Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 11

Miłego wieczoru 😎


Helen POV

James pojawił się magicznie w zasięgu mojego wzroku, z kubkiem termicznym w dłoni. Poruszał się tak bezgłośnie, że nie słyszałam, kiedy nadchodził. I skąd wiedział, że skończyła mi się kawa?

– Ty zawsze wiesz, czego potrzebuję. – Odebrałam kubek i upiłam gorący, rozgrzewający łyk. – Jakbyś czytał mi w myślach.

Uśmiechnął się tajemniczo.

– Co gdybym ci powiedział, że potrafię to robić?

– To zapytałabym, w którym szpitalu psychiatrycznym cię umieścić – popatrzyłam na niego znacząco – Ewentualnie poprosiłabym o rozpiskę leków, które przyjmujesz, żeby pilnować ich regularnego brania.

– Niedowiarku.

– Niedowiarku? Mój drogi – zaczęłam tonem pouczającej nauczycielki – ja jestem niezwykle tolerancyjna, biorąc pod uwagę własne doświadczenia w tym zakresie.

– Chcesz przeprowadzić eksperyment? – zachęcił.

Dotknął mojej skroni palcem wskazującym i zjechał aż do ust, wyzwalając w ciele potrzebę bycia dotykaną. Spuściłam wzrok na jego wargi, nie pragnąc niczego więcej niż, żeby mnie pocałował. I zrobił to, ale muśnięcie nie było satysfakcjonujące, nie tego potrzebowałam. Więcej, poprosiłam w swojej głowie, wciąż wpatrując się w jego usta. Dostrzegłam leciutki uśmiech, zanim nasze wargi się spotkały i on spełnił niemą prośbę, a każdy kolejny był głębszy.

Przez głowę przemknęło mi jedno ze wspomnień. Silje w czerwonej sukni siedząca okrakiem na Lucienie. Wczepiająca się w jego ramiona. Odrzucona głowa do tyłu, włosy spływające po plecach. Mocna woń pachnącego groszku. Oszołomienie.

Ledwo zauważyłam, kiedy James zsunął mnie na siebie i teraz ja siedziałam na jego udach, tak samo jak w wizji. Oderwał się tylko na tyle, bym mogła zaczerpnąć powietrza. Wsunął dłonie w moje włosy, patrząc mi głęboko w oczy, zanim znów złączyliśmy się w pocałunku. Pożądanie stawało się coraz intensywniejsze, z każdym kolejnym pocałunkiem, muśnięciem czy dotykiem.

Czułam przemożoną potrzebę, aby mu ulec. Nieważne, że się całkowicie nie znamy. Ufam mu. Jak nigdy nikomu. I pragnę go tak mocno, jak nigdy nikogo nie pragnęłam. Całkowite szaleństwo! Czy w mojej głowie zaczęła istnieć druga Helen, czy ta pierwsza otworzyła się całkowicie na Jamesa? My nawet nie byliśmy na randce, ale wylądowaliśmy w łóżku, uprawiając godzinami seks. Facet był nie do zajechania! I wiedział! Zawsze wiedział, kiedy zwolnić, jak przyśpieszyć, musnąć, zassać... Magia.

Szaleństwo!

Nic nie rozumiałam. Instynkt mówił jedno, durne serce następne a mózg nie dawał rady tego ogarniać. Może to jakieś psychotropy w kawie? Albo wodzie? Muszę się obudzić! Czy wciąż jestem nieprzytomna po uderzeniu w głowę i mózg stara się mi uprzyjemnić bycie nieprzytomną?

– Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć.

Usłyszałam szept, ale jego wargi pozostały nieruchome. Cholera. Może mi się wydawało! Pierwszy dreszcz strachu przebiegł mi po kręgosłupie, sprawiając, że się szarpnęłam w objęciach.

– Kim jesteś? – wyszeptałam, szukając odpowiedzi w jego przystojnej twarzy. – Jak to możliwe, że widzę to co widzę?

– Co widzisz?

Śmiech Silje, brzmiący jak dzwoneczki, doszedł mnie z boku, zwabiając, żeby zerknąć na rozgrywającą się scenę. Radosna siedziała tuż obok na ławce a mężczyzna, tak łudząco podobny do Jamesa pochylał się nad nią z uwodzicielskim uśmiechem. Dłoń Jamesa poruszyła się na moim karku, wzniecając kolejną falę podniecenia. Wzięłam drżący oddech, nim odpowiedziałam.

– Kobietę. Rudowłosą. W czerwonej sukni. Siedziała w tym miejscu. W tej samej pozycji. Mężczyznę, który jest łudząco podobny do ciebie. W białej koszuli. – Za chwilę pomyśli, że jestem wariatką! – Wiem, że to len, bo lubię go gładzić, ale...

– Wolisz dotykać skóry – dokończył cicho.

Kolejne ukłucie strachu. Odepchnęłam się od niego i stanęłam o własnych, niepewnych nogach. Oddychałam ciężej, a dłonie zrobiły się wilgotne. Wpatrywałam się w niego, nie rozumiejąc, skąd może wiedzieć takie rzeczy! Czy on też je widział? Mamy ewidentnie jakieś schizy.

– Kim jesteś? – powtórzyłam niepewnie.

– Nazywam się James Sitwell.

– Dlaczego to widzę?

– To trochę bardziej skomplikowane.

– To skróć do minimum – rozkazałam cierpko.

– Pamiętnik.

Spojrzałam na niego wyczekująco.

– I tyle? Jedno słowo?

– Kazałaś mi skrócić do minimum.

Byłam bliska zazgrzytania zębami z frustracji.

– To w dwóch zdaniach, mogą być wielokrotnie złożone!

– Pamiętniki pełnią szczególną rolę w mojej rodzinie, zapisują wspomnienia, są jak płyta gramofonowa albo dysk twardy, co ci lepiej pasuje. – Co on u diabła pierdoli! Ciemne oczy błysnęły, niemal dając mi pewność, że usłyszał, co pomyślałam. – Są tylko dwa rodzaje ludzi, którzy potrafią odczytać zapisane pamiętniki: ci, którzy mają we krwi magię, albo silne, uzdolnione medium.

Wariat! Kompletny wariat!

– Naćpałeś mnie czymś? – rzuciłam z irytacją. – Albo ty się naćpałeś? Założyliście się z Garym, który z was wciśnie mi ten kit w taki sposób, żebym uwierzyła?

– Nie, Helen. – Pewność, z jaką to powiedział, niemal mnie przekonała. – Nikt, przez ponad trzysta lat, nie był w stanie odczytać tych kart. Ja mogę tylko ostatnie zdanie.

– Aż tak koszmarnie nie pisała! – Czułam się poniekąd w obowiązku bronić dziewczyny, co prawda pochodziła z gminu, nie miała szlacheckich korzeni, ale nauczyła się pisać!

Wstał z ławki, górując nade mną. Wyciągnął w moją stronę dłoń, drugą chowając do kieszeni.

– Wiem, że mi nie wierzysz, ale jestem w stanie wszystko udowodnić. Chodź – poprosił. Widząc rozterkę na mojej twarzy, uniósł brew do góry. – To wciąż ten sam ja, facet, z którym tarzałaś się po łóżku przez pół nocy? W którego ramiona wtulałaś się jeszcze parę godzin temu.

– Mam uzasadnione wątpliwości – mruknęłam, niepewnie podając mu dłoń.

Ujął ją stanowczo, zatrzymałam się po kroku i odwróciłam do tyłu po pamiętnik. Znów to samo. Rudowłosa śmiejąca się radośnie, wyginając, żeby sięgnąć po pamiętnik. Przycisnęła go do piersi, przytulając do ramienia mężczyzny, który pocałował ją w czubek głowy.

– Co do cholery – szepnęłam, uświadamiając sobie, że trzymam książkę w taki sam sposób jak ona wtedy.

Bezwolnie wpatrywałam się w tę scenę. Mężczyzna złapał rudowłosą w ramiona i oboje wylądowali w trawie. Spojrzałam na osłonięty żywopłotem skrawek. Dziewczyna oparła się na przedramionach i spojrzała w górę. Mogłabym przysiąc, że spojrzała mi prosto w oczy. Powiodłam wzrokiem za nią na chmury, stały nieruchomo, ale wiedziałam, że nie powinny, bo wiał lekki wiaterek. Pacnęła mężczyznę delikatnie w ramię, wołając „oszukujesz". Odpowiedział jej „masz swój moment zakazanej rozkoszy". Słyszałam, co mówił, ale jego usta pozostały nieruchome. Wplótł dłonie w jej włosy i pocałował.

– Pamięć zbiorowa – doszły mnie słowa Jamesa.

– Co?! – wydusiłam.

Ktoś z nas zwariował, bo nic takiego nie istnieje! Uderzyłam się w głowę i nadal leżę nieprzytomna, w jakimś rowie i mózg mi to rekompensuje.

– To, co widzisz to rodzaj pamięci zbiorowej – wyjaśnił tonem konwersacji w stylu „jakie jajka lubisz na śniadanie". – Wspomnienia mojej babki zostały uwiecznione w pamiętniku, widzisz je, będąc w tych samych miejscach.

Jakkolwiek absurdalnie to brzmiało, wiedziałam, że mówi prawdę. Znów mózg, serce i instynkt grały w karty a dokładniej w wojnę... o prowadzenie tej rozmowy. To byłby nawet ciekawy dowcip. Zaczynałby się tak: mózg, serce i instynkt weszły do baru...

– Czy ty widzisz to samo?

– Tak.

– Czy ty...

Czujesz to samo? Dodałam w myślach.

– Tak, czuję to samo.

Zatchnęło mnie w piersi, a instynkt kazał uciekać czym prędzej. Szkoda, że teraz głupie serce miało pałeczkę i prowadziło w tej sztafecie absurdu, salutując prześmiewczo instynktowi i uśmiechając się głupkowato do mózgu! Cofnęłam się o krok.

– Skąd wiesz, co chcę powiedzieć?

– Czytanie w myślach to jeden z darów w naszej rodzinie.

Jezu, co on pierdoli!

– Nie należę do twojej rodziny – potrząsnęłam przecząco głową, a James uśmiechnął się mimowolnie.

Ups!

– Czemu powiedziała, że oszukuje?

– Ponieważ zatrzymał czas.

– Jasne! – sarknęłam. – Jezu! Czy może być gorzej, jak się wychodzi z tej króliczej dziury! Czy jakaś królowa będzie chciała mi obciąć łeb?!

James skrócił dystans między nami. Cofałam się, aż poczułam ławkę pod kolanami. Opadłam na nią niezdarnie. Uspokajająca fala. Poczułam, jak mnie obmywa, a strach znika. James uklęknął przede mną. Dotknął dłoni, w której trzymałam pamiętnik. Usłyszałam pstryknięcie palcami.

– Czujesz wiatr, ale wiesz, że chmury, które powinny się poruszać, tkwią w miejscu.

Miał rację, białe obłoczki tkwiły na niebie nieruchomo.

– Te wspomnienia są jak nagrana płyta. Znam je wszystkie, dla mnie są tu od zawsze.

Rudowłosa odkładająca pamiętnik na ławeczkę, kiedy klęczący przed nią mężczyzna się uśmiechnął. Drapieżny, seksowny uśmiech posiadacza. Oczekiwanie, które czuła, zanim ją pocałował.

To wszystko było tak realne, jak kciuk Jamesa gładzący wierzch dłoni.

– Dlaczego ja je widzę?

– Ponieważ, Hellen Miller, nie jesteś tak przeciętna, jak ci się wydaje. Nikt nie był w stanie odczytać pamiętnika przez wiele pokoleń. Nawet Gary tego nie potrafi a posiada zdolności językowe wykraczające poza normalnie przyjęte standardy.

Przypomniałam sobie jego zmarszczone brwi, kiedy patrzył na kartki w dniu, kiedy się poznaliśmy. Czy on i to włożył do głowy, czy to się wydarzyło naprawdę? Czy mną manipuluje?

– Nie manipuluję tobą – powiedział z westchnieniem – nie jestem w stanie ci nic zasugerować ani zmusić, żebyś coś zrobiła – dodał. – To tak nie działa. Gary naprawdę nie mógł tego przeczytać, a wspomnienie jest prawdziwe.

Z pewnością oszalałam. Czy są na to leki?

– Dlaczego ja?

– Nie wiem. Wiem jednak, że cieszę, się, że to ty.

Wciąż gładził mnie po dłoni. Dostrzegłam złoty wzór na wierzchniej stronie pamiętnika. Obaj byli tak łudząco podobni. Czy on jest nim?

– Ile ty masz lat?

– Trzydzieści siedem, nie jestem nim, on odszedł w swoim czasie.

– Te wzory...

Popatrzyłam na nasze złączone dłonie na pamiętniku, którego czerwone oprawa mieniła się złotymi znakami.

– Celtyckie zaklęcia mające pomóc przetrwać wspomnieniom.

Wyrwałam swoją dłoń i potarłam obiema twarz. Celtyckie zaklęcia mające pomóc przetrwać wspomnieniom. Jak nic zwariowałam!

– Tylko spokojnie Helen, tylko spokojnie – tłumaczyłam sobie. – Nie zwariowałaś. Nawdychałaś się jakichś toksycznych oparów w czasie pożaru i teraz po prostu śnisz, leżąc w śpiączce. Albo po tym jak cię napadli, nadal nie odzyskałaś przytomności. – Rozejrzałam się gorączkowo dookoła. – Którędy się stąd wychodzi?

Jego śmiech był niski i gardłowy. Pogłaskał mnie po policzku.

– Nie było omamów, a jedynie zwariowałam? – zasugerowałam bez przekonania.

– Ani jedno, ani drugie.

Położył z powrotem moją dłoń na pamiętniku. Na ścianie domu pojawił się pnący pachnący groszek, a woń rozchodziła się w ciepłym powietrzu, poruszanym wietrzykiem.

– Kiedy dotykamy go oboje, wspomnienia są intensywniejsze. Tak wyglądał dom za czasów mojej prababki Silje i pradziadka Luciena w tysiąc sześćset jedenastym roku.

Rozejrzałam się dookoła. Żywopłot nie był tak rozległy jak obecnie. Zamiast pachnącego groszku była winorośl i wisteria, donicy z kwiatami w ogóle nie było, a okna do biblioteki stały otworem. Oderwałam dłoń i wszystko znikło. Dotknęłam go ponownie. Wizja wróciła.

– Jakie to dziwne.

Ponownie się roześmiał, tym cichym, ciepłym dźwiękiem.

– Będzie jeszcze bardziej.

Złapał mnie za dłoń i pomógł wstać. Wizja lub cokolwiek to było, podążyła za nami. Odwróciłam się do tyłu. Para na trawie znów tam była. Mogłabym przysiąc, że Silje podniosła głowę i spojrzała wprost na mnie, uśmiechając się leciutko.

W domu nie zastaliśmy ani jednej osoby. Ani żywej duszy, jak to możliwe, że byliśmy sami, skoro dzień roboczy jeszcze się nie zakończył? Skierowaliśmy się na pierwsze piętro i zatrzymaliśmy dopiero w saloniku. Nie byliśmy upoważnieni do inwazji na tę część domu. Portret nad kominkiem całkiem wiernie przedstawiał Lucienia i Silje. Obraz był jak żywy. Zaciekawiona podeszłam bliżej.

– To oni – wyszeptałam.

James przysiadł na krawędzi biurka, pozwalając mi odkrywać miejsce samodzielnie. Zakręciło mi się w głowie. Zrobiłam krok do tyłu i opadłam na kanapę. W mig znalazł się obok i ukucnął.

– Wszystko w porządku?

Zebrało mi się na płacz. Irracjonalnie chciało mi się płakać, nawet nie wiem dlaczego!

– Ja nic nie rozumiem.

Znów opadł przede mną na kolana, zamykając w ramionach. Pamiętnik wypadł mi z ręki, a ja przyjęłam oferowane ukojenie. Usiadł obok, a potem wciągnął na swoje kolana, głaszcząc po głowie.

– Nie wszystko na raz kochanie, staram się małymi kroczkami, ale chyba mi nie wychodzi.

– Ty mnie wrzuciłeś na głęboką wodę, kiedy ja nie umiem pływać! – wymamrotałam w jego szyję.

– Dasz radę. Jesteś silna, masz otwarty umysł i zawsze wiedziałaś... – zawiesił głos. – Czułaś przez skórę, że wszystkie książki o utajonej magii są prawdziwe.

– Gówno prawda! Chorego Portiera nie przeczytałam – zaprzeczyłam, mając na myśli Harry'ego Pottera, za to przyszło mi do głowy coś innego.

– Ale Ostatni Łowca Czarownic przypadł ci do gustu?

Uszczypnęłam go w ramię.

– Ej! Vin Disel może i jest łysy, ale tego filmu nie ogląda się dla fabuły a dla walorów estetycznych! Tak samo jak G.I. Joe! – Nagle uświadomiłam sobie, że właśnie o Ostatnim łowcy czarownic pomyślałam. – I przestań czytać mi w myślach.

– Lubisz, jak to robię – odparł niskim zmysłowym głosem.

– Czy ty... – podniosłam na niego wzrok. – Czy ty... wczoraj... – zamrugałam, nie mogąc wyartykułować tego, co chciałam powiedzieć.

Pocałował mnie w czoło, czule gładząc po plecach.

– Czy dlatego nasz seks był fenomenalny, ponieważ czytałem ci w myślach? Helen nie muszę ci czytać w myślach, żeby wiedzieć, czy jesteś blisko orgazmu. – Palcami pieścił teraz mój kark. – Powie mi o tym twoje ciało swoim drżeniem, intensywnym zapachem perfum, zaciśnięciem palców na pościeli albo siła wbitych paznokci w moje plecy. – Te słowa sprawiały, że mimo skołowania moje centrum wszechświata, zlokalizowane między nogami, zaczęło delikatnie pulsować. – Owszem usłyszałem jedno czy dwa: mocniej, ale skarbie sama mi to włożyłaś do głowy.

– O mój Boże! – wyjęczałam, czerwieniąc się wściekle. Zawstydzona ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi. – To było...

– Oszałamiające doznanie, którego nigdy nie czułaś w swoim życiu? – podpowiedział.

– Założę się, że nigdy nie słyszałeś narzekań Casanova! – zadrwiłam.

– Nie będę udawał mnicha – odparł spokojnie. Za spokojnie. – Sypiałem z kobietami, nie były ich setki, opanuj się Helen w swoich domysłach. – Pacnął mnie palcem po nosie. – Ty też nie byłaś dziewicą.

– Osz ty! – sapnęłam wściekle. – Będziemy się licytować, kto posiada większy ranking?

– Nie kochanie! – zaprzeczył stanowczo, ujmując mój podbródek. – Najważniejsze co musisz przyjąć do wiadomości, to że jesteś moją ostatnią i po tobie nie będzie żadnej.

– Jak możesz tak mówić! – zaperzyłam się. – Ludzie odkochują się, a chemia mózgu trwa tylko dwadzieścia cztery do trzydziestu sześciu miesięcy.

– Powiedz to królowej i księciu Filipowi są małżeństwem ponad siedemdziesiąt lat.

– Nawet gdyby się nienawidzili to i tak by się nie rozstali.

– Zupełnie jak z nami.

Skrzywiłam się, usiłując uwolnić podbródek.

– Daj spokój James, to jeszcze nie czas na takie oświadczenia znamy się osiem dni.

– Niczym wieczność – skontrował.

– Nawet w psich latach nie wychodzi dobrze.

– Jeden do ośmiu, znamy się osiem dni, to daje sześćdziesiąt cztery. To ponad dwa miesiące związku.

– Bądź poważny – poprosiłam.

– Jestem tak poważny, że mógłbym ci się oświadczyć – pogłaskał mnie po policzku.

Aż skuliłam się wewnętrznie na te słowa.

Zwariuję przez tego faceta!

– Eee dzięki, ale nie? – odparłam niepewnie. – Na razie wystarczyłby mi certyfikat od psychiatry, że jestem normalna.

– Nie jesteś szalona, co najwyżej zestresowana.

– Skonfundowana!

– Wiesz już o mojej rodzinie o wiele więcej przez ten czas, gdy tu pracujesz niż gdybyśmy chodzili na randki. I te... emocjonujące dni, kiedy się poznaliśmy.

– Emocjonujące? – potrząsnęłam głową na ten dobór słów. – Tak nazywasz, pożar, napaść, seks i wywalenie z pracy?

– A w efekcie? Za chwilę staniesz się kierownikiem projektu od strony klienta, a znasz całe zaplecze i wiesz, co kuleje – wymieniał. – Będziesz mogła wydawać polecenia swojej ex szefowej. Zapłacę ci pewnie więcej, niż miałaś do tej pory, a w pakiecie z tym wszystkim otrzymujesz bonus: MNIE!

– I jaki ty jesteś skromny!

Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.

– Dobra, widzę, że dobrze się targujesz, dorzucę nieziemski seks.

– To dostanę w gratisie? Przyjaciela z bonusem? – parsknęłam śmiechem.

Z łatwością przekręcił mnie na swoich kolanach, żebym usiadła mu na udach okrakiem. Zamknął dłonie na pośladkach.

– Weź tę robotę, a nad resztą popracujemy.

– Czy to szantaż?

– Absolutnie nie, zacznijmy od małych rzeczy. Dość masz zwrotów akcji na dzisiaj, a o wszystkim innym porozmawiamy jutro. O pamiętniku, o tym co razem widzimy, o księgach, które przeglądałem w weekend.

– A może to wszystko, bo uderzyłam się w głowę?

– Czemu trywializujesz? – pocałował mnie w szyję, wywołując przyjemny dreszcz.

– Racjonalizuję.

Musnął wargami płatek ucha.

– Jest tylko jeden sposób, żeby kobiecie skutecznie zamknąć usta.

James pocałował mnie, wdzierając się do ust językiem i żądając odpowiedzi. Dłonie wślizgnęły się pod koszulkę, sięgając śmiało do biustonosza i szczytów piersi. Ogarnęło mnie przeczucie, że nie jesteśmy w saloniku sami, coś mi umykało w kąciku oka. Oderwałam się od niego i spojrzałam spłoszona na obraz.

– Uhhh – mruknęłam.

Podążył za mną wzrokiem.

– Nie zwracaj na nich uwagi – mruknął.

Poddałam się pocałunkowi, ale nadal nie mogłam się skupić. Złapał mnie pod pośladkami i na wysokości talii.

– Obejmij mnie nogami.

Z łatwością wstał i zaczął nieść do sypialni.

– James... ja swoje ważę...

– A mi nie sprawia żadnej trudności, żeby cię podnieść.

– Ale...

– Skup się na przyjemności kwiatuszku i przestań myśleć! – odparł, znów zamykając mi usta pocałunkiem. Myślenie, było ostatnią rzeczą, jaką miałam ochotę robić, mając nad sobą to cudowne ciało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro