Oddałam się moim koszmarom
Rozdział krótki, ale musicie mi wybaczyć. Naszedł mnie brak weny plus do tego doszedł kurs z prawa jazdy i nie miałam do niczego głowy.
Mimo wszystko miłego czytania 😘
******************
Staję się dziewczyną o zimnym, lodowatym sercu.
Mój świat traci dawne kolory. Teraz jest szary; niebo nie jest już tak błękitne, słońce nie jest już tak ciepłe, trawa tak zielona, kwiaty tak kolorowe. Wszystko jest tak jakby przykryte ciemną, brudną mgłą.
Jestem obojętna na szczęście i radość innych. Z chęcią trzymałabym się sto kilometrów dalej od takich osób. Nie rozmawiam zbyt dużo, jedynie wtedy kiedy nie ma innego wyjścia. Zamykam się w pokoju na długie godziny. Rzadko wychodzę do ogrodu - po co, skoro stracił swoje dawne barwy.
Izoluję się. Zamykam się w pokoju, siadam na łóżku w stronę widoku na ogród. Okna mam zawsze otwarte. Wyciszam wszystkie myśli i zamykam oczy. Prawie codziennie tak robię.
Mój mózg się wycisza. Myśli już tak szybko nie przepływają. Przez moment mam pustkę w głowie. Nie myślę o niczym. Jest to najlepszy moment w ciągu całego dnia.
Nie myśleć o zdradzie. Nie myśleć o kłamstwie. Nie myśleć o wszystkich morderstwach.
Jest to luksus, na który mnie stać tylko czasami.
***
- Rodzina Mel będzie bezpieczna pod twoją nieobecność.
Wzdycham z ulgą. Jedyna dobra wiadomość jaka do mnie ostatnio dotarła.
- Dziękuję ci z całego serca.
Kiwa głową.
- To dla mnie zaszczyt. - Kłania się delikatnie.
Splatam dłonie za plecami.
- Jak sprawa z Ernesto? Co z dowodami?
Emiliano spogląda na mnie niepewnie.
- Tutaj mamy problem...
- Co masz na myśli? Myślałam, że wszystko dacie radę załatwić - odpowiadam zła.
- Cóż, tak było. Liczyliśmy nawet na sukces. Mieliśmy trop... Ale ślad się urywa...
Krzyżuję ramiona na piersi.
- Nikt nie może się od tak zapaść pod ziemię. - Przerywam. - Macie go znaleźć. Jak najszybciej. Będziemy w kontakcie, kiedy wyjadę. Postaram się jakoś ochronić Ernesto do tego czasu.
Emiliano ponownie się kłania.
- Zrobimy co w naszej mocy.
***
- Nie mam pojęcia jak ty to robisz.
- Lata praktyki.
Odrywam od niego wzrok i wpatruję się w zachód słońca.
- Cóż, chyba będziesz musiała mi dać kilka lekcji. Wejście tutaj zajęło mi chyba z pół dnia - mówiąc to zaczyna się serdecznie śmiać.
- Mnie pięć sekund - chwalę się, zerkając na niego z góry.
- Dobra, dobra, tygrysie, nie tak ostro - odpowiada, unosząc dłonie w górę. - Nauczę się i będę szybszy od ciebie, zobaczysz.
Uśmiecham się.
- Nie sądzę.
- Ty masz przewagę - mówi, wskazując na mnie palcem. - Ja jestem tylko zwykłym człowiekiem.
- Ale ze szkoleniem wojowniczym - podkreślam.
- Jednak nadal tylko człowiekiem.
Uśmiecham się i podwijam nogi tak, żeby siedzieć po turecku. Hassun siada obok mnie, zostawiając pomiędzy nami kawałek odstępu.
- Teraz już wiem czemu tu ciągle przychodzisz - odpowiada, pochłaniając widok z przymrużonymi oczami. - Jednak o tej porze słońce daje mocno po oczach.
Śmieję się z jego grymasu na twarzy.
- No proszę, jeszcze jednak potrafisz się śmiać.
Uśmiecham się.
- Z trudem, ale potrafię.
- Czy jak powiem, że nie ma się czym przejmować to będzie to niezbyt taktowne? - pyta z uśmiechem, unosząc brwi.
- Tak trochę.
Wiem, że Hassun stara się mi umilić dzień. Wywołać na mojej twarzy uśmiech. Pokazać mi, że świat jeszcze się nie skończył. Że tak naprawdę mam przed sobą wiele perspektyw.
Jednak najpierw muszę się pozbyć bólu by podbijać świat.
- Kiedy byliśmy dziećmi, biegaliśmy po korytarzach i szukaliśmy na obrazach tylko czerwonych kwiatów. Twoimi ulubionymi były róże. Jak jeszcze sepleniłaś to róża brzmiała tak - Przerywa, przygotowując swój język - "Luzycka". A kiedy nie wytrzymywałaś tego, że ciągle się z ciebie śmieję mówiłaś: "no ten, kulcze, czerwony kwiat".
Wybucham śmiechem.
- Dlatego ja tego nie pamiętam? - pytam w spazmach śmiechu.
- Jestem od ciebie starszy, może dlatego pamiętam. Poza tym to dla mnie było zabawne, dla ciebie to pewnie trauma - mówiąc to chichocze.
Przewracam oczami.
- Nasi rodzice tylko się z tego śmiali i powtarzali ci chyba z setny raz poprawną wypowiedź, a ty zawsze mówiłaś: "przecież dobrze mówię". - Śmieje się na to wspomnienie. - Byłaś naprawdę upartym dzieckiem. I uroczym.
Uśmiecham się.
- Szkoda, że tego wszystkiego nie pamiętam.
- Mogę ci czasami coś jeszcze poopowiadać jak będziesz chciała - mówi, zerkając na mnie przyjaźnie.
- Z chęcią.
Słońce powoli chowa się za koronami drzew. Robi się chłodniej, więc przysuwam się na sam szczyt dachu. Staję na jego wierzchu. Promienie jeszcze sięgają mojej twarzy. Zamykam oczy, układam dłonie jak do modlitwy i powoli unoszę lewą nogę. Nie boję się o stracenie równowagi - ćwiczyłam to tyle razy, że nie mam się czego obawiać.
Pięć minut medytacji o zachodzie słońca zawsze pozwala mi szybciej zasnąć. Czuję się wtedy odprężona, a przez moje ciało przebiegają delikatne impulsy energii. Śpię wtedy jak dziecko.
- Często tak medytujesz?
Otwieram jedno oko i spoglądam na niego z ukosa.
- Staram się codziennie.
Po chwili wyciszenia znów mówię:
- Dzięki temu jeszcze jako tako funkcjonuję. Medytacja przywraca mi spokój, opanowanie, równowagę oraz wyłącza na kilka chwil wszystkie myśli.
- To dlatego ostatnimi dniami jesteś taka obojętna.
- Może nie jest to aż tak mocne słowo, ale mniej więcej tak. Zachowuję spokój w najbardziej ekstremalnych momentach.
Znów zamykam oczy na dłuższą chwilę.
- Mogę o coś zapytać... Tylko się nie obraź i mów kiedy mam się zamknąć, bo nie wiem czy ten temat nie jest dla ciebie zbyt świeży...
Wzdycham i kończę medytację, siadając po turecku.
- Co dokładnie się między wami stało? Wcześniej jeszcze jako tako tolerowałaś jego obecność, a teraz unikasz go jak ognia i patrzysz na niego tak zimno, że... aż można się przerazić.
Śmieję się krótko, a potem milknę.
- Zamordował kogoś. Na moich oczach - odpowiadam poważnym, chłodnym tonem.
Hassun patrzy na mnie przenikliwymi oczami, ale nic nie mówi.
- Gdyby się z kimś bił... Jeszcze bym to zrozumiała, ale morderstwo...
Hassun nadal milczy. Po chwili pyta:
- Wiesz kim jest, prawda?
Łokcie opieram na kolanach i bawię się swoimi palcami.
- Kiedyś słyszałam... Krążyły pogłoski po mieście o Człowieku Północy. Zawsze brałam to za legendy. Nie mogłam sobie wtedy wyobrazić płatnego zabójcy, kogoś kto zabija dla przyjemności, dla pieniędzy. - Przerywam. - Teraz wiem, że to nie były legendy.
Hassun kiwa głową ze zrozumieniem.
- Pamiętam, że nie chciałam spotkać Człowieka Północy za żadne skarby. Przerażał mnie. Był postacią z moich koszmarów. A ja się mu oddałam. Oddałam się moim koszmarom.
*******************
Dziękuję za 19 tysięcy wyświetleń, trzy tysięce gwiazdek i komentarze, które czyta mi się najlepiej na świecie 😘😘😘😘
No i jak myślicie, co będzie dalej? Wybaczy w końcu Arnarowi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro