Wodospad
Rozdział wcześniej z okazji... Festiwalu Małpy obchodzonego w Japonii :'D (no w końcu z jakiejś okazji musi być ten rozdział wcześniej) :"D
Bez zbędnych zapowiedzi życzę miłego czytania :*****
*************************
– Kim jesteś?
– Ciii – ucisza mnie i pokazuje palcem, na coś za krzakami.
Zbliżam się i zerkam przez gałęzie.
Przede mną rozgrywa się piękna sceneria. Drzewa się przerzedzają, kolor trawy jest intensywniejszy. Po środku scenerii znajduje się mały wodopój, do którego wpada nieduża rzeczka i tym samym tworzy niewielki wodospad. Woda jest czysta i jasnoniebieska. Do wodopoju podchodzi sarna. Rozgląda się, stroszy uszy. Potem schyla się i zaczyna pić wodę.
– Pokazać ci coś? – zwracam się szeptem do mężczyzny.
Zerka na mnie i kiwa głową.
– Mogę ci zaufać? – pytam, a on znów kiwa głową. – Jeśli nie to będziesz martwy w sekundę. Nie zdążysz nawet krzyknąć.
Mężczyzna uśmiecha się z ciekawością.
Oddalam się od niego po cichu, by nie spłoszyć zwierzęcia. Niewidoczna między drzewami i krzewami przemieniam się w tygrysa. W moim ciele od razu pojawia się adrenalina i siła. Wychodzę z ukrycia.
Sarna czuje zagrożenie. Podnosi łeb, patrzy swoimi mądrymi oczami w moją stronę.
Staram się stworzyć wokół siebie przyjazną atmosferę, aby zmniejszyć jej strach. Nie patrzę jej wyzywająco w oczy tylko schylam łeb pokornie i lekko się garbię, co sprawia wrażenie, że jestem słaba.
Zwierzę nadal stoi nieufnie w miejscu. Wiem, że pragnie uciekać, jednak moja postawa ją zaciekawia.
Powoli podchodzę do niej, nie podnosząc łba. Zatrzymuję się niecały metr od niej. Ze spuszczonym łbem czekam na jej ruch.
W końcu zdarza się coś niesamowitego. Sarna... składa mi pokłon. Z wyciągniętymi przed siebie kopytami i schylonym łbem patrzy w ziemię.
Z uznaniem unoszę wzrok.
Po kilku chwilach sarna prostuje się i patrzy mi w oczy. Potem ucieka, ale już nie w przestrachu...
Jakby chciała poinformować innych... o tym kto tu jest królową.
***
– To było... imponujące.
Oznajmia, a ja przekrzywiam łeb.
– Ale teraz będę musiał znaleźć ci jakieś ubranie. Mam nadzieję, że będziesz dobrze wyglądać w skórze wilka.
Patrzę na niego z pobłażliwością.
– Co tak na mnie patrzysz?
Kręcę łbem.
Zaczynam się przemieniać i przy okazji na nowo stwarzając sobie ubranie. Po minucie stoję przed nim w pełni odziana.
Ubrana jestem w to samo co przedtem tylko włosy związane mam w wysoki kucyk, a na ramionach skórzaną pelerynę.
Uśmiecham się zadowolona z tego, że mężczyzna jest jeszcze bardziej zdziwiony niż wcześniej.
– To jest jeszcze bardziej imponujące.
Wzruszam ramionami.
– Ale... Jak ty to zrobiłaś? Przecież nikt tego nie potrafi!
Śmieję się z jego ekscytacji.
– Można powiedzieć, że korzystam z pomocy z góry.
Siadam nad wodą na trawie.
– Co? Mówisz, że kontaktujesz się z... przodkami?
Podchodzi do mnie i zerka mi w oczy.
– Są czasem dość nieznośni, ale zarazem pomocni.
Mężczyzna ma rozwarte szeroko oczy i nie wie co powiedzieć.
– Nie patrz tak na mnie. Nie jestem dziwadłem – mówiąc to śmieję się szczerze.
Towarzysz ciężko siada obok mnie i patrzy w taflę wody.
– Nie mogliśmy liczyć na lepszą królową – szepcze pod nosem.
W tym momencie zdaję sobie sprawę kim on jest. Wiem, że pochodzi z mojego państwa i że musi być kimś ważnym, bo to właśnie niego po mnie wysłano.
Uśmiecham się.
Ten człowiek ułatwi mi sprawę.
– Masz rację. Dobrze trafiliście – odpowiadam, wpatrując się w dal.
Mężczyzna zerka na mnie.
– Wiesz kim jestem – oznajmia.
– Można powiedzieć, że mniej więcej wiem. – Przerywam. – Ale trochę kiepsko się w czasie wyrobiłeś, bo za niedługo wyjeżdżam. A ty jedziesz ze mną.
– Wiesz, że pojechałbym nawet bez twojej zgody. Po to tu przyjechałem.
Kiwam głową.
– Po królewskim balu wyjeżdżamy – oświadczam i marszczę brwi. – Mam nadzieję, że zdobędę sojuszników... i wszystko się jakoś ułoży.
Patrzy na mnie z podziwem.
– Widzę, że wszystko już zaplanowałaś.
Odrywam wzrok od krajobrazu i kieruję na niego.
– Nawet nie wiesz ile zaplanowałam.
***
Wkraczamy do miasta. Prowadzę konia za wodze, idąc obok niego. Wszystkie rzeczy mężczyzny załadowane są na grzbiet zwierzęcia, przez co ciężko parska. Delikatnie ją głaszczę, dodając jej otuchy.
Mężczyzna idzie obok mnie dumnym krokiem jakby był bardzo rady iść obok swojej królowej. Czasami mam ochotę parsknąć śmiechem, patrząc na jego młodzieńczy entuzjazm.
– Wiesz? Teraz to musisz mi powiedzieć jak masz na imię – odzywam się do niego z przyjaznym uśmiechem.
– Mam na imię Hassun.
– Jasmin – mówiąc to podaję mu rękę.
Chłopak się uśmiecha.
– Normalnie to musiałbym klękać i się płaszczyć przed władcą, a ty mi podajesz rękę – oznajmia rozbawiony, ale oddaje uścisk. – Jednak taka królowa podoba mi się najbardziej.
Rumienię się, ale odzyskuję rezon:
– No i dobrze, bo innej nie dostaniesz.
Hassun wybucha śmiechem. Uśmiecham się zadowolona.
–Jeśli można wiedzieć... Jakie przyjmujesz stanowisko?
– Jestem wodzem, wasza wysokość.
– Och, proszę, tylko bez tych formalności – mówię zniesmaczona. – Jak teraz dobrze wiem, to będziemy mocno ze sobą współpracować, więc nie zniosłabym takich ceregieli jak formalność. Poza tym jesteś prawie tej samej rangi co ja.
– Bardzo mi miło, że mogę być z tobą na „ty".
Uśmiecham się lekko.
– A teraz będziesz musiał żyć w moim towarzystwie do końca życia... No, chyba, że mi się znudzisz – mówiąc to wzruszam ramionami rozbawiona.
– Jesteś bardzo sympatyczna – oznajmia Hassun.
– Mam nadzieję, że inni też mnie taką będą postrzegać.
– Zdobędziesz sojuszników w mgnieniu oka. Mamy szczęście, że to ty zasiądziesz na tronie.
Znów się rumienię.
– Ciągle mi schlebiasz... Nie jestem takim ideałem.
– Nawet ty jako nie ideał mi wystarczysz – odpowiada.
Przewracam oczami.
Jesteśmy już w połowie drogi, kiedy Hassun pyta:
– To jak? Możemy liczyć na połączenie naszego królestwa z Północnym Księstwem Ameryki?
Gdybym teraz coś piła na pewno bym się zakrztusiła. A że nie mam nic w ustach, to je otwieram w zdziwieniu.
– Kto puścił taką plotkę? – oburzam się.
– Słyszałem to tu i tam – odpowiada wymijająco. – Co jakiś czas ktoś o tym mówi na ulicy.
Marszczę brwi.
– Ale my przecież... My przecież nie jesteśmy nawet zaręczeni! Jak ktokolwiek może mówić takie rzeczy...
Nie wiem dlaczego się tak zdenerwowałam. Chyba dlatego, że ludzie wyciągają pochopne wnioski i gadają bzdury. Wciskają nos w nie swoje sprawy i tym samym planują mi przyszłość. Przecież nikt nie mówił o żadnym ślubie!
– Najwyraźniej wysyłacie takie sygnały...
– Jesteśmy tylko ze sobą... jak chłopak z dziewczyną. Bez żadnych zobowiązań.
– Ale ludzie mają nadzieję na coś więcej – zauważa.
Wlepiam wzrok w ziemię.
– Nie jesteś z nim szczęśliwa? – pyta, zerkając na mnie.
– Oczywiście, że jestem – mówiąc to się uśmiecham. – Nie wyobrażam sobie niczego lepszego. Ale przecież... małżeństwo... Za daleko wybiegamy w przyszłość. Na razie muszę odzyskać królestwo i podnieść je po upadku.
– To jest jasne... Lecz czy nie chciałabyś dbać o szczęście innych i o swoje zarazem? Mogę ci przyrzec, że będziesz o wiele lepszą królową, mając u swojego boku kogoś, kto sprawi, że będziesz szczęśliwa.
– Wiem, że masz rację, ale jeśli zabiorę go ze sobą... będzie to oznaczało, że chcę za niego wyjść, a ja nie jestem jeszcze na to gotowa.
– Nikt na to nie jest gotowy – pociesza mnie. – Zawsze są jakieś za i przeciw.
Wznoszę oczy ku niebu.
– Wiem, że go kocham. Najmocniej na świecie, ale nie wiem, czy znam go na tyle dobrze, żeby za niego wyjść... – mówiąc to spuszczam oczy, wstydząc się tego, co powiedziałam.
W głębi serca czuję zarazem, że go kocham oraz że wcale go nie znam.
*********************
Dziękuję za 14 tysięcy wyświetleń, 2 tysiące gwiazdek i tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem :*
To dzięki Wam ciągnę dalej tę historię i jeszcze daleko nam do końca :D
No i jak Wam się podoba? Większość z Was zgadła, że jest to właśnie Hassun. :D
A co myślicie o małżeństwie Arnara i Jasmin? Czy dziewczyna ma rację mówiąc, że nie może za niego wyjść? Czy zmieni zdanie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro