CH: 2
~~ Pov. Tim ~~
Ujrzałem naprawdę smutny widok, przede mną stał szlochający pół-kryptończyk. Po bladych policzkach Kon'a spływały łzy, a jego oczy i nos były zaczerwienione. Chłopak stał przede mną ubrany w krótkie, dresowe shorty i luźny, poprzecierany t-shirt, który wisi smętnie na jego szczuplutkim ciele.
Jego miękkie, czarne loki są kompletnie rozczochrane, jakby Koń szarpał się mocno za włosy. No i oczy... takie puste, smutne, bez życia. Nawet zazwyczaj radośnie wirujący błysk w jego oczach był przygaszony. Zazwyczaj błękit, był teraz pusty i pochmurny.
Kon zlustrował mnie wzrokiem u uniósł brew do góry. Przestał płakać, ale policzki nadal miał mokre od łez.
- Tim? Stało się coś? - mruknął, wyraźnie zaskoczony chłopak.
- Znasz moją tożsamość? - pisnąłem zaskoczony, zdejmując okulary.
- Tata i Jon mi powiedzieli, poza tym wzorce bicia serca też się zgadzają. - wymamrotał chłopak w odpowiedzi.
- Oh, w porządku. - uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
- Wejdziesz? - spytał Conner, przesuwając się lekko w drzwiach, jakby mnie zapraszał.
- Tak. Musimy pogadać. - odparłem, wsuwając się za chłopakiem do mieszkania.
Gdy tylko Conner upewnił się, że drzwi są zamknięte, to jego stopy natychmiast oderwały się od podłogi i zawisły kilka centymetrów nad ziemią.
Zdjąłem buty i podążyłem za chłopakiem, który już zdążył polecieć do salonu i opaść z rezygnacją na kanapę.
Rozejrzałem się dookoła, w mieszkaniu panował idealny porządek, było biało-szare, niczym z okładki jakiegoś magazynu. Jednak przez to też było tu strasznie smutno, dało się wyczuć samotność, a cisza była tak wszechogarniająca, że aż przeszły mnie ciarki. Jakby nikt tu nigdy nie mieszkał.
- Jest jakiś konkretny powód dla którego przyszedłeś? - mruknął Kon, wlepiając wzrok w wygłuszony telewizor z włączonym szumem i zakłóceniami.
Stanąłem za kanapą i wlepiłem wzrok w bezwładnie siedzącego Conner'a, nawet się nie wzdrygnął gdy się nad nim nachyliłem.
- Płakałeś. - mruknąłem cicho.
Kon skulił się pod moim spojrzeniem i zaczął agresywnie pocierać oczy, aby pozbyć się zdradliwych śladów łez.
- No już, już spokojnie. - wyszeptałem, wplątując delikatnie palce w miękkie, biedne, zszargane loki Kon'a.
- Słuchaj... - pochyliłem się nad chłopakiem - Nie oddałeś mi podsłuchu, przypadkiem usłyszałem jak płaczesz... - zamruczałem, wsuwając nos w czarne włosy chłopaka.
Pachniał wiatrem i intensywnymi, słodkimi perfumami, podoba mi się.
- Nie mogłem cię tak zostawić. - wyszeptałem, całując lekko głowę chłopaka.
Moja dłoń zsunęła się na policzki Conner'a, ocierając delikatnie słone łzy, które zdążyły spłynąć. Chłopak ugiął się pod moim dotykiem, czułem jak jego spięte mięśnie w końcu się rozluźniają.
Kon odchylił głowę lekko do tyłu, opierając się o oparcie kanapy.
- Czy już wszystko dobrze? - spytałem miękko, patrząc prosto w intensywnie niebieskie oczy. Dopiero teraz zauważyłem, że źrenice chłopaka również są pionowe jak u kota, to chyba taka zbiorowa cecha kryptończyków.
Conner słysząc moje przepełnione troską słowa chyba nie wytrzymał, jego oczy natychmiast się zaszkliły. Chłopak nagle chwycił mnie za ramiona, w jednej chwili poczułem jak coś szarpie mnie do góry, po chwili ogarnąłem, TTK*. Kon podniósł mnie na kanapę i mocno się wtulił w moją szyję.
- Tak, teraz już tak. - odparł cicho, mokrym tonem.
Uśmiechnąłem się lekko, a moja ręka wróciła do włosów chłopaka. Może nie tego się spodziewałem, ale to jest całkiem miłe.
- Ja musiałem odreagować. - wyszeptał SB z wyraźnym wstydem w głosie. - Już nie mogłem wytrzymać. Za dużo tego wszystkiego. - westchnął zrezygnowany Kon.
- Drużyna? - mruknąłem cicho, odgarniając Kon'owi włosy z czoła.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - szepnąłem w odpowiedzi chłopak. - To po prostu frustrujące, Tim co ja robię źle? Chciałem tylko mieć przyjaciela, chociaż jednego. - ton Conner'a znów był zdecydowanie zbyt blisko szlochu.
- Ej, jeśli chcesz to z chęcią zostanę twoim przyjacielem. Byłbym zaszczycony. - powiedziałem, uśmiechając się miękko do Kon'a.
- Naprawdę? Byłbyś moim pierwszym przyjacielem? - chłopak odsunął się ode mnie, nadal jednak obejmując ciasno moją talię.
- Tak Kon, jesteś miły i całkiem interesujący. Ludzie nie wiedzą co tracą. - uśmiechnąłem się promiennie i zmieniłem naszą pozycję w taki sposób, że teraz to ja wtulałem się w bok Conner'a.
- Tim? - mruknął po chwili Kon, otaczając mnie ciasno ramieniem.
- Hm? - spytałem, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Czy ja jestem jakiś inny? Dlaczego wszyscy się ze mnie śmieją za moimi plecami? - chłopak zacisnął powieki i odchylił głowę w tył.
Wtedy to do mnie dotarło.
Conner słyszał każde pieprzone słowo z dzisiaj i pewnie za każdym innym razem, też.
Zamorduję tych ludzi, naprawdę złamię zakaz B i zabiję kurwa swój zespół.
- Oh Kon, nie, cholera jesteś całkowicie w porządku. To inni ludzie są dupkami. - warknąłem, otaczając chłopaka ramieniem.
- Myślisz? I nie przeszkadza ci to, że jestem klonem Lex'a i Clark'a? - ton Conner'a był tak niepewny i łamliwy, że aż coś się we mnie skręciło.
- Nigdy, nie obwiniaj się za błędy rodziców. - burknąłem - Nie zrobiłeś przecież nic złego. - dodałem, składając delikatny pocałunek na zaczerwienionym policzku chłopaka.
- Dzięki Red. - wyszeptał SB, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Hej, nie ma za co. - mruknąłem w odpowiedzi.
Conner zamruczał wyraźnie zadowolony, a jego głowa zsunęła się na moją klatkę piersiową.
Uśmiechnąłem się lekko i wplotłem palce we włosy chłopaka. Obaj zaczęliśmy oglądać zakłócenia w telewizorze Kon'a. W międzyczasie zdemontowałem podsłuch SB i schowałem go do swojej kieszeni.
***
Kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podoba.
:>
Do następnego.
*TTK - dodatkowa moc Superboy'a, podobna do telekinezy, polecam o tym poczytać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro