Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Dwa dni później w wiadomościach mówili o jakimś ataku. W Waszyngtonie. Pokazywali na żywo, jak Erik Lehnsherr, mężczyzna, któremu pomogłem w ucieczce z Pentagonu, chce zabić Prezydenta.
Wanda siedziała mi na kolanach, przebrana za księżniczkę i uważnie przypatrywała się temu, co widniało na ekranie. Ja patrzyłem na to z otwartą buzią.
Co ja do cholery zrobiłem..?
Obserwowałem, jak Magneto kieruje w stronę polityków ukrywających za sobą Nixona wiszące w powietrzu pistolety.
- Zbudowaliście tą broń...-mówił, wskazując na rząd zniszczonych przez niego robotów- ...by nas zniszczyć. Dlaczego?
Wstrzymałem oddech. Mama stała w drzwiach do pokoju, zakrywając usta dłonią.
Nagle dostrzegłem, że z tłumu zaczyna wychodzić jakaś postać. O nie. Czy to...
- Prezydencie Nixon!-zawołał jeden z polityków, próbując go powstrzymać, ale ten machnął na niego ręką i stanął przed zdziwionym Erikiem. Ten na chwilę zwrócił głowę do kogoś, kogo nie uchwyciła kamera. I wtedy to się stało.
Nixon jednym ruchem wyciągnął z kieszeni pistolet i strzelił do Lehnsherra. Kula przeleciała przez kawałek jego skóry przy szyi, na szczęście nie czyniąc śmiertelnych obrażeń. Mama krzyknęła cicho, a ja drgnąłem niespokojnie.
Po sekundzie na miejscu prezydenta stała dziwna, naga, niebieskoskóra kobieta. Podbiegła do Lehnsherra, kopnęła go tak, że stracił przytomność, a lewitujące pistolety spadły na ziemię. I teraz ona celowała do prawdziwego Nixona.
- Że co..?!-wzburzyłem się
- Cicho Peter.-szepnęła mama zdenerwowana
Z zapartym tchem czekaliśmy na to, co zadecyduje niebieska mutantka. Trwało to w nieskończoność. Strzeli, czy nie strzeli... Pociągnie za spust, czy...
Upuści broń.
Zmiennokształtna odwróciła się, zdjęła z głowy nieprzytomnego Erika jego fikuśny hełm i odeszła, mówiąc coś niezrozumiałego. (Jaki to czas? Czajnik w las? Nie zrozumiałem.)
Mama wydała z siebie radosny okrzyk, Wanda ziewnęła, a ja starłam pot z czoła.
Jeśli Nixon by zginął, to tak jakby z mojej winy. Ta kobieta nas uratowała. Nas, czyli mutantów od całkowitej nienawiści.
- Peter...-zaczęła mama, gdy po dwóch godzinach skończyliśmy jeść obiad
- Hmm..?-mruknąłem, przeżywając ostatni kawałek pizzy
- Musimy porozmawiać. O twoim ojcu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro