust pomalowanych na matową czerwień.
– Nie – zaprzeczyłam ze spokojem – jesteś przekleństwem sama dla siebie. Na wieki będziesz chodzić po ziemi, widząc jak mężczyzna, którego zdradziłaś, jest szczęśliwy z kimś innym. To jest twoje brzemię. Będziesz patrzeć na jego szczęście.
Trudno było uznać, czy moje słowa zrobiły na niej wrażenie, ponieważ na jej twarzy gościł stoicki spokój. Normalnie Kristen Stewart w Zmierzchu – zero ekspresji!
– Skończyłaś już snuć swoje bajania?
Nie potrafiłam zapanować nad gniewem.
– Nie jesteś tu już mile widziana – odpowiedziałam, odchodząc. Ogary dostojnie podążały za mną.
– Nie sądzę, żeby James pozwolił ci, na podejmowanie takich decyzji. – Padła spokojna odpowiedź, to jej opanowanie wyprowadzało mnie z równowagi bardziej, niż gdyby się awanturowała. – I nawet on musi się liczyć ze zdaniem Lady Sitwell. Chyba nie jest tobą aż tak zaślepiony, a o klątwach czy urokach nie wiesz nic, więc tędy ci się z pewnością nie uda, nad nim zapanować.
Zaśmiałam się sztucznie z szyderstwem.
– Tobie też nie wyszło, co? – rzuciłam przez ramię. – Bo po pierwsze dostałaś kaganiec w postaci bransoletki.
– Nie będzie mnie w stanie powstrzymać – odparła pewnie.
– Jeśli tak twierdzisz – rzuciłam lekceważąco. – I jaki pech, że Gene dotknęła cię pierwsza – ironizowałam. – Totalny pech, że twój urok padł na osobę, która jest zaślepiona dawnym bólem i stratą przyjaciółki, a tym samym chce odkupić swoją winę. Winę, której nie ma.
– Obróciła miecz przeciwko mnie.
Okręciłam się na pięcie.
– Zasłużyłaś sobie – powiedziałam z mocą. – Szkoda, że za pierwszym razem nie zrobiła tego wolniej. Powinna cię zabijać powoli. Dzień po dniu. Tak samo długo, jak on cierpiał w szpitalu.
– Wciąż będzie cierpiał.
Przewróciłam oczami.
– Och, naprawdę?
– Jest nas dwie i obie wyszłyśmy z kręgu, co oznacza, że jesteśmy z nim związane. Będzie chciał mieć nas obie.
Jak idiotycznie to brzmi, Boże, James, jak mogłeś kochać tę kobietę – mruknęłam w głowie.
Kochałem iluzję – odparł w ten sam sposób.
Alessi chciała do mnie podejść, uniosłam dłoń, pragnąc ją powstrzymać, ale nie było to konieczne, ponieważ ogary wyszczerzyły kły i całe się nastroszyły. Nagle z wielkości huskiego powiększyły rozmiar kilkukrotnie, przybierając maść w kolorze bezdennej czerni. Teraz miały trzy głowy, a nie jedną, niczym Cerbery strzegące bram Hadesu. Jego dwukolorowe oczy teraz były niczym dwa gorejące węgielki. Z otwartych pysków kapała na trawę ślina, wypalając te miejsca niczym kwasem. Spod ogromnych łap, gdy postąpiły o krok, wydobył się czarny dym, a zapach siarki wypełnił powietrze, przyprawiając mnie o lekkie mdłości. One nie warczały, one wibrowały furią i emanowały poświatą ognia. Spod ziemi wyrósł przede mną Marcus z mieczem w dłoni, rozpościerając ogromne skrzydła i zasłaniając mnie.
– Nie życzę jej źle – oznajmiła Alessi.
Wychyliłam się zza mojego obrońcy. Najwidoczniej słowa Alessi nie przekonały ogarów, które postąpiły jeszcze o krok, gotując się do ataku.
– Moja pani ma być chroniona – usłyszałyśmy głos spod kaptura.
– Jak uroczo – odparła Alessi. – I nawet masz piekielne ogary.
Czy w jej głosie była nutka zazdrości?
– Całą hordę! – przyznałam z satysfakcją, patrząc, jak szóstka piekielnych psów okrążyła Alexandrię, zamiatając piach merdającymi z niezadowoleniem ogonami. Furia i Dom stali pierwsi do ataku, zostawiając mnie pod opieką pozostałych.
– Chciałam ci tylko pokazać, o czym mówię.
Gdyby nie książka skrzyżowałabym ramiona na piersi.
– Nie jestem zainteresowana – potrząsnęłam przecząco głową.
– Truime (spokój) – doszedł mnie rozkaz Jamesa. Dom potrząsną głowami, jakby nie zgadzał się z jego oceną sytuacji. Marcus także nie ruszył się z miejsca.
Dom – szepnęłam w głowie – już dobrze, spokój.
Pstryknęłam palcami, przywołując go do siebie. Usłuchał natychmiast wracając do aparycji huskiego. Pogłaskałam go po głowie, przytulając do swojej nogi.
– Interesujące – podsumowała z ciekawością Aliessi.
– Jestem pewna, że będziesz sobie mogła je podziwiać, jak cię odeskortują do domu. – Spojrzałam na mojego faceta, szukając u niego poparcia.
– Zostawię was samych. – Oznajmiła Alessi, jakby była odprawiającą nas królową
Jego oczy płonęły złotem i zrobił się większy, wyrzucając z siebie kilka zdań. Dwie pary ogarów odłączyły się i pobiegły flankując Alessi. Zostaliśmy sami, a on wrócił do swojej normalnej formy. Pogłaskał mnie po policzku, wyprowadzając z labiryntu.
– Nowe zdolności kochanie?
– Na to wygląda – wskazałam na anioła i psa.
– On tu jest, żeby chronić ciebie z mojego polecenia. Mówiłem raczej o tym, jak otworzyłaś umysł, żebym mógł usłyszeć waszą rozmowę.
Spojrzałam na niego, marszcząc nos, bo za Chiny Ludowe nie wiedziałam, jak tego dokonałam.
– Testuję, na co mnie stać? – bardziej spytałam, niż stwierdziłam. – Naprawdę uważam, że ona za grosz nie rozumie, jak ma przejebane!
Możesz odejść – rozkazał James mojemu obrońcy.
– To interesujące co powiedziałaś. O kręgu, że wróciła, żeby odbyć karę.
– Myślę, że wróciła się zemścić! – Szliśmy do ogrodu różanego. – Niby zgodziła się pomóc SIlje i Lucienowi, ale ukartowała wszystko tak, żeby im się nie udało, albo żeby mogła nimi tu manipulować.
– Zdecydowanie przebywają gdzieś, gdzie nie mam dostępu umysłem. Inaczej już od dawna użyłbym więzi, jaka łączy anioły, żeby ich odnaleźć, ale napotykam się tylko na pustkę.
Widziałam, jak był sfrustrowany swoimi niepowodzeniami. Skierowaliśmy się na ścieżkę prowadzącą do świątyni. Dom i Furia biegały w zasięgu wzroku, węsząc i sprawdzając teren. Nie spletliśmy dłoni, a jedynie zahaczyliśmy nasze małe palce o siebie.
– Sprawdziliście jej dom rodzinny? – zasugerowałam.
– Całą rodzinę i wszystkie potencjalne kryjówki łowców, o których wiemy.
Westchnęłam, wpatrując się w dęby.
– A nie ma jakiegoś zaklęcia na lokalizację?
– To by wymagało posiadania czegokolwiek, co należało do jednego z nich.
Kopnęłam szyszkę leżącą na ścieżce.
– To może być problem. A ta więź, która was łączy? Można ją jakoś podkręcić?
Przyciągnął mnie do siebie, żeby para z psem mogła nas minąć. Wymieniliśmy z nimi pozdrowienia i parę zdań o pogodzie, próbując zgadnąć, czy ciemniejsze chmury na horyzoncie przyniosą deszcz. Lubiłam to w Anglikach, to swobodne podejście do nieznajomych i mówienie sobie dzień dobry w parku przez zupełnie obcych ludzi, czy wymiana uśmiechów.
– Co masz na myśli? – spytał.
– Hmm macie pamięć zbiorową, tak? Jesteście w pewien sposób połączeni, to czy to anielskie radio da się jakość zrobić głośniej?
Teraz wyglądał, jakby miał się roześmiać.
– Są takie miejsca na ziemi, a dokładnie sześć z których... to radio nadaje głośniej – wyjaśnił.
– To dlaczego jeszcze cię tam nie ma?
– Bo Joel już tam był – odparł. – Jeśli znajdują się gdzieś na ziemi, mogą przebywać w domu, który chronią runy.
– W takiej ogromnej pułapce?
Uśmiechnął się.
– Tak.
– A mam dla ciebie inną teorię. A co jeśli przez przypadek lub celowe działanie Amelie, lub Alessi trafili do duchowej i potrzebują rytuału przejścia?
James gwałtownie się zatrzymał, przyciągając mnie do siebie i całując soczyście w usta!
– Kobieto! Jesteś genialna! – oznajmił, ciągnąc mnie w stronę domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro