Cisza przed burzą
Długo nie musieliście czekać ^^ Teraz rozdziały będą się pojawiać troszkę rzadziej, gdyż niestety, niestety zbliża się rok szkolny i muszę trochę zwolnić tempa oraz napisać kilka rozdziałów na zapas, żeby potem nie było opóźnień w publikacjach :*
Miłego czytania :* Obiecuję, że już w następnym rozdziale zacznie się akcja :*
******************
Jasmin
– Co przegapiłem? – pyta Arnar, bawiąc się moimi palcami.
Słońce powoli chyli się ku zachodowi i rzuca ostatnie jasne promienie do sypialni. Rozświetla ją pomarańczowymi barwami i pada na złote dekoracje, które teraz oślepiają swoim blaskiem.
Oboje leżymy na łóżku. Głowę ułożoną mam na jego torsie, a moje nogi oplatają jego.
– Tylko parę rzeczy – wyznaję. – Pałac wreszcie jest w pełni wyremontowany, tak samo jak ogród, który jest naprawdę imponujący. – Przerywam na chwilę. – Wiesz... znalazłam tam grób moich rodziców. Jest naprawdę skromny. Otoczony łąką kwiatów, z której wystaje mały głaz z wygrawerowanymi imionami i datami.
– Chciałbym to zobaczyć – mówi Arnar, a ja uśmiecham się na jego słowa.
– Oprócz tego pojawiły się pierwsze drogi. Nie jest ich dużo, ale zmierzamy w dobrym kierunku. Wysłałam też towar do twojego państwa.
Chłopak na chwilę tężeje.
– Dziękuję, ale nie wiem, czy rodzice będą zadowoleni...
Unoszę się na łokciach, by spojrzeć mu w oczy.
– Co? Dlaczego?
– Cóż... oni... niezbyt cię lubią...
Prycham.
– Nawet mnie nie znają – oburzam się.
– To samo im powiedziałem, ale niezbyt dobrze to przyjęli. Pokłóciliśmy się...
– O mnie? – pytam zdziwiona.
– Nie byli zbyt mili mówiąc o tobie, więc... zacięcie cię broniłem.
Uśmiecham się delikatnie. Arnar postawił się swoim rodzicom dla mnie...
– Dziękuję – mówię, całując go w policzek. – Ale wolałabym, żeby mnie polubili. Nie możemy ciągle się sprzeczać jak będziemy ich odwiedzać.
– Polubią cię. Czego by tu nie lubić?
Całuje mnie w głowę. Robi mi się ciepło na sercu.
– Jesteś dla mnie za dobry – szepczę z uśmiechem i przytulam się do niego mocniej jakby bojąc się, że ktoś mi go odbierze. – Mam dla ciebie jeszcze dwie wiadomości.
– Pierwsza i w sumie chyba najważniejsza to... ostatnia wola moich rodziców.
Arnar zerka na mnie.
– Znalazłaś ją?
– Tak, jakiś czas temu, ale nie chciałam się z nią z nikim dzielić, bo nie sądziłam, że dam radę zajść tak daleko. Ale skoro wszystko idzie po mojej myśli to mogę to ogłosić tobie, a potem całemu światu. – Przerywam. – Chodzi tutaj o koronację.
– Tylko mi nie mów, że musimy się rozstać, bo musisz wyjść za jakiegoś króla...
– Nie, nie, głuptasie! – przerywam mu od razu ze śmiechem. – Jest zupełnie inaczej niż myślisz. To JA mam być królem.
Arnar patrzy na mnie, upewniając się, czy mówię szczerze.
– Jak to?
– Chcieli, żebym była kompletnie niezależna. Nie cieszysz się?
Chłopak unosi się do pozycji siedzącej, a ja razem z nim.
– Oczywiście, że się cieszę, ale to duża zmiana. Jakimś cudem musisz przekonać możnych do tego pomysłu, bo nie sądzę, by przystali na tą decyzję, zważając na to, że umniejszysz wtedy pozycję mężczyzny.
– Wiem. Dlatego dam im coś w zamian. Będę nieugięta. – Przerywam. – Tego pragnęli moi rodzice. Zmian, które to ja mogę wprowadzić. Wierzyli we mnie i nie chcę ich zawieść.
– A ja będę trwać u twojego boku jakąkolwiek podejmiesz decyzję – wyznaje Arnar.
Pragnę go przytulić, pocałować i nigdy nie puszczać.
– A ta druga wiadomość to... jesteśmy bogaci. – Moja twarz promienieje, a szeroki uśmiech pojawia się na ustach.
– Co?
– Znaleźliśmy złoto. Całą górę złota.
Chłopak przez chwilę patrzy na mnie oniemiały. Potem porywa mnie w ramiona i zaczyna się śmiać. Wtóruję mu.
– Teraz mogę zbudować milion dróg, tysiące miast i setki mostów. Osadzić ludzi pozbawionych domu. Zacząć handlować z innymi państwami. Stworzyć potężną armię. Teraz mogę wszystko. – Opieram czoło o jego czoło. – Razem stworzymy historię.
***
Mel
Victor się zmienia.
Naprawdę nie chcę tego przyznawać. Zranił mnie i chciał zranić moją rodzinę. Szantarzował oraz straszył. Ale przede wszystkim wykorzystał mnie, moją naiwność i niewinność. Zabawił się moim sercem, by potem oczekiwać ode mnie czegoś, co robiłam ze strasznym bólem.
Teraz chłopak zadziwia mnie na każdym kroku. Zaciągnął się do wojska i walczy po stronie Jasmin. Ćwiczy codziennie. Chyba nawet chce stanąć na najwyższym stanowisku. Nie wiem, czy robi to dla mnie, czy dla siebie. Cieszyłabym się, gdyby robił to z obu powodów...
Co ja plotę?! Bądź silna, powtarzam sobie.
Jak na złość Victor nie ułatwia mi tego zadania. Zawsze się kręci niedaleko mnie, a kiedy na chwilę przystaję, by przyjrzeć się ćwiczącym żołnierzom, on od razu to zauważa i ściąga koszulkę, żeby mi przypomnieć, co tak naprawdę mogę mieć i że żaden inny mężczyzna nie jest tak idealny jak on. Przewracam na to tylko oczami i kończę swoje podglądanie. Choć w głębi duszy... chciałabym popatrzeć...
Niemal krzyczę z wściekłości.
Nie zapomnę tego jak się przy nim czułam, kiedy jeszcze byliśmy razem. Ale też nie zapomnę jak się czułam, kiedy wymagał ode mnie wykonania najgorszych czynów.
Jestem rozdarta. Wiem, że obiecałam Jasmin, że dam mu szansę, ale to wymaga ode mnie przyznania przed nim, że miał rację. Jestem chyba zbyt dumna, żeby to zrobić. Wolę, żeby błagał mnie na kolanach.
A i tak nie wiem czy się zgodzę.
***
Mel
Jednego poranka przechodzę tak jak zwykle obok ćwiczących mężczyzn, ale naprawdę nie dlatego, by ich podglądać tylko tym razem, by podejść do kuchni, gdyż Rakel uczulona jest na truskawki, które kucharki dodały do naleśników.
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby przejść podwórzem i nie skorzystać z przejścia wewnątrz pałacu.
– Mel! Zaczekaj!
Odwracam głowę, by zobaczyć kto mnie woła. Przyspieszam kroku, kiedy widzę Victora, idącego w moją stronę.
– Wracaj do ćwiczeń – mówię do niego.
– Mel! Proszę...
Jego błagalny ton zmusza mnie do zatrzymania się i spojrzenia na niego.
– Nie mam dużo czasu...
Przerywam, kiedy widzę, co chłopak wyprawia. Klęka przede mną na kolanach i rozkłada ręce.
– Co ty wyprawiasz? – szepczę. – Wszyscy się na nas gapią.
– Muszę ci coś wyznać.
– Wstawaj...
– Zasznuruj na chwilę te swoje różowe usteczka i mnie wysłuchaj!
Milknę tylko dlatego, że dziwią mnie jego słowa i zawziętość.
– Dziękuję.
Unosi swoje oczy na mnie i łapie za dłonie. W końcu zaczyna mówić:
"Nie mogę ci obiecać,
Że ciemne chmury
Nigdy nie będą się unosić
Nad naszym życiem
Lub że przyszłość
przyniesie nam wiele tęcz.
Nie mogę ci obiecać,
Że jutro
Będzie idealne
Albo że życie będzie łatwe.
Mogę ci obiecać
Moje wieczne oddanie,
Moją lojalność,
Mój szacunek
I moją bezwarunkową
miłość na całe życie.
Mogę obiecać,
Że zawsze
Będę przy tobie,
Żeby cię wysłuchać
I potrzymać dłoń,
I zawsze zrobię, co w mojej mocy,
Byś była szczęśliwa
I czuła się kochana.
Mogę ci obiecać,
Że mimo wielu przeszkód
Zawsze będę widzieć tylko ciebie,
I wierzyć z tobą,
Marzyć z tobą,
Tworzyć z tobą,
I zawsze cię pocieszać
I dodawać ci odwagi.
Mogę ci obiecać,
Że podzielę się z tobą moimi marzeniami,
Moim światem
I każdym aspektem mojego życia.
Z przyjemnością będę
Twoim obrońcą,
Twoim doradcą,
Twoim mentorem,
Twoim przyjacielem,
Twoją rodziną,
Twoim WSZYSTKIM.
Wierzę, że tym właśnie
Jest miłość.*"
Nawet nie wiem, kiedy z moich oczu poleciały łzy.
Chłopak wciąż klęczy na ziemi i mocno trzyma moje dłonie, jakby obawiając się, że gdy tylko puści, odejdę. Tak po prostu. Bez słowa.
Może część tego jest prawdą. Nie wiem, co powiedzieć. Jak wyrazić słowami to, co teraz czuję.
Ale wiem, że nie odejdę.
Wtedy zdaję sobie sprawę, że chciałam, by chłopak błagał mnie na kolanach... I tak się stało. Wybucham szczęśliwym śmiechem.
– Powiedz coś – szepcze Victor.
Ciągnę go za ręce, pomagając mu wstać.
– Nie wiem, co powiedzieć – wyznaję szczerze. – Ale mogę zrobić to.
Oplatam rękami jego szyję i mocno do siebie przyciągam, by go przytulić. Przyjmuje ten gest z ogromną ulgą i radością. Obejmuje mnie w pasie i unosi. Obraca się wokół własnej osi.
– Kocham cię... tak mocno – mówi i kładzie dłonie na moich policzkach.
Wyciera kciukami moje łzy i opiera czoło o moje.
– Pragnę ciebie. Pragnę nas. Z tobą. I tylko z tobą.
***
Jasmin
– Gdzie się podziewałaś przez tego wszystkie tygodnie? Mam wrażenie jakbym cię nie widziała wieki.
Przytulam Nancy, która dosłownie przed chwilą pojawiła się w murach pałacu.
– Pomagam kobietom i sama staram się stworzyć swój własny kąt na stare lata – odpowiada z uśmiechem.
– Brakuje mi ciebie, kiedy nie jesteś przy moim boku – wyznaję.
Kobieta się śmieje.
– Radzisz sobie świetnie beze mnie. Już do niczego nie jestem ci potrzebna. Nauczyłam cię wszystkiego, a teraz chyba nawet mnie przerosłaś swoją wiedzą.
Przewracam oczami.
– Nie przesadzaj, nadal wiele razy się mylę. Arnar bardzo mi pomaga... – mówiąc to uśmiecham się.
– Wiem – odpowiada z uśmiechem. – Chyba będziecie najlepszą parą królewską na świecie. – Rumienię się. – Co jego rodzice o tym wszystkim myślą?
Spuszczam wzrok.
– Nie wiem, ponoć za mną nie przepadają... Ale też nigdy nie widzieli mnie na oczy. Może po koronacji uda nam się ich odwiedzić. Arnar wspominał coś o balu, który organizują dla wszystkich rodzin królewskich. Wtedy może przekonają się do mnie i nie rozstaniemy się w ogromnej nienawiści.
– Jeśli by cię nie polubili, byliby głupcami – pociesza mnie Nancy. – Co z Hassunem?
Od razu tężeję, słysząc jego imię.
– Nie wiem. Stara się trzymać z daleka. Rekrutuje armię, ale nic więcej nie wiem.
– Pamiętaj, że był twoim przyjacielem...
– Właśnie. Był. Póki nie posunął się za daleko.
***
Arnar
Rakel świetnie się tu czuje. Polubiła Jasmin i jej energię, której brakuje większości towarzystwa, w którym dotychczas się poruszała. Mogę z łatwością powiedzieć, że ją podziwia i w pełni aprobuje mój wybór.
Zauważam też, że coraz częściej towarzyszy jej Jack. Nie mam nic przeciwko temu. Znam Jacka dość dobrze i wiem, że jest dobrym dzieciakiem. Jednak mam nadzieję, że na razie traktują siebie nawzajem jako przyjaciół. Nie powinni się spieszyć. Siostrze dopiero co ktoś złamał serce i nie chcę, żeby działała pochopie kierowana tylko emocjami. Mam nadzieję, że wzięła sobie do serca uwagę, że potrzeba czasu, by miłość rozkwitła.
Jednak nie omieszkam pozostawić tego wszystkiego bez dorzucenia swoich trzech groszy.
– Jack! – wołam chłopaka, który akurat przechodzi niedaleko mnie. – Jak się czujesz?
– Całkiem nieźle. Mięśnie już sprawnie działają, więc chyba wreszcie mogę wrócić do pracy.
– To dobrze, dobrze... Zauważyłem, że zacząłeś spędzać z moją siostrą coraz więcej czasu. Nie mam nic przeciwko temu... ale jak złamiesz jej serce...
– Co ty, stary? Nie jestem samobójcą!
– A więc się rozumiemy – odpowiadam z uśmiechem.
Pozwalam mu odejść, a jego miejsce zajmuje Jasmin, która wciska się pod moje ramię.
– Nie strasz go – upomina mnie.
– Ja tylko grzecznie mu przypomniałem, czyją siostrą jest Rakel – odpowiadam, wzruszając ramionami.
Dziewczyna przewraca oczami.
– Daj im wolną rękę. Ty też nie chciałbyś, żeby ktoś się pomiędzy nas wtrącał.
– Nie, ale troszczę się o siostrę i nie chcę, żeby znowu popełniła błąd.
Jasmin uśmiecha się.
– My popełniliśmy wiele błędów i patrz do czego nas to doprowadziło – mówi, przytulając się.
– Tak, wiem. Rakel chce przeżyć to samo – mówię z westchnieniem.
– Więc pozwól im na to. Na pewno nie pożałują – odpowiada, całując mnie w policzek.
****************************
*"I Can't Promise You" - TIJANI ADEBOWALE DESTINY (przetłumaczone przez mnie)
Tutaj jest podobna kopia (różni się tylko tytułem i końcówką; nie znalazłam oryginału w takiej wersji, a nie chciałam wszystkiego przepisywać):
Dziękuję za 40 tysięcy wyświetleń, 6 tysięcy gwiazdek i (o matko!) 160 komentarzy pod ostatnim rozdziałem ^^:***************
Rozdział dość spokojny, nakreśliłam wam mniej więcej poczynania każdego z bohaterów i teraz tylko trzeba czekać na akcję ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro