Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CH: 2

~~ Pov. Tim ~~

Ujrzałem naprawdę smutny widok, przede mną stał szlochający pół-kryptończyk. Po bladych policzkach Kon'a spływały łzy, a jego oczy i nos były zaczerwienione. Chłopak stał przede mną ubrany w krótkie, dresowe shorty i luźny, poprzecierany t-shirt, który wisi smętnie na jego szczuplutkim ciele.

Jego miękkie, czarne loki są kompletnie rozczochrane, jakby Koń szarpał się mocno za włosy. No i oczy... takie puste, smutne, bez życia. Nawet zazwyczaj radośnie wirujący błysk w jego oczach był przygaszony. Zazwyczaj błękit, był teraz pusty i pochmurny.

Kon zlustrował mnie wzrokiem u uniósł brew do góry. Przestał płakać, ale policzki nadal miał mokre od łez.

- Tim? Stało się coś? - mruknął, wyraźnie zaskoczony chłopak.

- Znasz moją tożsamość? - pisnąłem zaskoczony, zdejmując okulary.

- Tata i Jon mi powiedzieli, poza tym wzorce bicia serca też się zgadzają. - wymamrotał chłopak w odpowiedzi.

- Oh, w porządku. - uśmiechnąłem się do niego delikatnie.

- Wejdziesz? - spytał Conner, przesuwając się lekko w drzwiach, jakby mnie zapraszał.

- Tak. Musimy pogadać. - odparłem, wsuwając się za chłopakiem do mieszkania.

Gdy tylko Conner upewnił się, że drzwi są zamknięte, to jego stopy natychmiast oderwały się od podłogi i zawisły kilka centymetrów nad ziemią.

Zdjąłem buty i podążyłem za chłopakiem, który już zdążył polecieć do salonu i opaść z rezygnacją na kanapę.

Rozejrzałem się dookoła, w mieszkaniu panował idealny porządek, było biało-szare, niczym z okładki jakiegoś magazynu. Jednak przez to też było tu strasznie smutno, dało się wyczuć samotność, a cisza była tak wszechogarniająca, że aż przeszły mnie ciarki. Jakby nikt tu nigdy nie mieszkał.

- Jest jakiś konkretny powód dla którego przyszedłeś? - mruknął Kon, wlepiając wzrok w wygłuszony telewizor z włączonym szumem i zakłóceniami.

Stanąłem za kanapą i wlepiłem wzrok w bezwładnie siedzącego Conner'a, nawet się nie wzdrygnął gdy się nad nim nachyliłem.

- Płakałeś. - mruknąłem cicho.

Kon skulił się pod moim spojrzeniem i zaczął agresywnie pocierać oczy, aby pozbyć się zdradliwych śladów łez.

- No już, już spokojnie. - wyszeptałem, wplątując delikatnie palce w miękkie, biedne, zszargane loki Kon'a.

- Słuchaj... - pochyliłem się nad chłopakiem - Nie oddałeś mi podsłuchu, przypadkiem usłyszałem jak płaczesz... - zamruczałem, wsuwając nos w czarne włosy chłopaka.

Pachniał wiatrem i intensywnymi, słodkimi perfumami, podoba mi się.

- Nie mogłem cię tak zostawić. - wyszeptałem, całując lekko głowę chłopaka.

Moja dłoń zsunęła się na policzki Conner'a, ocierając delikatnie słone łzy, które zdążyły spłynąć. Chłopak ugiął się pod moim dotykiem, czułem jak jego spięte mięśnie w końcu się rozluźniają.

Kon odchylił głowę lekko do tyłu, opierając się o oparcie kanapy.

- Czy już wszystko dobrze? - spytałem miękko, patrząc prosto w intensywnie niebieskie oczy. Dopiero teraz zauważyłem, że źrenice chłopaka również są pionowe jak u kota, to chyba taka zbiorowa cecha kryptończyków.

Conner słysząc moje przepełnione troską słowa chyba nie wytrzymał, jego oczy natychmiast się zaszkliły. Chłopak nagle chwycił mnie za ramiona, w jednej chwili poczułem jak coś szarpie mnie do góry, po chwili ogarnąłem, TTK*. Kon podniósł mnie na kanapę i mocno się wtulił w moją szyję.

- Tak, teraz już tak. - odparł cicho, mokrym tonem.

Uśmiechnąłem się lekko, a moja ręka wróciła do włosów chłopaka. Może nie tego się spodziewałem, ale to jest całkiem miłe.

- Ja musiałem odreagować. - wyszeptał SB z wyraźnym wstydem w głosie. - Już nie mogłem wytrzymać. Za dużo tego wszystkiego. - westchnął zrezygnowany Kon.

- Drużyna? - mruknąłem cicho, odgarniając Kon'owi włosy z czoła.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - szepnąłem w odpowiedzi chłopak. - To po prostu frustrujące, Tim co ja robię źle? Chciałem tylko mieć przyjaciela, chociaż jednego. - ton Conner'a znów był zdecydowanie zbyt blisko szlochu.

- Ej, jeśli chcesz to z chęcią zostanę twoim przyjacielem. Byłbym zaszczycony. - powiedziałem, uśmiechając się miękko do Kon'a.

- Naprawdę? Byłbyś moim pierwszym przyjacielem? - chłopak odsunął się ode mnie, nadal jednak obejmując ciasno moją talię.

- Tak Kon, jesteś miły i całkiem interesujący. Ludzie nie wiedzą co tracą. - uśmiechnąłem się promiennie i zmieniłem naszą pozycję w taki sposób, że teraz to ja wtulałem się w bok Conner'a.

- Tim? - mruknął po chwili Kon, otaczając mnie ciasno ramieniem.

- Hm? - spytałem, kładąc głowę na jego ramieniu.

- Czy ja jestem jakiś inny? Dlaczego wszyscy się ze mnie śmieją za moimi plecami? - chłopak zacisnął powieki i odchylił głowę w tył.

Wtedy to do mnie dotarło.

Conner słyszał każde pieprzone słowo z dzisiaj i pewnie za każdym innym razem, też.

Zamorduję tych ludzi, naprawdę złamię zakaz B i zabiję kurwa swój zespół.

- Oh Kon, nie, cholera jesteś całkowicie w porządku. To inni ludzie są dupkami. - warknąłem, otaczając chłopaka ramieniem.

- Myślisz? I nie przeszkadza ci to, że jestem klonem Lex'a i Clark'a? - ton Conner'a był tak niepewny i łamliwy, że aż coś się we mnie skręciło.

- Nigdy, nie obwiniaj się za błędy rodziców. - burknąłem - Nie zrobiłeś przecież nic złego. - dodałem, składając delikatny pocałunek na zaczerwienionym policzku chłopaka.

- Dzięki Red. - wyszeptał SB, kładąc głowę na moim ramieniu.

- Hej, nie ma za co. - mruknąłem w odpowiedzi.

Conner zamruczał wyraźnie zadowolony, a jego głowa zsunęła się na moją klatkę piersiową.

Uśmiechnąłem się lekko i wplotłem palce we włosy chłopaka. Obaj zaczęliśmy oglądać zakłócenia w telewizorze Kon'a. W międzyczasie zdemontowałem podsłuch SB i schowałem go do swojej kieszeni.


***

Kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podoba.

:>

Do następnego.

*TTK - dodatkowa moc Superboy'a, podobna do telekinezy, polecam o tym poczytać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro