Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chcę twojej głowy

Kolejny, długi rozdział :*

Miłego czytanka :*

******************

Arnar

Patrzę jak dziewczyna wbiega na dziedziniec.

Widzę jej ulgę, kiedy wreszcie przekracza próg starego domu ze swoją opiekunką u boku. Widzę, że kiedy mnie zauważa zwalnia kroku. Widzę na jej twarzy strach, niepokój i smutek. Widzę jej cierpienie, ale nic nie mogę zrobić.

– ARNAR!

Jej krzyk sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Nie potrafię jej pocieszyć. Nie mogę nawet do niej podejść.

Jestem sfrustrowany i zły do granic możliwości.    

Próbuję się ponownie wyrwać. Jasmin widząc to podchodzi o krok jakby chcąc mi pomóc jednak wie, że to zły pomysł i zatrzymuje się z bólem w oczach. Zerkam na nią pocieszająco.

Wszystko będzie dobrze.

Powtarzam to kilka razy, kierując te myśli w stronę dziewczyny.

Przetrwamy to.

***

Jasmin

Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. To jakiś istny koszmar.

Najpierw Nancy, a teraz Arnar. Przecież dopiero co uratowałam jedną bliską mi osobę! Nie mogę się nawet cieszyć z jednego zwycięstwa, bo kolejna przeszkoda pojawia się na drodze.

Mam ochotę wrzeszczeć ze złości.

Wszystko będzie dobrze.

Przetrwamy to.

Aż się wzdrygam kiedy słyszę te słowa.

Zastanawiam się skąd te myśli wzięły się w mojej głowie. I dlaczego wypowiada je męski głos?

Rozglądam się po okolicy i zauważam wpatrzonego we mnie Arnara. Posyła mi porozumiewawcze spojrzenie. Ale jak...? Jakim cudem on...?

Nie czas teraz na takie pytania, karcę samą siebie.

Występuję krok do przodu całkowicie pewna siebie, choć tak naprawdę zastanawiam się nad tym, co robić dalej.    

– Nie zabiłam żadnego z waszych ludzi – oznajmiam szczerze. – Wypuśćcie Arnara.

Trzech mężczyzn patrzy po sobie, ale nie rozluźniają uścisku.

– To naprawdę miłe z twojej strony, że nie muszę zeskrobywać moich towarzyszy ze ścian – oznajmia mężczyzna, wychodzący z cienia.

Ubrany jest na czarno tak jak i cała reszta.Jego postawa świadczy, że to on musi być przywódcą. Jest pewny siebie, lekko zirytowany, niezadowolony, ale tym samym bije od niego jakaś forma satysfakcji.    

– Nie ma za co – odpowiadam, patrząc mu w oczy.

Mężczyzna zaczyna się uśmiechać.

– Nie ma co, wychowałaś ją na swoje podobieństwo, moja droga – odzywa się, a ja przez chwilę jestem zdezorientowana. Dopiero po chwili orientuję się, że to zdanie nie było skierowane do mnie tylko do Nancy.

Patrzę na kobietę, a ona skutecznie ignoruje zaczepkę padającą ze strony mężczyzny.

– Nie rozmawiaj z nią – mówię do niego z wyczuwalną agresją w głosie. Nawet przysuwam się o krok.

Mężczyzna łaskawie przenosi wzrok na mnie.

– Oho, ma coś po tobie – znów zwraca się doNancy. – Przyjrzyjmy się naszej małej księżniczce.

– Nie jestem wasza ani mała, a już tym bardziej nie jestem księżniczką. – Widzę jak wszyscy wyczekują na dalszą część wypowiedzi. Zbieram w sobie odwagę i choć wiem, że zezłoszczę tym przywódcę, nie mam oporów by powiedzieć: – Jestem królową.

Patrzę na reakcje wszystkich dookoła. Nancy zerka na mnie z przestrachem, ale i z podziwem. Mężczyzna towarzyszący nam nadal stoi obojętnie jakby ta sytuacja jego nie dotyczyła. Arnar uśmiecha się półgębkiem i patrzy na mnie z dumą. Trzymający go mężczyźni jakby nie wiedzą co ze sobą począć.

A ich przywódca... zieje pełnią nienawiści. Jego twarz nagle staje się czerwona. A ja zamiast się przestraszyć jego reakcji, staję się jeszcze bardziej stanowcza i swobodniej czuję się w swojej sytuacji.

– Głupia! – wykrzykuje mężczyzna. – Jak śmiesz ogłaszać się królową?! To ja jestem panem tamtych ziem! Ja i tylko ja! – Ze zdenerwowania wymachuje rękami na prawo i lewo. – Nie jesteś królową! Teraz jesteś nikim!

Ze stoickim spokojem odpowiadam:

– To ty jesteś nikim. – Unoszę dumnie głowę. – Powinieneś zostać stracony za to co zrobiłeś.

Mężczyzna zanosi się śmiechem.

– Jak widzisz, złotko, nie tak łatwo mnie złapać inaczej już dawno bym wisiał – mówi, rozkładając ręce.

– Przekonajmy się.

– Rzucasz mi wyzwanie? – pyta z pobłażliwością.

Nie odpowiadam tylko zacięcie patrzę mu w oczy.

– Nie pora na to – oznajmia, a przez myśl przechodzi mi, że stchórzył. – Czas coś wynegocjować. Chyba chcesz odzyskać swojego kochasia.

Na mojej twarzy od razu pojawia się gniew.

Spokojnie.

Zerkam na Arnara.

Jak mam być spokojna, skoro nie chcą cię puścić?

Staram się przesłać mu tę myśl, wkładając w to jaknajwięcej siły.

Mam plan, ale najpierw musisz się uspokoić.

Biorę kilka wdechów i znów odzyskuję samokontrolę.

W porządku, a teraz musisz mnie posłuchać. Nie przystawaj na nic, co on ci zaoferuje. Staraj się rozluźnić i nie denerwować, bo od razu zaczynasz się zmieniać. Mówię prawdę. Twoje oczy już świecą zielenią.

Mrugam kilka razy.

A oni tylko na to czekają. Na twoje użycie siły. To utwierdzi ich w przekonaniu, że jesteśmy zwierzętami a nie ludźmi.    

Co jeśli nie będę miała innej możliwości?

Wtedy i tylko wtedy zaatakujesz.

Niezauważalnie mu przytakuję i przenoszę wzrok na przywódcę.

– Czego chcesz? – pytam.

– Jest wiele rzeczy, których chcę – oznajmia obojętnie. – Jednak jest coś czego nie zrobiłem, dawno temu choć bardzo tego chciałem. Masz szczęście, że teraz też mam na to ochotę. – Robi przerwę, a każdy wyczekuje następnego zdania. – Chcę twojej głowy.

Na chwilę serce przyspiesza mi ze strachu. Opanowuję się, bo wiem, że nie jest w stanie mi nic zrobić. Na razie...

– Naprawdę myślisz, że się na to zgodzę? – pytam zdziwiona.

– Jeśli chcesz ocalić kochasia to owszem, zgodzisz się – mówi, podchodząc do Arnara. – Twoje życie za jego.

***

Arnar, czy to jest ta ostateczność, o której wspominałeś?

Już zamierzam zrobić krok w stronę mężczyzny i go zaatakować, kiedy Arnar mi przerywa:

Jeszcze nie.

Czyś ty oszalał?! On cię zabije.

Zaatakujesz w ostateczności.

Nie mam zamiaru się z nim kłócić, ale robię co karze.

– Nie mogę tego zrobić.

– Nie możesz go skazać na śmierć czy sama zginąć? – dopytuje się.

– Nie mogę zrobić ani jednej z tych rzeczy.

– Musisz coś wybrać! Inaczej zabiję was po kolei. Najpierw jego, potem ciebie.

– Nie! Nie dotykaj go! – krzyczę, kiedy widzę jak zmierza w stronę chłopaka.

– A więc decyduj!

Myślę gorączkowo co począć. To sytuacja bez wyjścia. Nie skarzę Arnara na śmierć... i jakim cudem mogłabym samą siebie na nią skazać?

– Za długo decydujesz!

W tym momencie podchodzi do Arnara ze sztyletem z dłoni. Widzę jak celuje w serce.

To jest ostateczność.

– Powiedziałam, żebyś go nie dotykał! – krzyczę, a mój głos przeradza się pod koniec w ryk.

Upadam na cztery łapy. Warczę lekko i zaczynam podchodzić do zlęknionych mężczyzn.

– Nie podchodź! – wrzeszczy przywódca i wyciąga sztylet w moją stronę.

Obnażam zęby, widząc jego ostry koniec. Nie zwalniam kroku, bo widzę jak mężczyźni powoli puszczają ramiona Arnara, w przestrachu odsuwając się do tyłu.

Arnar wykonuje szybki ruch, uwalniając się w pełni i rusza na przywódcę. On jakby spodziewając się jego ruchu, w porę odsuwa się przed wymierzonym ciosem. Zaczyna się szamotanina, a ja stoję w miejscu i nie wiem za bardzo co zrobić. Nagle przewracają się na ziemię.

Mężczyzna siedzi na Arnarze i okłada go pięścią. Arnar próbuje go powstrzymać, podduszając go i zaciskając z całej siły dłonie. Ale mężczyzna jest jakby niezniszczalny, bo nadal nie traci sił i z taką samą precyzja wymierza kolejne ciosy.

Decyduję się wkroczyć między nich. A dosłownie mówiąc... na nich.

Planuję wskoczyć na plecy mężczyzny i pazurami ściągnąć go z Arnara. Rozpędzam się i z pełną siłą wykonuję skok.

Jak na złość mężczyzna odskakuje na bok w ostatniej chwili, a ja z impetem ląduję na Arnarze całym swoim tygrysim cielskiem. Słyszę jak ze stęknięciem wypuszcza powietrze.

Przepraszam, chyba nie do końca to przemyślałam.

Zerkam mu w oczy, a on zupełnie mnie zaskakuje kiedy zaczyna się śmiać.

Podczas jego dźwięcznego śmiechu udaje mi się usłyszeć jego myśli:

Mężczyzna uciekł.

Moje ciało nagle zaczyna wibrować. Czy ja mruczę?

– Widzę, że ci się to podoba – mówi cicho i wtula się w moje futro na szyi.

Prycham i schodzę z jego zbyt przymilnego ciała.

Przemieniam się z powrotem w człowieka. Udaje mi się stworzyć iluzję skórzanych spodni i tuniki wiązanej na szyi. Z tyłu wiązana jest na krzyż sznurkiem. Zostaję na bosaka, bo tworzenie kolejnej części garderoby odebrałoby mi zbyt dużo siły.

– Wiesz... – Arnar podchodzi do mnie i łapie mnie za talię. – Już miałem powiedzieć, żebyś zeszła ze mnie tym smukłym cielskiem, ale koleś zwiał.

– Smukłe cielsko mówisz? – pytam, unosząc brew i posyłając mu półuśmiech.

–Bardzo smukłe – mówiąc to przesuwa dłońmi po moim umięśnionym brzuchu i plecach. – I gibkie.

– Skąd możesz to wiedzieć?

– Stąd – mówiąc to przyciąga mnie mocno do siebie, przez co automatycznie wyginam plecy do tyłu. Zagryzam wargę, a on zaczyna... mruczeć?

– Czy ty mruczysz? – pytam zdziwiona.

– Cóż... – Wzrusza lekko ramionami. – Ty też mruczysz.

Znów zagryzam wargę.

– Kiedyś ci mówiłem, że masz tego nie robić – upomina mnie, sam robiąc to samo.

– A ja nadal jestem uparta jak osioł.

Uśmiecha się łobuzersko i muska moje usta swoimi. Potem jeszcze raz.

– Mamy widownię – oznajmiam cicho, lekko psując nastrój, ale to co mówię jest prawdą.

Mamy dwójkę gapiów zbyt zakłopotanych, by cokolwiek powiedzieć.

–Niech patrzą – odpowiada ze wzruszeniem ramion.

****************************

Dziękuję za 6 tysięcy odsłon, tyle gwiazdek i komentarzy :* jesteście świetni :***** Nie wiem jak wyrazić mam Wam moją wdzięczność :*

Jak dalej potoczą się losy Jasmin i Arnara? Jakieś pomysły? Wszystko pomysły są mile widziane :D może mnie zainspirujecie do czegoś... :D :D :D :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro