Part 15
Helen POV
Pulsujący w skroniach ból, był odpowiedzialny za pobudkę. Tępe pulsowanie sprawiało, że nie chciałam otwierać powiek, bojąc się, że mruganie jeszcze go spotęguje. Szelest pościeli nie był też na tyle intrygujący, żeby sprawdzać tę teorię. Nigdy nie przepadałam za alkoholem, kiedy pozwalałam sobie na piwo, robiłam się śpiąca, po kieliszku wina odczuwałam ciągoty do kolejnego, ale po drugim koniecznością stawało się oddalenie do sypialni i odespanie. W życiu się nie upiłam, a pojęcie kaca mordercy stanowiło abstrakcję. Aż do teraz. W tej chwili rozumiałam narzekające koleżanki, którym śmiałam się w twarz.
– Mam nadzieję, że po tym wszystkim nie okażesz się współczesnym księciem Draculą – wyszeptałam.
Doszedł mnie cichy śmiech Jamesa, a chłodny kompres opadł na czoło, przynosząc chwilową ulgę.
– Joel nigdy nie dostanie ode mnie kartki na święta – wymamrotałam, dając upust swojemu niezadowoleniu. Nawet poruszanie palcami powodowało ból. – Wszystko mnie boli.
– Przejdzie – zapewnił – powinnaś jeszcze pospać.
Wzięłam drżący oddech.
– Która godzina?
– Szósta wieczór.
A była mniej więcej pierwsza.
– Aż tak mnie ścięło?
– Tak to bywa z odkręcaniem niechcianych zaklęć – wyjaśnił cicho.
– To czemu ciebie nie boli tylko mnie – marudziłam.
– Mam dla ciebie leki przeciwbólowe, jak tylko dojdziesz nieco do siebie, chociaż skoro już narzekasz, to jest lepiej.
– Bolą mnie włoski na nogach, których nie ogoliłam.
– Oj, kwiatuszku – zaśmiał się, całując mnie w skroń.
Bolało, nawet jak przesunęłam koszulką po skórze, aż się cała wzdrygnęłam, gdy podniósł moją dłoń i coś w nią włożył. Z kształtu wychodziło, że inhalator.
– To lek przeciwbólowy wziewny. Wiesz, jak się tego używa?
– Moja babcia chorowała na astmę – odparłam.
– Pomogą szybciej niż tabletki.
– Co za pech, że żaden z was nie potrafi uzdrawiać – sarknęłam ostatkiem sił, okupując to dreszczem bólu sunącym po kręgosłupie.
Przełknęłam ciężko i z niewielką pomocą Jamesa zaciągnęłam się lekiem. Opadłam z powrotem na poduszkę, starając się przetrwać mdłości spowodowane bólem.
– Czy wszyscy tak reagują?
– Nie.
– Ekstra, nawet w tym mam głupie szczęście cierpieć, kiedy innym pewnie nic nie jest.
– W ramach rekompensaty mogę ci zapewnić przyjemne sny – zaproponował.
Byłam mu wdzięczna, że nie próbuje głaskać włosów ani dotykać żadnej części ciała. Powoli złapałam rytm oddechu, który nie powodował, zbierania się łez pod powiekami. No cóż, jak to było powiedziane w serialu One upon a time? Magia zawsze ma swoją cenę, moja droga!
– Nie wystarczająco namąciłeś mi w głowie?
– Chciałem ci pokazać parę wspomnień niezwiązanych bezpośrednio z domem, zanim pozwolę babce ingerować w twoje sny.
– A możesz jej zabronić? – spytałam słabym głosem.
– Mógłbym spróbować, ale jedyny sposób, jaki znam, to bycie w twojej głowie każdej nocy. Albo wciągnięcie cię do swojej. – W obu przypadkach, przerażająca myśl. Musiał to odczytać, bo zaśmiał się lekko. – Nie jestem taki straszny.
– Ja jestem, po paru dniach znalibyśmy się jak stare małżeństwo, a parę dni później żądali rozwodu.
– Nie wierzysz w miłość? – spytał, sunąc palcem po skórze policzka i o dziwo nie sprawiał mi bólu.
– Wierzę, tylko nigdy mi się nie przytrafiła.
– Otwórz oczy – poprosił.
Rozchyliłam powieki, dostrzegając nad sobą chmurne stalowe oczy. Wzrokiem rzucił mi wyzwanie, nim pochylił się i jego usta musnęły moje. Złączyliśmy się w długim, namiętnym pocałunku, który rozpalał zmysły. James nie musiał mnie dotykać, żeby podniecenie krążyło w żyłach niczym żywe iskry ognia. Podniecał i mamił, badając wnętrze ust i zapraszając do swojego. Nasze języki się splotły, pocierając o siebie i potęgując pożądanie.
– Powiedz, że tego nie czujesz... – wyszeptał mi do ucha niskim, seksownym głosem, który postawił włoski na karku. – Że tego nie pragniesz.
Ledwo musnął nosem moje ucho, a podniecenie wybuchło pulsowaniem między nogami, domagając się spełnienia. Wpatrywał się we mnie intensywnie.
– To chemia. Dwa ciała spragnione namiętności.
Jego spojrzenie stwardniało, ale po sekundzie zmiękło i stało się czułe.
– Uparciuszek.
– Skąd mogę wiedzieć, że mną nie manipulujesz, albo że to nie jest jakieś zaklęcie?
Pogładził mnie po policzku, a potem ułożył się obok, przytulając do swojego boku.
– Nie ma czegoś takiego jak zaklęcie miłości.
– A afrodyzjaki?
– Masz misję, żeby udowodnić, że nic z tego nie jest prawdziwe? Leżąc w moich ramionach?
Schowałam twarz pod jego brodą.
– To wszystko dzieje się za szybko – wymamrotałam. – Ledwo się poznaliśmy, wylądowaliśmy w łóżku, a potem: BUM! Okazuje się, że jestem medium, ty jesteś z królewskiego rodu, a ja potrafię... aktywować magię?
W moich ustach wszystko to brzmiało nieprawdopodobnie. Już łatwiej byłoby uwierzyć w lądowanie obcej cywilizacji, która zacznie okupować ziemię, w celu pozyskania surowców naturalnych.
– Prowadzisz ekscytujące życie. Ile czytelników Harry'ego Pottera byłoby zazdrosnych?
Zaśmiałam się, gładząc go bezwiednie po piersi.
– A ilu straumatyzowanych do końca życia?
– Być może, ale ty zadziwiająco szybko dochodzisz do siebie i nie uciekasz z krzykiem, widząc lub słysząc nową rewelację – zauważył żartobliwie.
– Jeszcze – droczyłam się. – Jestem głodna.
Zjedliśmy kolację i spędziliśmy czas z Garym, Joelem i Marie. Stanowili całkiem zabawne towarzystwo i wieczór okazał się wypełniony salwami śmiechu, gdy usiłowali przekrzykiwać się przy grze w karty. Marie parę razy nazwała Gary'ego oszustem pierwszej wody a Joela lalusiem z lepkimi paluszkami.
Zaczęłam dyskretnie ziewać, czując ogarniające zmęczenie, ale robiłam wszystko, żeby nie zasnąć. Jeśli zasnę, babka Jamesa będzie usiłowała nawiązać ze mną kontakt, a ostatnim razem nie poszło nam tak łatwo. Pamiętałam fascynację początkową fazą snu, no bo w końcu ile osób może świadomie przeżywać sen i go moderować? Niewiele. Ale pamiętałam też rozchodzącą się moc, gdy wyrzuciła strażników.
Biorąc pod uwagę, co wiedzieliśmy o kręgu, byłam jej potrzebna do wykonania jakiegoś zadania. Tylko czemu u diabła ja? Czy nie lepiej gdyby wyjawiła wszystko Jamesowi a on i jego świta weźmie na klatę to zobowiązanie, zamiast molestować jakąś przeciętną ciemną blondynkę? Nie dość, że blondynka to jeszcze na dodatek ciemna.
– Helen?
– Mhm – mruknęłam, uparcie liczyłam książki na półce, zapamiętując kolory okładek.
– Wszystko w porządku?
– Tak! – zapewniłam ze słomianym entuzjazmem. Zerwałam się z fotela. – Mam ochotę na kawałek ciasta. Przyniosę z kuchni! – zaoferowałam, czym prędzej wychodząc.
Planowałam zrobienie sobie podwójnego espresso, żeby się nieco otrzeźwić, ale zanim chwyciłam podgrzaną filiżankę w dłonie, James objął mnie i odwrócił do siebie.
– Co się dzieje?
– Czytasz w myślach i nie wiesz? – zakpiłam, unosząc brwi.
– Staram się nie czytać i nie naruszać twojej prywatności.
Wpatrywał się we mnie czekając. Skapitulowałam po pięciu sekundach, przytulając mocno do ciepłego, silnego męskiego ciała. Ten facet upojnie pachniał, przynosząc moim nerwom ukojenie.
– Boję się.
– Czego?
– Spania
Ujął moją twarz w swoje dłonie.
– Czemu boisz się iść spać?
Westchnęłam z niecierpliwością. Przecież wiedział, co się stało w nocy. Chyba nie wymazał mi tego snu, bo taki miał kaprys, tylko z jakiegoś powodu.
– Bądź poważny – skrzyżowałam ramiona na piersi. – Twoja babka będzie mnie nawiedzać. Może dla ciebie to jest normalne, ale mnie osobiście przeraża do szpiku kości. Tak samo jak byłam przerażona, gdy mój dziadek manifestował swoje niezadowolenie z planów sprzedaży mieszkania. Zawał serca, gęsia skórka i chęć ucieczki w nieznane.
– Mogę ci, zamiast tego zaserwować jakieś ich miłe wspomnienie.
Przyjrzałam mu się sceptycznie spod oka, czy się ze mnie nabijał, ale wypadało założyć, że mówi prawdę i byłby skłonny to zrobić.
– Serio?
– Tak – pocałował mnie w czoło.
Przenieśliśmy się do sypialni, wcześniej żegnając się z towarzystwem i życząc im spokojnej nocy. Ogarnęłam się w miarę szybko i wskoczyłam do łóżka w antykoncepcyjnej piżamie w misie. Noce nie były jeszcze na tyle ciepłe, żeby paradować w seksownych koszulkach, mimo rozpalonego w kominku ognia. James popatrzył na mnie z uroczym uśmiechem, odchylając kołdrę. Sam nie był lepiej ubrany, bo w niebieskie spodnie od piżamy i szarą koszulkę z krótkim rękawem.
– Opowiedz mi o tym kręgu – poprosiłam.
– Cztery symbole reprezentują pory roku, kolejne cztery reprezentują żywioły: ogień, woda, powietrze, ziemia. Ostatnie cztery zapewniają ochronę: Triquetra, niekończący się węzeł, Valknut i Triskelion.
Przytuliłam się do niego, układając wygodniej. Wiedziałam co nieco o symbolach, ale niezbyt wiele. Triquetra to nic innego niż węzeł nieskończoności. Trzy elementy nierozerwalnie złączone, bez początku i końca. Przeplecione ramiona, opisane na okręgu. Symbolem składający się z trzech nieskończenie zapętlonych półkoli, chociaż mój brat twierdził, że to zmodyfikowane chrześcijańskie rybki. Lubiłam ten symbol tak samo jak Drzewo Życia.
– Triquetra, czyli cokolwiek robisz, wróci do ciebie z potrójną siłą. Czy to nie jest hasło czarownic, wróżek i ostrzeżenie dla każdego, kto para się magią?
– Zgadza się – potwierdził. – W rodzinach są trzy frakcje...
Wyrwało mi się nerwowe parsknięcie śmiechu.
– Zaraz mi wypalisz, że to jednak mafia a ty jesteś Don Vito.
Teraz on się zaśmiał tym niskim wibrującym dźwiękiem.
– Prawie. Mój ojciec byłby Don Vito.
– Więc gdzie rządzi Don Vito?
– Nie wszystko na raz – zastopował mnie James.
– Tajemnica goni tajemnicę.
– Wszystko złoży się w całość – obiecał, głaszcząc mnie po biodrze.
– Przed czy po tym jak trafię do wariatkowa?
Pociągnął mnie za kosmyk włosów, przywołując do porządku, żebym przestała pieprzyć głupoty.
– Wpisana w okrąg symbolizuje nieskończoność i wieczność, ale też nawiązuje do trzech elementów: powietrze, woda i ziemia. Niekończący się węzeł tłumaczy sam siebie. Wzmocnienie czarów.
Wszystko, co mówił, brzmiało jak dawna pogańska magia.
– Valknut? – spytałam, bo o tym znaku nie wiedziałam zbyt wiele.
– Trzy splecione albo lepiej przenikające się ze sobą trójkąty. Nordycki symbol poległych w walce, a dokładniej znak wojowników, którzy polegli z mieczem w ręku i udają się do Walhalli. Przejście ze świata żywych do krainy umarłych.
- Rozumiem, że cyfra trzy ma szczególne znaczenie? Trzy trójkąty? Trzy ramiona w Triskelione i trzy w Triquetrze?
- Trójka była liczbą świętą, powiązaną z przysięgami i czarami – odparł.
– Powiedziałabym święta trójca, ale wyszłabym na laika i ignorantkę. Fakt pozostaje faktem, że Chrześcijaństwo znacjonalizowało sobie wiele pogańskich świąt – westchnęłam – jak Boże narodzenie w grudniu, czyli Ajona: święto przesunięcia Słońca w nocy z dwudziestego czwartego na dwudziestego piątego grudnia.
– Cyfra trzy nie ogranicza się do wierzeń celtyckich i nordyckich. W mitologii masz trójząb Posejdona czy Cerbera o trzech głowach.
- Trzy Mojry, czyli Parki – dodałam. – Trzy Erynie, czyli Furie oraz Charyty, czyli Gracje.
- Omne trinum perfectum – zacytował i od razu przetłumaczył. – Wszystko, co potrójne, jest doskonałe.
– Skąd nordycki symbol na angielskiej ziemi? – zmarszczyłam brwi.
– To takie samo pytanie jak skąd celtyckie znaki ochronne w Szwecji, Danii, Norwegii czy Finlandii. A odpowiedź jest bardzo prosta: przybyły tutaj wraz z moją rodziną.
To się akurat zgadzało z historią kraju.
– Rozumiem, w końcu wikingowie również najechali Anglię swego czasu.
– Nasza rodzina mieszkała tu dwieście lat wcześniej – wyjaśnił ku mojemu zaskoczeniu – ale nie mów nikomu, bo to w sumie też nasza wina, że zostaliście najechani.
– Jakie my? – zaśmiałam się. – Jestem polką, moja matka wyszła za anglika lata temu. Więc kiedy wy napadaliście na Anglię, my Polacy, pewnie rzucaliśmy się jeszcze szyszkami i mieszkaliśmy w jaskiniach.
– Mogło tak być – zaśmiał się ze mną. – Symbolem, którego brakuje w twoim kręgu jest Triskelion. To najpotężniejszy znak, mający wiele znaczeń i w zależności jakim symbolom towarzyszy taka jest jego rola. Może symbolizować wschód słońca, zenit i zachód.
– Dzieciństwo, dojrzałość starość – dodałam. – Woda, ogień, ziemia.
– W tym wypadku oznacza przeszłość – teraźniejszość – przyszłość i łączy pokolenia. Podtrzymuje pamięć zbiorową.
– Więc te wszystkie symbole mają stanowić ochronę?
– Tak – przyznał spokojnie.
– Przed czym?
Przekręcił nas tak, że leżałam na plecach a on przy mnie na boku.
– Znów chcesz skakać na głęboką wodę? – spytał poważnie.
– Chcę zrozumieć
– To może być nieco trudniejsze do zaakceptowania.
Zachichotałam.
– Bardziej niż magia, czytanie w myślach i pamięć zbiorowa?
– Może tak być. Moja rodzina a w sumie nasz gatunek, przemierza ziemię od tysięcy lat – stwierdził enigmatycznie. Skrzywiłam się nieco na te słowa, ale w sumie mogłam zagrać w tę grę niedomówień i zagadek, którą prowadziliśmy już parę dni.
– Przed Noe z Arką czy po?
To był religijny limit, do jakiego mój indoktrynowany kościołem katolickim mózg sięgał najdalej. Potem był już tylko Darwin i jego teorie o powstaniu gatunków i teorii doboru naturalnego. Dinozaury, ewolucja i te sprawy.
– Zdecydowanie po, ale przed też. Kiedy Lucyfer się zbuntował i został zrzucony z nieba w pobliże ziemi, nie poszedł sam. Towarzyszyli mu pozostali buntownicy oraz wszyscy ci, którzy mieli dość tej całej przepychanki o władzę.
Zapadła między nami niezręczna cisza z rodzaju tych, kiedy on patrzy na ciebie pełny nadziei, niczym kot ze Shreka, a ty usiłujesz w głowie odnaleźć jakieś miłe słowa, żeby nie urazić rozmówcy i nie powiedzieć mu, że mu się klepki poprzestawiały. Przy czy należałoby zapytać, jakie leki przyjmuje.
– Czy ty się ze mnie nabijasz? – spytałam ostrożnie.
– Nie
Podniosłam się do pozycji siedzącej. W żołądku zaległo mi się nieprzyjemne uczucie. Takie z rodzaju, kiedy wiesz, że stanie się coś złego, ale jeszcze nie chcesz przyjąć tego do wiadomości.
– Serio James.
– Serio Helen.
Westchnęłam ostentacyjnie, dając mu do zrozumienia, że żarty się skończyły.
– Czy ty usiłujesz mnie przekonać, że jesteś... aniołem?
– Tak – potwierdził z tak poważną miną, że się roześmiałam. Przestałam jednak widząc jego poważną minę
– Dobra, jak nie chcesz mówić, to nie mów! – obruszyłam się, przytulając do niego na powrót.
– Ale...
– Nie – przerwałam mu brutalnie. – Wystarczy. Zmieńmy temat. Jakoś łatwiej byłoby mi uwierzyć, że jesteś wampirem i wysysasz krew, niż aniołem.
Parsknął, gładząc mnie po kolanie. W jego oczach widziałam nieskrępowaną radość, jakby był sekundy przed wybuchem gromkiego śmiechu, ale powstrzymywał się ze względu na mnie.
– Dlaczego?
– Wiesz, wysuwasz kły i wszystko wiadomo. Hrabia James Dracula Sitwell.
Kiedy on zwijał się ze śmiech w pościeli, ja mogłam sobie do woli podziwiać to cudowne, niemal literalnie boskie ciało. Dorosły facet, ale śmiał się radośnie i nieskrępowanie jak dziecko. Bardzo przyjemny dźwięk wypełniał mi uszy.
Ten wybuch radości, skutecznie uniemożliwił jakiekolwiek dalsze rozmowy. Za to James z którymś momencie walki na poduszki, chwycił mnie w pół, pozbawiając broni i całując do utraty tchu.
***
Poniżej symble o których mowa w tekście.
Mojry (gr. Μοῖραι Moirai) – w mitologii greckiej boginie losu, utożsamiane przez Rzymian z Parkami
Parki – w mitologii rzymskiej personifikacje przeznaczenia: Nona, Decima i Morta.
Erynie (także Eumenidy; gr. Ἐρινύες Erinýes, gr. Εὐμενίδες Eumenídes, „życzliwe", łac. Furiae, Dirae) – w mitologii greckiej boginie i uosobienia zemsty (kary, gniewu) za wszelką nieprawość oraz wyrzutów sumienia.
Alekto – (gr. Ἀληκτώ Alēktṓ) – niestrudzona
Tyzyfone – (gr. Τισιφόνη Tisiphónē) – mścicielka, wymierzająca karę (szczególnie prześladowała zabójców)
Megajra – (gr. Μέγαιρα Mégaira) – wroga, zawistna
Furie – w mitologii rzymskiej bóstwa chtoniczne, demony świata podziemnego, wzorowane na podobnych bóstwach etruskich. Z czasem utożsamione z greckimi boginiami zemsty, eryniami.
Greckie Charyty (gr. Χάριτες Chárites, l.poj. Χάρις Cháris), rzymskie Gracje (łac. Gratiae, l.poj. Gratia) – boginie wdzięku, piękna i radości. Lubiły zabawy, muzykę i taniec, opiekowały się szczególnie piękną młodzieżą. Uważano je także za patronki sztuk pięknych i rękodzieła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro