9. Przyzwoitki?
- Freyu, obudź się! - Rose szarpie mnie za rękę jak szalona. Zakrywam twarz poduszką.
- Odejdź siło nieczysta! - rzucam na oślep poduszką. Oczywiście nie trafiam.
- Freyu, on tu jest! Och, Freyu, naprawdę, on tu jest!
Brakuje tylko żeby zaczęła skakać na łóżku. Powoli otwieram oczy i patrzę na moją małą siostrzyczkę. Jest podekscytowana zupełnie jak za czasów, gdy byłyśmy małymi dziewczynkami i budziła mnie rano, żeby zejść na dół, i sprawdzić czy Mikołaj zostawił nam prezenty pod choinką.
Układam się wygodnie na boku i czekam aż wyrzuci z siebie wszystko.
- Mama powiedziała, że przyjechał wczoraj wieczorem ze swoim przyjacielem, hrabią jakimśtam. Słyszałam, jak mówiła tacie, że to dziwne, bo powinien przyjechać na bal razem z ojcem. Myślisz, że chce mnie poznać? Och, Freyu, jestem taka podekscytowana!
- W ogóle tego po sobie nie pokazujesz - rzucam złośliwie, ale ona jest tak zatopiona w swoich marzeniach na jawie, że nawet tego nie dostrzega.
- Freyu, ja nie wytrzymam! Nie usiedzę na miejscu! Muszę go zobaczyć! Pomożesz mi? Na pewno sama jesteś trochę ciekawa, nie?
- Niezbyt. Poznałam ich wczoraj - siadam.
Twarz Rose czerwienieje, a oczy rozszerzają się w niedowierzaniu.
- Jak to? Dlaczego? Gdzie? Ale dlaczego?
- Wczoraj, po tym jak zasnęłaś, poszłam do biblioteki po jakąś książkę, bo nie mogłam zasnąć. Tam ich spotkałam.
Mówię wolno, starannie dobierając słowa. Nie chcę jej zranić, ani sprawić, że poczuje się oszukana.
- Och - mówi tylko. - I co o nim myślisz?
Że to nadęty dupek, zadufany w sobie palant. Myślę szybko. Ale czy naprawdę? Książę budzi moją niechęć, to prawda, ale tak naprawdę nie zrobił nic strasznego.
Rose patrzy na mnie uważnie czekając na odpowiedź.
- Miałaś rację, jest bajecznie przystojny - postanawiam skupić się na jego aspekcie fizycznym. Przynajmniej nie muszę kłamać. - Kiedyś będziecie mieli śliczne dzieci - dodaję widząc, że patrzy na mnie odrobinę podejrzliwiej. Jeszcze mi tylko brakowało żeby była o mnie zazdrosna!
Rumieni się uroczo, a na jej twarz wypływa zadowolony uśmiech.
......
Śniadanie jemy w ogrodzie.
- Sofia nadal źle się czuje? - Marianna zwraca się do wuja.
Sama też zaczynam się zastanawiać, co dzieje się z ciotką. Dziwne, że nie przyszła się z nami przywitać. Wuj bardzo dba o konwenanse.
Smarując chleb marmoladą nawet nie podnosi wzroku.
- Nie mam pojęcia. Skoro tak bardzo się martwisz możesz do niej później zajrzeć - odgryza porządny kęs kanapki, po czym oblizuje usta. Wygląda jak tłusty kocur, który właśnie pożarł mysz.
- Tak zrobię - Marianna odwraca wzrok. Najwidoczniej również nie może na niego patrzeć.
Te dziwną sytuację przerywa służący anonsujący tak długo oczekiwanych przez Rose gości.
- Książę Fryderyk Barry, syn króla Greytona, władcy Szmaragdowego Królestwa, i hrabia Alexander Stone ze Szmaragdowego Królestwa.
Ojciec wstaje żeby ich przywitać. Cieszę się, że poznajemy się w ogrodzie, a nie na balu. Możemy zachowywać się normalnie. No dobra, normalniej.
- Fryderyku! Jak dobrze znów cię widzieć, chłopcze! Pozwól, że przedstawię cię mojemu bratu i jego pięknym damom - rozlega się nader wesoły głos Stefana.
Król tymczasem kieruje wzrok na naszą rodzinę i zaczyna prezentację. - To mój młodszy brat, Teodor, jego żona Marianna i córki, Freya i, ta piękna i niewinna panienka, to właśnie nasza Rose.
Twarz księcia pozostaje niewzruszona. Podchodzi bliżej i podaje rękę mojemu ojcu, po czym kłania się lekko Mariannie, Rose, i w końcu mnie.
Zatrzymuje się chwilę dłużej przede mną i Rose oceniając zapewne moją siostrę.
Mam nadzieję, że wystarczająco długo stałyśmy skłonione że spuszczonymi oczyma i odważam się unieść powieki. Moje zezujące spojrzenie trafia oczywiście natychmiast na jego wzrok. Jakżeby inaczej!
Stoi i drapie się po brodzie sprawiając wrażenie lekko zaobsorbowanego. W końcu przypomina sobie o Aleksandrze. Odwraca się przywołując gestem przyjaciela.
- To mój najlepszy przyjaciel, hrabia Alexander - trzyma go jedną ręką za ramię, drugą klepiąc lekko po klatce piersiowej, a on kłania się wszystkim. Kiedy podnosi głowę patrzy wprost na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- Siadajcie proszę- wuj wskazuje ręką na stół. Obaj siadają dokładnie na przeciwko mnie i Rose.
Patrzę na moją siostrę, która siedzi jak trusia. To dopiero będzie śniadanie!
- A więc Fryderyku, skończyłeś studia! Jak się z tym czujesz? Gotowy przejąć rządy po Greysonie? A jak w ogóle miewa się staruszek Greyson? - wuj Stefan zdaje się być jedynym, który dobrze się bawi. No, może oprócz Alexandra, który ani na chwilę nie przestaje na mnie patrzeć.
Książę patrzy chłodno na wuja Stefana. Myślę, że nie pała do niego sympatią. Podnosi do ust filiżankę, pociąga łyk kawy, po czym powoli, bez pośpiechu, odkłada ją na talerzyk i w końcu odpowiada.
- Ojciec ma się dobrze, dziękuję. A właściwie to ma się znakomicie i nie sądzę żeby miał zamiar oddawać rządy w najbliższej przyszłości.
Stafan patrzy na niego wymownie.
- Zapewne masz rację, mój drogi chłopcze, zapewne. Niebawem jednak rzeczy mogą ulec zmianie, nie sądzisz? - mówi wskazując ruchem głowy w stronę Rose. - A propos, może wybierzecie się na spacer po moich ogrodach? Są naprawde przepiękne. I ogromne, można w nich łatwo zniknąć i zapomnieć o całym świecie - rechocze porozumiewawczo patrząc na księcia.
Fuj! Krzywię się chyba nie tylko w duchu, bo czuję kopnięcie w kostkę dochodzące oczywiście ze strony Marianny. Kiedy na nią patrzę, rzuca mi ostrzegawcze spojrznie.
Fryderyk milczy dłuższą chwilę, po czym, patrząc wprost na mnie i Rose pyta:
- Zrobi mi pani ten zaszczyt?
Rose podnosi w końcu wzrok i odpowiada cichutko.
- Tak, książę.
Fryderyk ledwo dostrzegalnie kiwa głową i zaciska mocno zarysowane szczęki. Widzę, jak próbuje powstrzymać wściekłość i w tym momencie odczuwam do niego sympatię. Cieszę się, że nie jest bezmyślnym narzędziem w rękach mojego wuja i swojego ojca.
- Z chęcią do was dołączę, o ile towarzyszyć będzie nam panienka Freya - wtrąca Alexander uśmiechając się szeroko.
Fryderykowi wymyka się ciche parsknięcie. Patrzę na niego zaskoczona. Jest w stanie reagować spokojnie na uwagi Stefana, a traci kontrolę tylko przez to, że Alex prawi mi komplementy? Aż tak mnie nie znosi? Cała sympatia, którą do niego odczuwałam jeszcze minutę temu wyparowuje w mgnieniu oka.
Postanawiam nie pozwolić się sprowokować. Nie dam mu tej satysfakcji.
- Z przyjemnością - odpowiadam rzucając hrabiemu słodkie spojrzenie.
Książę odchyla się na krześle, zakłada ręce na piersiach i rzuca mi rozbawione spojrzenie.
Mam ochote pokazać mu język.
Kiedy wstajemy od stołu od razu biorę pod ramię Rose.
Meżczyżni od razu ustawiają się koło nas, Alexander staje u mojego boku, Fryderyk staje po stronie Rose.
Idziemy dłuższą chwile w milczeniu. Każde z nas zastanawia się pewnie co powiedzieć. Znam moją siostrę i wiem, że za nic w świecie nie odezwie sie pierwsza. Co gorsza, wygląda na to, że obecność księcia działa na nia odurzajaco sprawiając, że jest jeszcze bardziej nieśmiała, niż zwykle.
Ja, ze swojej strony, nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Nie mogę przecież wyskoczyc, z głupia frant, z pytaniem czy książę wie, kiedy ma odbyc się jego ślub. Jak na razie jeszcze nawet oficjalnie się nie zaręczyli. Patrzę na jego piękny profil.
Idzie poważny, skupiony obok mojej siostry. Naprawdę będą piękną parą.
- Ależ tu pięknie! Drzewa burgundowe są w rzeczy samej tak niesamowite jak o tym słyszałem.
Rzucam wdzieczne spojrzenie Alexowi.
- To twój pierwszy raz w naszym królestwie, panie? - pytam, naprawdę ciekawa jego opinii.
- Tak, i już starciłem głowę. Piękno, które tu znalazłem, zapiera dech w piersiach - patrzy na mnie wymownie, a ja, nie mogąc się oprzeć, wybucham głośnym śmiechem.
Jest naprawdę uroczy.
Uśmiecha sie jeszcze szerzej, zadowolony, że udało mu sie mnie rozbawić.
- Czy zawsze jest tu tak gorąco? Czy to tylko ja tak bardzo je odczuwam, bo stoję obok pani.
Śmieję sie jeszcze głośniej.
- Alexandrze, miej litość dla naszych uszu - Fryderyk rzuca poważnym tonem.
Sztywniak!
Alexander rzuca mu kpiące spojrzenie.
- Daj spokój, Freddie, tylko sobie żartujemy! Freyu, może pokażesz mi ten staw? - wskazuje ręką na oczko wodne spory kawałek od miejsca, w którym stoimy.
Patrzę na Rose.
- W porządku? - pytam cicho i nachylam się do jej ucha.
- Jeżeli nie chcesz z nim zostawać sama, powiedz tylko słowo - szepcę upewniając się, iż żaden z mężczyzn nas nie słyszy.
- Chcę - rzuca cichutko. Oczywiscie spodziewałam się takiej właśnie odpowiedzi, a jednak, mimo wszystko, czuję ukłucie serca.
Wkładam rękę pod czekające na mnie ramię Alexandra i kieruję się z nim w stronę wody.
Pilnuję się z całych sił, żeby nie odwrócić głowy i sprawdzic, czy z Rose wszystko w porządku.
- Nie martw się Freyu, nic jej nie będzie - zapewne nietrudno odgadnąć moje myśli.
Spoglądam z uśmiechem na hrabiego. Naprawdę trudno go nie lubić.
- Długo się przyjaźnicie? - pytam.
- Odkąd pamiętam. To dobry człowiek - zatrzymuje się na chwilę patrząc mi w oczy. - Zapewniam cię Freyu, że Rose nie mogła trafić lepiej.
- Możliwe - rzucam ostrożnie. - Ale ona ma dopiero szesnaście lat. Nie ma żadnego doświadczenia z męzczyznami - tłumaczę.
Aleksander przechyla lekko głowę patrząc na mnie z nieukrywanym rozbawieniem.
- Bo ty masz za to ogromne?
Mimo woli opuszczam wzrok czujac jak sie czerwienię. Moje myśli biegną do Jeremii.
Milczę, bo przeciez nie opowiem mu o moich schadzkach z chłopcem stajennym, jak go nazywa Marianna. Dopiero by wybałuszył oczy.
- Książę jest od niej starszy - mówię gwoli wytłumaczenia.
- Twoim zdaniem byłoby lepiej, gdyby był tak samo niewinny jak toja siostra?
- Czyli przyznajesz, że nie jest niewnny? - łapię go za słówka.
Alexander wybucha śmiechem.
- Och, Freyu! Właśnie ukończyliśmy uniwersytet. Przez pięć lat studiowaliśmy daleko od rodziców, obowiązków i całej królewskiej etykiety - wyjaśnia. - Poza tym, musisz przyznać, że nie jesteśmy całkiem brzydcy - dodaje ze śmiechem. - sama więc odpowiedz sobie na te pytania.
Próbuje zgromić go wzrokiem udając oburzoną, ale ani trochę mi to nie wychodzi.
- Jakie jest Szmaragdowe Królestwo?- zmieniam temat.
Na twarz Alexandra wypływa szczery uśmiech.
- Zielone - odpowiada krótko.
Wybucham śmiechem.
Podnosi brwi zadowolony z siebie.
- No dobrze, jest bardzo zielone - sprawia, że śmieję sie jeszcze głośniej.
- Dużo zimniejsze, niż wasze. Piękne w zupełnie inny sposób. Nie bez powodu nazywa sie Szmaragdowym Królestwem. Wszystkie możliwe odcienie zieleni otaczają cię z każdej strony. Nawet ocean jest prawie zielony. Kiedy staniesz na klifie czujesz wszechogarniającą wolność, dzikość natury. Czujesz, że możesz swobodnie oddychać i żyć tak, jak chcesz - żar w jego ustach sprawia, że mu zazdroszczę. Tak mówi tylko ktoś bardzo pewny siebie. To musi być cudowne uczucie. Ufać tak bardzo samemu sobie.
- Nie każdy - mówię ostrożnie.
Alexander marszczy lekko brwi i przez chwilę w jego brazowych oczach gości smutek.
- Nie każdy - zgadza się posłusznie.
Kiedy dochodzimy do stawu oboje zamieramy.
Jest naprawde piękny.
Krystalicznie czysty, otoczony kwiatami we wszystkich barwach czerwieni. Po drugiej stronie widać dwa burgundowe drzewa, których gałęzie uginają się pod ciężarem słodkich owoców i wpadają gdzieniegdzie do wody. Na powierzchni, jak okiem sięgnąć, unoszą się czerwone kwiaty lostosu. Przez sam środek stawu przebiega uroczy mostek, stworzony do romantycznych przechadzek. Bez słowa kierujemy się w jego stronę.
Kiedy docieramy na środek zbiornika, opieramy się o barierki i podziwiamy widok w ciszy.
- Wow - odzywa się w końcu Alexander.
Patrzy na mnie z pragnieniem w oczach. Znam to spojrzenie. Widziałam je u Jeremii.
- Powinniśmy wracać - mówię pospiesznie. Jeszcze tylko tego mi brakuje do pełni szczęścia!
Nie potrzebuję romansu z hrabią!
- Freyu, ja - zaczyna cicho zbliżając się do mnie.
- Alexander! - krzyk Fryderyka przerywa magiczny moment. Hrabia klnie pod nosem, a ja powoli wypuszczam oddech. Nawet nie wiedziałam, że go wstrzymywałam. Dziękuję bogu i wszystkim bóstwom, że nam przeszkodził.
Odsuwam sie na bezpieczną odległość i macham ręką do pary stojącej na brzegu stawu.
- Czas wracać!- książę rzuca rozkazującym tonem.
Alexander wzrusza ramionami.
- Cholerny książę - rzuca raz jeszcze sprawiając, że uśmiecham się pod nosem, po czym wyciąga do mnie rękę.
Patrzę na nią lekko zdezorientowana, ale po chwili postanawiam podać mu swoją.
Kiedy docieramy do brzegu Fryderyk zimnym spojrzeniem ogarnia nasz uścisk. Bije od niego wrogość tak wielka, że mimowolnie kulę się za Alexandrem. Naprawdę nie rozumiem dlaczego aż tak bardzo działam mu na nerwy.
- Freyu? - Rose zwraca się do mnie. Jej blada cera jest prawie przezroczysta. Patrzy na mnie wzrokiem tak smutnym, że momentalnie ogarnia mnie przerażenie.
Puszczam dłoń Alexandra i podchodzę do niej obejmując ją ramieniem.
- Wszystko w porządku? - pytam oddalając nas od mężczyzn.
Rose wzrusza ramionami.
- Naprwdę nie wiem - mówi płaczliwym tonem.
Popycham ją lekko w kierunku, z którego przyszliśmy.
- Chodź, opowiesz mi o wszystkim - mówię łagodnym tonem.
Odwracam się do naszych towarzyszy i rzucam im spojrzenie nakazujące dać nam trochę swobody. Mam nadzieję oczywiste.
Kiedy znajdujemy się na tyle daleko, że jestem pewna, iż nas nie słyszą, pytam ponownie.
- Co masz na myśli mówiąc nie wiem - pytam. - Coś się stało? Zrobił ci krzywdę? - sama mysl, że mógłby ją skrzywdzić paraliżuje moje ciało. Jak mogłam zostawić ją samą?!
- Nie, no coś ty! - oburza się Rose. - Po prostu, nie jestem pewna, czy on mnie lubi w ten sposób. Traktuje mnie jak małą dziewczynkę - jest bliska łez.
Gładzę ją delikatnie po ramieniu nie wiedząc co odpowiedzieć. Czuję, że jeśli powiem, że przecież jest małą dziewczynką, rozbeczy się na dobre. Część mnie jest wdzięczna, że Fryderyk nie widzi w niej kandytadki na żonę, część jest jednak na niego zła. Przecież to już postanowione! Mógłby okazać jej choć odrobinę zainteresowania!
- Dlaczego tak myślisz? - pytam ostrożnie chcąc zyskać na czasie.
Ponownie siorbie i wzrusza ramionami.
- Po prostu wiem! - podnosi głos. - Takie rzeczy się wie! Nie zachowuje się tak, jak ten twój hrabia, który nie może oczu od ciebie oderwać! Och, Freyu, jestem taka nieszczęśliwa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro