Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szczęście w nieszczęściu

Troszkę krótszy od poprzednich, ale mimo wszystko dużo się dzieje ^^

Tym razem zdążyłam :D

Miłego czytanka :**

*************************

Jasmin

Mimo, że jakiś czas temu nastała już jesień, promienie słońca nadal są ciepłe. Jest wcześnie rano, a promyki już zaglądają do pokoju. Leniwie otwieram oczy, niezadowolona z tak wczesnej pobudki.

Uczucie czystej pościeli na moim nagim ciele jest miłe. Miękka kołdra opatula i grzeje każdy skrawek mojego ciała. Czuję się jakby ktoś mnie nakrył delikatnymi piórami.

Przeciągam się ospale niczym kot i odwracam głowę w stronę Arnara. Jeszcze śpi, więc przez chwilę mu się przyglądam. Jego włosy opadają mu na czoło, a ręce włożone ma pod poduszkę. Mogłabym tak patrzeć na niego godzinami.

– Przestań się gapić – mówi zaspanym głosem, nawet nie otwierając oczu.

Na głowę zarzuca drugą poduszkę tak, żebym nie widziała jego twarzy. Uśmiecham się rozbawiona. Unoszę poduszkę, by na niego spojrzeć.

Otwiera jedno oko.

– Dzień dobry – mówię cicho.

Arnar odkłada poduszkę i przysuwa się do mnie.

– Dzień dobry.

Całuje mnie szybko w usta.

– Jak się spało? – pyta, dotykając mojego policzka.

Wtulam się w jego dłoń, na chwilę zamykając oczy.

– Mmm, całkiem całkiem – odpowiadam, wciąż zaspanym głosem.

Przewracam się na plecy i przecieram oczy.

– Słodko rano wyglądasz – szepcze Arnar, nie odrywając ode mnie spojrzenia.

Przewracam oczami i prycham. Zarzucam kołdrę na głowę, mówiąc:

– Nie prawda.

Słyszę śmiech chłopaka. Potem czuję jak się do mnie przysuwa i powoli ściąga mi z głowy pościel. Moje oczy spotykają się z jego.

– Prawda.

Odgarnia kosmyk naelektryzowanych włosów z mojej twarzy. Z rozdrażnieniem zdmuchuję kilka innych, co powoduje uśmiech Arnara. Zakłada moje włosy za uszy i przebiega palcami po moich policzkach.

– Jesteś piękna.

Rumienię się i uśmiecham szeroko.

– Ty też jesteś niczego sobie – odpowiadam, drocząc się z nim.

– Niczego sobie? Niczego sobie? – powtarza, udając oburzenie. Spod kołdry wyciąga rękę i napina biceps tuż przed moją twarzą. – Czy ty to widzisz? I to jest niczego sobie?

Wybucham śmiechem i odsuwam od siebie jego rękę.

– Masz rację – mówię i przewracam go na plecy, lądując tym samym na nim. Moje oczy są na równi z jego. – Lubię twoje tęczówki.

Chłopak unosi brew.

– Moje tęczówki?

Chichoczę.

– Tak, twoje tęczówki. Zawsze kiedy na mnie patrzysz są pełne iskierek – tłumaczę. – Lubię ten twój lekki zarost – mówiąc to przejeżdżam palcami po jego brodzie. – Lubię twoje rozczochrane włosy. – Mierzwię je jeszcze bardziej. – Lubię to – mówiąc to całuję go w usta. – I to. – Składam pocałunek na jego szyi. – I to. – Całuję jego tors. – A to chyba najbardziej. – Przebiegam palcami po jego umięśnionym brzuchu, pocałunkami nagradzając sześciopak.

– To się skończy dla ciebie źle.

– A to dlaczego? – pytam, opierając brodę na jego brzuchu, który jest tak twardy jak blat stołu.

– Bo ja będę musiał wycałować każdy kawałek twojego ciała – mówiąc to z łatwością przewraca mnie na plecy. – Od czego by tu zacząć? – zastanawia się na głos.

Zagryzam wargę, czekając na jego ruch.

– Ah, na pewno od tego.

Składa długi pocałunek na moich ustach. Potem na policzkach, oczach, nosie, by następnie wycałować moją szyję i zejść niżej do obojczyka. Jego pocałunki są o wiele dłuższe o moich sprawiając, że mój oddech przyspiesza.

Nagle ktoś puka do drzwi. Arnar warczy z niezadowolenia i odrywa się od mojego brzucha.

– Odejdź! – krzyczy w stronę drzwi.

I choć nikt się nie odzywa ani nie wchodzi do środka oboje wiemy, że nastrój jest już zepsuty. Siadam na łóżku i otaczam się prześcieradłem. Schodzę z łóżka i idę w stronę drzwi.

– Na taki widok warto było czekać – mruczy do siebie, zarzucając ręce za głowę i przyglądając mi się z daleka.

Przewracam oczami i otwieram drzwi. Na progu czeka na nas taca ze śniadaniem.

– Chyba Mel o nas pomyślała.

– Mogłaby o tym pomyśleć kilka godzin później – komentuje Arnar.

Obrzucam go karcącym spojrzeniem, na co ten mówi niemo: "Taka prawda.". Wzdycham, kręcąc głową z uśmiechem. Otaczam się ciaśniej prześcieradłem i obiorę tacę. Odkładam ją na stoliku niedaleko łóżka.

– Nawet nie mogę przynieść mojej narzeczonej śniadania do łóżka – narzeka chłopak i nagle otacza mnie ramionami od tyłu. Przytula mnie mocno.

Uśmiecham się.

– Może kiedyś uda ci się uprzedzić Mel – odpowiadam i pozwalam sobą kołysać.

– Muszę sobie zarezerwować tydzień jako twój prywatny kucharz.

– Tylko żebyś się zbyt szybko nie znudził – mówię, śmiejąc się.

– Nigdy.

Chłopak puszcza mnie i zerka na tacę. Pomiędzy szklanką wody a miską z owocami znajduje się porządnie zapieczętowany liścik. Arnar bierze go i mówi:

– To do ciebie.

I bez skrupułów otwiera go przy mnie.

– Ej! To moje! – upominam się.

Próbuję mu go odebrać. Z uśmiechem umieszcza go poza moim zasięgiem – nad głową. Skaczę kilka razy, trzymając przy okazji przy sobie prześcieradło, które za każdym razem zjeżdża coraz niżej. W końcu przejęta ferworem walki zupełnie zapominam o tym, żeby go trzymać i przy następnym skoku osuwa się na ziemię. Stoję przed chłopakiem kompletnie naga.

Wzrok chłopaka taksuje mnie od stóp do głów.

– Może najpierw zajmiemy się tym, bo nie potrafię się skoncentrować – mówiąc to pokazuje na mnie.

Podnosi z ziemi swoją lnianą koszulę i mówi:

– Łapki w górę.

Z naburmuszoną miną niczym dziecko unoszę ręce. Chłopak zakłada mi koszulę.

– O niebo lepiej – komentuje. – Teraz możemy się bawić dalej. – List znowu wędruje ponad jego głowę.

Zakładam ramiona na piersi i patrzę na niego spode łba.

– Jesteś niemożliwy.

Posyła mi czarujący uśmiech i na moich oczach otwiera kopertę.

– Hej! – podejmuję ostatnią próbę odebrania mu mojej własności.

Chłopak przelatuje wzrokiem po wiadomości, nie robiąc sobie nic z tego, że nadal pragnę mu ją odebrać. Arnar odrywa spojrzenie od karki i patrzy na mnie, unosząc brew.

– Co to jest?

Wyrywam mu kartę z dłoni i czytam:

"Jak było? Potrzebuję szczegółów i to już, teraz, zaraz!" 

Klnę cicho pod nosem, a czerwony rumieniec pojawia się na moich policzkach.

– Babskie sprawy – odpowiadam, szybko zgniatając list w kulkę i rzucając go daleko za siebie.

– Babskie sprawy? – powtarza Arnar rozbawiony.

– Tak, babskie sprawy – mówię, odsuwając się od chłopaka, gdyż ten się przysuwa.

– A więc teraz nie tylko sprawy sercowe będziecie omawiać, ale też i łóżkowe – zauważa chłopak, przysuwając się bardziej.

Prycham.

– Chciałbyś.

Wpadam na łóżko i przewracam się na materac.

– A nie mam racji? – pyta, nachylając się nade mną i opierając dłonie po moich bokach.

Obrzucam go wściekłym spojrzeniem, ale nic nie mówię.

– A więc mam rację – mówi, zbliżając swoje usta do moich.

Przewracam go na plecy i wstaję z łóżka, mówiąc:

– Chyba w snach.

Chłopak łapie mnie za rękę i ciągnie na łóżko. Ląduję obok niego na prawym boku. Uśmiecha się i nadal trzymając moją dłoń, mówi:

– Wiesz, że cię kocham.

Unoszę kącik ust.

– Powiedziałeś mi to już z tysiąc razy, a ja nadal nie mam dość.

Nagle przerywa nam mocne pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wchodzą dwaj strażnicy. Szybko się kłaniają, starając się nie zauważać tego w jakiej sytuacji nas zastali. Mogę się nawet założyć, że cały pałac wie, że ze sobą spaliśmy.

– Przepraszamy za najście, królu. Nie przerywalibyśmy wam, gdyby sytuacja nie była pilna.

Po raz kolejny się kłaniają. Wymieniamy spojrzenia z Arnarem, potem zrywam się z łóżka i zakładam na siebie tylko cienki, lekko prześwitujący, krótki szlafrok. Otaczam się nim ciasno i już wychodzę za drzwi. Pędzę za strażnikami, którzy sadzą długie kroki, zostawiając mnie lekko w tyle.

Otwierają przede mną drzwi sali obrad. Niemal przystaję w miejscu, widząc stojącego przy stole Hassuna. Chwilę mi zajmuje opanowanie się na tyle, by porozmawiać z nim jak człowiek z człowiekiem. Otaczam się ramionami, starając się zakryć jak najwięcej ciała, gdyż szlafrok wcale nie spełnia swojego zadania. Wchodzę głębiej do pokoju.

– Co się dzieje? – pytam, a mój głos staje się zimny i zupełnie inny niż jeszcze chwilę temu.

Zdaję sobie sprawę, że układam palec z pierścionkiem na wierzchu. Jakbym chciała jeszcze raz podkreślić chłopakowi, kogo wybrałam. Chyba za mocno to zaznaczyłam, gdyż chłopak odwraca ode mnie głowę.

– Byłem na naszej wschodniej granicy – mówi, wciąż na mnie nie patrząc. – Stowarzyszenie się szykuje...

– Szykuje do czego? – przerywam mu zniecierpliwiona.

– Do wojny.

Mrugam kilka razy.

– Wojska gromadzą się na naszym wschodnim wybrzeżu. Około tysiąca żołnierzy. Niezbyt duża armia, jednak dobrze uzbrojona. – Przenosi wzrok na mnie. – Wypowiadają nam wojnę, którą możemy przegrać.

***

Nigdy nie sądziłam, że za mojego panowania zdarzy się coś takiego jak wojna. Myślałam, że moim zadaniem będzie – tylko albo aż – odbudowa państwa. Myślałam, że Stowarzyszenie poprzestanie tylko na sporadycznych atakach.

Ależ byłam naiwna.

Obejmuję się mocniej ramionami i patrzę na Hassuna.

– Możemy jakoś zapobiec wybuchowi wojny? Jakiś sojusz...? No, cokolwiek! – unoszę głos z bezradności i opieram dłonie na stole, starając się skupić. Szlafrok odsłania moje skąpe ubranie, ale to już mnie nie obchodzi.

Hassun odchrząkuje i mówi:

– Możemy pertraktować... Ale myślisz, że oni są do tego zdolni? Żeby odpuścić?

– Musimy spróbować wszystkiego – oznajmiam zdecydowanie i prostuję się.

Hassun przygląda mi się w ciszy. Uciekam wzrokiem od jego spojrzenia i przestępuję z nogi na nogę.

– Rozumiesz, że na wszelki wypadek musisz zbierać wojsko? – pyta, marszcząc brwi.

– Wiem – odpowiadam cicho i milknę na chwilę. – Rozsyłanie listów do rodzin wywoła panikę... 

– Nie masz innego wyjścia. Z taką armią, jaką posiadamy, możemy co najwyżej pokonać jedne z pierwszych oddziałów, a jest ich dziesiątki.

– Zdajesz sobie sprawę, że skazuję tym samym chłopców na łatwą śmierć? Są niewyszkoleni, słabi...

– Nie mamy wyjścia – odpowiada gniewnie.

Zaciskam zęby.

– Wolisz walczyć czy się poddać? – pyta, mierząc mnie spojrzeniem.

 Posyłam mu groźne spojrzenie i zbliżam się do niego o krok.

– Uważaj na słowa – mówię wściekłym głosem. – Oczywiście, że będę walczyć, ale nie kosztem niewinnych osób.

Hassun zaczyna się śmiać.

– A więc jak zamierzasz wygrać? Chcesz iść sama przeciwko całej armii?

Zaciskam zęby, ale już nie panuję nad gniewem. Chwytam chłopaka za poły munduru i unoszę w górę.

– Pamiętaj z kim masz do czynienia – ostrzegam go. – Jestem potężniejsza niż może ci się wydawać.

Hassun prycha i na chwilę odrywa ode mnie wzrok. Patrzy w bok i widzę jak przejeżdża językiem po wnętrzu policzka. Znów przenosi wzrok na mnie.

– Nie wierzę, że kiedyś mogłem cię kochać.

Wymierzam mu policzek.

– Zejdź mi z oczu. 

Chłopak z zadowoleniem opuszcza pomieszczenie. Chciał mnie wyprowadzić z równowagi.

I ja mu na to pozwoliłam.

***

Mimo dzisiejszych złych wiadomości, staram się zachowywać swobodnie i myśleć pozytywnie. Po raz setny powtarzam sobie, że wszystko się ułoży. Cieszenie się własnym szczęściem zostało mi perfidnie przerwane. Czuję jak moja radość odleciała niczym ptak. Udawanie, że jest w porządku i mogę myśleć o swojej spokojnej przyszłości jest łudzeniem samej siebie. 

Jednak nie odmawiam wspólnego, późnego obiadu z Arnarem i jego siostrą. Arnara od rana na oczy nie widziałam, gdyż byłam zajęta sprawami państwowymi, a z Rakel od jakiegoś czasu nie zamieniłam ani słowa, co jest dość niegrzeczne zważając na to, że jest moim gościem.

Podczas obiadu staram się nawiązać rozmowę z Rakel. Jest jakaś markotna i przygaszona, a na moje pytania odpowiada zdawkowo. Grzebie widelcem w jedzeniu i rzadko podnosi na nas oczy.

Uznaję, że ma zły dzień i po prostu potrzebuje spokoju. Zaczynam rozmawiać cicho z Arnarem. Uśmiechamy się do siebie i wreszcie zapominam o wszystkich nowych problemach. Jego kolano dotyka mojego, a moja stopa jego łydki. Trzymamy się za ręce pod stołem.

– Och, przestańcie! – wybucha nagle Rakel.

Zamieram z widelcem wędrującym do ust. Oboje podnosimy oczy na dziewczynę.

– Możecie przestać się już do siebie miziać? Przespaliście się ze sobą, powinno wam wystarczyć.

– Rakel! – oburza się Arnar tak bezpośrednimi słowami siostry.

– Nie jestem głodna – mówiąc to wstaje od stołu i wychodzi szybko z jadalni.

Patrzę za nią.

– Pójdę z nią porozmawiać – mówię, dotykając przy tym dłoni Arnara.

Wstaję od stołu i wychodzę za Rakel. Docieram pod drzwi jej pokoju i pukam.

– Odejdź. Nie chcę z nikim rozmawiać – słyszę jej głos zza drzwi.

– Pogadajmy. Widzę, że coś jest nie tak – mówię łagodnie, opierając czoło o framugę.

– Nie chcę... Nie chcę.

– Rakel, nie jesteś małą dziewczynką, która nie potrafi porozmawiać o tym, co ją trapi. Nie zachowuj tego dla siebie nieważne jak głupie może ci się to wydawać. Co się dzieje?

– Zostaw mnie w spokoju! Nie potrzebuję twoich rad! Ty i tak nie zrozumiesz.

Wzdycham.

– Poczekam tutaj aż zdecydujesz się otworzyć drzwi – mówię i siadam na ziemi.

Opieram się plecami o ścianę i czekam. Dopiero po dłuższej chwili słyszę jak zamek szczęka w drzwiach. Odwracam głowę i widzę, że Rakel niepewnie stoi w progu. Z westchnieniem wraca do pokoju, zostawiając mi otwarte drzwi. Wstaję z zimnej podłogi i wchodzę do środka. Rakel siada na brzegu łóżka jakby się czuła obco we własnym pokoju.

Głowę ma opuszczoną, a włosy zasłaniają jej twarz. Dłonie wkłada między kolana i nie odrywa wzroku od ziemi. Jej ramiona unoszą się wysoko, bierze głębokie wdechy.

Siadam obok niej i przez chwilę patrzę przed siebie, za okno. W końcu odwracam się lekko w jej stronę i odgarniam jej włosy z lewego policzka. Zakładam je za ucho i pytam:

– Co się dzieje?

– To co teraz powiem, musi pozostać między nami – mówi cicho.

– Rozumiem, ale wiesz, że Arnar zaczyna się martwić – odpowiadam, próbując zajrzeć jej w oczy, które nadal uparcie spuszcza.

– To nie ma znaczenia. Jak się dowie... znienawidzi mnie – mówi z trudem.

Marszczę brwi.

– Co ty opowiadasz? Nie znienawidzi cię.

– Skąd możesz być pewna? Nawet nie wiesz, co chcę Ci powiedzieć – oburza się i wreszcie unosi na mnie spojrzenie.

– To nie może być coś, czego brat ci nie wybaczy. Kocha cię nieważne jakie błędy popełnisz... – mówię potokiem słów, ale Rakel mi przerywa.

– Jestem w ciąży.

Rozchylam usta i patrzę na nią dużymi oczami. Chwilę zbieram myśli.

– Co? – wyrzucam z siebie.

– Jestem w ciąży – powtarza, spuszczając przy tym głowę.

Łapię ją za dłonie i odwracam do siebie.

– Od kiedy wiesz?

– Od kilku dni. – Już chcę coś powiedzieć, ale mnie uprzedza. – Nie mówiłam wcześniej, bo wiedziałam, że Arnar chce ci się oświadczyć. Zepsułabym wszystko, gdybyście się dowiedzieli. W ogóle nie chciałam wam mówić...

– Dlaczego?

– Jest mi tak wstyd... – mówiąc to wyrywa dłonie z mojego uścisku i chowa w nich twarz. – To wszystko moja wina... Gdybym była mądrzejsza...

Zaczyna płakać, a ja od razu przygarniam ją do siebie. Jej łzy kapią na moją suknię. Kilka razy pociąga nosem, by w końcu wpaść w kompletną rozpacz.

– No już, już – staram się ją pocieszyć. – Jakoś sobie z tym poradzimy.

Dziewczyna szlocha i nie potrafi przestać. Wpada w histerię.

– Hej, hej! – Odrywam ją od siebie i patrzę w jej zapłakane oczy. – Kończymy płakać. Świat się jeszcze nie wali. Nie zostawię cię z tym samej. Pomogę ci. Obiecuję.

Kilka razy łapie głęboko powietrze i jeszcze jakiś czas pociąga nosem.

– Nie możesz powiedzieć Arnarowi. Nie możesz – powtarza uparcie.

– Nie mogę tego przed nim ukrywać. Nie okłamię go. Nie oczekuj tego ode mnie.

– Nie rób tego, proszę. – Znów łzy płyną po jej policzkach.

– Pomówię z nim. Nie będzie na ciebie zły. – Odgarniam jej włosy za uszy.

– Rodzice mnie zabiją, kiedy się dowiedzą – mówi, wycierając łzy z policzków.

– Spokojnie. Z tym też możemy sobie poradzić. Z Arnarem staniemy w twojej obronie – przekonuję ją.

– Będą wściekli. Właśnie zrujnowałam im plany na korzystne małżeństwo. Kto będzie chciał czyjegoś bachora? – pyta ze złością.

– Jeśli cię kocha, zaakceptuje też i dziecko – zapewniam z uśmiechem.

– A jeśli nikogo takiego nie znajdę?

– To będziesz szczęśliwa i bez mężczyzny, bo będziesz miała je – mówiąc to kiwam głową w stronę jej brzucha.

Niepewnie unosi dłoń i kładzie ją na brzuchu. Uśmiecha się nieznacznie. Potem opiera głowę o mój bark i mówi:

– Boję się.

– Zdziwiłabym się, gdybyś się nie bała.

************************

Dziękuję za 47 tysięcy wyświetleń, 7 tysięcy gwiazdeczek i TYLE komentarzy pod ostatnim rozdziałem, które sprawiły, że było mi BARDZO, ale to BARDZO miło :******

No i co sądzicie? Spodziewaliście się takiego obrotu spraw?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro