Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pójdę z tobą na koniec świata

Krótki, ale mam nadzieję, że już nie będzie wątpliwości, co do Arnara i Jasmin...

Miłego czytania, już więcej nie spoileruje ;) :****

**********************

Tak bardzo przejmuję się moimi ostatnimi uczuciami i tym, co powiedziałam, że kiedy przekraczamy bramę pałacu, wpadam w ramiona Arnara.

Mocno go ściskam, prawie dusząc.

– Przepraszam. Nie chciałam tego mówić. Nie chcę cię zostawić – mówię potokiem słów i tak naprawdę bredzę coś pod nosem.

– Już, już. Wiem, że byś mnie nie zostawiła – odpowiada, ale nadal czuję między nami pewien dystans, nawet gdy odwzajemnia uścisk.

Odsuwam się od niego czując, że popsułam wszystko co pomiędzy nami było. Zmieszana i przejęta wlepiam wzrok w ziemię.

Jak ja to mogłam zrobić? Tak go potraktować?

Tysiąc myśli przebiega mi przez głowę, a ich tępo zwalnia, kiedy Arnar dotyka mojej dłoni palcami. Wpasowuje swoją dłoń w moją i zaciska palce.

Z radości moje serce przyspiesza i unoszę z nadzieją na niego oczy.

Jego wzrok łagodnieje, a na ustach pojawia się delikatny uśmiech, dzięki któremu robi mi się ciepło na sercu.

Dziękuję Wam, Bogowie, za takiego niezwykłego chłopaka, który przebaczy mi wszystkie błędy, myślę. 

Patrzę mu w oczy, a w moim brzuchu pojawia się uczucie jakby tysiąc motyli nagle zerwało się do lotu. Uśmiecham się i z radością wskakuję mu w ramiona. Otaczam jego biodra nogami i mocno przytulam.

– Kocham cię...

Jego dłonie zaciskają się na mojej talii i całuje mnie w policzek.

Zerkam na Hassuna, który tylko się uśmiecha i układa usta w słowa: „A nie mówiłem?". Kręcę delikatnie głową z niedowierzaniem, ale potem z wdzięcznością ją schylam.

Widząc, że mój towarzysz czuje się nieswojo patrząc na nas, schodzę z Arnara. Odwracam go w stronę przybysza.

– To jest Hassun – przedstawiam gościa.

Arnar patrzy na mnie pytająco.

– To wódz i mój przyszły doradca.

Mężczyzna jest lekko zdziwiony nowym tytułem, ale kłania się przed Arnarem z szacunkiem.

– Będzie moim gościem póki nie wyjedziemy... No i oczywiście jak Eliza się zgodzi.

Wiem, że Arnar chce coś powiedzieć, ale gryzie się w język i mówi:

– Witamy w naszych progach.

***

– Jasmin, musimy porozmawiać – oznajmia Arnar, kiedy już odprowadziliśmy gościa do pokoju.

– O czym? – pytam, zerkając na niego.

– O tym wszystkim – mówiąc to zatacza koło ręką. – Ufasz mu?

– Tak.

– Skąd możesz mieć pewność, że nie jest zdrajcą? – pyta, a ja zaciskam zęby.

– Nie mogę mieć tej pewności. Nigdy nie mogę jej mieć. – Przerywam. – Moja własna przyjaciółka była zdrajczynią, a znałam ją od paru miesięcy. Nie ma znaczenia to, czy kogoś znam kilka miesięcy, czy kilka godzin. A uwierz mi, nie zamierzam sprawdzać każdego, kto ze mną rozmawia, czy ma kontakt ze Stowarzyszeniem. Nie popadajmy w paranoję.

– To niebezpieczne.

– Arnarze, nie zamierzam siedzieć i tchórzyć na każdy szelest liści. Muszę działać, bo inaczej oni wygrają, a nie zamierzam na to pozwolić – odpowiadam zacięcie.

– A twój wyjazd? To szaleństwo! – wykrzykuje, wyrzucając ramiona w górę.   

– Szaleństwem byłoby zostać tutaj – odpowiadam, a jego usta ściskają się w prostą kreskę. – Musisz we mnie uwierzyć.

Milczy, mierząc mnie wzrokiem.

– Posłuchaj – zaczynam, patrząc mu w oczy. – Wiem, że się martwisz – mówiąc to sięgam dłonią do jego policzka. – Gdybyś się nie martwił oznaczałoby to, że mnie nie kochasz. A wiem, że to nieprawda. – Delikatnie głaszczę jego policzek. – Dlatego postanowiłam, żebyś pojechał ze mną. – Widzę jak jego oczy się rozszerzają w zdziwieniu. – Będziesz miał na mnie oko i chronił jeśli będzie to potrzebne. – Całuję go w czoło. – Daj mi znać, kiedy się zdecydujesz.

Odwracam się z zamiarem odejścia, ale jego dłoń zaciska się na moim nadgarstku.

–Już zdecydowałem.    

– A więc? – pytam, patrząc na niego.

– Pójdę z tobą nawet na koniec świata.

***

Budzę się koło północy.

Arnar leży obok mnie, a jego klatka piersiowa unosi się przy spokojnym oddychaniu. Jego włosy rozrzucone są na całej twarzy i mam ochotę odsunąć niektóre kosmyki, które wpadają mu w oczy. Jego dłoń leży niedaleko mojej głowy, a jego palce niemal dotykają mojego policzka.

Pragnę dotknąć jego twarzy, jednak się powstrzymuję.

Zwinnie i bez żadnego szmeru wychodzę z łóżka. Sprawdzam tylko, czy chłopak się nie obudził.

Nadal śpi jak suseł.

Na boso przebiegam cichutko do drzwi. Delikatnie naciskam klamkę, która z lekkim szczęknięciem ustępuje. Wychodzę na korytarz i zmierzam na dwór.

Kilku strażników patrzy się na mnie ze zdziwieniem, ale o nic nie pytają tylko schylają głowy w pozdrowieniu.    

Docieram do pokoi strażników. Pukam dwa razy w dobrze znane mi drzwi.

Po kilku sekundach w progu staje Emiliano.

– Jasmin... to znaczy... Wasza Wysokość... co tutaj robisz?

– Mam do ciebie ogromną prośbę – odpowiadam, obejmując się w pasie ramionami.

Mam na sobie cienką, krótką koszulę, a noc nie jest zbyt ciepła. Wieje lekki, ale zimny wiatr.

– W takim razie wejdź.    

Przepuszcza mnie w progu i zamyka drzwi.

– O co chodzi?

– O Ernesta i Mel – oznajmiam, patrząc mu w oczy. – Kiedy wyjadę, muszę mieć pewność, że oni oraz ich rodziny są bezpieczni. Więc proszę cię o przysługę. – Emiliano cierpliwie słucha i mi nie przerywa. – Czy znasz jakiegoś godnego zaufania szpiega?

– Szpiega? – powtarza zdziwiony. Chyba nie tego się spodziewał. – Wasza Wysokość, ale po co ci szpieg?

– Aby znieść oskarżenia jakie postawiono Ernesto, muszę mieć dowody. Chwilowo ich brak, więc potrzebuję kogoś kto się tym zajmie. A zadanie musi być wykonane do balu.

Kiwa głową.

– Znam kogoś. Załatwi to w dwa tygodnie.

– Świetnie. – Przerywam. – A co do Mel... Ktoś zaufany musi pilnować domu jej bliskich. Nie chcę, by coś złego się im stało kiedy wyjadę. Zamierzam ją ze sobą zabrać i nie chcę się obwiniać o takie niedociągnięcia.

– To też da się załatwić.

– Sowicie ci to wynagrodzę. Tak samo tym mężczyznom. Przypilnuj, żeby robota była wykonana precyzyjnie. Mam nadzieję, że nie dopuścisz do żadnego błędu.

***

Wślizguję się do łóżka i przykrywam się kołdrą po szyję. Zmarzłam na zewnątrz i teraz pragnę się tylko rozgrzać. Jeszcze chwilę drżę i po jakimś czasie przechodzi mnie fala ciepła.

– Masz zimne stopy – mamrocze sennie Arnar.

– Przepraszam – odpowiadam i lekko się odsuwam, by nie zabierać mu ciepła.

– Chodź tu – mówiąc to rozkłada ramiona. – Ogrzeję cię.

Przysuwam się do niego i od razu czuję się lepiej.

Nie śpię jeszcze przez jakiś czas, ciesząc się jego ciepłym ciałem i rozmyślając o niedawnym spotkaniu z Emiliano.

Denerwuję się.

Przecież muszę poświęcić życie Ernesta i Mel obcym osobom... Mam ogromną nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.  

*******************************

Dziękuję za 15 tysięcy wyświetleń, tyle komentarzy i 2,4 tysiące wyświetleń. :****

Zbliża się bal ^^ Mam nadzieję, że nie możecie się doczekać :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro