Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 21

Gotowi? 😎


James POV

Wycie wilka za oknem zwróciło moją uwagę. Gawain w tym samym momencie dał mi znać, że na teren usiłują wtargnąć łowcy. Przez parę sekund rozważałem wszystkie opcje. W zależności od nastroju mogliśmy ich wpuścić i wybić co do nogi, albo jak ostatnio użyć zaklęcia wymazującego pamięć. Joel spojrzał na mnie przez długość salonu.

– Niechciane towarzystwo – upił z kieliszka łyk wódy na rudych myszach. – Cudownie. Liczyłem, że w końcu znów będziemy mogli pozbyć się paru z nich.

– W domu jest Gene, Marie i Helen.

– To zagońmy je w jedno miejsce i zostawmy panie pod opieką Gary'ego – zasugerował.

„Możecie mi obaj skoczyć" – usłyszeliśmy w myślach. W sumie miał rację, był już niemal na miejscu, kiedy my dwaj nadal byliśmy w domu. Gawain pojawił się w zasięgu wzroku.

– Rozkazy mój panie? – spytał, skłaniając się z szacunkiem.

– Zagońmy ich w jedno miejsce i... – Joel zawiesił głos.

– I co? Jak pozbędziemy się ciał? – spytałem, nie podnosząc tyłka z fotela.

– Ostatnio rozdrabniarka do drewna i farma świń sprawdziły się idealnie.

„A przed nimi szczury w bunkrze, też dały radę" – doszły nas myśli Gary'ego. Wszyscy trzej aż się gotowali z niecierpliwości, żeby zacząć zabijać. Instynkt przetrwania był niezwykle silny.

– Gawain wypuść ogary – rozkazałem. – Bez zbędnej brawury, panowie. Zagońcie ich w jedno miejsce i pozbądźcie się problemu w miarę szybko. Zajmę się naszymi paniami. Dobrej zabawy! – życzyłem, zmierzając do sypialni.

Helen spała na boku owinięta kocem, który wetknęła pod policzek. Ciemnoblond włosy rozsypały się po poduszce. Machinalnie pogłaskałem ją po głowie, słuchając kolejnego wycia ogarów, w którym tak łatwo wyczuwało się ekscytację polowania. Biedne, były tak znudzone przez ostatnie lata, żadnych polowań na ludzi czy Łowców.

– Helen – szepnąłem do kobiecego ucha, usiłując przebić się przez marzenie senne, starając się nie wybudzić jej zbyt gwałtownie. Przesunąłem pieszczotliwie palcem po gładkim policzku. Doszedł mnie cichutki pomruk śpiącej. – Helen, skarbie.

Ukucnąłem obok łóżka, składając słodki pocałunek, na rozchylonych wargach. Jaka ona była urocza, kiedy spała. Niestety teraz najlepiej byłoby, gdyby wstała, ubrała się i była gotowa do ewentualnej ucieczki. Nie przewidywałem porażki, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Dom nie był bezpieczny, co nie znaczy, że nie ma innych miejsc w posiadłości, które w razie potrzeby zapewnią nam schronienie.

– Helen, kochanie.

– Mmm czy to już rano?

Powieki rozchyliły się, a zamglone spojrzenie dopiero nabierało ostrości, po przebudzeniu.

– Nie, ale mamy nieproszonych gości.

Gwałtownie poderwała się do góry, wyskakując z łóżka. Zachwiała się nieznacznie, stając na drewnianej podłodze. Ustawiłem ją do pionu, a potem przytuliłem, kołysząc nieznacznie w ramionach.

– Spokojnie – zamruczałem, czując ogarniający ją strach. – Gary i Joel zajmują się problemem czy współudziale jeszcze kilku... osób i nie tylko.

– Nie tylko? – potarła oczy dłonią. W tym samym momencie doszło nas wycie wilka, znacznie bliżej domu niż mógłbym się spodziewać. – Och. Czy to wilki?

– Można tak powiedzieć – podałem jej spodnie od dresu i bluzę.

– A dokładniej? – spytała, naciągając spodnie dresowe na piżamę.

– Piekielne ogary.

Zastygła w pół ruchu, wpatrując się we mnie w zdumieniu.

– Słucham? – wyjęczała.

Zapiąłem suwak bluzy i podałem jej gumkę do włosów.

– Piekielne ogary. Wyglądają jak wilki, kiedy chcą być widoczne. Jeśli nie są, nie ma siły, żebyś je wytropił. Przywiązują się do jednego właściciela, ale respektują królewską krew. Łączą się w pary na całe życie, polują w dwójkach. W stadzie są nie do pokonania.

– Ile sztuk? – spytała, wkładając buty.

– W tej chwili dwanaście.

– I tak tu sobie biegają po terenie?

Wahałem się przez moment, czy powiedzieć jej, że każdej nocy pilnują naszego pokoju równie skutecznie jak Gawain, ale zrezygnowałem. Nie było sensu nabijać Helen głowy takimi rzeczami, będzie się potem oglądała przez ramię. To nie czas, żeby się poznała z królewską parą ogarów, siedzącą jak trusie po obu stronach kominka.

Zaniepokoiło mnie, że intruzi poprzednio dostali się do domu i podłożyli ogień. Nie było mowy, żeby sforsowali schody na górę czy dostali się do sypialni, a jednak czułem niepokój. Marie była pogrążona we śnie, ale Gene... Na miłość boską! Co robiła na dole?

– Cokolwiek usłyszysz, zostań w pokoju, nigdzie nie wychodź. Gdybyś czuła się niepewnie, ukryj się w przejściu, które jest tutaj.

Odblokowałem panel, demonstrując jak go otworzyć i zamknąć.

– Bądź ostrożny.

– Nie mam tego w zwyczaju.

– Nie miałeś! – ponagliła. – Teraz już masz powód! Ja jestem tym powodem.

Pocałowałem ją szybko i zniknąłem w przejściu.


Helen POV

Stałam, wyglądając przez okno i usiłując dostrzec cokolwiek, co będzie lepsze niż wzdryganie się za każdym razem na dźwięk wycia wilków. Czułam się, jakbym z nimi grała w statki. C7 wyje jeden. Pudło – odpowiada inny. Wal na A4! Dodaje kolejny. Ohh pojedynczy łowca bez obstawy - trafiony, zatopiony! Sprawdzimy H1? 

Niestety, nie było nic widać, ponieważ wszystko za szybą spowijała atramentowa, nienaturalna czerń, w którą wpatrywałam się niemal hipnotycznie.

Kątem oka dostrzegłam coś po swojej lewej. Niezwykle powoli odwróciłam głowę, nie chcą zgubić obiektu. Silje stała po drugiej stronie łóżka. Starałam się nie mrugnąć aż do momentu, kiedy nie zakłuło mnie pod powiekami. Wciąż tam stała, wpatrując się wyczekująco.

– Musisz mi pomóc Helen – oznajmiła z niepokojem.

Niespokojny dreszcz przebiegł mi po plecach na dźwięk tego słodkiego głosu. Gęsia skórka wykwitła na skórze.

– Ja... eee...

– Ty i nikt inny – wpatrywała się we mnie intensywnie. – Musisz domknąć krąg.

Kolejny dreszcz sprawił, że się wzdrygnęłam. W ustach mi zaschło, a brwi podskoczyły do góry, przypominając sobie słowa Genevievre.

– Słucham?

– Helen, czekałam na ciebie ponad trzysta lat.

– Nie chcę...

– Chciałabyś, żeby umarł?

No to się nazywa szantaż emocjonalny!

– Jezu! Nie! Ale... Czy nie wymagasz ode mnie zbyt wiele?

Opadły jej ramiona.

– Boisz się...

– No tak jakby!

– Nie powinnaś – zapewniła.

– Eeee wiesz, popatrz na siebie – rozłożyłam bezradnie dłonie. – Wiem, co ci się stało, więc tak jakby, jednak mam obawy.

Westchnęła niecierpliwie, patrząc w okno, za którym znów dało się słyszeć wycie.

– Och, ale to dlatego, że dopiero drugim razem dotarło do niego, co zrobił źle.

– Ale oni nadal nie wiedzą!

– James wie, jak cię ocalić.

– A może zróbmy tak, żeby nie musiał mnie ocalać.

Podeszła bliżej a ja cofnęłam się.

– Helen moje życie tak samo jak mojego męża i wszystkich w tym domu, zależy od ciebie.

Zatchnęło mnie od tego oświadczenia.

– Nie możesz na mnie tego zwalić! – zaprotestowałam z paniką w głosie, ekspresyjnie wymachując ramionami. – Poza tym ty już nie żyjesz! Może zostaw sprawy bieżące w rękach żywych.

– Nigdy nie umarłam – odparła pewnie.

– Ale też nikt nie wie, co się z wami stało.

Kolejne wycie niemal pod oknami.

– Nie mamy czasu, musisz mi zaufać – postąpiła krok do przodu.

– Nie sądzę – zaprotestowałam, chcąc się cofnąć, ale nie było dokąd.

– Przepraszam – powiedziała ze skruchą w oczach, a potem dotknęła mnie, zaciskając dłonie na moich ramionach.

Zrobiło mi się przeraźliwie zimno, jakbym wpadła zimą do lodowatej toni. Obrazy powoli pojawiały się w głowie, odtwarzając film i pozwalając mi poznać tajemnice, tego co wydarzyło się tamtej szczególnej nocy. Wszystkie odkrycia Luciena sprawiły, że złapałam spazmatyczny oddech. I tajemnica... stworzenia oraz domknięcia kręgu.

– O dobry Boże! – wyszeptałam trwożnie, gdy zabrała rękę. Opadłam do tyłu na wykusz okna, odtwarzając wszystkie rewelacje.

– Czy teraz rozumiesz? – spytała, wpatrując się we mnie z desperacją. – Musisz mi pomóc. Ty! Nikt inny!

Oddychałam ciężko jak po biegu, nie potrafiąc ogarnąć w sobie ogromu determinacji, jaki napędzał tych dwoje przez ostatnie trzysta lat, w poszukiwaniu odpowiedniej osoby. Silje pokazała, że nie chodziło tylko o mnie czy Jamesa, ale o wszystkie stworzenia, o każdego czarnego anioła. Rozwikłali zagadkę podwójnego kręgu chroniącego a do tego teraz James i inni mieliby tę samą wiedzę.

– Czemu nigdy nic nie powiedziałaś Jamesowi?!

– Ponieważ nie chodzi o krąg anielski.

– Ale ja... – bezradnie rozłożyłam ręce, starając się nie wypowiedzieć głośno największego sekretu.

– Nie ma znaczenia – uśmiechnęła się. – Ty i James jesteście złączeni w pierwotny sposób.

– Masz na myśli seks...

Uniosła dłoń do góry, nakazując mi milczenie i wpatrując się w drzwi do sypialni.

– Nie mamy czasu, musimy iść! – Obie nas doszło skrobanie do drzwi. Sijle klasnęła w dłonie, wołając pewnie. – Ionnsaigh. (atakuj)

Adrenalina strachu, który wypełniał teraz żyły, sprawiła, że podbiegłam do panelu w ścianie i uchyliłam go, wślizgując się do środka.

– Co to za słowo?

– Rozkaz ataku. Nie wiedziałaś, że James zostawił z tobą dwa piekielne psy stróżujące?

– Będziesz mi winna wszystkie wyjaśnienia.

– Idź! – rozkazała. – Już! – ponagliła. – Powodzenia Helen!

Zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Teraz to powodzenia, tak? A przed chwilą było: James wie, jak cię uratować!

Po omacku przesuwałam się w stronę schodów. Zagryzłam wargi, kiedy noga spadła mi na pierwszy schodek. Macałam je kolejno stopą, trzymając się ściany. Jeszcze parę kroków. Słyszałam, jak ktoś przebiegł tuż za ścianą, krzycząc coś niewyraźnie.

Starając się poruszać bezgłośnie, zeszłam po schodach na niższy poziom. Na początku bałam się, że deski będą skrzypieć, ale uświadomiłam sobie, że James nigdy nie dopuściłby, aby tajne przejście przestało być tajne przez niezadbane deski, które mogły zdradzić pozycję, odbierając przewagę nad przeciwnikiem.

Ściągnęłam z nóg adidasy i skarpetki zostając boso. Podeszłam do panelu, za którym znajdowała się biblioteka. Żeby tylko nic nie zaskrzypiało.

Boże, ten jeden raz udowodnij, że istniejesz!

Wsunęłam się w wąski korytarzyk. Każde uderzenie serca wydawało mi się wystrzałem armatnim.

Silje jeśli nadal tu jesteś, pomóż mi. Pomóż mi go ocalić.

Teraz albo nigdy. Zwolniłam zamek. Jego odgłos wydawał się niezwykle głośny. Stałam kilka sekund niczym posąg, wstrzymując oddech, czy ktoś nie nadejdzie. Pamiętnik leżał tam, gdzie go zostawiłam. Otworzyłam na ostatniej zapisanej stronie. Litery układały się w zdania, pojawiając złotą czcionką na pożółkłej karcie.

Why think separately of this life and the next, when one is born from the last. Time is always too short for those who need it, but for those who love, it lasts forever. (Czemu uważasz, że to życie nie jest powiązane z kolejnym, kiedy jedno rodzi się z poprzedniego. Czas umyka nam przez palce, gdy chcemy zatrzymać chwilę, ale dla tych, którzy kochają, trwa po wieczność.)

„Wiedz, że nigdy nie będę tego żałować mój ukochany" – szept Silje, gdy domykała pierwszy krąg, pojawił się w mojej głowie, jakby stała tutaj obok mnie. Będziesz, podpowiedział mi umysł, tak samo jak ja miałam wątpliwości teraz.

– Przestań idiotko – szepnęłam do siebie – i Lucien i James są zbyt ważni. Wiesz, tak samo jak ona, że nie ma innego wyjścia. Ten cholerny pożar naruszył krąg, a dom powinien być świętością. Miejscem, w którym czujesz się bezpiecznie.

Dotknęłam ściany.

– Pomóż mi – szepnęłam po raz kolejny.

Złote litery pojawiły się na okładce. Trzymając pamiętnik w dłoni, dotknęłam chłodnego drewna. Identyczne symbole zapalały się pod dłonią. Cały krąg płonął ogniem poza ostatnim symbolem. Triskelion pozostawał... martwy.

Jezu, skąd we mnie nagle to porównanie do śmierci? Bo tak to się może skończyć! Zapomnieniem, godnym śmierci.

Dłoń drżała mi tak bardzo, że przycisnęłam ją do siebie, biorąc głęboki oddech dla uspokojenia. Krąg Jamesa zaczynał się wypełniać się złotem.

I co teraz?!

– Silje do diaska! – szepnęłam nagląco.

Przypieczętowane krwią – pojawiło się mojej głowie. Przed oczami miałam Silje kreślącą triskelion swoją własną krwią. Podeszłam do biurka. Nożyk do papieru okazał się ostry jak brzytwa. Cholera, ależ to bolało! Powiodłam palcami umoczonymi we własnej krwi po spalonym fragmencie, odnawiając ochronny znak. Kropla krwi z sykiem spadła na lustrzany symbol na podłodze. Albo miałam zwidy, ale one zaczęły się poruszać i być płynne.

Zakończyłam spiralę a w symbolach w kręgu Silje zaczęły się mieszać ogień ze złotem. Powoli wypełniał się anielsko–ziemskim połączeniem. Usłyszałam kroki w korytarzu, a potem wołanie, które mnie przestraszyło. Nie zdjęłam jednak ręki z triskelionu, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę.

– Znajdź go i pozbądź się jak najszybciej!! – wrzasnął ktoś tuż za drzwiami.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Ogień i złoto docierały już niemal do Triskelionu. Jeszcze chwila! Syknęłam z bólu. Oderwałam dłoń, na której znajdował się krwawy ślad.

– Mam go! – zawołał ktoś triumfalnie. – Jest w pułapce na piętrze! Idę wykończyć gnoja!

O boże tylko nie to! James!

– Hej dupku! – zawołałam na cały głos, usiłują przykuć uwagę ludzi za drzwiami. Pojawili się, wdrzwiach celując do mnie z broni. No proszę, jednak nie są tak zacofani, jak mi się wydawało. Chyba jednak tego dobrze nie przemyślałam.

– Co robisz? – zawołał, mierząc we mnie.

– Nie mogę wam pozwolić na to, co robicie – oznajmiłam, dotykając ściany zakrwawioną ręką.

Litery na pamiętniku, który przyciskałam do piersi, zalśniły na złoto, tak samo jak wzory na ścianie. Silje stała przede mną. Nie będzie żadną ochroną przed bronią palną, ale popatrzyłam na nią z desperacją. Jeśli się pomyliła lub mnie okłamała, wszyscy jesteśmy zgubieni na wieki.

– Natychmiast się odsuń – rozkazał.

– Za późno! – zawołałam z satysfakcją.

– Zastrzel ją! – doszły mnie słowa z krótkofalówki. – Nie pozwól jej zamknąć kręgu.

Przestałam słyszeć cokolwiek, poza biciem własnego serca, dudniącym mi uszach. Przyłożyłam na powrót dłoń do ściany, a energia wypełniła całe ciało, odbierając mi oddech. Obie dotykałyśmy triskelionu, stojąc w środku kręgu, a litery na froncie pamiętnika wypaliły się ogniem.

Poczułam szarpnięcie i ból.

James!

Słyszałam jego rozdzierający serce krzyk w swojej głowie.

Zachwiałam się, a ból narastał z każdą chwilą. Upadłam na kolana, a potem do przodu obejmując ściśle ramionami pamiętnik, jakby miało mi to w jakikolwiek sposób pomóc.

Zobaczyłam Silje nad sobą. Zielone oczy były pełne podekscytowania, jakby nie mogła się doczekać co dalej! Chociaż jedna z nas to przetrwa.

– Do następnego spotkania! – szepnęła.

Opadając w ciemność, usłyszałam głosy kilku osób, powtarzające jak mantrę jedno zdanie z pamiętnika.

– Death cannot separate us, for one life is born from the other!

Strasznie głupia śmierć! Na finiszu!


James POV

Pułapka znikła.

Łowcy leżeli na podłodze nieprzytomni albo martwi a mnie zupełnie to nie obchodziło. Pognałem po schodach w dół. Szalona kobieta, czemu nie została tam, gdzie jej kazałem!

Helen! – usiłowałem ją przywołać w myślach, ale pustka, jaką w nich napotkałem, była jednoznaczna! Taką samą czułem, gdy odszedł dziadek!

W bibliotece – usłyszałem w swojej głowie Genevievre. Stała w drzwiach, tarasując sobą przejście. Helen leżała w kręgu, krew sączyła się z rany w boku, a ona sama się nie poruszała. Nie widziałem nawet, żeby oddychała. Czy była tylko nieprzytomna, czy nie żyła?

Chciałem odepchnąć Gene na bok, żeby pomóc.

– Nie! – zawołała, walcząc ze mną. – Nie możesz przekroczyć kręgu, zanim symbole nie wypalą się do końca. Nikt z nas nie może.

– Ona umrze! – wycedziłem, zmagając się z magią, którą usiłowała mnie powstrzymać.

– Ona wybrała swoją ścieżkę. Chcesz, żeby to wszystko poszło na marne? – krzyczała, walcząc ze mną. – Żeby jej poświęcenie nie miało znaczenia?

– Nie pozwolę... – zacząłem gniewnie.

Zaczynała mnie ogarniać rozpacz. Zrobiła dokładnie to samo co Silje. Poświęciła siebie. W zakrwawionej dłoni wciąż ściskała pamiętnik. Te symbole... Dobry Boże czy to... Lucien stojący w kręgu coś do mnie mówił, ale nie słyszałem ani słowa, wciąż szukając w głowie Helen i więzi jaka nas łączyła. Byłem w stanie ją uratować, tylko musiałem do niej dotrzeć!

Odepchnąłem Gene na bok, zmieniając formę do swojej naturalnej postaci. Sięgnąłem po anielski sztylet ukryty na przedramieniu. Jeśli się mylę i odczytałem znaki z okładki niepoprawnie, oboje będziemy przeklęci na wieki. Zwłaszcza ja.

– Gary, powstrzymaj go! – zawołała, szarpiąc mnie za rękę.

Odepchnąłem ją w stronę kuzyna. Złapał ją, zanim upadła, a to dało mi sekundy, których potrzebowałem. Naciąłem wnętrze dłoni i pozwoliłem kroplom spadać na dogorywające symbole i litery. Słowa same pojawiły się w mojej głowie.

– Death cannot separate us, for one life is born from the other – wyszeptałem.

Krąg wybuchł jasnym światłem, oślepiając wszystkich. Zakryłem twarz ramionami i skrzydłami, ale czułem moc rozchodzącą się z niego falami. To nie było tylko domknięcie ochronne, to była magia, o sile jakiej nie znałem. Sprawiła, że uklęknąłem oślepiony zaklęciem. Kiedy w końcu byłem w stanie otworzyć oczy, spostrzegłem coś, co zatrzymało bicie mojego serca.

– Co do cholery! – mruknął Gary za mną.

Helen zniknęła, a jedyne co zostało w wygasającym kręgu połączonego ognia i złota... to pamiętnik.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro