Nie mogę jej zostawić
Kolejny rozdział, tym razem na czas :*
***************************
Ktoś próbuje mnie ocucić.
Zaczynam szybciej oddychać. Wyczuwam zapach... Arnara.
Co się ze mną stało?, pytam samą siebie.
Marszczę brwi z bólu, który pojawia się z prawej strony mojej głowy. Dotykam bolącego miejsca palcami i czuję, że będę miała porządnego siniaka.
Otwieram powoli oczy. Jasne światło sprawia mi jeszcze większy ból. Mrugam kilka razy i odwracam wzrok od słońca. Zbieram w sobie wszystkie siły, by podnieść się na łokcie.
– Hej, nie tak szybko.
Ktoś pomaga mi się podnieść do pozycji siedzącej.
– Co się stało? – pytam nadal mrużąc oczy.
– Zemdlałaś – oznajmia Arnar wyraźnie zmartwiony.
Potrząsam głową jakby chcąc się ocucić, by zacząć trzeźwo myśleć.
– Nic mi nie jest.
– Nie wydaje mi się – drąży Arnar. – Wciąż jesteś blada. I uderzyłaś się w głowę. – Próbuję skupić się na jego słowach. – Pamiętasz wszystko?
Czy pamiętam... ale co? Co warte było zapamiętania?
Pamiętam, że byłam umówiona z królową. Wiem, że weszłam do salonu... i, że rozmawiałam z królową...
Nagle sobie przypominam.
Rozchylam usta. Zaczynam przez nie oddychać.Coraz szybciej i szybciej.
Nagle odzyskuję wszystkie siły i udaje mi się odczołgać od Arnara.
Nie chcę, żeby mnie pocieszał. Nie chcę, żeby cokolwiek mówił. Nie chcę widzieć jego współczujących oczu. Nie chcę jego uścisków.
W tym momencie żadna z tych rzeczy mi nie pomoże.
Mogę ją stracić...
– Jasmin, uspokój się. Oddychaj powoli – mówi spokojnie chłopak.
Królowa patrzy na mnie przerażona i pełna współczucia.
Nie mogę na nią patrzeć. Przenoszę wzrok na Arnara... Na niego też nie mogę patrzeć.
– Wdech i wydech – instruuje mnie Arnar.
Nie mogę go słuchać. W uszach pobrzmiewa bicie mojego serca, pompującego szybko krew.
– Wszystko będzie w porządku.
Zaciskam pięści i kręcę głową, zamykając oczy.
Wiem, że nic nie będzie w porządku. Historia zatacza koło. Najpierw moi rodzice, teraz Nancy.
– Pomożemy ci. Wszystko się ułoży...
Zamknij się, zamknij się, zamknij się...,powtarzam w myślach, żeby nie słyszeć jego przymilnego głosu. Zamykam oczy, mocno ściskam powieki i zakrywam uszy dłońmi.
– Jakoś sobie poradzimy. Wszystko będzie w porządku...
– ZAMKNIJ SIĘ! – krzyczę na całe gardło.
Wraz z krzykiem z mojego gardła wydobywa się ryk.
Arnar odsuwa się ode mnie, a królowa się wzdryga.
Patrzę im w oczy ze złością. Wciąż szybko oddycham, jednak atak paniki już przeszedł. Teraz została tylko złość.
Zrywam się na równe nogi i wybiegam z pokoju prawie przewracając się o fałdy sukni.
Muszę ją uratować.
***
Wpadam do pokoju i zatrzaskuję za sobą drzwi. Zaciskam mocno pięści, a paznokcie wbijają mi się w skórę. Nadal szybko oddycham, ale już wiem co zrobić.
Otwieram drzwi do garderoby i zaczynam przeszukiwać wszystkie półki.
– Gdzie to jest? No gdzie? – szepczę do siebie.
Udaje mi się znaleźć czarną, lnianą koszulę z wiązaniem na dekolcie. Skórzane, czarne spodnie ukryte są na jednej z wyższych półek. Udaje mi się tam wspiąć i je zdjąć.Rzucam przygotowane ubrania na łóżko i wracam po buty – ciemne, proste, skórzane, sięgające za kostkę.
Siadam na łóżku i jeszcze chwilę zastanawiam się, czy to co zamierzam zrobić jest słuszne. Może powinnam poczekać? Może nie powinnam się wybierać sama? Może nie powinnam jej ratować? Może ktoś inny powinien to zrobić?
Nie!
Jestem na tyle silna, by móc ją uratować. Nie potrzebuję nikogo do pomocy. Na pewno nie powinnam dłużej czekać.
Zdejmuję z dłoni rękawiczki i rzucam je na pościel.Skomplikowany kok zastępuję wysokim kucykiem poprzeplatanym małymiwarkoczykami. Nie potrafię poradzić sobie z wiązaniem sukni.
Męczę się z kokardką przez dobre pięć minut i nie udaje mi się jej rozwiązać.
Nawet nie zauważam, że do pokoju wchodzi...
– Mel – oznajmiam z westchnieniem. – Potrzebuję twojej pomocy.
Z jej miny wnioskuję, że już o wszystkim wie... Jednak bez pytań rozwiązuje wstążki gorsetu. Pomaga mi się wydostać z sukienki.
Od razu pośpiesznie ubieram przygotowany strój.
– Wiem, co powiesz – mówię, kiedy widzę, że otwiera usta. – Ale nie powstrzymuj mnie.
Zamyka na chwilę buzię.
Zasznurowuję buty, a koszulę wkładam do spodni.
– Nie zamierzam cię powstrzymywać – oznajmiaspokojnie. – Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że to ja otrzymałam ten list.
***
– Co? O czym ty mówisz? – pytam zdezorientowana.
– Byłam osobą, której przekazano list.
Pochodzę do niej i wpatruję się w jej oczy.
– Jak to możliwe? Przyszli tu, do pałacu? – pytam nadal niepewna, co przez to rozumieć.
– Nie – odpowiada z ciężkim westchnieniem.
Milczy.
– Możesz mi powiedzieć. Możesz mi zaufać.
– Wiem, że mogę – odpowiada z niepewnym uśmiechem. – Ale nie wiem, czy można mi wybaczyć.
Marszczę brwi i mówię:
– Teraz zaczynasz mnie przerażać.
Wzdycha.
– List otrzymałam od Victora. Przyniosłam go do pałacu, nawet do niego nie zajrzałam. Gdybym wiedziała, co jest w środku pewnie bym go spaliła. Nie musiałabyś się wtedy narażać...
– Nie, nie. Dobrze, że się o tym dowiedziałam. Kto by ją uratował jak nie ja? – pytam i zdaję sobie sprawę, że to co powiedziałam jest prawdą.
Nikt by jej nie uratował, gdyby nie ja.
***
W czasie naszej rozmowy, ktoś zawzięcie puka w drzwi.
– Czekaj. Za chwilę mi resztę opowiesz tylko sprawdzę kto to – oznajmiam, bo czuję, że Mel nadal potrzebuje rozmowy.
Otwieram drzwi.
Wzdycham ze złością, gdy widzę, że to Arnar.
– Czego chcesz? – pytam zgryźliwie, ale nie zamierzam za to przepraszać.
– Porozmawiaj ze mną – mówiąc to stara się przecisną pomiędzy framugą a mną i wejść do środka. Skutecznie blokuję mu drogę. – Jasmin, wpuść mnie.
–Nie zamierzam tego zrobić – oznajmiam mocniej rozpierając się w drzwiach.
– Pomogę ci.
– W to akurat wątpię – odpowiadam chłodno.
Widzę jak zaciska szczęki.
– Chcesz iść sama na jej ratunek? – Unoszę dumnie podbródek w odpowiedzi. – Oszalałaś?!
– Arnar, wyjdź.
Wygląda na zmieszanego.
– C-co?
– To co słyszałeś. Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie sama.
Zatrzaskuję mu drzwi przed nosem i zamykam na klucz. Opieram czoło o chłodne drewno i nasłuchuję jego odejścia.
Jeszcze przez chwilę stoi pod drzwiami. Słyszę jego przyspieszone serce.
Wiem, że go zraniłam, ale to nie jego sprawa. Sama uratuję Nancy, a jego nie będę narażać. Stowarzyszenie Korby to w tej chwili mój problem.
– Wiesz coś jeszcze? – pytam, odwracając się do Mel.
– Victor dał mi adres...
– Powiedz mi – żądam, łapiąc ją za dłonie.
– Nie mogę. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś ci się stało – mówi na skraju rozpaczy.
– Powiedz mi, błagam. Idę sama, nikt inny nie ucierpi. Tylko ja.
– Nie pomagasz...
–Nancy jest dla mnie jak matka. Zostawiłabyś swoją w rękach tak okrutnych osób?– pytam i wiem, że trafiłam w czuły punkt.
Wytrzymuję jej smutny wzrok.
Z trudem podaje mi adres.
– Dziękuję.
Udaje jej się kiwnąć głową.
– Jas...?
– Tak?
– I tak nie wyjdziesz z pałacu – oznajmia.
– Co? Dlaczego? – pytam zdenerwowana.
– Wszędzie stoi straż. Królowa wiedziała, że będziesz chciała ratować Nancy.
Biorę wdech, żeby się uspokoić.
–Ale nie wiedziała, że jestem sprytniejsza od jej straży – mówię z błyskiem woku. – Wyruszam dzisiaj po zmroku.
*******************************
Dziękuję za 4 tysiące odsłon, tyle gwiazdek i komentarzy :****
Jak Jasmin wydostanie się z pałacu? A co się dzieje z Nancy i Xavierem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro