Pójdę z tobą na koniec świata
Krótki, ale mam nadzieję, że już nie będzie wątpliwości, co do Arnara i Jasmin...
Miłego czytania, już więcej nie spoileruje ;) :****
**********************
Tak bardzo przejmuję się moimi ostatnimi uczuciami i tym, co powiedziałam, że kiedy przekraczamy bramę pałacu, wpadam w ramiona Arnara.
Mocno go ściskam, prawie dusząc.
– Przepraszam. Nie chciałam tego mówić. Nie chcę cię zostawić – mówię potokiem słów i tak naprawdę bredzę coś pod nosem.
– Już, już. Wiem, że byś mnie nie zostawiła – odpowiada, ale nadal czuję między nami pewien dystans, nawet gdy odwzajemnia uścisk.
Odsuwam się od niego czując, że popsułam wszystko co pomiędzy nami było. Zmieszana i przejęta wlepiam wzrok w ziemię.
Jak ja to mogłam zrobić? Tak go potraktować?
Tysiąc myśli przebiega mi przez głowę, a ich tępo zwalnia, kiedy Arnar dotyka mojej dłoni palcami. Wpasowuje swoją dłoń w moją i zaciska palce.
Z radości moje serce przyspiesza i unoszę z nadzieją na niego oczy.
Jego wzrok łagodnieje, a na ustach pojawia się delikatny uśmiech, dzięki któremu robi mi się ciepło na sercu.
Dziękuję Wam, Bogowie, za takiego niezwykłego chłopaka, który przebaczy mi wszystkie błędy, myślę.
Patrzę mu w oczy, a w moim brzuchu pojawia się uczucie jakby tysiąc motyli nagle zerwało się do lotu. Uśmiecham się i z radością wskakuję mu w ramiona. Otaczam jego biodra nogami i mocno przytulam.
– Kocham cię...
Jego dłonie zaciskają się na mojej talii i całuje mnie w policzek.
Zerkam na Hassuna, który tylko się uśmiecha i układa usta w słowa: „A nie mówiłem?". Kręcę delikatnie głową z niedowierzaniem, ale potem z wdzięcznością ją schylam.
Widząc, że mój towarzysz czuje się nieswojo patrząc na nas, schodzę z Arnara. Odwracam go w stronę przybysza.
– To jest Hassun – przedstawiam gościa.
Arnar patrzy na mnie pytająco.
– To wódz i mój przyszły doradca.
Mężczyzna jest lekko zdziwiony nowym tytułem, ale kłania się przed Arnarem z szacunkiem.
– Będzie moim gościem póki nie wyjedziemy... No i oczywiście jak Eliza się zgodzi.
Wiem, że Arnar chce coś powiedzieć, ale gryzie się w język i mówi:
– Witamy w naszych progach.
***
– Jasmin, musimy porozmawiać – oznajmia Arnar, kiedy już odprowadziliśmy gościa do pokoju.
– O czym? – pytam, zerkając na niego.
– O tym wszystkim – mówiąc to zatacza koło ręką. – Ufasz mu?
– Tak.
– Skąd możesz mieć pewność, że nie jest zdrajcą? – pyta, a ja zaciskam zęby.
– Nie mogę mieć tej pewności. Nigdy nie mogę jej mieć. – Przerywam. – Moja własna przyjaciółka była zdrajczynią, a znałam ją od paru miesięcy. Nie ma znaczenia to, czy kogoś znam kilka miesięcy, czy kilka godzin. A uwierz mi, nie zamierzam sprawdzać każdego, kto ze mną rozmawia, czy ma kontakt ze Stowarzyszeniem. Nie popadajmy w paranoję.
– To niebezpieczne.
– Arnarze, nie zamierzam siedzieć i tchórzyć na każdy szelest liści. Muszę działać, bo inaczej oni wygrają, a nie zamierzam na to pozwolić – odpowiadam zacięcie.
– A twój wyjazd? To szaleństwo! – wykrzykuje, wyrzucając ramiona w górę.
– Szaleństwem byłoby zostać tutaj – odpowiadam, a jego usta ściskają się w prostą kreskę. – Musisz we mnie uwierzyć.
Milczy, mierząc mnie wzrokiem.
– Posłuchaj – zaczynam, patrząc mu w oczy. – Wiem, że się martwisz – mówiąc to sięgam dłonią do jego policzka. – Gdybyś się nie martwił oznaczałoby to, że mnie nie kochasz. A wiem, że to nieprawda. – Delikatnie głaszczę jego policzek. – Dlatego postanowiłam, żebyś pojechał ze mną. – Widzę jak jego oczy się rozszerzają w zdziwieniu. – Będziesz miał na mnie oko i chronił jeśli będzie to potrzebne. – Całuję go w czoło. – Daj mi znać, kiedy się zdecydujesz.
Odwracam się z zamiarem odejścia, ale jego dłoń zaciska się na moim nadgarstku.
–Już zdecydowałem.
– A więc? – pytam, patrząc na niego.
– Pójdę z tobą nawet na koniec świata.
***
Budzę się koło północy.
Arnar leży obok mnie, a jego klatka piersiowa unosi się przy spokojnym oddychaniu. Jego włosy rozrzucone są na całej twarzy i mam ochotę odsunąć niektóre kosmyki, które wpadają mu w oczy. Jego dłoń leży niedaleko mojej głowy, a jego palce niemal dotykają mojego policzka.
Pragnę dotknąć jego twarzy, jednak się powstrzymuję.
Zwinnie i bez żadnego szmeru wychodzę z łóżka. Sprawdzam tylko, czy chłopak się nie obudził.
Nadal śpi jak suseł.
Na boso przebiegam cichutko do drzwi. Delikatnie naciskam klamkę, która z lekkim szczęknięciem ustępuje. Wychodzę na korytarz i zmierzam na dwór.
Kilku strażników patrzy się na mnie ze zdziwieniem, ale o nic nie pytają tylko schylają głowy w pozdrowieniu.
Docieram do pokoi strażników. Pukam dwa razy w dobrze znane mi drzwi.
Po kilku sekundach w progu staje Emiliano.
– Jasmin... to znaczy... Wasza Wysokość... co tutaj robisz?
– Mam do ciebie ogromną prośbę – odpowiadam, obejmując się w pasie ramionami.
Mam na sobie cienką, krótką koszulę, a noc nie jest zbyt ciepła. Wieje lekki, ale zimny wiatr.
– W takim razie wejdź.
Przepuszcza mnie w progu i zamyka drzwi.
– O co chodzi?
– O Ernesta i Mel – oznajmiam, patrząc mu w oczy. – Kiedy wyjadę, muszę mieć pewność, że oni oraz ich rodziny są bezpieczni. Więc proszę cię o przysługę. – Emiliano cierpliwie słucha i mi nie przerywa. – Czy znasz jakiegoś godnego zaufania szpiega?
– Szpiega? – powtarza zdziwiony. Chyba nie tego się spodziewał. – Wasza Wysokość, ale po co ci szpieg?
– Aby znieść oskarżenia jakie postawiono Ernesto, muszę mieć dowody. Chwilowo ich brak, więc potrzebuję kogoś kto się tym zajmie. A zadanie musi być wykonane do balu.
Kiwa głową.
– Znam kogoś. Załatwi to w dwa tygodnie.
– Świetnie. – Przerywam. – A co do Mel... Ktoś zaufany musi pilnować domu jej bliskich. Nie chcę, by coś złego się im stało kiedy wyjadę. Zamierzam ją ze sobą zabrać i nie chcę się obwiniać o takie niedociągnięcia.
– To też da się załatwić.
– Sowicie ci to wynagrodzę. Tak samo tym mężczyznom. Przypilnuj, żeby robota była wykonana precyzyjnie. Mam nadzieję, że nie dopuścisz do żadnego błędu.
***
Wślizguję się do łóżka i przykrywam się kołdrą po szyję. Zmarzłam na zewnątrz i teraz pragnę się tylko rozgrzać. Jeszcze chwilę drżę i po jakimś czasie przechodzi mnie fala ciepła.
– Masz zimne stopy – mamrocze sennie Arnar.
– Przepraszam – odpowiadam i lekko się odsuwam, by nie zabierać mu ciepła.
– Chodź tu – mówiąc to rozkłada ramiona. – Ogrzeję cię.
Przysuwam się do niego i od razu czuję się lepiej.
Nie śpię jeszcze przez jakiś czas, ciesząc się jego ciepłym ciałem i rozmyślając o niedawnym spotkaniu z Emiliano.
Denerwuję się.
Przecież muszę poświęcić życie Ernesta i Mel obcym osobom... Mam ogromną nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.
*******************************
Dziękuję za 15 tysięcy wyświetleń, tyle komentarzy i 2,4 tysiące wyświetleń. :****
Zbliża się bal ^^ Mam nadzieję, że nie możecie się doczekać :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro