Part 31
U mnie też majówka 😎
Helen
Byłam zmęczona i bolały mnie stopy. Gdyby nie babka Jamesa zrzuciłabym buty i poprosiła o masaż stóp swojego faceta, ale zostało mi poczekać, aż znajdziemy się za drzwiami sypialni. Alina była uroczą starszą panią, ale roztaczała wokół siebie taką aurę dystyngowania, że nie śmiałam łamać konwenansów, chociaż stopy paliły okrutnie. James zajmował babkę rozmową, Gary przekomarzał się z siostrą, a Marie przysiadła obok mnie z grymasem bólu. Zanim spytałam, czy chodzi o buty, doszedł nas głos od drzwi.
– Mam nadzieje, że wasz wieczór jest równie uroczy jak mój.
Nie zdążyłam nawet zobaczyć kto to, ponieważ Gary natychmiast wyrósł przede mną i Marie z mieczem gotowym do obrony. Rozpostarł ogromne skrzydła, zasłaniając nas obie.
Jezu, co teraz? Czy naprawdę ten dzień mógł się jeszcze bardziej zjebać?
No i wykrakałam!
– Nie ma takiej potrzeby – powiedziała spokojnie kobieta. – Nie jestem tutaj, aby kogokolwiek skrzywdzić. James – poufałość w jej głosie sprawiła, że podniosłam się z miejsca. Dom natychmiast zmaterializował się obok, warcząc cicho.
Udało mi się wyjrzeć nieco zza Gary'ego i od razu pożałowałam swojej decyzji. Powietrze ugrzęzło mi w płucach, sprawiając, że na chwilę przestałam oddychać. Była zjawiskowa. Kirsten Dunst mogłaby zostać jej siostrą bliźniaczką. Prosta srebrna suknia do ziemi, kręcone blond włosy sięgające pasa, przerzucone przez prawe ramię. Niebieskie oczy zostały podkreślone tak, by wydawała się eteryczna i krucha. Obraz niewinności zamknięty w niewysokim, szczupłym ciele, anielska piękność.
– Cieszę się, że jesteś w dobrym zdrowiu James.
Następne słowa Genevievre wprawiły mnie w osłupienie.
– Alessi – wydusiła z siebie Gene.
Moje oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Spazmatycznie wzięłam oddech, uświadamiając sobie, kto stał w progu saloniku i z czyjego powodu powstało takie poruszenie. Alessi! Kobieta, która zdradziła Jamesa i usiłowała go zabić.
A mówili, że ona nie żyje!
Kobieta zwróciła się w stronę Genevievre.
– Od jakiegoś czasu wolę Alexandria.
– Stop – rozkazał James, ale Gene nie słuchała, podchodząc bliżej. Dotknęła ramienia kobiety, a ta uśmiechnęła się tylko.
– Jesteś prawdziwa! – wyszeptała niemal z nabożną czcią.
– Tak, jestem prawdziwa.
– O mój Boże, jak to możliwe? – spytała, ze wzruszeniem w głosie.
Gene objęła kobietę i przytuliła do siebie, niczym dawno niewidzianą krewną, za którą wszyscy tęsknili. Ten widok fizycznie bolał. Kiedy się w końcu rozdzieliły, Alexandria zwróciła oczy w stronę Jamesa, zupełnie ignorując mnie i Marie. On natomiast nie odrywał od niej wzroku, ale z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Może i znałam go, ale najwyraźniej nie dość dobrze! A ze zdenerwowania nie byłam w stanie skupić się na tyle, żeby zajrzeć mu do głowy. Nie miałam wprawy w tym hokus–pokus! Zacisnęłam dłonie w pięści, czując, jak ze zdenerwowania w gardle rośnie mi gula.
Joel oderwał Genevivre od Alessi i odciągnął na dwa metry, chowając ją za siebie. Jedyna, kurwa, osoba, która w tym szaleństwie wykazała zdrowy rozsądek, bo James zastygł jak żona Lota w słup soli, a Gary usiłował trzymać nas obie z daleka, ale fatalnie mu szło, bo stałam już obok niego.
– Wiesz, co zrobiłeś James – oznajmiła Alessi, pokonując dzielący ją od niego dystans.
Jeśli jeszcze raz wypowie jego imię w taki seksowny, poufały sposób, to jak Boga kocham, przysięgam, powyrywam jej te wszystkie blond kłaki z głowy!
James wyciągnął miecz w jej stronę. Zatrzymała się, kiedy czubek dotknął nagiej skóry dekoltu, na której pojawiła się szkarłatna kropla. Uniosła dłonie w obronnym geście.
– Domknąłeś krąg.
O, do diabła!
– Skąd wiesz... – wyszeptałam.
– Milcz – doszło mnie ostre polecenie Jamesa.
Posłałam mu gniewne spojrzenie, bo wydał mi komendę jak psu!
Czemu do niej nie zwracał się tym tonem? Czy nie kazał jej się wynosić w cholerę, tylko pozwalał uskuteczniać ten monolog liryczny?! Co to ma być, jakaś Grecka tragedia? Czy nie powinniśmy jej znów zabić?
– Zastanawia mnie tylko, czemu nie byłeś z nią szczery – wskazała na mnie.
Ta laska drażniła mnie swoją obecnością.
– Ona ma imię – odparłam, krzyżując ramiona na piersi, w jakże dziecinnym geście. – Helen.
– A może nawet nie byłeś szczery wobec siebie? – kontynuowała, jakby nie słyszała, co powiedziałam. Przecież nie byłam obrazkiem na ścianie, a do diabła stałam parę metrów od niej! – Tak, zabiłaś mnie – powiedziała, patrząc na Gene – ale to jego krew uwięziła mnie w kręgu. I jego krew mnie przyzwała z powrotem. Wychodzi na to, że twoje myśli nie były tak skupione na ratowaniu jej, jak usiłujesz twierdzić.
Złość, która jeszcze sekundy temu wypełniała mi głowę, przerodziła się w szok. Żołądek zacisnął się, tak samo jak pięści. Nabrałam spazmatycznie powietrza. Moje naiwne marzenia, jaka to jestem wyjątkowa, właśnie runęły z hukiem, kłując łzami zbierającymi się pod powiekami.
Ideał sięgnął bruku!
Powiodłam wzrokiem po wszystkich, by wrócić do stojącego wciąż nieruchomo Jamesa.
– Kochałeś mnie i nie mogłeś pozwolić zabić mnie Genevievre. Zamknąłeś mnie w kręgu jak Lucien Silje. Nie potrafiłeś dać mi odejść mimo tego, że cię zdradziłam.
Każde wypowiadane przez Alessi słowo było jak sól, sypana na otwarte rany mojej duszy.
No polej to jeszcze wybielaczem, siostro, po co się ograniczasz!
– Uwolniłeś mnie, domykając królewski krąg... Czy wciąż mnie kochasz James?
Odebrałam te słowa jak ewidentny policzek. Krew odpłynęła mi z twarzy, a gorąca fala strachu uderzyła do głowy, wędrując z żołądka. Ku mojemu bezbrzeżnemu zaskoczeniu James opuścił miecz. Ileż bym dała, żeby teraz móc czytać w jego myślach.
– O święta naiwności! – wyrwało mi się sarkastycznie, chociaż w środku byłam małą dziewczynką, która bezgłośnie łkała w kącie, porzucona przez wszystkich. Nie zamierzałam dawać nikomu z obecnych, satysfakcji z obserwowania jak głęboko zostałam zraniona. Poza urażonej księżniczki wydawała się idealną reakcją. – On nie szukał ciebie tylko mnie – oznajmiłam z satysfakcją.
Popatrzyła na mnie swoimi kryształowo czystymi, błękitnymi oczami, jakbym była nic nieznaczącym pionkiem, a ona marnowała swój królewski oddech na tłumaczenia.
– Ty byłaś tylko narzędziem w rękach moich i Silje.
– Przepraszam, że co?! – spytałam z niedowierzaniem, mrużąc oczy. Włożyłam ordynarnie palec w ucho, udając, że je czyszczę. – Zechciej powtórzyć, bo chyba przez chwilę wydawało mi się, że powiedziałaś coś nad wyraz głupiego.
– Kiedy nie wyszło nam z Amelie, musiałyśmy znaleźć sobie lepsze medium.
Zrobiło mi się niedobrze, na wspomnienie epizodu z duchem w piwnicy, jeszcze zanim James i ja poszliśmy do łóżka.
– To byłaś ty... – pokręciłam głową, uświadamiając sobie coś, co wcześniej wydawało się bez znaczenia. James patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem. – Wtedy w piwnicy to byłaś ty! I co to niby miało być? Chciałaś mnie nastraszyć?
– Raczej ostrzec, że jesteś tylko marionetką, ściągniętą tutaj przez inną, w celu wykonania konkretnego zadania i nie powinnaś się rozpraszać Jamesem, bo on należy do kogoś innego. Niestety – westchnęła teatralnie – zupełnie nie zrozumiałaś przesłania, ale Silje uznała, że to w sumie nie szkodzi, że tak łatwiej będzie cię zmanipulować, jeśli się w nim zadurzysz.
Zostałam wykorzystana?! Mój oddech przyśpieszył, ale nie zamierzałam dać tej suce satysfakcji.
– Że co proszę?
– Helen! – warknął znów James ostrzegawczo.
– Przestań mnie uciszać, do diabła! – fuknęłam.
– To było takie nasze niewinne oszustwo, żeby osiągnąć coś więcej – odparła Alessi. – Większy cel! Silje to rozumiała – dodała spokojnym tonem, zupełnie ignorując moje zdenerwowanie.
Furia uderzyła mi do głowy, wykwitając ognistym rumieńcem na policzkach. Czułam przemożoną ochotę, aby ją spoliczkować.
– I co? Ją też na końcu oszukałaś? – wypaliłam z irytacją. – Bo jakoś nie widzę, żeby przybyli razem z tobą?
– Wszystko w swoim czasie – odparła enigmatycznie. – Najpierw rzeczy najważniejsze.
W końcu James wtrącił się do rozmowy.
– Nie będziesz mieć drugiej szansy, żeby mnie zabić – oznajmił twardo.
– Nie znalazłam się tutaj, aby kogokolwiek zabijać – powtórzyła spokojnie. – Nawet nie do końca rozumiem, czemu chciałam to zrobić za pierwszym razem. Ale w końcu ja też byłam marionetką w czyichś rękach.
– I tak ci się spodobało, że postanowiłaś zafundować to doświadczenie innym? – mruknęłam z jadem, wtrącając się między zdaniami, by znów zostać zignorowaną, co jeszcze tylko bardziej podkręcało wściekłość płynącą mi w żyłach.
– Mi też wypalono znamię. – Odwróciła się tyłem do Jamesa, prezentując mu swoje plecy i coś, czego ja tam, gdzie stałam, nie mogłam dojrzeć.
– Pięknie – sarknęłam. – Teraz będziesz grać ofiarę, tak? Brać wszystkich na litość.
– Helen! – moje imię w ustach Jamesa brzmiało, jak rozkaz, żebym się zamknęła. Spojrzał na babkę, odwracając Alessi w jej stronę. Joel podszedł bliżej razem z Gene.
– Czy to jest to, co myślę? – spytała Genevievre.
– W dobie tuszu UV możesz ukryć wszystko – odpowiedział Joel.
Babka Jamesa złapała Alessi za nadgarstek, wpatrując się w nią intensywnie. Nawet z tej odległości widziałam, jak zmienił się jej kolor tęczówek. W końcu puściła Alessi.
– Była oznaczona, ale już nie jest, więc nikt nią nie kieruje. – Zawyrokowała. – Więc co tu robisz moje dziecko?
Skuliłam się na te ostatnie dwa słowa, bo zabrzmiały tak... rodzinnie i ciepło, a nie protekcjonalnie, jakbym się spodziewała w stosunku do zdrajczyni, która niemal zabiła jej wnuka.
– Jestem tutaj, żeby okazać wdzięczność za uwolnienie. Nawet nie wiesz, jakich tortur dostarczali mi twoi przodkowie. – Zrobiła krok do przodu, a on się nie odsunął. Dotknęła ręki, trzymającej miecz. – Możesz sam zajrzeć do mojego umysłu.
Nie rób tego!
Mimo mojego błagania w myślach James dotknął jej policzka, a mi zachciało się płakać. Stali wpatrując się w siebie długą chwilę. Może jednak mówiła prawdę i nie mógł przeboleć tej miłości?
– Mówi prawdę.
Te dwa słowa wypowiedział z zaskoczeniem, wpatrując się z natężeniem w zjawiskowo piękną kobietę.
– Długo trwało, zanim sobie wszystko przypomniałam i byłam gotowa, żeby się z tym zmierzyć – zatoczyła ręką dookoła. – Ciekawe, co by się stało, gdybym to ja pierwsza pojawiła się na twoim progu?
Tak się kończy iluzja – przyszło mi do głowy. Iluzją było wierzyć, że cokolwiek między nami będzie trwać. Now you see me. Now you don't. James spojrzał najpierw na mnie, a potem znów na nią. Przymknęłam oczy, czując się pokonana.
Wiedziałaś, że to się spierdoli Helen...
– Myślę, że mam dość wrażeń na dzisiaj! – oznajmiłam.
Chciałam minąć Gary'ego, ale mi nie pozwolił.
– Nie wiemy, kto jeszcze może być w domu.
– Nikogo nie ma – zapewniła Alessi.
– Wszystko mi jedno – odparłam z irytacją.
James znów rozkazał mi, nie ruszać się z miejsca a Gary zagrodził mi przejście.
– Możesz zginąć – usiłował argumentować.
– Są gorsze rzeczy, które mogą cię spotkać – wyszeptałam, patrząc mu w oczy.
– Nigdzie nie pójdziesz.
To aroganckie oświadczenie Jamesa było, jak oliwa wylana na ogień, tylko mnie dodatkowo zdenerwowało. Nie stanowiłam jego własności, żeby mną dyrygował, jak ogarami.
– Nie będę w to grać – rzuciłam ze złością. – Spełniłam już swoje zadanie i mogę odejść. Bawcie się sami w: osiołkowi w żłobie dano, w jednym owies, w drugim siano.
Gary zmarszczył brwi.
– Nie rozumiem tego odniesienia.
Wzruszyłam lekceważąco ramionami.
– Musisz więcej czytać – poradziłam wrednie.
– Ja pójdę z tobą – oznajmiła pojednawczo babka Jamesa, która do tej pory milczała.
Nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo. Mimo wszystko ta kobieta nie zasługiwała na mój gniew i zły humor tylko dlatego, że jej wnuk nie był w stanie zdecydować się, którą z nas kochał. W końcu mnie znał, jak się doda te wszystkie dni w dwóch turach, może dwa miesiące.
– Dziękuję, to cudowna propozycja, ale jedyne czego w tej chwili pragnę, to odrobina samotności – przyznałam szczerze, opanowując emocje na tyle, by nie brzmieć jak rozkapryszone dziecko.
Mierzyłam się z Garym spojrzeniami. Po raz kolejny słyszałam w głowie głos Jamesa, nakazujący mi zostać na miejscu i przestać prowokować Alessi.
– Pozwól jej odejść Gary – rozkazała babka. – Nic jej się nie stanie. A to, co już się stało, nie może zostać cofnięte.
James nie ustawał, cały czas powtarzał mi w myślach, żebym się uspokoiła i usiadła z powrotem na kanapie.
Chyba go dokumentnie pojebało!
– Jesteś w złej głowie James! – warknęłam, nie mogąc się powstrzymać. Wyobraziłam sobie, jak zamykam okna i drzwi przed nim, żeby się odgrodzić od głosu, wibrującego mi w głowie.
– Gary! – Ponagliła babka. – Ostatni moment przed rozlewem krwi.
Skinęłam jej w podziękowaniu głową, mijając wszystkich szerokim łukiem. Dom i Furia powarkując flankowały mnie z obu stron. Będąc w połowie korytarza, usłyszałam jeszcze jej rozkazujące słowa.
– Nie, James! Szkoda została wyrządzona i nic na to nie poradzisz. Pozwól jej odejść.
Zamknęłam za sobą drzwi do sypialni niezwykle delikatnie, odgradzając mentalnie od wszystkich na dole. Oparłam się o drzwi i zjechałam w dół, siadając na podłodze. Czułam fizyczny ból w piersi. Znajdowałam się w jakiejś bańce, która sprawiała, że poza ogromną pustką nie czułam nic. Chciałam tylko, żeby ta pustka mnie pochłonęła, jeśli to wszystko, co się wydarzyło było tylko chorą grą, żeby James mógł odzyskać swoją eks!
Zamknęłam drzwi na klucz i nawet zablokowałam tajemne przejście. Długo później siedziałam samotnie w pokoju, kiedy usłyszałam pukanie. Nie chciałam nikogo widzieć, więc to zignorowałam.
– Helen? – doszedł mnie głos Marie. – Jesteś tam? Wszystko w porządku?
W porządku? Właśnie się dowiedziałam, że byłam pionkiem na czyjeś szachownicy, który zachowywał się jak królowa! Co może być u cholery w porządku?
Rozpłakałam się po tych słowach Marie.
Po prostu chcę, abyście mnie wszyscy zostawili w spokoju – wykrzyknęłam w swoim umyśle. – Zostawcie mnie wszyscy w spokoju!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro