Powrót do domu
Przepraszam za tak duże opóźnienia, ale Wattpad się zbuntował :(
Miłego czytania :*
*********************
Po przekazaniu listu w ręce Mel, czuję wielką ulgę i siłę.
Czuję, że nagle mogę zdziałać więcej. Ruszyć się z miejsca. Wreszcie zacząć walczyć.
To uczucie władzy sprawia, że zaczynam się uśmiechać.
Poprawiam się na krześle i zaczynam myśleć.
Pierwszą rzeczą, którą muszę zrobić jest ułaskawienie Ernesta. Mimo, że jest pod moją opieką nie może pod nią pozostać do końca życia. Ale jak udowodnić jego niewinność? Wszystkie dowody są przeciwko niemu. Musiałabym uzyskać zeznania świadków... Ale to jest martwy punkt...Ernesto przecież nic nie pamięta... Jednak trzeba spróbować. Muszę wynająć szpiega... Sama nie wyjdę z pałacu, choć z chęcią złapałabym winnych.Jednak wychodzenie z pałacu jest niebezpieczne. Nie narażę siebie na ataki ze strony Stowarzyszenia. Muszę być ostrożna, by przeżyć.
Drugą rzeczą jest bezpieczeństwo Mel. Muszę chronić jej rodzinę i nią samą, bo to przeze mnie jest w takiej, a nie innej sytuacji. Victor musi być złapany, bo przysporzył nam już i tak zbyt wiele zmartwień i cierpień.
Trzecią rzeczą jest bal. Wcześniej traktowałam go jako przymus. Coś na co nie miałam najmniejszej ochoty. Teraz jednak wiem, że jest to idealny moment na nawiązywanie stosunków międzynarodowych, które przydadzą mi się, gdy już odzyskam królestwo. Dzięki temu uroczystemu wydarzeniu zdobędę przyjaciół, ukażę swoją pozycję jako nowej królowej i będę musiała zyskać poparcie większości królestw. Muszę wypaść jak najlepiej. Wykonywać polecenia i słuchać rad Elizy. Starać w każdym aspekcie, by ostatecznie wypaść niczym rodzona i idealna królowa.
Czwartą rzeczą jest... podróż do mojego kraju. Nie mogę dłużej żyć we Włoszech. Mam swój kraj, który potrzebuje mojej opieki i odbudowy. Nie zamierzam pozostawić państwa, rządzonego przez rodziców. Ludzie muszą wiedzieć, że nie jestem tchórzem, który siedzi w innym państwie i w ogóle nie przejmuje się ich losem. Jesteśmy w tym razem. Nie mogą o tym zapomnieć.
Będę królową, której potrzebują.
***
– Musisz nauczyć mnie wszystkiego, co wiesz. Jak rozmawiać, jak zawierać sojusze, jak tańczyć, zachowywać się. Muszę wypaść idealnie – oznajmiam, wchodząc do salonu, w którym przebywa Eliza.
Zerka na mnie znad listu i lekko się uśmiecha.
– Nagle ci na tym zależy?
Wytrzymuję jej spojrzenie, ukazując swoją determinację.
– Teraz się zastanawiam, co się zmieniło... – odpowiada, wracając do czytania listu.
– Po prostu wiem, że muszę to opanować najszybciej jak to możliwe – oznajmiam wymijająco.
Podchodzę do niej.
– Proszę tylko o to.
Unosi brew.
– Nie musisz mnie o to prosić. To moja powinność.
Kiwam głową, czując ulgę.
– Jednak teraz będę sobie zaprzątać głowę tą nagłą zmianą.
Wzruszam ramionami, gdyż nie chcę się tłumaczyć.
Wolę chwilowo wszystko zachować dla siebie aż zaplanuję swój powrót do... domu.
***
– Musisz się skoncentrować na krokach!
Wściekłość już we mnie wzbiera od dłuższego czasu i tylko zastanawiam się, kiedy wybuchnę krzykiem.
Jak na złość los podarował mi Aarona jako nauczyciela tańca. Królowa bardzo zachwalała swojego syna, a dla mnie jest skończonym idiotą i na pewno nie potrafi uczyć tańca. Ciągle na mnie krzyczy, krytykuje. Nie usłyszałam od niego ani jednej pochwały, a to jest niemożliwe, żebym była aż tak beznadziejna. Potrafię tańczyć tradycyjne, włoskie tańce, a zwykłych towarzyskich nie umiem opanować? Coś tutaj musi być nie tak.
– Po raz kolejny powtarzam ci, żebyś nie robiła tak małych kroków, bo tracisz rytm. Ten krok ma być dłuższy. Masz sunąć po tym parkiecie, a nie stąpać w jednym miejscu jak ptak. To jest walc!
– Powtarzasz to już któryś raz. Myślisz, że cię nie słyszę? – drwię z niego, spoglądając pod nogi.
– Najwyraźniej jesteś głucha, bo wszystko robisz źle.
Mrużę oczy ze złości i specjalnie, z całej siły staję mu obcasem na stopie.
Od razu zwija się z bólu i wrzeszczy:
– Uważaj no trochę. Przez ciebie spuchnie mi stopa do wielkości balona.
– Biedactwo – mamroczę pod nosem zadowolona.
– Przerwa. Piętnaście minut. Muszę przyłożyć lód do stóp!
Przewracam oczami.
– Jak chcesz to sam ją ucz! Tylko uważaj na stopy! – woła Aaron, wychodząc za drzwi.
Odwracam się ciekawa, do kogo się odezwał.
– Proszę, proszę... Katujesz swojego nauczyciela. Nie ładnie – drwi Arnar, opierający się o framugę drzwi.
– Ja? Skądże! Jak bym śmiała? – Uśmiecham się lekko. – Ja wprost uwielbiam swojego nauczyciela!
Arnar śmieje się po nosem.
– A więc... – zaczynam, podchodząc do niego – panie Arnarze, cóż cię tu sprowadza w tak piękny dzień?
– Ah panno Jasmin, nie mogę wytrzymać ani jednej chwili naszej rozłąki. Czy uczyniłaby mi pani ten zaszczyt i ze mną zatańczyła? – pyta wydumanym głosem i kłania się lekko.
– Ależ panie Arnarze, cóż to za niestosowność wyrażać swoje uczucia w tak małym gronie!
– Tylko tak jestem w stanie pani wszystko wyjawić i otworzyć moje serce. W większym gronie nie zniósłbym tych wszystkich oczu skierowanych na mnie i na panią, kiedy bym wyjawiał to co czuję. Czy rozumie pani o czym mówię?
Staram się wyglądać zarazem na wstrząśniętą, zaskoczoną i szczęśliwą.
– Och, panie Arnarze, aż nadto! – wykrzykując to przysuwam się do niego. – Za chwilę omdleję w pańskich ramionach.
W tym momencie oboje wybuchamy głośnym śmiechem.
– Niezła z ciebie aktorzyna – oznajmia Arnar.
– Z ciebie również.
– To co? Zatańczysz?
– Z wielką chęcią.
Wyciąga dłoń, a ja z uśmiechem kładę na niej swoje palce. Prowadzi mnie na środek wielkiej sali balowej, która pomieściłaby ze sto osób jak nie więcej. Płytki są marmurowe w kolorze jasnego beżu i bieli. Wysokie okna zdobią ciężkie kremowe kotary, a ściany – złote freski. Sala jest pusta.
– Wiesz wydaje mi się, że nie jesteś taka zła – oznajmia, przyjmując podstawową pozycję. Kładzie dłoń na mojej talii, zaciska dłoń na mojej.
– To się jeszcze okaże.
Umieszczam swoja dłoń na jego ramieniu.
– Umiejętności zależą od nauczyciela – odpowiada z błyskiem w oku i w tym samym momencie mocno przyciąga do siebie.
– Ah, właśnie widzę.
Uśmiecha się łobuzersko, na co ja przewracam oczami.
– Zapewniam, że teraz będzie łatwiej.
– Domyślam się.
Unoszę na niego oczy.
– Policzę do trzech. – Przerywa. – Raz, dwa i trzy.
Rusza do przodu, a ja do tyłu. Na początku poruszamy się po idealnym kwadracie. Kilka razy powtarzamy te same ruchy. Dopiero po jakimś czasie Arnar zaczyna robić troszkę dłuższe kroki i tym samym obracając się o kilka stopni. Staram się poddać jego ruchom. Wyczuć jego ciało i to jak się porusza, by móc przewidzieć jego następny krok.
Mija niecała minuta, a ja już nie patrzę pod nogi tylko w oczy Arnarowi.
Obraca mną kilka razy, ze dwa unosi mnie nad głową na idealnie prostych, silnych ramionach. Czasem wypuszcza na długość swojego ramienia, a ja wtedy wracam w jego objęcia w obrocie.
– Nie wiem, na co tak bardzo narzekał Aaron. Przecież tańczysz idealnie – mówi z uśmiechem.
– To wszystko dzięki partnerowi – odpowiadam i delikatnie całuję go w usta, przez co nie potrafi utrzymać rytmu i nogi mu się plączą.
Śmieję się radośnie i ponownie go całuję.
W końcu Arnar zatrzymuje się w miejscu, a ja wpadam w jego ramiona. Bierze moje policzki w obie dłonie i kciukami delikatnie przebiega po skórze.
– Kocham cię.
Uśmiecham się delikatnie.
– Ja też. Najmocniej na świecie.
Na jego policzkach pojawiają się rumieńce.
– Sono l'uomo più felice del mondo con voi.*
***
– Jest gotowa – oznajmia Arnar. – Swoimi umiejętnościami zwaliłaby z nóg nawet króla Wielkiej Brytanii, a wszyscy wiemy jak dobrze tańczy.
– Nie powiedziałbym tego – odpowiada naburmuszony Aaron. – Przez nią mam sine palce.
– Jaki partner, taki taniec – odgryzam się, a on zaciska szczęki, ale nic nie mówi.
Królowa śmieje się pod nosem z naszych docinek.
– Jeśli Arnar mówi, że jest gotowa to nie może być lepiej – oznajmia. Wstaje i podchodzi do nas. – Cieszę się, że tak dobrze poszło. Teraz będziemy mogły ruszyć dalej. – Zerka na Arnara. – Ułóż sobie włosy i... – przerywa spoglądając najpierw na mnie, a potem wraca wzrokiem do chłopaka – masz szminkę na ustach.
Eliza śmieje się na moje osłupienie i zakłopotanie. Arnar nie wygląda lepiej ode mnie – cały nagle blednie, by następnie zaczerwienić się jak burak.
– Boże, wy dzieciaki macie mnie za jakąś świętoszkę – odpowiada, chichocząc pod nosem.
Spoglądam na Arnara, a on tylko wzrusza ramionami z rozbawieniem.
– Zostawię was samych – oznajmia i zamierza wyjść.
– Elizo? – zwracam się do niej, a ta się odwraca.
– Tak?
– Po balu wracam do domu. Wracam do Środkowego Królestwa.
*Jestem z tobą najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
*********************
Dziękuję za 12,5 tysiąca odsłon, prawie 2 tysiące gwiazdek i tyle komentarzy :*****
No no, i jak Wam się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro