Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CH: 7

~~ Pov. Conner ~~

Po kilku chwilach Timmy zatrzasnął laptopa, spojrzał na Batman'a i zakomunikował:

- Wysłane, chodźmy do domu.

- W porządku, Agent A robi dziś obiad i wszyscy będą. - odparł Bruce, usypiając systemy.

Instynktownie się odsunąłem, nie chcąc przeszkadzać w najwyraźniej rodzinnej chwili. Ile ja bym dał, aby Lex, albo Clark kiedykolwiek zaprosili mnie na obiad.

No, ale Lex nigdy nie jadł obiadów z nikim, żył cateringiem. Cóż to było do zaakceptowania.

Jednak w przypadku Clark'a było nieco inaczej. On po prostu mnie tam nie chciał. Dobrze wiem, że średnio co tydzień zabiera Louis i Jon'a na farmę Kent'ów by zjeść tam rodzinny obiad.

To czasem boli, zwłaszcza gdy nie dowiaduję się o tym przez przypadek, czy chwilę nieuwagi. Nie, Superman dokładnie pilnuje, abym o tym nie wiedział.

Tylko, że Clark nie mógł przewidzieć jednej rzeczy. W piątki Jon kończy lekcje dwie godziny wcześniej niż Damian. No, a oni zawsze włóczą się gdzieś razem, więc Jon musi gdzieś zaczekać na swojego, najwyraźniej, chłopaka. Nie lubi szkoły, więc często przychodzi do mnie, wtedy gramy w gry, a Jon opowiada jak spędził ostatni tydzień.

Właśnie stąd doskonale wiem co tata robi w każdą niedzielę. Gdy pierwszy raz o tym usłyszałem to było mi tak smutno, że Jon spędził następne pół godziny przytulając mnie i przepraszając.

Zapewniłam go, że to nie jego wina, a Jonathan odparł, że nie rozumie czemu tata mnie nie zaprasza. "Przecież starszy brat jest super fajnie". Słowa Jon'a do tej pory wywołują uśmiech na mojej twarzy.

- Kon? - nagle zostałam wyrwany z rozmyśleń, przez ciepłą dłoń Tim'a na policzku.

- Hm? Tak? - mruknąłem, szybką mrugając, aby odpędzić przytłaczający smutek.

- Pytałem czy chcesz przyjść na obiad. - mruknął Batman, robiąc krok w naszą stronę.

- Ja? - mruknąłem zszokowany, rozglądając się na boki.

- Tak ty głuptasie. - mruknął Tim z uśmiechem, miętoląc flanelowy kołnierzyk mojej koszuli w kratę. - Chyba, że nie chcesz. - dłonie chłopaka zacisnęły się na moich ramionach.

- Chcę tak, bardzo dziękuję za zaproszenie. - powiedziałam, spoglądając w stronę Batman'a, ten skinął głową i odwrócił się do Zetatube.

Rozpoznano Batman 02.

Po znajomym głosie błysnęło ciepły światło i Mroczny Rycerz Gotham zniknął.

- Wow stary, coś ty zrobił, że sam Batman zaprosił cię na obiad rodzinny! - podekscytowany pisk Tim'a był na tyle głośny, że reszta zespołu to usłyszała.

- Nie wiem Red, ale to miłe z jego strony. - odparłem, ignorując mordercze spojrzenie, posyłane w moje plecy.

- Chwila, chwila. Chcecie mi powiedzieć, że Superboy, wieczny podrywacz i flirciarz. Największa papla jaką w życiu spotkałam zna cholerną tożsamość Reda i najwyraźniej Batmana też?! - Wondergirl była wyraźnie oburzona i podleciała do nas, unosząc się nade mną.

- Nie jestem flirciarzem. -wymamrotałem przez zęby, patrząc na dziewczynę ze złością.

- Dlaczego, odpowiedz mi dlaczego to wiesz? - syknęła blondynka.

Zmrużyłem oczy i rozejrzałam się dookoła, co ja mam jej powiedzieć? W pomieszczeniu już prawie nikogo nie było, Bart, Jamie i Gar zniknęli, a Star leżała na kanapie.

- Zostaw go. - poczekam nagle Tim, stając przede mną. - Wie, bo mu ufam. Jakiś problem? - wojowniczy ton chłopaka krzyczał:

W przeciwieństwie do ciebie.

- To nie fair! - krzyknęła wzburzona blondynka, jednak w połowie jej krzyku rozległ się głos z Zetatube.

Rozpoznano Red Arrow B-02.

Wondergirl zamarła w pół słowa, gdy naszym oczom ukazał się wysoki, rudy, umięśniony mężczyzna. Był ubrany w obcisły czerwono-czarne ubrania, które odsłaniały jego wytatuowane ramiona.

Na głowie miał czerwoną czapkę z daszkiem, które gryzła się z jego włosami. No, a na twarzy była maska domino, bardzo podobna do tej Tim'a.

- Co jest nie fair? - mruknął Roy, podchodząc do nas.

Timmy głośno westchnął, gdy łucznik potargał jego aksamitne włosy na powitanie.

- Batman właśnie zaprosił SB na obiad do domu. - syknęła nadal wściekła WG.

- O kurwa, serio?! - głos Roy'a wypełnił się podekscytowaniem, a to raczej nigdy nie oznacza nic dobrego.

- Tak. - westchnął Tim, kopiąc rudego po kostkach aby ten go puścił.

- Ha! Wiedziałam, Hood wisi mi 50 dolarów. W zakochane ptaszki macie typ. - zachichotał Roy. - Albo rudy, albo kryptończyk.

Tim gwałtownie wciągnął powietrze, a ja zachichotałem, próbując niezdarnie to ukryć.

- Hood, ten dupek. Wygadał się, co? - warknął wyraźnie zły Timmy.

- Oh tylko mi, zdrowy związek polecam spróbować. - odparł Roy, puszczając oczko.

Insynuacje Roy'a o tym, że jesteśmy razem jakoś kompletnie mi nie przeszkadzały. Taka koncepcja jest wręcz zachęcająca.

- Dobrze. - Timmy uśmiechnął się mrocznie. - Zemsta będzie słodka... - po tym stwierdzeniu chłopak zaczął klikać w swoim telefonie.

Chwilę później wyciągnął ekran w naszą stronę, razem z Roy'em zamarliśmy w pół ruchu.

Zdjęcie przedstawiało Jason'a bez maski w luźnym dresie, jednak to co najbardziej szokowało, to jego włosy. Nie były czarne jak zawsze, tylko ognistorude, prócz jednego śnieżnobiałego kosmyka w grzywce.

- Pewnie nie wiedziałeś, że farbuje włosy odkąd stał się Robin'em. - mruknął rozbawiony Tim.

- Cholera. - westchnął Roy - On jest gorący. Czemu mi nie powiedział? Chcę to zdjęcie dzieciaku.

Timmy westchnął, posłusznie śmigając palcami po ekranie i wysyłając fotografię.

- On nie lubi swoich włosów, wiesz jakim jest idiotą. - burknął chłopak, patrząc sugestywnie na Roy'a.

Rysy RA nagle spoważniały. Chłopak warknął coś co brzmiało bardzo podobnie do "cholerny Jay", po czym przejechał dłonią po twarzy.

- Wybaczcie muszę się zwijać i z kimś porozmawiać. - westchnął Roy, odwracając się Zetatube.

- Jasne, spoko wszytko ładnie pięknie, tylko jedna sprawa, ja nie chcę umierać Roy. Ta rodzina mogłaby nie znieść kolejnej afery w tym stylu. - zachichotał Tim, mrużąc swoje błękitne oczy.

- Jasne ptaszku, dopilnuję tego, mam u ciebie dług. - odpadł zadowolony chłopak - W takim razie do zobaczenia na obiedzie. - machnął do nas Roy i zniknął.

Rozpoznano Red Arrow B-02.

Cała ta rozmowa odtrąciła WG, a po jej zakończeniu dziewczyna była w stanie takiego szoku, że nie powiedziała już ani słowa więcej.

Nie żebym na to narzekał.

- Cóż, chodźmy. - mruknął Tim z uśmiechem na ustach, łapiąc mnie za rękę.

:>

Mam nadzieję, że kolejny rozdział się podobał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro