▲▼ ROZDZIAŁ 4 ▼▲
△▽ BILL ▽△
April nie było już od kilku godzin. Nie martwiłem się, bo doskonale wiedziałem gdzie jest.
Jednak w pewnym momencie poczułem się jakoś tak nie swojo. Jakby ktoś odebrał mi cząstkę mocy, którą posiadam. Coś jest nie tak - myślałem. W tym momencie zadzwonił telefon.
-Bill? - Usłyszałem przerażony i zarazem zmartwiony głos Gwiazdeczki.
-Co się stało?
-April jest w szpitalu. - Ta wiadomość była dla mnie jak potwornie bolesne zderzenie z rzeczywistością. - Potrzebuje cię, pośpiesz się.
Natychmiastowo się rozłączyłem i przeteleportowałem do szpitala.
-Co z nią? Gdzie ona jest? - Spytałem mojego brata.
-Uspokój się. Jest na sali, ale nie możesz tam narazie wejść.
-Jak to nie mogę? - Czułem nagły przypływ gniewu.
-Robią jej jakieś badania, nie wiem. Mnie i Mabel też tam nie wypuścili.
-A gdzie jest Mabel?
-Chyba rozmawia z lekarzem.
Co to za dziwne uczucie? Jakby coś mi zagrażało. Już wiem co to, martwię się o nią. Bardzo.
-O jesteś. To dobrze - Gwiazdeczka stanęła między nami.
-Co z nią?
-Śpi, nic jej nie jest. To zwykłe osłabienie. Musiała się przeziębić - słysząc to, jakoś mi tak jakby ulżyło. Olewając protesty brata i Mabel, wszedłem do sali.
Leżała na łóżku przykryta zielonym kocem. Podobna sytuacja już kiedyś miała miejsce, ale wtedy nie wiedziałem, że ją kocham. Dziwnie się czuję widząc ją ponownie w tym stanie.
Mógłbym spróbować jej pomóc, ale z drugiej strony, jeśli to zrobię, znów pójdzie do tej cholernej pracy, a tak, będę mieć ją w domu.
Usiadłem na brzegu łóżka, przyglądając się jej uważnie. Jestem na siebie wściekły za to, że stałem się taki wrażliwy.
-To wszystko twoja wina - szepnąłem.
△▽ TIME SKIP ▽△
Razem z Willem i Mabel od dłuższego czasu siedzimy przy niej, czekając aż się obudzi.
-Bill...? - Usłyszałem. Siedziała na łóżku, a jej oczy lśniły zielonym blaskiem, tak naprawdę lśniły.
-Dobrze się czujesz? - Spytałem. Lekko zaniepokoił mnie fakt jak wygląda.
-Tak... Tak. Nawet bardzo dobrze - uśmiechnęła się.
-Co jej jest? - Spytała Mabel uważnie jej się przyglądając.
-Dobre pytanie - odparłem.
-O co wam chodzi?
-Oczy ci się świecą April - wypalił mój brat. - Tak na zielono.
-Co? Dlaczego? - Słyszałem przerażenie w jej głosie.
-Spokojnie - przytuliłem ją do siebie. - Zabiorę cię do domu i tam się nad tym zastanowimy.
-Nie możesz jej od tak zabrać - zaprotestowała.
-Bo?
-Bo to nielegalne. Lekarze muszą ją wypisać inaczej posądzą cię o porwanie.
-Pff. Mogą mi naskoczyć.
-Bill, Mabel ma rację - patrzyła na mnie, a blask w jej oczach powoli znikał. - To nie zajmie długo - uśmiechnęła się.
-Mam nadzieję. - Odparłem. Chcę by jak najszybciej wróciła do domu.
Cholera jasna. Ogarnij się. Jesteś demonem. Nie zależy ci na nikim. - Myślałem. Na nikim oprócz niej.
Po jakimś czasie łaskawie pozwolili mi ją zabrać. Myślałem, że rozniosę ten cholerny szpital.
-Nareszcie w domu - powiedziała.
-Dokładnie - przytuliłem się do niej. - Nawet nie wiesz jak ci ludzie działają mi na nerwy.
-Wiem Bill, wiem - zaśmiała się. - Ale już jesteśmy w domu.
-Na szczęście.
Uśmiechnęła się i pocałowała mnie.
-Dobrze, że jesteś.
-Wiem przecież - zaśmiałem się. Jednak coś nadal nie dawało mi spokoju. Z April jest coś nie tak, a ja muszę się dowiedzieć co. Nie chcę jej przecież stracić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro