Sen
Dłuuuugo mnie nie było :/ Ale wracam teraz ze zdwojoną siłą :D
Ostatnie rozdziały, które napisałam nie były na takim poziomie jaki bym chciała, a to pewnie dlatego, że starałam się wcisnąć pisanie w każdą możliwą wolną chwilę i nie za dobrze na koniec wychodziło (a przynajmniej ja tak myślę – do ostatnich rozdziałów podchodzę strasznie krytycznie ;D). Przez ostatnie dwa/trzy tygodnie dużo się u mnie działo, a nie chciałam po raz kolejny "na przymus" pisać tylko dlatego, żeby cokolwiek opublikować, bo wiem, że nie byłabym z nich zadowolona.
Rok szkolny się kończy, więc mam teraz czas, by bardziej usiąść nad książką i zakończyć ją na możliwie najwyższym poziomie (oczywiście, w granicach moich możliwości ;D).
Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą długą nieobecność :*
Już nie zabieram więcej czasu :* Miłego czytania ^^
PS. Z rozdziałem idealnie wyrobiłam się na moje 18 urodzinki 😁🔞🔞🔞
******************
Otwieram oczy. Jednak słońce jest zbyt jasne, razi mnie. Mrużę je, ale nie zamykam. Promienie słońca tańczą na moich powiekach, a gdy patrzę w ich źródło wszystko zostaje skąpane w bieli.
Unoszę się do pozycji siedzącej z nadal zmrużonymi oczami, gdyż intensywność słońca nie słabnie mimo, że już nie patrzę w jego centrum. Rozglądam się dookoła. Znajduję się na statku. Morze jest spokojne. Wiatru w ogóle nie ma. Stoimy jakbyśmy nie byli na morzu tylko na jeziorze.
Wstaję z podłogi. Idę wzdłuż jednej burty, potem wzdłuż drugiej.
Ani jednej żywej duszy...
Nikogo nie ma na statku. Jestem kompletnie sama...
***
Nancy
– Majaki się nasilają – mówi lekarz, siedzący przy łóżku Jasmin. Dotyka dłonią jej czoła. – Jest rozpalona.
Nancy jedynie przysłuchuje się słowom doktora i nic nie mówi. Zerka na podopieczną, która wymawia niewyraźne słowa. Coś o statku, morzu i samotności.
Pragnie powiedzieć, że nie jest sama. Że kobieta będzie przy niej zawsze i że teraz również przy niej siedzi. Ale wie, że dziewczyna niczego nie usłyszy, gdyż jest w swoim świecie, wyobrażając sobie Bóg wie jakie okropieństwa.
– Po co ona się pchała na ten pokład? – pyta ze złością, wpatrując się w mocno zaciśnięte powieki dziewczyny. Jej głowa porusza się w prawo i w lewo jakby próbowała odgonić koszmary. – Uparta dziewucha – mówi, tak naprawdę wściekła na siebie, że nie powstrzymała jej przed tak głupim pomysłem. Marynarze bez problemu poradziliby sobie ze sztormem bez niej. Robili to przecież tysiące razy.
– Wyjdzie z tego?
– Powinna. – Lekarz patrzy na dziewczynę. – Ale to może potrwać.
***
Jasmin
Kiedy pierwsza faza paniki przechodzi, osuwam się wyczerpana na ziemię i podciągam kolana pod brodę. Chwieję się lekko w przód i w tył, próbując się ukołysać jak małe dziecko.
Jedna myśl tylko dudni mi w głowie.
Zostawili mnie tutaj. Zostawili samą.
Może nie powinnam być taka rozczarowana. Przecież przez całe życie byłam sama. Uczyłam się samotności przez ponad połowę swojego życia. Mimo, że miałam Nancy... to nie jest ona moją rodziną. Potrzebuję prawdziwej rodziny. Takiej z krwi i kości, a nie z wyobrażeń i zamazanych wspomnień. Takiej, co będzie miała takie same kształty twarzy, te same włosy czy oczy. Nancy nie daje mi tego poczucia przynależności – wszędzie czuję się obca.
Możliwe, że mój powrót do domu nic mi nie da. Nadal nie będę się czuła tak jak powinnam się czuć u siebie. Możliwe, że nigdy nie znajdę własnego miejsca.
Nancy mi mówiła, że gdy jesteśmy sami na tym świecie, trzeba sobie radzić i wybrać własnoręcznie rodzinę. Robiłam to za długo. Za długo wybierałam. Już nie chcę wybierać. Pragnę rodziny. Prawdziwej, tej do której przynależę bez względu na wszystko. Takiej, która się ode mnie nie odwróci. Która będzie mnie wiecznie kochać.
Czy proszę o za dużo?
Zaciskam pieści, wbijam paznokcie w skórę i próbuję się nie rozpłakać.
– Co to za smutna minka?
Przerażona unoszę wzrok, by napotkać delikatny uśmiech Hassuna. Przez chwilę mam wrażenie, że wyobraźnia płata mi figle i ukazuje obrazy, które nie są prawdziwe. Wyciągam rękę w stronę mężczyzny, by się przekonać czy nie jest przypadkiem duchem i za chwilę się nie rozpłynie. Natrafiam na jego prawdziwą, ciepłą dłoń.
Przeszczęśliwa zrywam się na równe nogi i mocno wczepiam się w jego ciało, by przypadkiem mi nie uciekł.
– Myślałam, że jestem tu sama. Myślałam... że mnie zostawiliście.
– Nie jesteś sama. Masz mnie.
Uśmiecha się pocieszająco i jakby z nadzieją. Nie rozumiem co chce mi przez to przekazać, ale nie myślę nad tym długo, gdyż jego obecność całkowicie obejmuje moje myśli.
Mój umysł zaprząta tylko fakt, że jest tutaj ze mną. Już nie jestem sama...
– Gdzie byłeś cały ten czas? Nikogo nie było na statku. Przeszukałam go całego.
– Byłem tutaj – odpowiada, wzruszając ramionami.
Marszczę brwi.
– Nie, to nieprawda – mówię, kręcąc głową. – Dlaczego kłamiesz?
Wygląda na zdziwionego.
– Nie kłamię. Cały czas tutaj byłem.
Odsuwam się od niego.
– Widziałabym cię. Jak się tu dostałeś?
– Nie bądź śmieszna – mówiąc to, przysuwa się znów do mnie. – Byłem tutaj tak samo jak ty tu byłaś. Zaufaj mi, mówię prawdę. – Przyciąga mnie do siebie.
– Dobrze...
Jednak wciąż w mojej głowie pojawia się myśl, że coś jest tutaj nie tak. Jestem pewna, że przeczesałam statek od góry do dołu, zajrzałam w najmniejsze zakamarki i nikogo nie znalazłam.
To jest niemożliwe, by Hassun jakimś cudem tutaj był.
– Jasmin?
Otwieram szeroko oczy. Unoszę głowę i ponad ramieniem Hassuna widzę...
– O mój Boże...
Pragnę wyrwać się z ramion Hassuna, ale trzyma mnie mocno.
– Co ty robisz? Puść mnie – żądam, powoli zaczynając się wyrywać.
– Nie mogę cię puścić.
– O czym ty mówisz? W tej chwili mnie zostaw!
Przerażona rzucam się na boki.
– Co się z tobą dzieje?!
– Będzie ci lepiej ze mną. Ja o ciebie dbam. Zależy mi na tobie.
– Co?
– Zostań ze mną.
Zerkam na Arnara, który wyciąga do mnie rękę. Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, pełnym zarazem zrozumienia i miłości. Nie mam wątpliwości, że to jego powinnam wybrać.
Poza tym, co to za pytanie "z kim zostać?". Oczywiście, że zawsze wybiorę jego.
– To zawsze będziesz ty – mówię do Arnara.
Ramiona Hassuna rozluźniają się jakby zrozumiał, że nie ma już szans. Jakby wreszcie zrozumiał, że to Arnar jest moją jedyną miłością. Że nigdy nie wybiorę nikogo innego.
Bez zastanowienia wyrywam się i idę w stronę Arnara. Ostatni raz odwracam się do Hassuna. Jest przerażająco smutny. Tak smutny, że smutniejszym chyba być nie można. Żal mi się go robi i już mam do niego podejść i pocieszyć. Przeprosić za moje ostre, dobitne słowa. Powiedzieć, że jest świetnym facetem i że znajdzie sobie kogoś nowego.
Jednak ostatecznie nie robię nic. Łapię dłoń Arnara i patrzę mu w oczy.
– Ty i tylko ty – mówię, kładąc głowę między jego obojczykiem a ramieniem. Obejmuje mnie sprawiając, że przyjemne ciepło jego ciała rozchodzi się na moje.
– Chodź.
Prowadzi mnie do burty i pokazuje znajdującą się na morzu szalupę.
– Zabiorę cię stąd – mówi, pomagając mi wejść na drewnianą drabinkę.
Zerkam na niego.
– Zostawimy Hassuna?
W jego oczach widzę przebłyski gniewu i zazdrości.
– Jak chcesz to zostań tu z nim. Ja cię stąd zabiorę, a on cię tu zatrzyma, na tym statku, w tym miejscu. Więc jak chcesz to biegnij do niego, ale ja więcej nie wrócę.
Patrzę na niego pełna pytań. O jakim miejscu mowa? Skąd Arnar chce mnie zabrać?
Jednak nie zastanawiam się dłużej i mówię:
– Ufam ci.
I tak naprawdę jest.
Staję na chwiejnej łódce i staram się pomóc schodzącemu Arnarowi. Siadamy po przeciwnych stronach tak, że patrzymy sobie w oczy. Arnar chwyta za wiosła i odpływamy od statku, na którym zostaje Hassun, wyglądający nas z oczami pełnymi żalu i rozpaczy.
Przygryzam wargę, zastanawiając się czy dobrze zrobiłam. Jednak wiem, że wybór był dobry i jedyny możliwy. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym na zawsze zrezygnować z miłości do Arnara.
Hassun to tylko przyjaciel. Arnar to miłość mojego życia.
– Musisz się obudzić – mówi nagle Arnar, patrząc na mnie intensywnie.
– Co? Przecież nie śpię – odpowiadam nerwowo zastanawiając się, co ma na myśli.
– Musisz się obudzić. Natychmiast.
– Arnar, zaczynasz mnie przerażać.
– Ty śpisz. Jasmin, to tylko sen. Ale musisz już się obudzić.
– O czym ty mówisz? Chyba wiem kiedy śnię, a kiedy nie...
Arnar patrzy na mnie wyczekująco.
– Nawet jeśli byłby to sen, nie zamierzam się z niego budzić. Jestem szczęśliwa tu, gdzie jestem. Z tobą.
– Wiem, ale to nie dzieje się naprawdę. Musisz się obudzić. Inaczej umrzesz i mimo, że spędzisz ze mną szczęśliwie czas tutaj, to w rzeczywistości Arnar będzie zrozpaczony. Musisz się obudzić. Dla niego. Nie dla mnie.
Otwieram i zamykam usta, by coś powiedzieć.
– Nie zastanawiaj się. Obudź się...
Sceneria gaśnie niczym świeca. Jakby słońce przestało świecić. Wszystko pogrążone jest w ciemności.
– Dobrze zrobiłaś...
***
Budzę się z krzykiem zrozpaczona, że nie zostałam z Arnarem dłużej.
U mojego boku siedzi Hassun przez co prawie wydaję z siebie drugi krzyk, przypominając sobie jego zapalczywość. Odsuwam się od niego mając wrażenie, że zdradzam Arnara siedząc tak blisko niego. Odgarniam włosy z twarzy.
– Jesteś cała – mówiąc to oddycha z ulgą.
– C-co się stało? – pytam nadal roztrzęsiona snem i jego obecnością tutaj, u mego boku.
– Zagorączkowałaś. Długo byłaś nieprzytomna.
– Jak długo?
– Kilka dni.
Jestem przerażona, że tyle czasu minęło. Mam wrażenie jakbym chwilę temu wychylała się za burtę, wypatrując Arnara, zastanawiając się, czy u niego wszystko w porządku i czy mnie odnajdzie.
– Czy Aranar...?
Z twarzy Hassuna schodzi uśmiech. Kręci głową, mówiąc cicho:
– Nie, nie było po nim słuchu.
Zrezygnowana opadam na poduszki.
Nie powinnam się wybudzać. Tam przynajmniej miałam Arnara...
– Wiesz... Kiedyś... jak byliśmy dziećmi... – Przerywa i zerka na mnie nagle zawstydzony, że zaczął cokolwiek mówić. – Kiedyś to my mieliśmy być razem.
Mrugam kilka razy.
– Że co proszę?
– Miałaś być moją żoną, a nie jego.
**********************
Dziękuję za 25 tysięcy wyświetleń, 4 tysiące gwiazdeczek i komentarze. Dziękuję Wam też za cierpliwość. Jesteście najlepszymi czytelnikami na świecie 😍😍😍
I co sądzicie? Po tak długiej przerwie wreszcie pojawia się rozdział i mam nadzieję, że wzbudza jeszcze więcej pytań.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro