Rozdział XXV
W poprzednim rozdziale:
Szybko zasnąłem.
Obudziły mnie krzyki.
-Co ty tu robisz?-obudziła się.
-Ja tu przyszedłem zobaczyć co z tobą. Kiedy wszedłem spałaś a ktoś do ciebie podchodził. Kiedy wyszedł położyłem się koło ciebie.
-Rozumiem. Dziękuję-przytuliła mnie. Dawno się tak nie czułem. Niby cały czas byliśmy razem ale jednak... Nawet się nie przytulaliśmy... Odwzajemiłem uścisk. Siedzieliśmy tak dopuki ktoś nie wszedł do pokoju.
-Viki Sle...-była to Alicja, jednak kiedy nas zobaczyła przerwała.-Slender kazał zawołać cię an śniadanie... Przyjdzcie jak będzicie mogli...-To mówiąc wyszła z pokoju.
-Idziemy?
-Idziemy.
Wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się do jadalni. Śniadanie było już gotowe. Były... GOFRY!!! Yay!!! Szybko usiadłemc ciągnąc ją za rękę. I siadając na krzesło koło mnie. Po śniadaniu wszyscy oprócz mnie poszli do salonu. Ja ruszyłem w stronę kuchni... Hmmm... Co ugotować? Zdecydowałem się na spaghetti a na deser lody. Chyba będzie dobrze. Zabrałem się do roboty. Zajęło mi to około dwie godziny więc było jeszcze wcześnie. Za pół godziny przyjdzie Slendy i zacznie robić obiad. Szybko wziąłem kieliszki oraz wino i wyszedłem na górkę. Rozłożyłem koc oraz jedzenie i poszłem po Viki. Związałem jej oczy hustą żeby nie podglądała i zaprowadziłem na tą górkę. Odpiązałem jej oczy. Patrzała teraz na może. Było lato. Mi się bardzo ten widok podobał. Mam nadzieję że jej też. Nigdy jej nie opuszcze. Zawsze będzie w moim sercu... Po zjedzenej kolacji poszliśmy się przejść po plaży. Podeszłem do wody i ją ochlapałem. Miała cudowny śmiech. Wtedy do mnie podeszła. Wyciągnąłem ręce żeby ją przytulić kiedy ona wepchneła mnie do wody. Szybko złapałem ją za rękę, skoczyło się na tym że obydwoje byliśmy pod wodą. Wtedy nie mogłem sie oprzeć i ją pocalowałem. Kiedy się wyruszyliśmy zaczęliśmy łapać powietrze. Byliśmy już na słońcu. Zanim wrócimy do domu musimy chociaż trochę wyschnąć nie? Leżeliśmy tak aż nagle ktoś nas zawołał. Po głosie rozpoznałem że to Jeff.
-TOBY!!! VIKI!!! Gdzie wyście byli?!?!?! Wszyscy was szukają!!! Rzeczywiście. Słońce już zachodziło. Chciałem wstać kiedy poczułem że coś na mnie leży. Viki, spała. Więc wziąłem ją na pannę młodą i poszliśmy w stronę domu. Tam Slendy mnie ochrzanił ale widać że się cieszył że nic się nam nie stało. Tak, ten dzień mogę uznać za udany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro