Otwórz oczy
Krócej niż ostatnio, ale tak musiało być :* Więc dlatego dzień wcześniej publikuje :*
Miłego czytania :D
******************************
https://youtu.be/9GPt1V89u24
Trzymam ją za rękę.
Jest blada. Po jej czole płyną krople potu. Oddycha nierówno. Czasami zastanawiam się, czy w ogóle oddycha. Wiele razy spoglądam na jej klatkę piersiową, by mieć pewność, że się unosi.
Ściskam jej bezwładną dłoń jak ostatnią deskę ratunku. Jestem tak załamany, że nie wiem, co ze sobą począć. Wiem tylko tyle, że nie mogę jej opuścić.
Nie śpię, a nawet jeśli to przy niej. Jem bardzo mało. Nie przebrałem się nawet od kolacji, a już jest następny dzień. Następny wieczór.
I tak ten czas mija, a jej stan jest coraz gorszy.
Pokojówka i zarazem jej przyjaciółka uwija się przy niej jak mrówka. To poprawi jej poduszkę, to wytrze pot z czoła, to ją wyżej przykryje kołdrą. Nie może usiąść, odpocząć.
Rzadko zostawia nas samych, a jeśli już to wychodzi tylko na chwilę po czyste kompresy.
Wtedy i tylko wtedy pozwalam sobie na chwilę słabości i pozwalam łzom spłynąć po moich policzkach. Potem szybko je wycieram, żeby nikt nie zauważył.
Myślę tylko o jednym... Że nie mogę jej stracić.
***
Od czasu do czasu zjawia się Nancy. Przez chwilę dogląda Jasmin, siada przy niej i tak jak ja przygląda się jej klatce piersiowej. Zawsze unosi się delikatnie. Po kilku minutach wstaje i wychodzi tłumacząc, że nie chce robić zbędnego tłoku i napięcia, co tylko by zaszkodziło chorej.
Czasem i ja przekonuję siebie samego, że tłumaczenie Nancy jest dość logiczne i na kilka minut zostawiam Jasmin samą. Przez cały ten czas zamartwiam się o nią i wchodzę w tę i z powrotem, ale moja wola jest silna i nie wchodzę do pokoju. W tym czasie mam szansę zająć się sobą – coś zjeść, wykąpać się i przebrać. Potem znów wracam do jej pokoju i zasypiam obok niej, budząc się niemal co pięć minut i sprawdzając, czy przypadkiem się nie obudziła.
Jeszcze się nie budzi.
Mówię wtedy do niej w myślach:
W porządku. Najwyraźniej jeszcze musisz trochę pospać.
I znów zasypiam, by ponownie zrobić to samo.
I tak w kółko, i w kółko.
***
– Jasmin!
Ktoś wpada z impetem do pokoju. Zrywam się na równe nogi jakby się paliło. Taki hałas zerwałby z łóżka nawet śpiącą królewnę...
Niestety mojej śpiącej królewny nie zbudził...
– Co, do jasnej cholery?!
Przed oczami widzę najbliższego przyjaciela Jasmin, Ernesta. Tuż za nim do pokoju wkraczają strażnicy. Ich zbroja robi taki harmider, że mam wrażenie, że wyjdę z siebie.
– Mieliście go trzymać pod kluczem – warczę niezadowolony. – I lepiej nie testujcie mojego spokoju.
– Ależ panie... On... nam uciekł.
Patrzę na nich ja na idiotów i prawie śmieję im się w twarz.
– Przecież to dzieciak! A wy macie broń!
Strażnicy wyglądają na lekko zdenerwowanych i przy okazji niepewnych.
– On jest sprytny, panie. Jak ta dziewczyna.
Wpatruję się przez chwilę w śpiącą Jasmin. Ernesto już jest przy niej i gładzi jej dłoń z taką czułością, że aż robię się zazdrosny.
– Poczekajcie za drzwiami – zwracam się do strażników, którzy pospiesznie się cofają, robiąc jeszcze więcej hałasu niż wcześniej.
Wzdycham zirytowany i podchodzę do łóżka. Patrzę przez chwilę na chłopaka.
– Musisz dać jej odpocząć – oznajmiam chłodnym tonem.
Chłopak udaje, że mnie nie słyszy i nie opuszcza miejsca przy jej boku. Gniew mnie ogarnia i podchodzę do niego. Kładę mu dłoń na ramieniu i powtarzam:
– Ona potrzebuje odpoczynku.
Na chwilę przenosi wzrok na mnie i mówi:
– Gdybyś pozwolił mi ją częściej widywać, nie siedziałbym tu tak długo.
Zaciskam zęby.
– Nie możemy cię od tak wypuszczać, kiedy ci się żywnie podoba.
– Powinieneś chociaż przekazać mi informację, że ona umiera – oznajmia zły.
Kilka razy słyszę w głowie wyraz „umiera"... Nie, to niemożliwe.
– Ona nie umiera – mówię pewny siebie.
Ernesto spogląda na mnie jakby z politowaniem.
– Jeśli wszyscy dookoła uważacie, że ona wyzdrowieje jesteście w błędzie. Spędzałem czas na ulicy i wiem, czym jest choroba. I wiem ile z nich jest nieuleczalnych. Ta jest nieuleczalna.
Wpadam w gniew.
– Co ty możesz wiedzieć?! Jesteś zwykłym prostakiem!
Chłopak zaczyna się krzywo uśmiechać.
–Wy, monarchowie, nic nie wiecie o życiu. A tym bardziej o chorobie. Siedzicie sobie w ciepłych pomieszczeniach, macie stosy ubrań i dobrą żywność. Nie wiecie czym jest przeziębienie czy wyziębienie. Ja je przeżyłem, Jasmin również. – Przerywa, zerka na mnie. Staram się ukryć zdziwienie. – Ale to nie jest zwykłe przeziębienie tylko jakaś infekcja, która zabija ją od środka. Nawet medycy nieposiadają takiej wiedzy, by ją uleczyć.
Ciężko siadam na łóżku. Chowam twarz w dłoniach.
– Ona nie może umrzeć przez jakąś infekcję – mówię w swoje dłonie. Przecieram oczy. – To jest niemożliwe. My nie umieramy na takie rzeczy.
Ernesto spogląda na mnie.
– Cóż, może i nie. Ale czy to dla ciebie wygląda normalnie? – pyta, wskazując na Jasmin.
Jest blada jak prześcieradło. Usta ma spierzchnięte. Pot spływa jej z czoła jakby była w gorączce choć jest chłodna, prawie zimna jak lód. Ledwo oddycha.
– A to? – pyta i podciąga rękawy jej koszuli nocnej.
Wciągam powietrze ze świstem. Odwracam wzrok, nie mogąc już powstrzymać łez.
Jej ręce pokryte są jakąś wysypką... Może wrzodami. Jest ich tak dużo... a ja nawet o tym nie wiedziałem.
Jak mogłem tego nie zauważyć?! Przecież siedzę z nią od kilku dni!
– Co jej jest? – pytam Ernesta. Teraz już zdaję sobie sprawę z tego, że chłopak ma większą wiedzę ode mnie.
– Nie mam pojęcia. Ale nie zostało jej wiele czasu...
*******************************
Dziękuję za te 9 tysięcy odsłon (prawie mamy 10 tysięcy!!!!), tyle gwiazdek i komentarzy :*
Dziękuję za wszystkich starych i wciąż ze mną będących fanów oraz tych nowych, dopiero co się pojawiających :* To sprawia, że jeszcze się w to bawię :* To wszystko dzięki Wam... no, ale nie przedłużam ;D
Króciótko, ale mam nadzieję, że wzbudza ciekawość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro