▲▼ ROZDZIAŁ 14 ▼▲
Zaczęłam się zastanawiać nad tym, że może zbyt ostro potraktowałam Dippera. W końcu przecież on tyle dla mnie zrobił, a ja zwyzywałam go od idiotów. Powinnam go przeprosić, choć nadal jestem zdania, że za bardzo czepia się Billa.
Chwyciłam telefon i wysłałam do chłopaka krótką wiadomość, z pytaniem czy nie chciałby wybrać się na spacer; odpisał, że z chęcią.
△▽ DIPPER ▽△
Idąc na miejsce, w którym mieliśmy się spotkać zastanawiałem się po co właściwie. Pewnie ta trójkątna kreatura jej czegoś znowu nagadała.
- Cześć - uśmiechnąłem się do niej ciepło.
- Hej - przytuliła mnie na powitanie. - Idziemy?
- Jasne - potwierdziłem. - April, powiedz mi, dlaczego właściwie chciałaś się spotkać?
- Cóż, chciałam cię przeprosić za to, że zwyzywałam cię od idiotów - powiedziała. - Po prostu się trochę zdenerwowałam.
- Dobrze, że przynajmniej niczego nie spaliłaś - zaśmiałem się.
- Tak - uśmiechnęła się. - Ale nie myśl sobie, że się z tobą zgadzam. Nadal uważam, że zbytnio się go czepiasz.
- Tak, tak. Rozumiem. A ja nadal uważam, że zrobił ci pranie mózgu i że nie powinnaś mu ufać.
- Myślę, że w tej kwestii nigdy nie dojdziemy do porozumienia.
- Tak - przytaknąłem.
- Mniejsza o to. Chciałam się też z tobą spotkać, bo w sumie nie mam co robić. Jestem obecnie na zwolnieniu lekarskim, a Billa nie ma w domu od jakiś dwóch dni.
- Jak to nie ma w domu?
- Po tym jak sobie "podyskutowaliście" najwidoczniej musiał być nieźle zdenerwowany. Nie mam pojęcia gdzie może być.
- Mówiłem, że nie można mu ufać. Pewnie już planuje naszą zagładę. - Powiedziałem pewny siebie.
- Przestań. Pamiętaj, że to też twoja wina.
- Też? - Spojrzałem na nią.
- Nie powinieneś był go denerwować, a on powinien bardziej nad sobą panować.
Prychnąłem pod nosem; czasami doprowadza mnie do szału. Ona, bo on cały czas mnie drażni.
- Jak uważasz.
- Trochę się martwię. Boję się, że zrobi coś głupiego, w dodatku moje "umiejętności" zaczynają wariować.
- Co masz na myśli?
- Czy ja wiem... Jakby przejmowały nade mną kontrolę? Nie. To złe określenie. Po prostu czasami rzeczy wokół mnie zaczynają się unosić, choć tego nie chcę.
- Ten idiota nie powinien cię teraz zostawiać. Coś jeszcze się działo?
- Tak. Nie wiem jak to opisać, ale przez przypadek zajrzałam jednej z moich uczennic do umysłu - brzmiała tak, jakby była przerażona. Ba, musi być na pewno przerażona. W dodatku ten skurwiel zostawił ją z tym samą. - Boję się o to, co może się stać. Nie żeby coś, ale chciałabym jeszcze pożyć.
- Wiem - powiedziałem. - Nie martw się, pomogę ci - uśmiechnąłem się.
- Dziękuję - objęła mnie. - Jak dobrze, że mogę na ciebie liczyć.
- Zawsze.
△▽
Siedzieliśmy na wzgórzu, przyglądając się miastu z góry. Kiedyś robiliśmy tak prawie codziennie.
- Dipper.
- Tak?
- Mam jedno pytanie. Czy ty jesteś... Zazdrosny? O mnie?
To było jak cios prosto w serce. Kurwa, jak ja mam jej to teraz wytłumaczyć? - Myślałem. - Jak mam powiedzieć, że nadal ją kocham? Przecież nie mogę.
- Po prostu się martwię - spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem.
- Jak zawsze - zaśmiała się.
- Dokładnie. Jak zawsze - potwierdziłem.
△▽ APRIL ▽△
Kłamał. Tak perfidnie kłamał i ja o tym wiem. Może to nawet lepiej? Już i tak czuję się strasznie niezręcznie. Kiedyś myślałam, że może będę w stanie odwzajemnić jego uczucia wobec mnie, ale kiedy wrócił Bill... Zrozumiałam, że to niemożliwe.
Tak bardzo nie chcę go ranić - choć i tak pewnie to robię.
Zamknęłam za sobą drzwi i odetchnęłam z ulgą. Od niedawna towarzyszy mi ból, który objawia się w różnych częściach ciała. Dzisiaj nie było inaczej, tyle że wzięłam tabletki przeciwbólowe.
Sciągnęłam z siebie jeansowe spodnie i stanęłam przed lustrem; na moim udzie widniał ogromny siniak. To nie wygląda dobrze - myślałam, z przerażeniem patrząc w lustro.
Delikatnie dotknęłam sinego miejsca i ucisnęłam je, jednak nie poczułam żadnego bólu. Jeśli to nie siniak, to co? - Myślałam.
Ściągnęłam z siebie bluzkę; takie same "siniaki" miałam na plecach i boku. Do tego tabletki przeciwbólowe przestają działać.
- April? - Usłyszałam za sobą głos Billa. - Co to jest?
- Dobre pytanie - odwróciłam się do niego. - Wyglądają jak siniaki, ale nie bolą gdy ich dotykam.
Opłuszkami palców przejechał po moim udzie, uważnie mi się przyglądając.
- To nie wygląda dobrze - przyznał.
- Co ty nie powiesz? - Spojrzałam na niego wymownie. - Gdzie ty w ogóle byłeś?
- Musiałem się odstresować - położył ręce na moich biodrach.
- Yhym - uśmiechnęłam się, oplatając ręce wokół jego karku. - Martwiłam się o ciebie.
- A to dlaczego?
- No nie wiem... Bo cię kocham? Może dlatego? - Zaśmiałam się.
- Przecież o tym wiem - stwierdził, łącząc nasze usta w pocałunku i przyciągając mnie do siebie; odwzajemniłam gest, w duchu ciesząc się, że znów jest w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro