Zaręczyny
Ojejku, no i znów się nie udało wcześniej dodać :/
Moją jedyną wymówką może być to, że jest to bardzo długi rozdział. ^^
Także przygotujcie się na romantyzm w pełnej formie. ^^
Miłego czytania :****
****************************
Arnar
"Wybrałbym ciebie;
W stu wcieleniach,
W stu światach,
W każdej odmianie rzeczywistości,
Znalazłbym ciebie
I wybrałbym ciebie.*"
Kiedyś bałem się, że nikt nigdy mnie nie pokocha. Niektórzy by się oburzyli – a co z rodzicami? Tak, kochają mnie bezgranicznie. Jednak ta miłość rośnie w nas odkąd pojawiłem się na świecie. Spędziliśmy ze sobą wiele lat. Byli przy mnie za każdym razem – kiedy płakałem, krzyczałem czy też zaczynałem pyskować. Poznali każdą wersję mnie – tą nijaką, gdy byłem niemowlakiem; tą naiwną, kiedy byłem dzieckiem; tą cichą i przygnębioną, gdy wkraczałem w okres dojrzewania; tą buntowniczą i niewdzięczną, kiedy już byłem nastolatkiem.
Czy wiedzieliby, kim teraz jestem?
Czuję, że się zmieniłem.
A może to tylko głupie złudzenie? Może zawsze taki byłem?
Zastanawiam się, czy rodzice rozważali kiedykolwiek, że ożenię się z kimś z miłości. Pewnie nie. Swatanie ostatnio jest w modzie wśród rodzin królewskich – szybko i bez krzyku można od tak zadecydować kogo powinno się kochać, a kogo nie.
Poznanie Jasmin napełniło mnie odwagą, by przeciwstawić się rodzicom. Są zdenerwowani, bo nic nie idzie po ich myśli. Ich misterny plan przepadł wraz z moją decyzją. Jednak mało mnie obchodzi ich zdanie – byłbym oczywiście szczęśliwy, gdyby przyjęli Jasmin, ale nie będę o nic błagać.
Jestem wdzięczny za to, że poznałem Jasmin. Bez niej pewnie nie wiedziałbym, czym jest miłość.
– Mel!
Udaje mi się złapać dziewczynę na korytarzu. Odwraca się i wita mnie z uśmiechem.
– Chciałem spytać, czy wszystko jest gotowe - mówię przyciszonym głosem.
Posyła mi porozumiewawcze spojrzenie i każe iść za sobą. Przechodzimy do innego budynku –tego, gdzie znajdują się pokoje dla służby. Mel otwiera pierwsze drzwi po prawej i zaprasza mnie do środka. Jej pokój jest całkiem spory. Można było się spodziewać klitki z małymi oknami, a tak naprawdę dziewczyna żyje pewnie lepiej niż w swoim własnym domu. Jej pokój został powiększony o jeszcze jeden, w którym znajduje się jej szwalnia.
Zaprasza mnie do swojego królestwa. Półki z kolorowymi materiałami poustawiane są na każdej ścianie. Do tego na środku stoi ogromny stół, na którym leżą skrawki tkanin. W pokoju jest dużo światła, padającego akurat na stanowisko pracy.
Mel podchodzi do manekina, który opina piękna suknia. Jest kremowo-biała, a jej gorset ozdabia delikatna koronka. Suknia nie jest zbyt szeroka, czyli taka, jakie uwielbia Jasmin. Tył gorsetu związany jest białymi tasiemkami.
Podchodzę bliżej i dotykam materiału, który szeleści mi pod palcami. Jest miękki i bardzo cieniutki. Ta suknia jest o wiele ładniejsza niż w moich wyobrażeniach. Poza tym jako facet niezbyt się znam na ubraniach, a zwłaszcza sukniach, które są dla mnie kompletnie obce.
– Nie wyobrażałbym sobie czegoś lepszego.
– To twój projekt. Ja tylko pomogłam go zrealizować – odpowiada skromnie.
– Jest naprawdę świetna.
Uśmiecha się szeroko i kiwa głową w podziękowaniu.
Przypominam jej jeszcze o wszystkich zadaniach, które wyznaczyłem jej kilka dni temu. Zapewnia mnie, że pamięta i bym przestał się tak denerwować.
Łatwo mówić. Wszystko musi być idealnie. Jeśli jeden mały szczegół nie pójdzie tak jak powinien, to resztę trafi szlag. Zaangażowałem w to cały pałac, więc wszystko musi się udać.
Po wizycie u Mel znajduję Rakel.
– Pamiętaj, co masz robić. I nie zaczynaj wcześniej niż o osiemnastej, bo kwiaty będą nieświeże, a świeczki się wypalą.
– Spokojna głowa. Mam wszystko pod kontrolą – odpowiada z szerokim uśmiechem. – Wrzuć na luz, braciszku.
Przewracam oczami z prychnięciem.
– Nigdy nie sądziłam, że zobaczę ciebie tak zestresowanego – mówiąc to śmieje się.
– Jak będziesz wychodziła za mąż to zobaczymy, kto będzie się wtedy śmiać.
Kręci głową z uśmiechem.
– Chwilowo robię przerwę od całej tej miłosnej koncepcji – odpowiada.
– Aha, już to widzę. Zwłaszcza wtedy, kiedy kręcisz się koło Jack'a.
Obrzuca mnie nienawistnym spojrzeniem, ale nic nie odpowiada.
***
Jasmin
Dzisiejszy dzień jest jakiś zwariowany. Wszyscy ciągle gdzieś się spieszą, ale – jak nigdy podczas wykonywania swoich obowiązków – uśmiechają się szeroko. Za to, kiedy mnie widzą, ich uśmiechy stają się jeszcze większe.
Albo się przylizują, albo coś jest na rzeczy.
Arnara dzisiaj też przez cały dzień nie widziałam. Mel zniknęła w swojej szwalni, a Rakel omija mnie szerokim łukiem. Obrazili się czy jak?
Wychodzę akurat na dwór, gdy wpada na mnie Arnar.
– Szukałem ciebie – mówi z uśmiechem.
– Ja ciebie również, ale gdzieś się zaszyłeś na cały ten czas – odpowiadam niby obrażona.
– A byłem to tu, to tam – odpowiada wymijająco, a potem wręcza mi kartkę w dłoń. – Do zobaczenia wieczorem.
Całuje mnie w policzek i już go nie ma.
– Ale... – przerywam, gdyż znika w pałacu.
Wzdycham i otwieram złożoną kartkę.
Zostaw wszystko, co masz dzisiaj zrobić. Całe popołudnie i wieczór masz zarezerwowane dla mnie.
Grałaś kiedyś w podchody? Na pewno grałaś.
W takim razie uważnie czytaj zadania, polecenia i pytania, a oto pierwsze z nich:
Czym mi zaimponowałaś podczas naszego pierwszego spotkania?
Kiedy już znasz odpowiedź, podejdź do stajennego. Tylko on zna odpowiedź. Wręczy ci następną kartkę i mały drobiazg.
PS. Mała podpowiedź na odwrocie kartki.
Chciałabym od razu podejść do Arnara i spytać, o co chodzi. Co to za zabawa? Czemu ma służyć?
Jednak mimo wszystko nie chcę popsuć jego starań. Widać, że naprawdę się napracował.
Przez chwilę patrzę na pytanie.
Czym mogłam mu zaimponować? Wyglądem? Ciętym językiem?
Z westchnieniem frustracji odwracam kartkę.
Wiedziałem, że nie dasz rady, a to takie proste.
Prycham, ale czytam dalej.
Pamiętasz, gdzie po raz pierwszy mnie widziałaś?
Pewnie, że pamiętam. Tawerna. Miejsce, do którego sama już nigdy się nie zapuszczę.
A pamiętasz, co zrobiłaś, gdy przekroczyłaś próg?
Próbuję sobie przypomnieć. Wiem, że miałam się wtedy spotkać z Ernestem. Wiem też, że...
– Nie wierzę! – wykrzykuję i zaczynam się śmiać. – To nie może być to – mówię do siebie z szerokim uśmiechem.
Jednak nie waham się ani chwili dłużej. Przekazuję odpowiedź stajennemu:
– Czy odpowiedzią jest to, że potrafię skopać facetom tyłki?
– To pytanie czy odpowiedź? – pyta mężczyzna.
Przewracam oczami.
– Potrafię skopać facetom tyłki.
– Książę użył dokładnie tych samych słów.
Mężczyzna z uśmiechem wręcza mi złożoną karteczkę i kawałek oszlifowanego drewna.
– A to co? – pytam, obracając kawałek w palcach.
– Po prostu zachowaj go do końca.
Mężczyzna odchodzi, pozwalając mi w spokoju przeczytać następne pytanie.
Jakiego koloru podarowałem ci kwiat podczas naszego pierwszego spotkania?
Znajdź go w ogrodzie, tam będzie następne pytanie.
Uśmiecham się od razu na to wspomnienie.
Kwiat był koloru niebieskiego. W ogrodzie mamy tylko jedne niebieskie kwiaty.
Na gałązce wisi karteczka z kolejnym kawałkiem drewna. Chowam go do kieszeni, gdzie spoczywa już pierwszy.
Co zrobiłaś, kiedy zobaczyłaś mnie w pałacu i dowiedziałaś się o mnie prawdy?
PS. Przyznanie się do tego twojej kucharce było naprawdę żenujące i nawet nie wiesz, jak bardzo ucierpiała na tym moja reputacja.
Śmieję się cicho pod nosem.
Schodzę do kuchni, gdzie wszystkie kobiety dygają przede mną. Podchodzę do kucharki, która z uśmiechem czeka na moją odpowiedź.
– Wymierzyłam mu prawego sierpowego tak mocnego, że aż mu zęby dzwoniły.
Wybucha cichym śmiechem. W jej ślady idą wszystkie kobiety, przysłuchujące się nam.
Uśmiecham się szeroko.
– Tylko nie mówcie mu, że się z niego naśmiewamy, bo jego ego podupadnie i zamieni się w przebrzydłego melancholika.
Kobiety chichoczą.
Kucharka podaje mi kartkę i kolejny kawałek drewna.
Twoje zemsty były okrutne i nie waż się nigdy więcej ich powtarzać, bo uduszę cię we śnie.
Na moich ustach pojawia się półuśmiech. Może wtedy trochę przeholowałam, ale należało mu się.
Ale muszę przyznać, że właśnie wtedy zacząłem cię cenić. Wiedziałem już, że nie można ci w kaszę dmuchać.
Wtedy po raz pierwszy się do mnie uśmiechałaś (pewnie cieszyło cię moje cierpienie, ale i tak się liczy).
Masz naprawdę piękny uśmiech. I chcę go zobaczyć jeszcze raz.
I jeszcze raz. I jeszcze raz. I tak do śmierci.
Moje policzki płoną. Rozchylam usta i zaczynam się lekko uśmiechać.
– Proszę iść na taras. Tam czeka następne zadanie.
Nie czekając ani chwili dłużej, wychodzę na zewnątrz. Na drewnianym stoliku leży ogromny bukiet czerwonych róż. Biorę go do rąk. Jest ciężki, a silna woń kwiatów sprawia, że kręci mi się w głowie. Mimo wszystko zanurzam nos w ich płatkach i chłonę zapach.
Rozmarzam się, a gorące uczucie rozlewa się po moim ciele.
Na stoliku leży następna karteczka i kawałek drewna.
I zobaczyłem ten piękny uśmiech.
Unoszę spojrzenie. Czy chłopak mi się przypatruje?
Rozglądam się, ale go nie zauważam.
Już nigdy więcej nie będę powodem twoich łez.
Obiecuję ci to – twoja rozpacz rozrywa mnie od środka.
Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mi przykro z tego powodu.
Jeśli mi wybaczasz, przyjmij kwiaty.
Mój wzrok łagodnieje i nie waham się wziąć kwiatów.
Wtedy ktoś wręcza mi w dłoń następną wiadomość i kawałek drewna.
Teraz czuję ulgę.
Wiesz, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mógłbym bez ciebie żyć?
Jeszcze długo przed naszym rozstaniem.
Wtedy, gdy zostałaś ranna, a ja myślałem, że ciebie stracę. Myślałem, że to bardzo niesprawiedliwe. Że nie mogliśmy się poznać bliżej. Że nas czas się skończył. Że nawet nie wiesz jak mocno cię kocham.
Jeśli wierzysz w to, jak mocno cię kocham, złóż dłonie na kształt serca i unieś wysoko nad siebie.
Ciepło znów ogarnia moje serce. Unoszę dłonie.
Otrzymuję kolejną karteczkę.
Idź na górę do pokoju. Tam czeka dla ciebie mały prezent.
W pokoju zastaję Mel.
– Co ty tutaj robisz? – pytam, ale ona nie odpowiada.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Na łóżku zauważam nowiutką suknię, buty i biżuterią. Obok znajduje się karteczka.
Jesteś piękna, nieważne co założysz.
Nawet rankiem... A zwłaszcza rankiem, wyglądasz przepięknie.
Jednak dzisiaj chciałbym, żebyś włożyła tą suknię.
"Zasługujesz na to by pokochać siebie, tą samą miłością, jaką darzysz innych."
***
Arnar
Widząc jej uśmiech nie schodzący nawet na chwilę z twarzy, jest najlepszym prezentem jaki mógłbym dostać za cały mój wysiłek.
Jednak mimo wszystko jestem tak zdenerwowany, że nie jestem w stanie usiedzieć na miejscu. Serce wali mi jak dzwon, a żołądek ściska się na tysiąc supełków. Mam wrażenie, że za chwilę umrę na zawał.
Wychodzę do ogrodu, żeby oczyścić umysł. Docieram do grobu rodziców Jasmin.
Kucam i biorę w dłoń źdźbło trawy. Bawię się nim, patrząc na wygrawerowane litery.
Wzdycham.
Nie wiem, czy mnie słyszycie... W sumie nawet nie wiem, po co to robię... Chyba po prostu nie mógłbym nie spróbować... Co mam do stracenia? Tylko bym się później obwiniał, że nie pisnąłem nawet słówkiem...
Unoszę wzrok ze swoich dłoni.
Chciałbym prosić o wasz błogosławieństwo.
Cisza. Czegóż innego mógłbym się spodziewać?
Pewnie spytalibyście, czy ją kocham. Odpowiedziałbym, że nigdy wcześniej nie kochałem nikogo tak mocno. Czy będę o nią dbać? Oczywiście. Będę jej strzec jak oka w głowie. Nie pozwolę, by cierpiała. Czy będę trwał przy jej boku aż do śmierci? Oczywiście, a nawet tysiąc lat po niej.
Wyrzucam z dłoni źdźbła trawy.
Czy mogę poślubić waszą jedyną córkę? Czy mam wasze błogosławieństwo?
Wyczekuję odpowiedzi, choć wiem, że ta próba porozumienia się z przodkami może się nie udać.
"Niewłaściwy mężczyzna sprawia, że błagasz o uwagę, czułość, miłość i oddanie. Właściwy mężczyzna składzie te wszystkie rzeczy na twoich rękach, bo cię kocha.**" Ty jesteś tym właściwym mężczyzną. Możesz poślubić naszą córkę i masz nasze błogosławieństwo.
***
Jasmin
Po długiej kąpieli czuję się jak w niebie. Jest mi ciepło i przyjemnie, a na dodatek Arnar sprawił, że nie potrafię się przestać uśmiechać. Kiedy przypominam sobie wszystkie jego wiadomości, od razu wracam do naszej wspólnej przeszłości.
Mel aż musi mną kilka razy potrząsnąć, bo odpływam w wspomnienia tak mocno, że nie zauważam, co się wokół mnie dzieje.
Suknia, którą – jak się dowiedziałam – zaprojektował Arnar, jest tak idealna, że nie mogę powiedzieć o niej złego słowa. Wykonanie jej musiało zająć Mel wiele dni, za co też ją podziwiam.
Kiedy już chcę jej gratulować, ona mówi, że tylko wykonała projekt. Że to nie ona powinna tutaj zbierać wszystkie laury. Stanowczo temu przeczę. Gdyby nie ona, takie cudo nawet by nie powstało.
Buty są bardzo proste i białe. Mają grubszy obcas, przez co łatwiej mi się chodzi. Cienki, skórzany pasek oplata moją kostkę.
Biżuteria jest delikatna. Kolczyki są malutkie, a naszyjnik bardzo skromny – symbol nieskończoności w srebrze i cieniutki łańcuszek. Nadgarstek oplata mi bransoletka z malutkich kamieni przypominających diamenty.
Arnar dobrze mnie zna.
Mel upina mi włosy delikatnie przy karku. Kilka kręconych kosmyków opada na moje plecy. Z boku wpina mi wsuwkę złożoną z drobnych perełek.
Dziewczyna rezygnuje z makijażu. Tylko usta maluje mi delikatnym różowym kolorem.
– Gdyby każdy władca tak wyglądał, świat padałby wam do stóp – mówiąc to uśmiecha się.
Śmieję się.
– Gdyby każdy władca miał tak genialne pokojówki, wyglądaliby tak dobrze jak ja. Nigdy bym cię nikomu nie oddała. Za żadne skarby świata.
Mel rumieni się lekko i uśmiecha. Podaje mi następną kartkę i kawałek drewna.
– Może chociaż ty mi powiesz, co ten Arnar wymyślił? – pytam z nadzieją.
Mel wydyma policzki i nic nie mówi.
– Eh! Wszyscy jesteście jacyś konspiracyjni dzisiaj – wzdycham.
Mel posyła mi półuśmiech.
– Nie bądź taka niecierpliwa. Sama się za niedługo przekonasz. – Dyga przede mną i opuszcza pokój, jakby tylko to pomagało jej się powstrzymać przed powiedzeniem czegoś więcej.
Otwieram kartkę. Są tam w punktach wypisane polecenia. Podążam za nimi i docieram do ogrodu, a potem za mury pałacu. Na drodze leży kolejna karteczka.
Idź cały czas przed siebie, czytając to, co chcę ci wyznać.
~~~
Twoja osobowość jest tak ciepła i głęboka, że pewnie dlatego nikt nie rozumie twoich decyzji. Podążasz za swoim sercem, co przeraża większość władców, gdyż oni tego nie potrafią.
Czasami ciężko zrozumieć twoje wszystkie dobre czyny, a zliczyć je... zajęłoby to kilka godzin, jak nie dłużej. To pewnie dlatego ludzie ciebie nie pojmują. Jak można być tak dobrym?
Jesteś bardziej dojrzała niż ktokolwiek będący w twoim wieku i może dlatego rozumiesz to, czego inni nie potrafią.
Swoją skromnością przewyższasz nawet najskromniejszych.
Swoim ciepłym sercem rozgrzewasz serca tych, co zwątpili.
Wybaczasz, nawet będąc zranioną.
Jesteś wyjątkowa i boli mnie to, że czasami tego nie zauważasz. Więc pozwól, że powtórzę jeszcze raz.
Jesteś wyjątkowa.
I w całym wszechświecie nie ma nikogo, kto byłby całą tobą.
Jesteś niezwykłym człowiekiem i z nikim nie mógłbym być tak szczęśliwy, jak z tobą.
~~~
"Pożądanie jest pospolite. Rzadkim jest posiadanie kogoś, kto chce żyć i trwać przy tobie. Partnera, bratnią duszę, przyjaciela od serca.***"
Nigdy nie spodziewałem się kogoś takiego jak ty w moim życiu.
I nigdy nie będzie ono już takie samo.
Nawet nie zauważam, że zapuszczam się coraz głębiej w las.
Zerkam pod stopy. Płatki różowych i białych róż tworzą szeroką drogę pełną zawijasów. Są miękkie jak dywan, gdyż jest ich tak dużo. Po bokach drogi co jakiś czas poustawiane są grube świece. Ogień tańczy na lekkim wietrze.
Jest już ciemno. Przez korony drzew przedostaje się blask gwiazd.
Jestem zdziwiona, podekscytowana i szczęśliwa zarazem. Powoli idę przed siebie. Rozglądam się dookoła jakby gdzieś za drzewami krył się Arnar.
W końcu pozwalam się sobie uśmiechnąć. Zagryzam wargę i biorę rąbek sukni w dłoń. Zdejmuję buty i zanurzam stopy w kwiatach. Biegnę przed siebie, w jednej dłoni trzymając ostatnią wiadomość Arnara i buty, a w drugiej – kawałki oszlifowanego drewna.
Przebiegam całą drogę, z niecierpliwieniem czekając na jej koniec.
W końcu wybiegam na polanę. Przede mną znajduje się koperta. Otwieram ją.
Ułóż drewnianą układankę.
Bez zastanowienia rozrzucam kawałki drewna na płatkach róż. Zaczynam nimi obracać i powoli układam z nich serce. Brakuje jednego kawałka.
Rozglądam się dookoła. W końcu przed moim nosem pojawia się dłoń, a na niej ostatni element układanki.
Biorę go do ręki i wkładam na miejsce. W środku wygrawerowane jest:
Wyjdziesz za mnie?
Zrywam się na równe nogi. Nie wiem, co ze sobą zrobić. Z rękami, z nogami, z moim sercem, które bije jak szalone.
Arnar klęka przede mną na jedno kolano.
Nie wiem, dlaczego zaczynam płakać.
– Jasmin Rosalie Sophio, wiesz, że kocham cię nad życie. Wiesz, że nigdy nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić. Wiesz, że zawsze będę przy twoim boku w te dobre i złe dni. Wiesz, że nigdy cię nie opuszczę. – Patrzy mi w oczy i bierze moje dłonie. – Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i zostaniesz moją żoną?
Serce prawie wyskakuje mi z piersi. Przez zapłakane oczy prawie nie widzę twarzy chłopaka. Teraz już nawet nie pamiętam, co się działo chwilę temu i jak dotarłam na tą polanę. Mam wrażenie, że z wszystkich tych silnych emocji zemdleję, zanim chłopak pozna moją odpowiedź.
Biorę się w garść.
Uśmiecham się szeroko.
– Tak... – szepczę, a potem powtarzam głośniej: – Tak!
Przeogromne szczęście maluje się teraz na twarzy Arnara. Drżącymi palcami wkłada pierścionek na mój palec. Dłonie mi się trzęsą i oboje wybuchamy śmiechem.
Pierścionek jest delikatny. Srebrna obrączka jest cieniutka, a na jej środku spoczywa niezbyt duży diament. Lepszego pierścionka nie mogłabym sobie wymarzyć.
Kiedy Arnar podnosi się z klęczek, wpadam mu w ramiona i mocno przytulam. Nogi krzyżuję w kostkach i unoszę. Chłopak trzyma mnie w niedźwiedzim uścisku jakby przekonując samego siebie, że tutaj jestem i że to dzieje się naprawdę.
Kiedy opuszcza mnie na ziemię, patrzę mu w oczy.
– A obiecywałem, że nie będziesz przeze mnie już więcej płakać – mówi, ocierając moje łzy.
Pociągam nosem i uśmiecham się szeroko.
– To tylko łzy szczęścia.
– I tylko takie akceptuję – odpowiada i całuje mnie w czoło.
Jest to długi pocałunek, podczas którego mocno go przy sobie przytrzymuję jakby wyłącznie jego ciało utwierdzało mnie w przekonaniu, że to wszystko nie jest tylko marzeniem. Wspinam się na palce i całuję go powoli.
Chłopak bierze mnie w ramiona, a jego ciepłe dłonie dotykają moich pleców i nóg. Uczepiam się jego szyi i kładę głowę na jego barku. Pachnie lasem i różami.
Mój żołądek zwija się w supeł, a serce mocno bije. To nie strach. Może coś pomiędzy szczęściem i lękiem. Szczęście, bo od teraz tak naprawdę zaczynam życie z Arnarem. Lęk, bo wiążemy się na lata – będziemy musieli przetrwać przez wszystkie kłótnie i nasze widzimisię. Od teraz będziemy musieli przy sobie trwać przez wszystkie wzloty i upadki – nie można umyć od wszystkiego rąk i tak po prostu odejść.
Wtulam się mocniej, odganiając natrętne, negatywne myśli.
Kocham go i to się liczy w tej chwili najbardziej.
Pałac o tej porze jest cichy. Nikt już nie kręci się po korytarzach. Ludzie odpoczywają po ciężkim dniu pracy. Jednak zazwyczaj strażnicy co jakiś czas robią obchód.
Teraz nie ma nikogo.
Arnar stawia mnie na nogach. Kafelki są lodowate. Unoszę się na palce, by chodź trochę ulżyć moim stopom uczucia zimna. Posyłam półuśmiech Arnarowi, który niemal od razu spogląda na moje bose stopy i pewnie zaczyna się zamartwiać, czy przypadkiem się nie przeziębię.
Odwracam się i wchodząc po schodach, rozplatam włosy. Kaskadą opadają na plecy, gdy wyciągam ostatnią wsuwkę. Nie muszę patrzeć za siebie, by wiedzieć, że Arnar podąża za mną, przyglądając mi się.
Idę korytarzem, a tam nadal nikogo nie ma.
Zagryzam wargę i zdejmuję naszyjnik, kolczyki i bransoletkę. Przed wejściem do pokoju przyglądam się pierścionkowi. Obracam nim na palcu i uśmiecham się.
Przekraczam próg. Biżuterię odkładam na stolik przy łóżku.
Słyszę zamknięcie drzwi, których echo jakby rozbrzmiewa głośniej niż zwykle i niesie się po całym pałacu. Słyszę jak Arnar ściąga czarną marynarkę i rzuca ją na fotel, stojący w rogu pokoju.
Odwracam się, bo po prostu chcę go zobaczyć. Nie zauważa, że mu się przyglądam. Widzę jak zaczyna rozwiązywać krawat.
Podchodzę do niego, a odgłos moich bosych stóp na posadzce sprawia, że Arnar zerka w moją stronę. Rumieniec występuje mi na policzkach, ale nie waham się. Przyciągam Arnara do siebie za jego krawat.
Jest zaskoczony. Patrzy mi w oczy jakby chciał odczytać z nich moje intencje.
Spoglądam na niego spod rzęs i uśmiecham się zalotnie.
Wspinam się na palce i przyciągam go do siebie jeszcze bardziej. Całuję go, wplatając dłonie w jego włosy. Jego dłonie przesuwają się po moich łopatkach i talii. W końcu odnajdują wiązanie gorsetu i powoli go rozluźniają. Serce podchodzi mi do gardła, a żołądek spada kilka pięter w dół, kiedy suknia opada na ziemię.
Mam pod nią bardzo cienką koszulę nocną sięgającą do ziemi. Jej gorset wiąże się z przodu i jest o wiele delikatniejszy niż ten w sukni, jednak nadal podkreśla moje kształty.
Rozluźniam krawat i rzucam go na ziemię. Arnar pozwala mi odpiąć kilka pierwszych guzików koszuli. Wsuwam dłonie pod koszulę. Dotykam jego szyi i torsu.
Bardzo powoli prowadzi mnie do łóżka. Odpina ostatnie guziki koszuli, a ja pomagam mu ją zrzucić na podłogę. Przebiegam palcami po jego mięśniach brzucha, które napinają się pod moim dotykiem.
W końcu ląduję na poduszkach. Palce Arnara przesuwają się wzdłuż mojego ramienia, co powoduje dreszcz. Łokciami podpiera się z obu moich stron. Kiedy na chwilę przerywa, otwieram oczy. Chłopak przygląda mi się oczami pełnymi iskierek.
– Jesteś piękna – szepcze i przebiega palcami po moim podbródku.
Uśmiecham się lekko i unoszę się, by go pocałować.
Przewracam go na plecy, odgarniam włosy na bok i nachylam się, by ponownie go pocałować. Arnar unosi się na rękach. Teraz siedzę na niego nogach i zanurzam dłonie w jego włosach.
Potem zaczynam całować wszystkie blizny na jego plecach. Nie zapominam o żadnej. Przebiegam palcami po każdej z nich. Skóra jest ciepła i nie mogę uwierzyć, że jego plecy nie czują dotyku. Nie czują niczego.
Chłopak nagle wzdryga się. Zerkam na niego.
– Coś się stało? – szepczę.
Jego usta są rozchylone i patrzy przed siebie. Nie odzywa się.
Siadam naprzeciwko niego tak, że jest zmuszony spojrzeć mi w oczy.
– Powiedz mi, proszę. Z-zrobiłam coś źle...? – nadal szepczę, choć nikogo poza nami nie ma w pokoju.
Przyciąga mnie do siebie tak, że jego wzrok jest na równi z moimi ustami. Patrzę w dół, w jego oczy, które unosi na mnie.
– Jesteś niesamowita. Cudowna... – Składa pocałunek na moim obojczyku. Potem znów patrzy mi w oczy. – Poczułem... Poczułem twój dotyk.
Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami, jednak moje zdziwienie nie może trwać długo, gdyż przewraca mnie na plecy. Ze śmiechem upadam na poduszki.
Chłopak zaczyna całować moją szyję. Jego usta schodzą niżej na mój dekolt, co wywołuje mój cichy jęk. Oplatam nogą jego biodra. Jego palce przebiegają po łydce, pod kolanem i suną powoli w górę. Jego dłoń jest ciepła, co sprawia, że jest mi gorąco jak w piekle. Jego palce z zewnętrznej strony ud przesuwają się do wewnętrznej. Ponownie wydaję z siebie jęk.
Arnar unosi głowę, a ja zagryzam wargę i otwieram oczy.
– Jak ja mogłem bez ciebie żyć? – szepcze, a jego słodki oddech owiewa moją skórę.
Sięgam dłońmi do jego bioder, a potem spodni. Dostaję po rękach, a moja twarz aż płonie od czerwonego rumieńca. Czuję, że coś zrobiłam źle...
– Ah, jaka niecierpliwa – karci mnie. – Jeszcze nie.
Zaczyna mnie całować najpierw w usta, potem w szyję i dekolt. Schodzi niżej, a moje wszystkie mięśnie się spinają. Jego palce przebiegają kilka razy po wiązaniu gorsetu sprawiając, że staję się coraz bardziej zniecierpliwiona i podekscytowana.
Sama chcę mu pomóc, ale znów dostaję po łapach.
– Ja to zrobię – mówi, kręcąc uprzednio głową.
Wiem, że się ze mną drażni, ale jestem zbyt niezadowolona faktem, że nie pozwala mi nic zrobić.
W końcu rozplątuje kokardkę i wyciągając sznurek z dziurek, całuje ukazującą się skórę.
Nagle świece palące się na stolikach gasną. W pokoju jest ciemno. Nie ma nawet odrobiny światła. Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie bardziej przejmuję się brakiem światła niż dotykającym mnie chłopakiem.
Ten nawet zdaje się nie zauważać takiego szczegółu. Zsuwa ze mnie suknię, a ja zauważam to dopiero w ostatniej chwili, więc moje dłonie szybko zasłaniają nagie ciało. Nieważne, że jest ciemno. Mój wstyd i niewinność wychodzą na wierzch.
Arnar kręci głową i mlaska z przekąsem.
– Jeszcze wiele muszę cię nauczyć – mówiąc to nachyla się nade mną.
Ciągle tkwię w lekko skulonej pozycji. I to ja pierwsza chciałam się przed nim rozebrać?! A teraz co? Tchórz i tyle, karcę siebie w myślach.
Jednak nawet to nie pozwala mi się rozluźnić.
Dłonie Arnara przebiegają po mojej talii, co sprawia, że tężeję jeszcze bardziej.
– Kocham cię – szepcze chłopak do ucha. – Nie skrzywdzę cię.
Wcześniej też to wiedziałam. Jednak kiedy chłopak wypowiedział te słowa na głos czuję, że powoli mój opór staje się lżejszy.
– Kocham cię i ci wierzę.
***********************
*The Chaos of Stars
**Sonya Parker
***Billy Chapata (przerobione, dostosowane :*)
Dziękuję za 46 tysięcy wyświetleń, 7 tysięcy gwiazdek i tyle komentarzy :******
A więc tak, ostatnią scenę starałam się napisać najbardziej zmysłowo jak tylko potrafiłam (mam nadzieję, że się udało) i mam nadzieję, że żadnych młodszych czytelników nią nie zgorszyłam, a nawet jeśli to przepraszam, starałam się jak mogłam, żeby była dostosowana do dużej rozpiętości wiekowej :*
Jak się podobał pomysł zaręczyn?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro