Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 29

Rozdział na życzenie @Kas_mat   😎, która miała do wykorzystania rozdział na żądanie.


Marie POV

Jakimś cudem udało mi się dojechać do posiadłości pół godziny przed otwarciem. Amelie na szczęście dzisiaj pojawi się nieco później, ponieważ musi załatwić pewną osobistą sprawę, co przyznałą z niechęcią. Zrobiłam sobie kawę i przeglądałam grafik prac na dzisiaj i jutro, zanim nasza nadzorczyni niewolników pojawi się w zasięgu wzroku. Same nudy! Inspekcja przeciwpożarowa z samego rana, z asystą samego Gary'ego Sitwella. Ten facet działał mi na nerwy. Nie czułam się dobrze w jego towarzystwie, zawsze wtedy przebiegał mi po plecach dreszcz niepokoju. I te jego niebieskie oczy przewiercające cię na wskroś.

Przypomniałam sobie o książce, którą wczoraj rano Genevievre dała mi w kuchni. Wyciągnęłam ją z szafki i położyłam na stoliku, żeby nie zapomnieć. Piękna, misterna robota – pochwaliłam w głowie, patrząc na esy–floresy i inne zawijasy na okładce z zielonej skóry. Nie mogłam się oprzeć i odruchowo przekartkowałam pożółkłe strony.

Złote litery zaczęły się pokazywać na kartach. Poczułam ból w skroniach i zamknęłam oczy, zaciskając mocno powieki. W uszach mi piszczało przeraźliwe. Potem zapanowała cisza a w głowie w przyśpieszonym tempie rozgrywał się niemy film z Garym Sitwellem i Marie Doyle w roli głównej! Obejrzałam go aż do ostatniej klatki, gdy obraz ściemnił się po uporczywym wpatrywaniu się w miedziane tęczówki.

Wściekłość, gdy uświadomiłam sobie, co zrobił ten cham i prostak, odebrała mi zdolność racjonalnego myślenia i gnała mnie do biblioteki, w poszukiwaniu jakiegoś prostego aktu zemsty! Inspektor straży pożarnej w towarzystwie Gary'ego oglądali włącznik klimatyzacji na ścianie. Sam zainteresowany obrzucił mnie spojrzeniem i odwrócił uwagę z powrotem na inspektora. Dotknęłam framugi wejściowej, z zaskoczeniem dostrzegając, jak rozbłysła ognistymi znakami, wyrytymi w drewnie.

– Marie, czy nie powinnaś... – doszedł mnie z tyłu głos Amelie, ale paląca mnie złość, musiała znaleźć ujście w przemocy.

– Bastard! – mruknęłam pod nosem. Trzasnęłam drzwiami najmocniej, jak tylko mogłam, zamykając je przed Amelie. – Ty draniu! – zawołałam z pretensją.

Szybkimi krokami przemierzyłam bibliotekę, przeskakując po dwa schodki. Rzuciłam w międzyczasie pamiętnik na stolik obok okna.

– Zakładam, że to nie do mnie – mruknął inspektor, a kiedy spoliczkowałam Gary'ego, dodał – raczej nie. – Prewencyjnie jednak zrobił krok do tyłu.

Reakcja Gary'ego była niemal tak gwałtowna jak moja. Złapał mnie za głowę i pocałował. Mocno, namiętnie. Z ogromną ilością głodnego, żądającego poddania języka.

– Co u cholery! – zawołała Amelie. – Marie co...

Trwało to sekundę. Całowana ledwie zarejestrowałam, gdzieś poza mną kliknięcie palców. Chciałam się odwrócić, ale Gary trzymał mnie mocno. I całował. Mój boże ten facet wiedział, jak całować. Wokół nas panowała cisza, wypełniana gorączkowo łapanym oddechem, między starciem głodnych siebie języków.

– Tęskniłem za twoim smakiem.

Cholera, czy mogę być jeszcze bardziej mokra, niż przed chwilą, bo on coś powiedział?

Jego oczy płonęły miedzią. Uśmiechał się drań. Doskonale wiedział, jak na mnie działa. Tym razem ja pocałowałam jego. Gdzieś w zakamarkach uzmysłowiłam sobie, że nie słyszę jazgotu Amelie. Musieliśmy przestać, żeby zaczerpnąć tchu.

Zerknęłam w bok, gdzie moja dręczycielka stała nieruchomo.

– Co zrobiłeś? – spytałam z zaciekawieniem.

Wskazał na zegar, stojący na kominku. Wskazówki były nieruchome.

– Zatrzymałem czas, żebym mógł cię całować i nie słyszeć jej jazgotu.

Uderzyłam go pięścią w ramię.

– Ty draniu! Wiem, co zrobiłeś.

Odgarnął mi kosmyk za ucho.

– I zobacz, jak nieskuteczny się okazałem.

Przymrużyłam oczy, buntowniczo krzyżując ramiona na piersi.

– Chciałbyś. Może nie trzeba było podsuwać mi dziennika? – kiwnęłam głową w stronę stolika.

Powiódł za mną wzrokiem i zmarszczył brwi.

– Był dobrze ukryty.

Uniosłam brew do góry

– Sugerujesz coś?

– Tylko tyle, że moja siostra to cholerna czarownica a Helen nie jest od niej lepsza. Manipulatorki. Kto ci go wręczył?

Zignorowałam po części jego słowa.

– Gene, nie był skatalogowany. Otworzyłam go i...

Musnął moje usta swoimi.

– Zalały cię wspomnienia.

Odepchnęłam go. Przysiadł na wykuszu okna, złapał mnie za dłoń i zmusił, żebym stanęła między jego nogami. Rozpostarł swoje dłonie na moim siedzeniu, po czym przesunął je do góry, wsuwając pod koszulkę.

– Uświadomiłam sobie, co zrobiłeś. Dlaczego? – zażądałam odpowiedzi z urazą, odczuwaną jako ból w sercu.

– Bo jestem dupkiem.

– To akurat prawda – mruknęłam.

Popatrzyłam na niego wyczekująco. Nie zadowolę się takim wyjaśnieniem!

– Widziałem jego cierpienie – przyznał i musiałam przyznać, że brzmi szczerze. – Pomyślałem, że tak będzie lepiej.

– Nie myśl. Zobacz, jaką sobie robisz krzywdę.

Położył dłonie na mojej talii.

– Pocałuj mnie – poprosił.

– Głupek – mruknęłam, spełniając jego życzenie.

Cichutkie kliknięcie palców i doszły mnie słowa Amelie.

– Co ty do diabła robisz?

Oderwałam się od Gary'ego, mierząc go złowrogim spojrzeniem.

– Marie! – jej głos był już o oktawę wyższy.

– Na obronę powiem, że to ona napadła na mnie – powiedział, nie patrząc nawet na Amelie. Musnął moje usta swoimi i wyprostował się. Skierował mnie w stronę drzwi i klepnął w tyłek. – A teraz daj mi pracować kluseczko. Zajmę się tobą później.

Jedno głupie słowo a świadomość mojej wagi, spadła na mnie natychmiast. Odwróciłam się do niego z morderczymi zamiarami.

– Kluseczko? – niemal zawyła Amelie.

Ona była następna na mojej liście „śmierci". Znów kliknięcie palców. Podszedł do mnie i przyparł do ściany. Więc on też miał ochotę. Nie dało się tego ukryć.

– Teraz już nie kluseczka? – mruknęłam.

– Nie podniecają mnie wieszaki na ubrania. Pochodzę z długiej linii wielbicieli prawdziwych kobiecych kształtów. Krągłości.

Wsunął nogę między moje uda i zawisłam ponad podłogą. Złapałam go za ramiona, żeby utrzymać równowagę. Znów mnie pocałował. Jego dłonie wsunęły się pod koszulkę, sięgając śmiało do piersi.

O dobry Boże. Dojdę, zanim impreza rozkręci się na dobre.

– Masz trzydzieści sekund Marie – tchnął w moje usta. – Jeśli zostaniesz, będę się z tobą kochał. Tutaj, pod tą ścianą. Teraz.

Cholera, zawsze chciałam uprawiać seks pod ścianą. Zawsze, ale nikt nie był w stanie... unieść słonia.

Gniew zabłysł na chwilę w jego oczach, by zmienić się w wyzwanie.

– I nic mnie nie powstrzyma – dodał, pieszcząc moje sutki – i mam gdzieś, kto będzie to widział. – Podniecająca wizja, gdyby nie inspektor. Amelie mogłaby tylko pozazdrościć. – Jeśli wyjdziesz... – opuścił nogę tak, że stanęłam o własnych, mocno nadwątlonych siłach – dokończymy to później. – Cholera byłam zawiedziona. A mogło być tak zajebiście, przy ścianie. – W tym samym miejscu – dodał.

– Obiecujesz?

– Powinnaś to odebrać jako groźbę. Nie usiądziesz przez tydzień, jak z tobą skończę.

Jego kliknięcie palców, zbiegło się z moim wystawieniem języka na takie obiecanki cacanki i sprzedaniem mu środkowego palca. Amelie wyglądała, jakby miała zemdleć, albo dostać spazmów. Złapała się za gardło.

– Zajmę się tym – oznajmiła z determinacją.

– Zapewniam, że aby to zrobić musiałabyś postarać się o pewne atuty fizjologii, których ci brakuje.

Roześmiałam się. Gary zwrócił na mnie spojrzenie.

– Siedem sekund.

– Oszust – klasnęłam językiem.

– Trzy.

Wybiegłam z biblioteki, jakby cała stała w ogniu. Zderzyłam się z Helen na schodach.

– Co jest?

– Gary mi groził – oznajmiłam radośnie.

– Dlaczego mi się wydaje, że jesteś z tego zadowolona?

Zniżyłam głos do szeptu, aby nikt poza nią nie usłyszał.

– Bo kiedy twój chłopak ma więcej siły, niż przeciętny Smith, możesz uprawiać seks pod ścianą.

– Co? – wydusiła czerwieniąc się.

Uniosłam głowę do góry i zaczęłam iść na piętro do swojego miejsca pracy.

– To, co słyszałaś! Bierz się do roboty Miller! – zawołałam.


Helen POV

Minął tydzień, odkąd wróciłam, wysyłając brata z powrotem do Polski, razem z autem, które miało kierownicę po złej stronie. Filip spotkał się z Jamesem i odbyli męską rozmowę, po czym brat powiedział tylko: spoko młoda, to dobry facet! Chyba gnojek zapomniał, że byłam od niego starsza o pięć lat i nie potrzebowałam aprobaty moich partnerów!

Dzięki Marie całkiem szybko załapałam też tematy związane z projektem i jego domknięciem. Do uroczystego przyjęcia zostały nieco ponad dwa tygodnie, a potem kolejne na koniec listopada. Dzisiaj mieliśmy zadanie specjalne.

– James sprawdziłam...

Głos uwiązł mi w gardle. Wiedziałam, że będą robić zdjęcia do przewodnika, ale to... Mój mężczyzna miał na sobie śnieżnobiałą koszulę i kilt. Gdybym do tej pory nie była nieprzytomnie zakochana, teraz by się to stało na sto procent. Jest coś niesamowicie seksownego w mężczyźnie, który ma brodę i jest ubrany w kraciastą „spódniczkę", odsłaniającą muskularne nogi.

– Kilt.

– Wiem – starłam się otrząsnąć spod uroku, jaki roztaczał. – Przestań czytać mi w myślach.

– Jak inaczej wiedziałbym jak cię dotykać?

Spotkaliśmy się wzrokiem w lustrze. Cholera wystarczyło, że na mnie spojrzał.

– To nie całkiem fair. – Uniósł brew, dalej poprawiając coś przy pasku, a moje oczy przykleiły się do jego palców. – Ty czytasz w moich myślach, ale ja nie potrafię w twoich.

– Nie potrzebujesz czytać w moich myślach, zawsze wiesz.

– Nieprawda.

– Naprawdę chciałabyś wiedzieć, co siedzi w męskim umyśle?

– Poza pudełkiem nicości? Oczywiście. – Czy miał coś pod spodem? Jego spojrzenie w lustrze było wyzwaniem do sprawdzenia. – Mogłabym napisać jakiś podręcznik dla kobiet.

– Jesteśmy prostymi istotami.

– Śmiem wątpić – prychnęłam.

– Lubimy dobre jedzenie, szybkie samochody i uległe kobiety? – zażartował.

Parsknęłam śmiechem.

– Dokładnie w takiej kolejności? – zapytałam słodkim głosem uległej żonki.

Teraz on się roześmiał, stając bokiem do lustra.

– To zależy, co jest priorytetem. Teraz na przykład bardzo chciałbym zrealizować jedną z moich fantazji. Zamknij drzwi i przekręć klucz.

Dreszcz przebiegł mi po plecach. Zrobiłam, co kazał. Pomysł sam przyszedł mi do głowy. Podeszłam bliżej i opadłam przed nim na kolana. Miał rację, nie musiałam czytać w jego myślach.

Na dół dotarliśmy grubo po wyznaczonym czasie.

– Jesteście spóźnieni – mruknęła tonem przygany Amelie, patrząc ostentacyjnie na zegarek.

James arogancko uniósł brew, nie racząc tego skomentować.

– Czemu zawsze, kiedy wysyłam ciebie mamy opóźnienie? – warknęła Amelie, kiedy stanęłam obok niej.

– Mogliście zacząć od Gary'ego. – odparłam.

Genevievre, która stanęła obok mnie, parsknęła śmiechem.

– Ty tak na serio? Jego mózg pracuje zero–jedynkowo.

– Tylko jeśli Marie jest w pobliżu – odparłam żartobliwie.

Spojrzała na mnie domyślnie. „jesteście wszyscy zero–jedynkowi" usłyszałam w głowie

– Dawno już ten dom nie był tak szczęśliwy – dodała.

Objęłam ją, czując łzy napływające do oczu. Marie z wypiekami na twarzy wpadła do salonu parę minut później. Gary tuż za nią uśmiechnięty od ucha do ucha.

– I jest nasza zguba – mruknęła Amelie.

Gene i ja przesłałyśmy im karcące spojrzenie.

– Nie mogę się doczekać twojego zero–jedynkowego myślenia Genevievre – mruknął Gary, kiedy nas mijał.

– Czy możemy zaczynać? – zawołała Amelie.

Odwróciła się gwałtownie i kartka sfrunęła na podłogę. Nawet tego nie zauważyła. Dotknęłam jej ramienia, chcąc ją oddać. Poczułam się, jakbym nagle wpadła do lodowatej wody. Odebrało mi na chwilę oddech, a zimno wypełniło każdą komórkę ciała.

– Dobry Boże – wydusiłam z siebie.

Zabrałam mi energicznie kartkę.

– To nie jest, aż tak skomplikowane – odparła, odchodząc.

Helen? – doszły mnie myśli Jamesa.

W porządku – odparłam w ten sam sposób.

Dotrwałam do końca sesji, ale chłód wciąż wywoływał na plecach dreszcze. Usiadłam w promieniach słonecznych w nadziei, że się nieco rozgrzeję. Joel stanął obok, sceptycznie wpatrując się w improwizowane studio fotograficzne w sali lustrzanej.

– Joel?

– No?

Pociągnęłam go za nogawkę spodni, więc ukucnął obok krzesła.

– Gene mówiła, że sprawdzałeś wszystkie aury?

Jeśli był zdziwiony, to nie okazał tego.

– Zaraz po podpaleniu.

– I z Amelie było wszystko w porządku? – spytałam szeptem.

– O co chodzi?

Przełknęłam ślinę, oblizując usta.

– Kiedy dotknęłam jej dzisiaj, poczułam się, jakbym wpadła do lodowatej wody, która zamyka się nad tobą, kiedy toniesz, odbierając oddech.

Oparł się plecami o osłonę grzejnika, uruchamiając swój talent. Fala energii była unikalna tylko dla niego, Jamesa czy Gary'ego odczuwałam inaczej. Gene natychmiast odwróciła się w naszą stronę, ale pomachała tylko przyjacielsko. Joel oschle skinął jej tylko głową.

– Jak długo będziesz ją karał? – szepnęłam.

– Ile będzie trzeba – odparł enigmatycznie.

– Ona miała szlachetne intencje.

– Powiedz to Jamesowi, który myślał, że stracił cię na wieczność – sarknął.

Opadły mi ramiona.

– Ale to nie jej wina, że James odczytał znaki niepoprawnie.

– A co to niby zmienia? – odparł sucho.

– A tyle, że mnie Silje przekonała, że cokolwiek zrobię, jestem bezpieczna, a teraz wy usiłujecie ją ukarać za coś, na co ja się zgodziłam.

– Nie zrobiłaś tego świadomie.

– Nie rób ze mnie debilki – zgrzytnęłam zębami.

– Ale twierdziłaś, że nie rozumiesz obrazów? – uniósł brew, wpatrując się we mnie intensywnie.

– Zrozumiałam dwa – odparłam pewnie. – Pierwszy dotyczył śmierci Jamesa a drugi tego, że była w ciąży. Czy jest coś, czego nie zrobiłbyś dla swojej rodziny?

Jego oczy powędrowały do Gene.

– Nie zdradziłbym jej – rzucił twardo.

– I nie zdradziła! Zrobiła to, co uznała za słuszne, żeby ją ratować.

Teraz spojrzał na mnie z irytacją.

– Cholerne czarownice, zawsze trzymacie się razem, co? – warknął.

– To się nazywa solidarność jajników – odparłam z rozbawieniem.

Prychnął tylko w odpowiedzi.

– Nie widzę niczego – rzucił nieco pokonanym tonem. – Wszystko jest w należytym porządku dla osoby, która jest tak zorganizowana, poukładana...

– My ją nazywamy chodzącym harmonogramem – wpadłam mu w słowo.

Parsknął cichym śmiechem.

– Też ładnie, ale wiesz, że są ludzie, którzy nie są w stanie okazywać emocji? Czuć empatii?

– Socjopaci.

– Tak, co nie znaczy, że nie mogą być cennymi członkami społeczeństwa.

Miał rację, ale nie przekonał mnie tym tłumaczeniem. Zerknęłam na niego, przygryzając wargę.

– Zrobimy eksperyment?

– Pewnie – zgodził się natychmiast.

– No to patrz.

Amelie stała z boku przyciskając do siebie kalendarz z harmonogramem. Wzięłam głęboki oczyszczający oddech i pokonując obrzydzenie, dotknęłam jej ramienia. Zwróciła na mnie swoje oczy, które teraz zionęły pustką.

– Amelie?

Zamrugała, wracając do żywych, a ja skuliłam się wewnętrznie, pod wpływem lodowatych iskier płynących od tej kobiety. Wciągnęłam spazmatycznie powietrze, usiłując przetrwać jak najdłużej by pokazać Joelowi, o co mi chodziło.

– Tak? – Amelie strząsnęła z siebie moją dłoń.

– Impreza otwierająca zaczyna się o szóstej? – spytałam niewinnie.

– Od szóstej będą tak zwane otwarte drzwi. O siódmej rozpoczęcie a piętnaście po przemówienie. Bardzo ważne jest, abyśmy zamknęli listę gości w tym tygodniu.

– Oczywiście wszyscy członkowie projektu są zaproszeni? – spytał Joel, stając tak blisko Amelie, że cofnęła się o krok, zadzierając głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. Oddzielał nas od siebie swoim ciałem.

– Dokładnie tak jak to było uzgodnione na spotkaniu miesiąc temu.

– Czy mogłabyś dostarczyć mi listę? – poprosiłam z miną niewiniątka.

– Do końca dnia będziesz ją miała na biurku. – Podeszła do fotografa. – Jak skończycie, zajrzyj, proszę, do mnie przed wyjazdem.

Oboje wpatrywaliśmy się w oddalającą blondynkę, stukającą obcasami po parkiecie.

– I co myślisz?

– Że masz rację, ale sęk w tym, że aby to udowodnić musiałabyś jej dotykać.

– I co to oznacza?

Jego szare oczy zabarwiły się na złoto i spojrzały na mnie przenikliwie.

– To samo, co w twoim przypadku, że jest medium. A takie można rozpoznać, tylko jak używają swojego daru.

– Eee – zająknęłam się – To jak zdiagnozowałeś mnie?

– Kiedy czytasz pamiętnik, automatycznie uruchamiasz tę część swojej aury – wyjaśnił.

– Ale ja go tylko czytam? – sprzeciwiłam się nieco.

– Nie, ty go... – szukał chwilę odpowiedniego słowa – wchłaniasz, konsumujesz, pożerasz.

– Albo on mnie – odparłam. – Zabiera mi coraz więcej zdrowego rozsądku, sprawia, że tracę kontakt z rzeczywistością i opadam coraz głębiej w króliczej norze – mruknęłam do siebie. – I co dalej z Amelie?

– To kwestia czy zdaje sobie z tego sprawę, czy nie?

– Dobra... – zawahałam się – jakie jest prawdopodobieństwo, że dwa media, medium... cholera, nie wiem, jak to się odmienia przez przypadki, znajdą się w tym samym domu?

– Większa niż ci się wydaje – uspokoił moje obawy. – Każda osoba ma większą lub mniejszą wrażliwość na zjawiska paranormalne.

– Nie wszystko dla wszystkich? – przytaknął. – Nie dla psa kiełbasa – dopowiedziałam sama sobie. – Skoro ja i Marie wiemy, gdzie byłyśmy w czasie podpalenia, ale nie wiemy, gdzie podziewała się stara, poczciwa Amelie.

– Taką przemoc i stres byłoby widać w aurze – zaprzeczył.

– Nooooo – przeciągnęłam zgłoski – a gdyby ktoś wymazał jej pamięć?

Joel uśmiechnął się pod nosem.

– Widzę, że zaczynasz powoli rozumieć, jak bardzo skomplikowana jest nasza sytuacja, a każde działanie pociąga za sobą określone konsekwencje.

– I co teraz? Będziesz ją obserwował?

– Poza zwolnienie ciebie, a to tak jakby działa na korzyść Jamesa, nie widzę, żeby sprawiała kłopoty.

– No tak kurna! – zaperzyłam się, splatając buntowniczo ramiona na piersiach. – Tylko ja zawsze muszę być edycja limitowana.

– Czy dotykała pamiętnika?

– Tak, wspólnie go katalogowałyśmy.

– To najwidoczniej nie spodobała się Silje – wzruszył ramionami, jakby nie miało to żadnego znaczenia.

– Preferuje tylko wariatki?

Westchnął ciężko.

– Pomyśl, że jak wszystko pójdzie po naszej myśli, staniesz się rodzinną bohaterką, o której będą wszyscy mówić latami.

– A jak się spierdoli? – spytałam, z wrodzonym pesymizmem.

– To będziemy legendami, szeptanymi po kątach, żeby się nikt nie dowiedział, jak epicko spartoliliśmy robotę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro