Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 23


James POV

Kliknięcie palców babki zwiastowało reprymendę. Zatrzymała czas.

– Przysięgam ci James, że jak nie zaczniesz współpracować, znajdę sposób, żebyś nigdy więcej nie widział tego kręgu – ostrzegła. – Torturujesz się, siedząc tutaj.

Przymknąłem powieki, dając się ponieść fali rozpaczy. Helen zniknęła. Odeszła, a we mnie pozostała niezgłębiona, ogromna pusta dziura. Wyrwano mi część duszy, byłem niepełnym okręgiem, mimo że teraz oba złączone i zamknięte jednocześnie płonęły ogniem i mieniły się złotem. Byliśmy wciąż złączeni magią w nich płynącą, a jednak więź, która nas łączyła była... martwa. Tylko tutaj nie czułem tej obezwładniającej wnętrze pustki.

– James, musisz przestać to sobie robić – poprosiła łagodnie.

– To jedyne miejsce, gdzie czuję, że nadal jesteśmy złączeni – odparłem, przełykając ciężko. Na jeden ruch palców, oba zalśniły. Złoto i ogień nieśpiesznie przemieszczały się w symbolach.

– Ona odeszła – spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Wcale nie – zaprzeczyłem. Dotknąłem ręką serca. – Ona jest tutaj. Czuję ją, wciąż...

– To krąg daje ci takie złudzenie – przerwała mi – ponieważ jej krew jest w jednym ze znaków.

– Nie! – upierałem się. – Wiem, co widziałem wczoraj w holu.

– Jedno ze wspomnień, ponieważ masz ją wciąż w głowie.

– Ale ja wiem, że ona tam gdzieś jest! – podniosłem głos.

Uniosła dłoń pojednawczo, chcąc mnie uspokoić.

– Jest! I co zrobisz? – rzuciła mi rozpaczliwe wyzwanie ze smutkiem w oczach. – Pojawisz się na jej drodze, jak ktoś obcy i powiesz, że ją kochasz? Ona cię nie pamięta i nigdy nie będzie pamiętać? Dlatego nazywają to największym poświęceniem, które dotyczy nas! Nieśmiertelnych! To jest nasza kara za bycie bezpiecznym.

– Już wolałbym, żeby mnie zabili.

– Nie mów tak! – zaprzeczyła gwałtownie, a jej oczy zapłonęły złotem. – Nigdy tak nie mów! – wyskandowała. – Wychowałam cię James, jesteś dla mnie bardziej jak syn niż wnuk i nie zniosłabym kolejnej straty. Pomogłabym ci, gdybym potrafiła, ale przykład Silje i Luciena pokazuje nam jasno, że to się nie uda. On spędził parę lat, szukając sposobu.

– I znalazł.

– Tego nie wiemy, bo nie wiemy, co się stało tej nocy, gdy zniknęli.

– Helen też zniknęła.

Schowałem twarz w dłoniach, usiłując się opanować. Poświęcenie nie było Helen, zgadzałem się z babką. Poświęceniem była moja rozpacz. Ból, który trzymał w mrocznym uścisku duszę, nie pozwalając głębiej zaczerpnąć powietrza, w którym nadal wyczuwałem nikłą woń jaśminu. Tonąłem we własnym cierpieniu.

– Ja tylko chcę ją odzyskać – wyszeptałem, wkładając w te słowa ból, spływający jak kwas po mojej duszy.

– Wiem, kochanie, ale jej tu już nie ma, nie czuję jej.

– Silje i Luciena też nikt nie czuł, a może... – iskierka nadziei pojawiła się w sercu. – A może jest jakaś szansa, że skoro oni zniknęli i zostali związani z domem i pamiętnikiem, to ona do nich dołączyła?

– Nie ma jej w pamiętniku – babka zgasiła tę sekundę wpatrywania się w światełko w tunelu. – Nikogo w nim nie ma.

Zmarszczyłem brwi, słysząc ten ton głębokiego zastanowienia.

– Co masz na myśli?

Spojrzała za okno na ławkę Silje.

– To po prostu przeczucie, że oni też odeszli.

– Umarli?

– Nie, to nie to – westchnęła, szukając odpowiedniego słowa. – Umarli zostawiają inny ślad. To takie uczucie, jakie zostawiają po sobie osoby, które wyjeżdżają na jakiś czas, ale wiesz, że ich spotkasz.

Spojrzałem na Triskelion.

– Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Czy to zbieg okoliczności, że to właśnie ten symbol wypalono?

– James robisz sobie nadzieję, a to nic nie znaczy, to po prostu takie przeczucie wiedźmy. Nie powinnam ci nic mówić.

Nie słuchałem tego, pogrążony we własnych myślach.

– A co jeśli trzy ramiona to Helen, Silje i Lucien?

Zmarszczyła brwi, wpatrując się w krąg.

– Sugerujesz, że wszyscy troje są w kręgu?

Czas podzielić się z nią pomysłem, który krążył mi po głowie.

– Nie, sugeruję, że ja i Helen domykając krąg, uwolniliśmy ich z pamiętnika.

Brwi babki podskoczyły do góry na tę teorię.

– Więc, gdzie są?

– Tego nie wiem, może coś poszło źle? Może źle zrozumiałem to, co pokazał mi Lucien? A co, jeśli powinienem być z nią w kręgu, a nie na zewnątrz.

– A co jeśli oboje skończylibyście na dnie piekieł? – odbiła piłeczkę. – W całkowitym zapomnieniu? Wszystko poszłoby na marne.

– Albo wszystko ułożyłoby się tak, jak to planował – odparowałem.

Przymknęła oczy, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– James zadręczasz się...

– On jedyny wiedział coś, do czego my nie doszliśmy przez tysiące lat wędrowania po ziemi! – upierałem się. – Nie odpuszczę babciu. Znajdę ją i dowiem się, co się stało, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię!

– Ubijmy interes James. Dam ci te pół roku – zgodziła się, ale byłem pewny, że będzie jakaś cena do zapłacenia. – Opóźnimy prace, a ty w tym czasie sprawdzisz swoje teorie, ale potem... – zawahała się – pozwolisz mi wymazać ci z głowy wszystkie wspomnienia o niej. Zamkniemy każde w pamiętniku. Będziesz miał ulubioną książkę, do której będziesz wracał, ale to tyle.

Pomysł był nad wyraz zaskakujący.

– Czy to w ogóle możliwe, żeby zaklęcie dotknęło tak wiele osób jednocześnie?

– Już moja w tym głowa, kochanie – zapewniła z przekonaniem. – Chcę dla ciebie jak najlepiej, fizycznie boli mnie, kiedy widzę twoją rozpacz.

Pogładziła mnie po policzku, a ja ucałowałem jej dłoń.

– Ponieważ wiesz, jak to jest, utracić kogoś, kogo kochamy.

W oczach babki pojawiły się łzy. Po tylu latach nadal opłakiwała dziadka.

– Dlaczego sama tego nie zrobisz?

Uśmiechnęła się smutno.

– Ponieważ, nie ma potężniejszej czarownicy ode mnie, ani nawet takiej, która by mi dorównywała. Musiałabym zaufać, że nie odbiorą mi niczego innego, a sam wiesz, że pozycja, którą zajmuję ma pewne wymagania. Ty kiedyś zasiądziesz na czele rady i nie chcę, żebyś był złamany.

Rozumiałem te intencje, ale nadal serce krwawiło mi z tęsknoty.

– Możemy? – wskazała na tkwiącego wciąż nieruchomo René.

– Tak.

Kliknęła palcami.

– James! – rzuciła nagląco babka.

– Z całym szacunkiem, nie podoba mi się ten pomysł, ale skoro babka nalega... – zawiesiłem głos – niech tak będzie.

– Jesteś nieoceniona moja droga! – złapał ją za dłonie i pocałował obie.

– Zostawmy mojego wnuka i napijmy się kawy – zaproponowała, zostawiając mnie samego.

Miałem pół roku, żeby ocalić siebie i Helen! Do tej pory nie mogłem zrobić nic bez jej zgody, teraz w końcu mogłem działać. Wyciągnąłem telefon z kieszeni.

– Przyjedź i zabierz tego debila ze sobą – rozkazałem, gdy Gary przywitał mnie suchym: no.


James POV

Gary i Joel pojawili się dopiero następnego dnia koło południa.

– Jak sytuacja? – spytał Gary, pałaszując lunch przyniesiony przez Margaret.

– Nie udało się zatrzymać prac, ale babka poszła na kompromis.

– Serio? – nie dowierzał Joel.

– Nie jako przewodnicząca Rady, ale jako moja babka – wyjaśniłem, a jego brwi podskoczyły do góry.

– A to zmienia postać rzeczy...

– Ona spowolni prace i da mi pół roku, ale jeśli nie uda mi się odnaleźć Helen i jej odzyskać, w dniu otwarcia zabierze nam wszystkim wspomnienia.

Obaj spojrzeli na mnie zmieszani.

– Wnioskuję z tego, że nie powiedziałeś jej ani słowa? – zaryzykował Joel.

– Lubię być o krok przed nią – odparłem. – Nie zrobiliśmy niczego zakazanego. Poza tym myślę, że pojawiła się nowa teoria.

– Jaka? – zaciekawił się Gary.

– Helen zniknęła, a babka twierdzi, że pamiętnik jest pusty.

– Jak to pusty? – żachnął się Joel.

– Nie ma w nim wspomnień Silje i Luciena. Nie ma w nim nic.

Joel zmarszczył brwi.

– To, co się z nimi stało?

– Dobre pytanie i to jest zadanie dla was – oznajmiłem.

Teraz obaj wpatrywali się we mnie jak w wariata.

– Ty myślisz, że oni żyją? – Gary aż rozdziawił usta.

– Pomyśl logicznie, nikt nigdy nie znalazł ciał – przypomniałem. – Silje powiedziała, że są związani z domem, ale zaprzeczyła, że są duchami. Helen znikła i wróciła do miejsca przeznaczenia, czyli życia w Warszawie przed emigracją. Może oni też gdzieś wylądowali? Para z amnezją i uwstecznieniem? Jak trudno byłoby coś takiego namierzyć?

Joel patrzył na mnie sceptycznie.

– Ty naprawdę myślisz, że oni żyją? Po trzystu latach??

– Nie możesz patrzeć na czas, jak na stałą linię – wyjaśniłem obu. – No serio chłopaki nie oglądacie Doktora Who? To leci tak: upływ czasu to sztuczka magiczna, iluzja a życie jest magikiem. A dlaczego?

– Bo codziennie cię rucha, ale najważniejsze, żeby chociaż użyło lubrykantu? – zażartował Joel, przybijając żółwika z Garym. Spojrzałem na nich z politowaniem.

– Bo życie pozwala wam widzieć tylko jeden dzień jednocześnie. Pamiętasz, co było wczoraj i że będzie jakieś jutro, więc masz wrażenie podróżowania z wczoraj, do dzisiaj, do jutra. Ale pozostajecie w miejscu. – Wpatrywali się we mnie z namysłem. – Podobnie z filmem. Film to zbiór obrazków. Wszystkie są nieruchome i stanowią zamrożone w czasie momenty. Pojedyncze klatki nie mają sensu, tak samo pojedyncze dni, ale w sekwencji setek lub tysięcy jeden po drugim, mamy wrażenie, że wszystko żyje.

– Inaczej mamy obrazek na ścianę. Zatrzymaną chwilę, jak te wszystkie obrazy wokół. – Podłapał Joel, zataczając dłonią wokół, a mając na myśli te na korytarzu.

– Wyobraź sobie, że wszystko dzieje się równocześnie? Każdy moment życia rozciąga się wokół jako budynek w mieście twojego życia. Ulice pełne domów wyznaczających konkretne momenty, dni, godziny, tygodnie, miesiące, dekady.

Gary splótł palce na karku, odchylając się na fotelu i patrząc w sufit.

– Dzień narodzin, dzień śmierci – rzucił wpatrzony w sztukaterie. – Dzień, w którym się zakochasz, dzień, w którym kobieta daje ci kopa w dupę.

– Albo ty ją rzucasz – zażartował Joel.

Zignorowałem to pieprzenie.

– Całe miasto zbudowane z sukcesów, rozczarowań i nudy, śmiechu i wybierania piżamy. Najlepsze z możliwych miejsc, by istnieć tu i teraz. Czas jest względny w stosunku do nas. Czas jest przestrzenią zbudowaną z naszego życia, gdzie jesteśmy razem, na zawsze. Czas i względne wymiary w przestrzeni. Czyli: życie.

Obaj siedzieli, wpatrując się we mnie. Pierwszy odezwał się Gary,

– I tylko tyle? – uniósł brwi do góry. – Już miałem nadzieję na dłuższy wykład! Drzemka te sprawy...

– A w głowie rozbierałeś Marie? – zakpił Joel.

– Odtwarzałem ostatni striptiz! – Gary rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.

– Żółwik.

Znów przybili sobie pięściami. Czekałem, aż przestaną błaznować i skupią się na temacie. Cały mój wywód był o tym, że Lucien zamknął ich lub zamroził, jak kto woli, w jednej chwili naruszając zasady upływu czasoprzestrzeni. Chwila odmrożona, płynęła dalej zgodnie z zamierzony kursem. Szczerze wierzyłem, że skoro nie są w pamiętniku, to obecnie już chodzą, gdzieś po ziemi i my czym prędzej musimy ich znaleźć, nim dopadną ich Łowcy.

– A pamięć zbiorowa? – zasugerował Gary. – Czy to nie zadziałałoby u nich? Zwłaszcza u Luciena?

– Helen nie pamięta nic, prawda? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. – Z nimi może być podobnie. Nie wiemy, co pamiętają po opuszczeniu pamiętnika. Może nie było im dane zachowanie wspomnień o tym, co stało się owej felernej nocy?

– Czyli mamy szukać dwójki wariatów, twierdzących, że jest rok tysiąc sześćset jedenasty? – podsumował Gary.

– Coś w ten deseń. Znalazłem w księgach kilka run i zaklęcie, które mogłoby pomóc w przypadku Helen.

– Jakiś nowy Grimoire wpadł ci w ręce?

Uniosłem brew, bo to była słaba sugestia jak na niego. Owszem Grimoire opisywały zaklęcia, inwokacje, zawierały wykazy potrzebnych składników, do przygotowania magicznych napojów. Były użyteczne, ale tylko dla jakiejś czarownicy. Jak potrzebowałem ksiąg sprzed tysięcy lat, pisanych na skórach, niekoniecznie zwierzęcych, które zawierały „real deal", a nie zabobony w stylu: postawienie dzbana na mleko denkiem do góry, na kawałku szmaty, miało sprawić, że krowa sąsiada przestanie dawać mleko.

– Chcesz rzucić urok, żeby w końcu jakaś laska wskoczyła ci na fiuta Joel? – zakpił Gary.

– Wal się palancie, jeszcze przyleziesz do mnie w łaskę – Joel pokazał mu środkowy palec. – Albo żeby poćwiczyć walkę na miecze. Powiem ci, żebyś sobie wyczarował przeciwnika.

– Jak dzieci! – mruknąłem, upijając kawy. – A jeden jest królewskim strażnikiem a drugi generałem wojsk. Jesteśmy, kurwa, zgubieni! – sarknąłem, patrząc na nich z politowaniem. – Dobrze, że babka was nie słyszy. Wracając do meritum... W międzyczasie, Joel, polecimy do Warszawy i sprawdzimy, czy damy radę przewrócić Helen wspomnienia pamiętnikiem.

– Jeśli twoja babka twierdzi, że jest pusty, to po co mamy tam jechać?

– Bo muszę ją zobaczyć, dotknąć choćby tak...

– Mówiła, że się zadręczasz, ale nie wierzyłem... – zawiesił głos Joel, patrząc na mnie ze współczuciem. – A jaki jest plan, jeśli to nie zadziała?

– Jeszcze nie wiem! – przyznałem z frustracją.

– A co jeszcze rozważałeś? – zapytał ostrożnie Joel.

– Jak masz coś do powiedzenia to wal! – warknąłem ze zniecierpliwieniem.

– Helen i ciebie łączyła więź, wchodziliście do swoich snów, tak?

– Nie – zaprzeczyłem. – Silje pozwalała jej śnić, swoje wspomnienia.

– A to znaczy, że była wrażliwa na sny, ale skąd u diabła Silje mogła nauczyć się takich rzeczy, jak wchodzenie do snów?

– Miała trzysta lat! – przypomniał Gary, wtrącając się do rozmowy.

– Ty naprawdę jesteś liniowy... – zbeształ go Joel – Pomyśl o tym jak o anielskim dziecku, które używa magii, będąc w łonie matki...

Dopiero teraz zrozumiałem, co miał na myśli.

– Dobra po kolei... – uniosłem dłoń do góry. – Usystematyzujmy to. Silje nie miała mocy, nie była czarownicą, a jednak posługiwała się magią. Mogła jej używać, jeśli była w ciąży, zgodnie z zasadą, jeśli dziecko używa magii w łonie matki, moc zostaje potem także z matką. A dziecko zrobiłoby wszystko, by chronić matkę.

W oczach Gary'ego paliła się ekscytacja.

– Zgadza się – przytaknął – i to by wyjaśniało, dlaczego nagle Lucien zamknął ich w kręgu.

– Łudził się nadzieją, że kiedy dziecko użyje mocy, zostanie ona z matką i to przywróci jej pamięć? – teoretyzował Joel.

– Albo to był jedyny sposób na powstrzymanie klątwy pierworodnego – dodałem do równania swoje pięć groszy.

– Kurwa i przez trzysta lat nikt na to nie wpadł... – Joel pokręcił głową z rezygnacją.

– A potem pojawiła się Helen – westchnąłem. – Kurwa, jak absurdalnie to brzmi, to jednak składa się to w całość. Silje domknęła krąg, on ją zapłodni w nadziei, że dziecko przywrócił jej pamięć, jeśli użyje mocy, bo w końcu ma pamięć zbiorową. Ale coś poszło nie tak, więc zamknął ich oboje w pamiętniku.

– Przechował ich oboje w pamiętniku – sprostował Gary.

Joel przebierał palcami po podłokietniku, jakby wygrywał jakąś melodię.

– Kupuję to – oznajmił pewnie. – Składa się w całość. Nieco naciąganą, ale całość.

– Co potrzebujesz? – spytałem, pochylając się w jego stronę z wyczekiwaniem.

– Jeśli pamiętnik nie zadziała, będziemy potrzebowali linku – wypalił Joel. – Myślisz, że babka zauważy, jak jej zginie jeden z ogarów?

– Helen nigdy nie miała psa, jak zamierzasz go jej podsunąć?

– Zostaw to w moich rękach.

– Joel!

– Nic jej się nie stanie, obiecuję – zapewnił.

– I potrzebujemy pary – wtrącił się Gary. – Dla lepszego efektu. Suka musi zostać z Jamesem a pies nawiązać więź z Helen.

– Ty wiesz jak trudno rozdzielić piekielne ogary? – spytał go Joel.

– On jest królewskiej krwi, więc nie widzę problemu! – odparł mu. – Przecież nie mówię mu, żeby im założył różowe obróżki z diamencikami, a jedynie zlecił zadanie.

***

Znów śniłem o Helen. Odtwarzałem w myślach wydarzenia z kręgu.

– Helen... – szepnąłem desperacko w przestrzeń, a ogar poruszył się niespokojnie przy moim boku. Rozumiałem ją, ale musieliśmy je rozdzielić, tak samo jak mnie i Helen rozdzielono. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro